Zakończenie roku
To, co publikuję poniżej, to jest 1 rozdział starego opowiadania plażowego, który zdecydowałam się wrzucić jako one-shot na konkurs na ML. Opowiadanie to miało być kontynuacją NW, ale NW poszło takimi drogami, że to, co tu przeczytacie, czasowo nie miałoby racji bytu, zatem śmiało możecie to potraktować jako AU względem uniwersum NW :D Dlatego też czytanie NW do zrozumienia tego shota nie jest wymagane, aczkolwiek jeśli bardzo chcecie, to powiem, że to opko pisałam w czasie porzucenia NW, zatem jeśli do czegoś nawiązuje, to do rozdziałów 1 – 32 1 księgi. Ogólnie dalej były jeszcze dwa rozdziały, ale pierwszy jest zamkniętą historią, więc na spokojnie.
~~~~
Po kołdrze, której spora część wylądowała na ziemi, można było wywnioskować, że tej nocy jej właścicielce musiało być naprawdę ciepło. Aurélie bowiem zwykle wolała się cała nią opatulić i w ten sposób przespać osiem godzin. Teraz jednak fala upałów trzymająca się nad Paryżem nie ustępowała nawet po zachodzie słońca.
— Dlatego nienawidzę lata — mruknęła dziewczyna sama do siebie. — Można się usmażyć, a z domu i tak trzeba wychodzić...
Ostrożnie otworzyła oczy i pochwaliła w duchu własną przezorność. Każdego ranka światło słońca wpadało przez okno wprost na jej łóżko, teraz jednak rolety zsunięte poprzedniego wieczoru nie pozwalały mu na oślepienie Aurélie. Zamiast tego całe pomieszczenie było skąpane w niebieskim półmroku. To jej odpowiadało, choć i tak musiała się przyzwyczaić do chociaż tej odrobiny blasku.
Wiedziała, że zejścia z łóżka już nie może odkładać na później. Budzik obudził ją równo o ósmej, a musiało minąć już z pięć minut od tego momentu. Jeśli teraz nie wstanie, będzie musiała się pospieszyć, żeby zdążyć do szkoły na dziewiątą, a tego raczej wolała uniknąć; lepiej dla niej było wyszykować się w swoim tempie.
No trudno — pomyślała. — Potem najwyżej pójdę znowu spać.
Uśmiechnęła się sama do siebie. Od dzisiaj będzie mogła spać tyle, ile się jej tylko zamarzy, musi jedynie być obecna na zakończeniu roku szkolnego. Ciekawe było jednak to, że o ile przez cały czas czekała na moment, w którym skończy gimnazjum, to teraz nie czuła specjalnego podekscytowania. Może to dlatego, że jeszcze się nie rozbudziła...
Poczłapała powoli do łazienki, po czym spojrzała w lustro. Uff, nie wyglądała tak tragicznie! Oczy się jej jeszcze na pół zamykały, a warkocz był rozczochrany, ale tak poza tym to wszystko było w porządku. Przynajmniej nie będzie wyglądać jak jakiś zombie w momencie odbierania świadectwa.
Szybko załatwiła swoje potrzeby, a potem mimo braku apetytu poszła do kuchni, żeby coś zjeść, wiedziała bowiem, że inaczej na zakończeniu będzie głodna, a przez to w ogóle nie będzie wiedziała, co się właściwie wokół niej dzieje.
Tam nikogo nie zastała. No tak, Lucien musiał już iść do pracy, a ojciec siedział w Marsylii, uganiając się za straconymi marzeniami. Wzruszając ramionami, usiadła przy stole i przysunęła do siebie talerz croissantów z dżemem.
Była nieco rozkojarzona; nawet nie zauważyła, jak skończyła śniadanie, umyła zęby, ubrała się i uczesała. Dziś akurat musiała wyglądać tak, żeby osoby postronne uznały to za elegancki ubiór, więc włożyła na siebie fioletową sukienkę odkopywaną z szafy parę razy w roku i błękitne baleriny nie zakładane wiele częściej od niej. Włosy też potraktowała w wyjątkowy sposób, czyli związała je w pół kok. Z początku w ogóle chciała je zostawić rozpuszczone, ale nie mogła sobie pozwolić na to, by nie wziąć ze sobą Miraculum Muchy. To nawet nie tak, że spodziewała się ataku, tylko że wolała je jednak mieć ze sobą. A poza tym Flyy zabiłaby ją, gdyby jej nie wzięła na zakończenie roku.
Nie mogąc dłużej tego wszystkiego przeciągać, powoli wyszła z domu, pamiętając o tym, by zamknąć porządnie drzwi. Rozkoszowała się chwilę przyjemnym chłodem panującym na klatce schodowej, nie trwał on jednak długo. Już po chwili znalazła się na nasłonecznionym chodniku. Nie było tragicznie, choć wolała nie stać tak zbyt długo. Ruszyła w kierunku szkoły, mając nadzieję na szybkie odnalezienie cienia.
Nagle usłyszała za sobą dziwny szmer. A potem...
— Bu!
— A! — wyrwało się jej z ust.
Aurélie natychmiast się odwróciła, by odnaleźć źródło tego dźwięku. Jak się okazało, była nim rudowłosa dziewczyna roześmiana od ucha do ucha. Tak samo jak ona, Sende miała na sobie eleganckie ubrania, w końcu też kończyła dziś szkołę. Jednak ona wybrała zupełnie inny styl, niż Aurélie: biała koszula z krótkim rękawem ładnie łączyła się z czarnymi rurkami i równie czarnymi napastowanymi butami.
