Władczyni pogody
Mały dodatek z życia Tian. Minimum do przeczytania: księga 1, rozdział 39.
~~~~
Tian rozłożyła się wygodnie na wielkim łożu Shanyao. Położyła ręce pod głowę i leżała tak przez pewien czas, zastanawiając się, kiedy bóg światła postanowi powrócić. Przez tak długi czas się na to nie zapowiadało, że Tian, nawet nie zauważywszy, odpłynęła.
Śniło jej się, że płynęła na pokładzie żaglowca. Było pięknie, słonecznie... Wiedziała, że to dzięki Shanyao, który dbał, by nigdy nie brakowało jej światła. Och, jaki on był cudowny! Cieszyła się, że mogła być u jego boku.
Nagle całą żaglówką szarpnęło. Tian wstała, by zobaczyć, co się stało, a jej oczom ukazały się wzburzone fale. Zerwał się huragan! Bogini starała się utrzymać na pokładzie tak długo, aby znowu zmienić pogodę na słoneczną. Ale zanim zdołała się wystarczająco skoncentrować, wiatr zdmuchnął ją z żaglówki. Wpadła do wody...
I wtedy się obudziła. Oddychając szybko, zerwała się z łóżka. Zorientowała się, że była zupełnie sucha, ponadto w sypialni Shanyao nie dało się wyczuć nawet najlżejszego powiewu wiatru. Wiedziała, że jej sen mógł oznaczać tylko jedno. W świecie ludzi miała miejsce jakaś anomalia pogodowa.
Skupiła się, by wyczuć jej źródło. Pominęła kilka gwałtownych wiatrów, w tym sztorm na jakimś morzu, aż ostatecznie zrozumiała, skąd wzięły się jej sensacje. Skupiła się jeszcze bardziej, aż jej oczom ukazał się Paryż.
Nie było to jednak miasto miłości takie, jak zapamiętała. Na ciemnym niebie co chwilę pojawiały się błyskawice, a nieznośny wiatr dął uparcie. Co tu się stało?
Wreszcie Tian ujrzała jakąś postać lewitującą w powietrzu. Przyjrzała się jej dokładniej: postać miała skręcone fioletowe kucyki i sukienkę w tym samym kolorze, a jej twarz skrywała czarna maska. Nagle poruszyła parasolem trzymanym w dłoni i wywołała kolejny podmuch wiatru.
Tian wiedziała jedno. Ta dziewczyna była super!
Wcale nie zwróciła uwagi na to, że ten podmuch zmiótł z ziemi dwie postacie: jedną w czerwonym stroju w czarne kropki, a drugą w kostiumie jednolicie czarnym. Nic ją to nie obchodziło. Wpatrywała się zachwycona w fioletową władczynię pogody i żałowała, że z pewnością nie jest ona jej córką. Przeszło jej przez myśl, czy może nie powinna powstrzymać jej przed demolowaniem miasta miłości, ale powstrzymała się. Nie, ona była zbyt zachwycająca, by ją powstrzymywać!
Mimo to Tian obiecała sobie, że jeśli tamta posunie się za daleko, to wtedy podejmie działania.
— Hej, coś się stało? — usłyszała nagle głos przy swoim uchu.
Tian natychmiast wyszła z transu.
— Shanyao! — zawołała.
W istocie był to bóg światła. Uśmiechał się do niej, tymi swoimi olśniewająco białymi zębami.
— Co robisz? — zagadnął ją Shanyao.
— Nieważne, nic takiego — odparła wymijająco. — Czekałam na ciebie i trochę się zabawiłam. Ale to bez znaczenia. Jesteś tu i teraz oboje możemy się zabawić dużo lepiej.
~~~~
Jestem jak Tian i lovciam Nawałnicę ok.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top