— Wystraszyłaś mnie! — powiedziała Aurélie z wyrzutem. — Mówiłam ci, żebyś tak nie robiła!
— Wybacz! — Uśmiech Sende tylko się poszerzył. — Nie mogłam się powstrzymać. Nawiasem mówiąc, naprawdę ładnie wyglądasz. Czemu częściej nie rozpuszczasz włosów?
— One nie są całkiem rozpuszczone... Ale dzięki. — Aurélie uśmiechnęła się delikatnie. — Ty też fajnie wyglądasz.
— To chyba dobrze. To co, idziemy skończyć szkołę?
— Tak, chyba tak...
Szły więc dalej, przez jakiś kwadrans, gdy w końcu ujrzały budynek Collège Françoise Dupont. Zgromadziło się już pod nim całkiem sporo uczniów, większość była ładnie ubrana, choć oczywiście było parę wyjątków. Oni akurat albo zapomnieli, że powinni dobrze wyglądać, albo nie znali definicji słowa „elegancki".
Aurélie wyciągnęła telefon z małej torebeczki, którą przewiesiła sobie przez ramię, a potem spojrzała na jego ekran. Była za pięć dziewiąta. To idealnie, za chwilę się zacznie.
— Jak myślisz, Roxy się zjawi? — zapytała Sende.
— Może akurat się jej zachce — odparła Aurélie. — Mnie akurat bardziej ciekawi, czy zda...
— Aż tak w nią nie wierzysz? Wydaje mi się, że zda...
— No ja tam nie wiem... To ty jesteś z nią w klasie, nie ja, nie mnie oceniać, czy zda.
Sende pokręciła głową, jakby załamując się nad tym, z jakim niedowiarkiem ma do czynienia. Zaledwie chwilkę po tym szkoła już otworzyła swe podwoje. Uczniowie natychmiast ruszyli do środka; Sende i Aurélie dały radę wcisnąć się do ogonka, wypychając na koniec paru chuderlawych chłopców.
Kiedy w końcu przepchały się do środka, oczom Aurélie ukazało się szkole boisko, jednak teraz ustawiono na nim sporo krzeseł. Tworzyły one rzędy przedzielone pośrodku, a spora część z nich była już zajęta. Zamontowano także podwyższenie, na którym stało już całe grono nauczycielskie z dyrektorem Damoclesem na czele. Aurélie już chciała usiąść obok Sende, gdy nagle rozgrzmiał głos pani Mendeleiev:
— Uczniowie siadają klasami! Powtarzam, wszyscy uczniowie mają siedzieć według przydzielonych klas! Proszę szukać swoich klas!
— No trudno, na razie musimy się rozdzielić — mruknęła Aurélie i zaczęła szukać swojej klasy.
Nie było to trudne, zważywszy na to, że teraz był tu tylko ich rocznik. Pozostałe klasy miały mieć zakończenie roku dopiero za dwie godziny. Znalazła wolne miejsce obok blondynki w dwóch kucykach i usiadła trochę niechętnie, bo mimo wszystko nieszczególnie przepadała za Aurore. Nawet nie rozmawiały za dużo, ale jej poczucie wyższości i pogarda wobec Mireille tylko dlatego, że ta okazała się lepsza od Aurore w show-biznesie sprawiały, że Aurélie za żadne skarby nie chciałaby mieć jej za przyjaciółkę.
Nie mogła jednak za długo zadręczać się swoją sąsiadką, bo już chwilę później dyrektor zabrał głos. Aurélie chciała uważać na to, co mówi i nawet udawało się jej to przez parę pierwszych minut, ale już chwilę potem zaczęła tracić zainteresowanie, zwłaszcza że zdążyła już pożałować, że szkolna sala gimnastyczna nie jest zadaszona. Słońce jeszcze nie świeciło zbyt wysoko, ale ciepło paryskiego powietrza było zdecydowanie bardziej zajmujące i nieprzyjemne niż pan Damocles opowiadający historię szkoły. Chyba wszyscy znali ją już na pamięć, bo dyrektor i nauczyciele powtarzali ją przy każdej możliwej okazji.
Po historii szkoły nauczyciele kolejno dziękowali za te wspaniałe lata, jakie mogli spędzić z najcudowniejszym rocznikiem w tej szkole. Pani Mendeleiev wygłaszała jednak swoją mowę tak, że łatwo było się domyślić, że jedyne, czego teraz chce, to spędzić dwa miesiące bez dzieci. Zresztą to nie było tylko jej marzenie, większość nauczycieli podzielała jej pogląd. Jedynym wyjątkiem okazała się nauczycielka francuskiego, pani Bustier, której chyba naprawdę było smutno, że musi się pożegnać ze swoimi uczniami.
I w końcu, gdy ze sceny zszedł nawet woźny po tym, jak dziękował niebiosom, że już więcej nie będzie musiał sprzątać po dzieciakach, bo przejął fortunę swojej dopiero co zmarłej babci, dyrektor ponownie przejął mikrofon.
— A teraz nastąpi chwila oczekiwana przez wszystkich, czyli rozdanie świadectw! Jako pierwszą na scenę zaprosimy klasę pani Bustier! Prosimy o odczytanie nazwisk.
Pani Bustier przejęła mikrofon.
— Adrien Agreste! Sende Blanchard!
Aurélie uśmiechnęła się. Za chwilę Sende oficjalnie skończy gimnazjum!
Uczniowie wychodzili na scenę, według kolejności, w której wywoływała ich nauczycielka. Uwagę Aurélie przykuła jak zawsze dumna Chloé Bourgeois, oprócz niej rozpoznała Alyę, szkolną blogerkę, Marinette, której rodzice prowadzili piekarnię obok szkoły, Nino, który był DJ-em na każdej szkolnej imprezie, a także Rose, pod której urokiem rozpływali się wszyscy.
— Roxana Moon!
Roxy wyszła na scenę. Aurélie ani trochę nie zaskoczyło, że dziewczyna nie zechciała zmienić swojego ubrania na ani trochę bardziej formalne. Pokręciła lekko głową, ale jednocześnie uśmiechnęła się w duchu. To byłoby zdecydowanie dziwne, gdyby Roxy nagle postanowiła przystosować się do ogólnie przyjętych standardów społecznych.
Ostatnią osobą, która weszła na scenę, była uśmiechająca się słodko Lila Rossi. Według krążących plotek znajdowała się w centrum niemal każdego ważnego wydarzenia na świecie i bez względu na to, czy chociaż połowa z tego była prawdziwa, nie dało się zaprzeczyć, że należało się jej miejsce wśród najpopularniejszych dziewczyn w szkole.
Gdy już cała klasa znalazła się na podium, pani Bustier i dyrektor poszli wręczać im świadectwa. Trwało to parę minut, trochę czasu zajął także powrót uczniów na swoje miejsca.
— Następna będzie klasa pani Mendeleiev! Serdecznie zapraszamy!
— Aurore Beauréale! — zaczęła wyliczać pani Mendeleiev.
Aurore natychmiast podniosła się z krzesła i przepychając się obok Aurélie, podążyła na scenę. Później zaczęli się przepychać kolejni uczniowie i dziewczyna uznała, że wybrała sobie najgorsze możliwe miejsce tuż w przejściu, mając przy tym ostatni numer w dzienniku. W końcu gdy zniosła wyjątkowo bolesne przejście Jeana Duparca, uznała, że po prostu wstanie i usunie się z drogi.
Kiedy w końcu wywołano jej sąsiadkę z dziennika, usłyszała to, na co najbardziej dziś czekała.
— Aurélie Voler!
Przywołała na twarz uśmiech i ruszyła w kierunku sceny, starając się nie garbić. Miała szczerą nadzieję, że nie wywołała w głowach pozostałych uczniów i nauczycieli skojarzenia z pingwinem. Gdy w końcu stanęła na scenie, jej klasa zaczęła otrzymywać świadectwa. Trochę przy tym się jej nudziło, ale w momencie, w którym dyrektor znalazł się tuż obok niej, mentalnie uderzyła się w policzek.
— Aurélie — powiedziała pani Mendeleiev, która właśnie obok niej przystanęła — chciałabym podziękować ci za te lata, w których mogłam cię czegoś nauczyć.
Co ciekawe, teraz wydawała się mówić nawet szczerze... Może to kwestia tego, że Aurélie od zawsze lubiła chemię i przede wszystkim jej dobrze szła?
Dziewczyna uścisnęła rękę wychowawczyni i przez chwilę nawet zrobiło się jej żal, że nie będzie miała z nią już lekcji. Mimo wszystkich swoich wad pani Mendeleiev nawet nie była taką tragiczną nauczycielką, a gdy widziała, że ktoś jest zainteresowany jej lekcjami, sprawiało jej to radość.
— Aurélie, gratuluję ci tego pięknego świadectwa — odezwał się dyrektor, ściskając jej dłoń. — Najwyższa średnia w szkole, jestem naprawdę dumny.
Wręczył jej papier, a ona natychmiast na niego zajrzała. Uśmiechnęła się z satysfakcją; tyle pracowała na te oceny i w końcu się opłaciło! Przez chwilę była w nie tak wgapiona, że nie zauważyła momentu, w którym na scenie pozostała tylko ona. Uświadomiła sobie to w momencie, gdy dyrektor odchrząknął głośno.
— Co? — Podniosła głowę i ujrzała uczniów nieco zdziwionych i rozbawionych tą sytuacją. — O ja cię, przepraszam!
Natychmiast zbiegła ze sceny, odprowadzona przez ciche śmiechy. Ku swojemu przerażeniu poczuła, że policzki jej płoną. Oby nikt nie zauważył jej zażenowania! Na szczęście nie było zbyt dużo czasu na rozważania, bo kolejne klasy też musiały otrzymać świadectwa.
Teraz ceremonia mijała już zupełnie nudno, na szczęście nie trwało to jakoś zatrważająco długo. Kwadrans później na scenie stała już ostatnia z klas. Uczniom gratulował pan od plastyki, który jakimś cudem dostał wychowawstwo.
Zatrzymał się dłużej przy jednym z uczniów, stojących przy końcu. Coś mu mówił, jednak na widowni nie było tego słychać. Gdy w końcu się od niego odsunął, aby dać świadectwo jego już nieco zniecierpliwionemu sąsiadowi, Aurélie zauważyła, że ten uczeń nie jest zbyt zadowolony. Ciekawe, co się stało... Czyżby dostał zły stopień?
— Dziękujemy wszystkim uczniom i nauczycielom, którzy przyszli dzisiaj, aby uczcić zakończenie edukacji na etapie gimnazjum! — odezwał się Damocles, a za jego plecami klasa opuszczała scenę.
Tylko ten jeden uczeń się nie ruszył, podobnie jak Aurélie przedtem, ale drżał na pewno nie z podekscytowania.
— Blaise? — odezwał się dyrektor, który zauważył niecodzienną sytuację.
— Zostawcie mnie wszyscy! — krzyknął nagle uczeń.
Zbiegł ze sceny i już po chwili zniknął w szatni. Parę głów odwróciło się w tamtym kierunku, jednak już po chwili patrzyli na pana Damoclesa, który miał wypowiedzieć zdanie oczekiwane przez wszystkich.
— Uwaga, uwaga! — odezwał się ponownie po chwili. — Wakacje uważam za roz—
— Nie tak prędko! — zagrzmiał czyjś głos.
Tym razem wszyscy obrócili się w stronę szatni. Właśnie wyszedł z niej nie kto inny, jak tylko Blaise, lecz teraz jego skóra była niebieska, a jego ubrania co najmniej okropne. Nawet Aurélie z beznadziejnym gustem do ubrań nie założyłaby koszuli z krawatem, na to bezrękawnika w romby, a do tego szortów, śnieżnobiałych podkolanówek, błyszczących czarnych butów i beretu!
Czuła jednak, że tu nie tylko chodzi o beznadziejny ubiór. Coś jej bowiem podpowiadało, że Blaise wcale nie miał w swojej szafce takiego dziwnego przebrania, a dostał je w prezencie od Władcy Ciem.
— Zaczekajcie chwilę! — Chłopak rozłożył ręce. — Oto przybył najlepszy Uczeń, jakiego widzieliście!
Jego słowa wywołały efekt, którego każdy mógł się spodziewać: wszyscy wrzasnęli głośno i rozbiegli się we wszystkie strony. No, z wyjątkiem dyrektora. Ten krzyknął do mikrofonu: „Wszyscy macie już wakacje!", a dopiero potem zaczął uciekać.
Jak dobrze, że oficjalnie mamy wakacje — pomyślała Aurélie, w szaleńczym biegu rozglądając się za kryjówką, w której mogłaby się przemienić niezauważona. Najlepsza byłaby łazienka, ale by do niej dojść, trzeba przejść przez szatnię, w której drzwiach stał Uczeń, a to zdecydowanie odpadało. Hm, to lepiej wyjść ze szkoły? Spojrzała w tamtym kierunku; wokół i tak dużych drzwi wejściowych kłębił się tłum uczniów. Każdy chciał wybiec jak najszybciej, nie przejmując się tym, co się stanie z innymi. Typowy ludzki egoizm sprawił, że Aurélie musiała szukać innej drogi. To powinna w takim razie uciekać do którejś z klas? Ale z drugiej strony wszyscy kierowali się właśnie do drzwi, gdyby ona pobiegła gdzieś indziej, nie dość, że byłoby to bardzo podejrzane, to jeszcze wtedy złoczyńca na pewno by ją zaatakował, a tego zdecydowanie nie chciała.
Po sekundowym namyśle skręciła w stronę wejścia — uznała, że potem odbije w któreś z bocznych drzwi. Popychana przez tych, którzy jeszcze nie zdążyli dołączyć do przerażonego tłumu, w końcu wbiegła po schodkach na podwyższenie i nie myśląc wiele, skręciła w lewo do gabinetu pielęgniarki. Nacisnęła klamkę, modląc się, aby drzwi były otwarte. Bingo! Uchyliła je lekko i weszła do środka, po czym starannie je za sobą zamknęła.
Flyy mogła w końcu wychynąć z jej torebki.
— Wszystkie zakończenia roku kończą się atakiem akumy? — zapytało kwami lekko zdziwione.
— Wyobraź sobie, że nie... — odsapnęła Aurélie, zmęczona po biegu. Nie miała ochoty na pogaduszki. — Nie mamy czasu. Flyy, bzycz nad uchem!
Mimo całej swojej niechęci do bycia bohaterką nawet podobał się jej moment przemiany. Na chwilę wszystko stawało się czystym światłem, a gdy ono ustępowało, ujawniało ją w zupełnie odmienionej formie. Jako Mucha czuła się zupełnie kimś innym, kimś lepszym, kto naprawdę ma jakieś możliwości.
Otworzyła ponownie drzwi i wychynęła z powrotem do głównej części szkoły. Miała nadzieję, że nikt nie zauważył Aurélie wchodzącej do gabinetu i potem Muchy z niej wychodzącej, bo mógłby szybko skojarzyć fakty.
Niewiele się zmieniło pod jej nieobecność — uczniowie i nauczyciele nadal uciekali w panice (ci drudzy udawali, że zachowują spokój, ale słabo im to wychodziło). A Uczeń... Chwila, już nie było go przy szatni! Mucha powiodła wzrokiem i ku swojemu przerażeniu ujrzała go wśród tłumu przy drzwiach. A to spryciarz! Zwiódł wszystkich tutaj, a potem się wmieszał, jak gdyby nigdy nic! Ciekawe, co właściwie kombinuje i w jaką moc wyposażył go Władca Ciem, by ten cel osiągnął?
— Czyli nie chcieliście zaczekać? — odezwał się w końcu.
Przerażeni ludzie wyłowili go wzrokiem i na nowo wybuchła panika. Tym razem nie wszyscy pchali się do drzwi, spora część biegała we wszelkie możliwe strony; niektórzy nawet schronili się w gabinecie pielęgniarki jak uprzednio Aurélie.
— W takim razie nie będzie już tak miło! Pokażę wam, co potrafię!
Wycelował niebieski palec w uczniów i przesuwając go po każdym słowie, wyrecytował:
— Raz, dwa, trzy, teraz głupi będziesz... ty! — Palec Ucznia zatrzymał się na Aurore Beauréale.
Niedoszła pogodynka wzdrygnęła się lekko. Podniosła głowę, po czym... zaczęła skakać i klaskać rękami.
— O, super, gramy w wyliczanki! Mogę ja, mogę ja?
— Oczywiście, kochana! — odparł Uczeń. — Tylko smutno by było, jeśli gralibyśmy tylko we dwoje, nieprawdaż?
— Kto z nami zagra? — zainteresowała się Aurore. — Mireille? Chętnie ją ogram! Będzie miała za swoje!
— Mireille, tak? Proszę bardzo! Raz, dwa, trzy, teraz głupia będziesz ty, droga Mireille! — Wycelował palec w Mireille, której próba schowania się za Ivanem niezbyt się powiodła.
— Słyszałam, że będziemy grać... W takim razie pokonam Aurore, choćby nie wiem co! — odezwała się Mireille, która jak widać także padła ofiarą czaru głupoty.
Okej, to się robi dziwne — pomyślała Mucha. — Jeśli on zrobi ze wszystkich idiotów, to będzie jakaś tragedia! Choć gdyby tak walnął tym Władcę Ciem, to nie byłoby problemu...
Nie, Aurélie, skup się! — odparła sama sobie. — Inaczej Uczeń nawet nie będzie musiał cię trafiać tym ogłupiaczem!
Tylko co by zrobić...
— Wiecie co? — rozmyślania dziewczyny przerwał głos Ucznia. — Mam dla was lepszą zabawę niż wyliczanki! Która pierwsza złapie ją — wskazał na Muchę — wygra. — Uśmiechnął się pogardliwie.
— Chwila... Co? — wyrwało się Aurélie.
Zauważyła, że Aurore i Mireille naprawdę zaczynają ją gonić, co skwitowała głośnym „AAAAAA!" i sprintem w kierunku schodów. Jej pierwszym i najprostszym założeniem było uciec jak najdalej, mając nadzieję, że Aurore i Mireille po drodze same się wykończą, a jeśli tak nie nastąpi, zacząć panikować. Ale podczas ucieczki miała przynajmniej chwilkę, by pomyśleć o tym, co właśnie się stało.
Jak widać, Uczeń mógł sprawić, że inni staną się głupi i naiwni jak małe dzieci. Tak łatwo skłonił Aurore i Mireille do tej głupiej pogoni! Ale właściwie czemu to zrobił? Nie łatwiej by było, gdyby wycelował ten swój paluch w Muchę i potem w dziecinnie prosty sposób skłonił do oddania miraculum? Pomyślała, że w jego mocy prawie na pewno istnieje ograniczona ilość osób, które może jednocześnie ogłupić, ale na pewno nie była tak mała jak tylko dwie, Władca Ciem na pewno nie dałby mu aż tak bezużytecznej mocy. Ale jeśli tak, to i tak mógłby rzucić na nią swój czar. A może osoba z miraculum była odporna? W sumie wątpliwe...
Przypomniała sobie nagle, jak mistrz Fu pewnego razu opowiadał jej o dawnych walkach Biedronki i Czarnego Kota (ona sama uznała wtedy, że na podstawie ich opisów można by nakręcić serial). Wspomniał wtedy o mężczyźnie, który zamieniał się w zwierzęta, jednak ciągłe przemiany w końcu go wyczerpały. Może w czymś takim tkwi sedno? Może nie chodzi o ilość osób kontrolowanych jednocześnie, a o ogólną ilość użytej mocy?
Wydawało się jej, że z początku złoczyńca jej nie zauważył... Możliwe, że nie chciał ryzykować kolejnych strzałów, które mogłyby mu uniemożliwić walkę z Biedronką i Czarnym Kotem? W końcu to ich miracula były najważniejsze, tylko na nich Władcy Ciem naprawdę zależało. Mucha w końcu zrozumiała: Uczeń właśnie odciągał ją jak najdalej, żeby nie była w stanie pomóc Biedronce i Czarnemu Kotu.
I tak było to nieco nielogiczne, ale dziewczyna wzruszyła ramionami, co musiało wyglądać nieco pokracznie w biegu. Dotarła w końcu do jakiejś dalekiej klasy i zamknęła za sobą drzwi, po czym oparła się, dysząc ciężko. Przez chwilę zastanawiała się, czym by je można zastawić, ale ostatecznie uznała, że lepiej nie przestawać podpierać drzwi. Jeszcze te idiotki się tu władują.
— Zamknęła drzwi! — zawołała Aurore na korytarzu. — Jak ją teraz złapiemy?
— Nie wiem, ale na pewno złapię ją pierwsza! — odparła Mireille, po czym Mucha nagle usłyszała uderzenie.
— Aua! To bolało!
Kolejne uderzenie, a za nim kolejne ciosy pomieszane z pojękiwaniem to były dźwięki towarzyszące Aurélie przez kolejne kilka minut. Gdy nagle ucichły, zaczęła się zastanawiać, co właściwie się stało. Jeszcze przez chwilę trzymała drzwi, jednak głosy nie wracały. Ciekawość przemogła i uchyliła je lekko.
To, co tam ujrzała, sprawiło, że prawie się roześmiała. Na ziemi przed salą leżały Aurore i Mireille, nieprzytomne lub ledwo przytomne, do tego bardzo poobijane. Nie mogła uwierzyć w to, że nie mogąc jej dogonić, wyładowały swój gniew na sobie nawzajem! Pokręciła głową z niedowierzaniem i wymruczała:
— Co też głupota robi z ludźmi...
Przekroczyła ostrożnie obie dziewczyny prawie tak, jakby były martwe, po czym podążyła szukać Ucznia, na początku cicho, a potem już nie zachowując środków ostrożności. Gdy znalazła się w okolicy wejścia do szkoły, jej oczom ukazał się istny cyrk. Oto wszyscy (lub prawie wszyscy) robili z siebie klaunów, skacząc, tańcząc, biegając po całym holu oraz śpiewając jakieś piosenki bez rytmu. W tym tłumie dopiero po chwili dostrzegła Ucznia: zadowolony z siebie stał w środku tłumu pajaców. Biedronka i Czarny Kot, którzy się w końcu pojawili, próbowali się przez nich przedrzeć, ale słabo im to szło.
— O matko... — mruknęła Mucha pod nosem.
Zeskoczyła ze schodów i zaczepiła swoją gumą o jakiegoś chudego chłopaka. Pociągnęła, a on odsunął się bez protestów. Jednak to nie za dużo dało, bo już chwilę później wrócił na swoje miejsce, by dalej jodłować, co prawda nieco nieudolnie. Spróbowała z paroma innymi osobami, ale większość wracała na swoje miejsce; jeden chłopak okazał się na tyle potężny, że nawet najsilniejsze pociągnięcie, na jakie było Muchę stać, nie ruszyło go ani o milimetr. Dysząc nieco, odpuściła sobie tę syzyfową pracę i doskoczyła do Biedronki i Czarnego Kota.
— Jak się mamy do niego przedostać?! — zapytała, ledwo przekrzykując zgiełk.
— Nie wiem, oni ciągle wracają na swoje miejsca! — odparła Biedronka.
— Są wierni Uczniowi prawie tak jak ja tobie, Biedronsiu! — Czarny Kot ledwo uniknął uderzenia przez rzucony prosto w niego balon z wodą, który nauczyciel od plastyki wynalazł chyba znikąd.
— Właśnie, trzeba by ich jakoś odciągnąć, ale nie mam pojęcia jak! — Tym razem unik przed balonem musiała zrobić Biedronka.
— Użyj Szczęśliwego Trafu, może wyrzuci jakąś zabaweczkę, o którą ci idioci się pobiją czy coś! — zakrzyknęła Mucha. — Są tak głupi, że polecieliby nawet na łopatkę i wiaderko do piaskownicy...
— Dobra, osłaniajcie mnie na wszelki wypadek.
Biedronka odsunęła się nieco; Czarny Kot odbijał kolejne balony, a Aurélie pobiegła do tyłu, gdyby miało się jakimś cudem okazać, że ktoś chciałby zajść ich od tamtej strony. Jednak nic takiego się nie stało. Gdy Mucha zobaczyła wyrzucone do góry jojo, a jej uszu dobiegł okrzyk: „Szczęśliwy Traf!", wiedziała, że się udało.
— Okej, ma ktoś pomysł, co zrobić z papierowymi talerzami? — odezwała się Biedronka, a zapał Muchy nieco oklapł. Miała nadzieję, że moc wyrzuci coś, o co podwładni Ucznia zechcą się pobić, ale chyba nawet najgłupszy człowiek świata nie chciałby walczyć o papierowe talerzyki...
— Szczęśliwy Traf chyba chce, żebyśmy urządzili sobie piknik — zażartował Czarny Kot. — Ale teraz chyba nie ma na to czasu...
— Chwila — przerwała mu Mucha. — To jest to! Zrobimy piknik dla tych bezmózgów!
— Chyba nie mówisz serio? — zapytała Biedronka. — Niby skąd chcesz wytrzasnąć kocyk i jedzenie piknikowe?
— Z kuchni! Dobra, kocyka nie będzie, ale parę obrusów się znajdzie... A co do jedzenia, to czy kucharki nie miały robić obiadu dla tych uczniów, którzy zapłacili jeszcze za ten jeden dzień?
— Faktycznie — zgodziła się z nią Biedronka. — Dobra, leć do kuchni i zrób, co tam uważasz za słuszne, a może w końcu zaznamy wakacji!
Mucha skinęła głową i natychmiast pobiegła w stronę szkolnej stołówki. Och, miała już coraz bardziej dość tego biegania... Czy Władcy Ciem naprawdę coś by się stało, gdyby akurat dzisiaj, w pierwszy dzień wakacji, powstrzymał się od wysyłania akum? Przecież będzie miał na to mnóstwo czasu przez kolejne dwa miesiące!
Już prawie była przy drzwiach, gdy zauważyła... Aurore i Mireille stojące na straży.
— Ha! — Aurore wydała z siebie triumfalny okrzyk. — Myślałaś, że jesteśmy takie głupie?
Prawdę mówiąc, tak — odpowiedziała w myślach Aurélie.
— Gdy się obudziłyśmy, zobaczyłyśmy, że biegniesz do stołówki i zastawiłyśmy pułapkę! — wyjaśniła Mireille. — Teraz się nam nie wymkniesz!
— Oj, dziewczyny — Mucha siliła się na beztroski ton. — Chyba naprawdę nie chcecie mnie złapać? Bo wtedy to ja będę berkiem i będziecie musiały przede mną uciekać! A potem znowu wy będziecie gonić i tak w kółko... Nie wolałybyście pograć w coś lepszego?
— Faktycznie, nie lubię biegać — zastanowiła się Aurore.
— Ani ja — zgodziła się Mireille.
— Ale już nie musimy biegać! Ty chcesz się dostać do stołówki, w sumie nie wiemy po co, a my cię nie przepuszczamy! A jak cię złapiemy, to koniec gry! Uczeń da nam nagrody!
— Okej, a wiecie, jakie nagrody chce wam dać?
— Nie, ale to musi być coś fajnego! — uznała Mireille. — Inaczej by nie kazał nam cię gonić.
— Wiecie, co jest lepsze od nagród Ucznia? — Aurélie miała nadzieję, że w końcu jakoś uda się jej namówić dziewczyny do zaniechania prób złapania jej. — Jedzonko! Tam, za tymi drzwiami, kucharki gotują przepyszny obiad. Jak ze mną wejdziecie, dostaniecie najlepsze jedzenie w całym Paryżu!
— Moja mama gotuje dobre jedzenie — zastanowiła się Mireille. — Nie chcę tego czegoś, co gotują szkolne kucharki.
— Oj, weź! Nawet nie spróbowałaś.
— Ale nie chcę!
— Mam propozycję! Najpierw spróbujesz jedzenia kucharek, a potem dam ci się złapać, co ty na to?
— Hm, niech ci będzie — zgodziła się w końcu dziewczyna.
— Mam jedno pytanko — odezwała się nagle Aurore. Oby to nie przekreśliło planów, modliła się w duchu Mucha. — Czy te kucharki mają coś bez mięsa?
Uff!
— Pewnie! — potwierdziła Mucha. — Chodźcie za mną!
***
Kucharki na początku nie chciały oddać jedzenia, ale gdy Aurélie opowiedziała im o złoczyńcy w holu, podarowały jej dwa duże koszyki jedzenia i jeden ze szkolnych obrusów. Następnie nałożyły Aurore i Mireille ich obiecane jedzenie.
— Jeśli możecie, postarajcie się zatrzymać je tu na jak najdłużej, proszę — powiedziała Mucha. — Najlepiej niech nie zauważą, że wychodzę.
Kucharki chyba wzięły sobie to do serca, bo udało im się posadzić Aurore i Mireille tyłem do wyjścia, pomimo ich początkowych sprzeciwów. Zapewniły je, że widok tapety ma kojący wpływ na trawienie. Tymczasem Mucha powoli wydostała się ze stołówki, pamiętając o koszykach, obrusie i czerwonych talerzykach w czarne kropki.
Wróciła do holu i starając się nie zwracać na siebie zbytnio uwagi (w każdym razie jeszcze nie teraz), rozłożyła na ziemi obrus. Położyła na nim dwa otwarte już koszyki. Talerzyki ze Szczęśliwego Trafu rozłożyła równomiernie na brzegach obrusu. Spojrzała na swoje dzieło pod paroma kątami i zadowolona z siebie uśmiechnęła się lekko.
— Hej! — zawołała.
Nikt nie zwrócił na nią uwagi.
— Hej! — powtórzyła, tym razem głośniej.
Zwróciło się na nią kilkadziesiąt par oczu.
— Patrzcie, jaki cudowny piknik! — Wskazała ziemię za sobą. — Tak, to jest dla was wszystkich!
Paru najbardziej gorliwych od razu pobiegło oglądać dzieło Muchy.
— Hej, naprawdę chcecie mnie zostawić? — powiedział Uczeń prawie tak, jakby było mu przykro. Udawał naprawdę nieźle. — Nie słuchajcie jej! Jeśli pomożecie mi odebrać miracula Biedronki i Czarnego Kota, wtedy urządzę wam taki piknik, jakiego ona nigdy nie będzie w stanie!
Teraz większość ludzi znowu zwróciła się ku Uczniowi.
— Naprawdę chcecie pracować dla kogoś, kto wam tylko obiecuje, nawet nie pokazując, że swoje obietnice spełni? — Mucha się nie poddawała. Od tego wszystko zależało. — Ja tu naprawdę mam piknik, a Uczeń nie ma nic! Tylko puste słowa! — Sięgnęła po kaczy udziec z jednego z koszyków. — Patrzcie, jakie cudowne mięsko! — Ugryzła kawałek i musiała przyznać, że szkolne kucharki nie zostały tu zatrudnione z byle powodu. — A jakie dobre... I tak, naprawdę chcę się tym wszystkim z wami podzielić!
Albo widok mięsa, albo autentyczna błogość na jej twarzy ostatecznie przekonały prawie wszystkich zwolenników Ucznia. Przy złoczyńcy zostało mniej niż dziesięć osób, reszta tłoczyła się przy obrusie. Mucha cały czas tam stała i postanowiła w miarę sprawiedliwie podzielić jedzenie między wszystkich chętnych. Naprawdę sporo było chętnych na udka z kaczki, jednak dużo osób doceniło też sałatkę warzywną czy żeberka. Dopiero po chwili Mucha zorientowała się, że nie wzięła ze sobą żadnych sztućców, ale ludziom zdawało się to nie przeszkadzać; jedli gołymi rękami, na co pewnie nie zdecydowaliby się w normalnym stanie. Aurélie, wmawiając sobie, że to tylko kolejny element planu, zjadła do końca świetne kacze udko. Miała nadzieję, że Biedronka i Czarny Kot szybko uporają się z Uczniem, bo nie była pewna, czy kucharki już przygotowały deser.
Prawdziwe przerażenie dosięgło ją, gdy zajrzawszy do koszyków, zobaczyła, że już nic w nich nie ma. Ludzie jednak jeszcze nie zaspokoili swoich apetytów, mieli ochotę na jeszcze, co oznajmiali głośnymi wrzaskami.
— Chcemy żarcia! A jak nie, to wrócimy do Ucznia! — zakrzyknął ktoś z tłumu.
— Jasne! — odparła Mucha. — Chodźcie wszyscy do stołówki!
Tłum przyjął to entuzjastycznie. Poszli szybko do szkolnej stołówki.
Kucharki nieco zamurowało, gdy dojrzały tyle osób. Mucha znowu do nich podeszła.
— Mam nadzieję, że nie przeszkadzam szczególnie... Macie jakieś desery?
Najmłodsza z kucharek, z rudymi włosami schowanymi pod siatką, skinęła głową. Podała jej ogromny talerz pełen świeżych croissantów. Tymczasem pozostałe grzebały w poszukiwaniu innych słodkości.
Och, oby to się już skończyło — westchnęła w myślach. — Bo jak już nie będzie żarcia, chyba trzeba będzie ich tu zamknąć w tej stołówce, a tego wolałabym uniknąć.
Spojrzała z pewnym znudzeniem na tłum, który w zastraszającym tempie pożerał croissanty. Jakaś dziewczyna siedząca w pobliżu niej zjadała chyba już piąty rogalik, gdy nagle nadleciało mnóstwo malutkich biedronek. Dziewczyna zaczęła się od nich opędzać, jednak gdy już przeleciały, wrzasnęła głośno i odrzuciła od siebie croissanta.
— Jestem na diecie! Co to ma znaczyć?!
Niezwykła Biedronka już po chwili zrobiła porządek z pozostałymi ludźmi i stołówka była teraz wypełniona już nie głupimi (w większości) nastolatkami i nauczycielami w eleganckich strojach. Byli nieco skonfundowani, co wyrażali mnóstwem pytań, co się stało.
— Złoczyńca was ogłupił, ale wszystko już w porządku — odpowiedziała Mucha lakonicznie. Nie chciało się jej relacjonować całej walki. — Macie wakacje. A teraz już muszę iść!
Prawdę mówiąc, jeszcze nie musiała, ponieważ nie zużyła Latania, ale zdecydowanie nie chciała przebywać w ich towarzystwie. Postanowiła wrócić do gabinetu pielęgniarki i się odmienić, a potem odnaleźć Roxy i Sende. Właśnie zdała sobie sprawę, że żadnej z nich nie było w ogłupiałym tłumie, czyżby udało im się uciec?
Znalazłszy się w wejściu, zobaczyła klęczącego Blaise'a, a przy nim Biedronkę i Czarnego Kota. Przybliżyła się, by usłyszeć, co mówią.
— Wystarczy, że się postarasz — mówiła Biedronka. — Na pewno zaliczysz fizykę.
— Ale pani Mendeleiev mnie nienawidzi! W życiu mnie nie przepuści! — załkał Blaise.
— Może ktoś by ci pomógł w nauce? — zaproponowała dziewczyna. Nagle mina jej zrzedła. — Niestety, bardzo przepraszam, ale muszę już iść! Wierzę w ciebie!
Biedronka wybiegła ze szkoły, zapewne w celu znalezienia miejsca do odmiany. Mucha postanowiła podejść do stojącego tam nadal Czarnego Kota.
— Bez swojej armii Uczeń nie był już taki cwany — powiedział cicho bohater. — Jak widać, chciał się poczuć mądrzejszy od innych, a w sumie mu się nie dziwię. Gdybym nie zdał, też bym chciał ogłupić cały świat.
— Biedronka chyba ma rację. — Głos Blaise'a jeszcze lekko drżał, ale chłopak już nie płakał. — Powinienem po prostu się przyłożyć do nauki i porządnie zaliczyć tę fizykę. I jeszcze jedno... Przepraszam was za to, co zrobiłem. Niezbyt pamiętam, ale jak się zdenerwowałem, pobiegłem do szatni, a tam jakiś głos powiedział mi, że jeśli przyniosę mu miracula, on uczyni mnie najmądrzejszym. Jednak teraz już wiem, że nie powinienem był go słuchać. Mądrość osiąga się ciężką pracą, a nie pustymi obietnicami.
— Nie ty jeden zostałeś skuszony przez Władcę Ciem — odparł Czarny Kot. — Nie musisz przepraszać.
Blaise zgodził się skinięciem głowy, po czym pomaszerował w kierunku drzwi wejściowych.
Mucha pomachała Czarnemu Kotu. Ten, podobnie jak wcześniej Biedronka, wyszedł ze szkoły, a Mucha skierowała się do gabinetu pielęgniarki, mając nadzieję, że będzie pusty. Jak się okazało, te kilka osób, które tu wcześniej weszły, już zdążyły go opuścić.
— Flyy, przestań bzyczeć.
Przed nią pojawiło się kwami Muchy. Uśmiechało się lekko.
— Czyli co, teraz masz już wakacje?
— Chyba tak. — Aurélie też się uśmiechnęła. — Mam nadzieję, że Władca Ciem też weźmie urlop, chociaż na tydzień...
Uszczęśliwiona wizją leżenia na kanapie przez resztę dnia, wyszła z gabinetu pielęgniarki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top