Rozdział 29

Odpycham go z całych sił i rzucam wściekłe spojrzenie w oczy, które mnie prześladują stanowczo za często.

Walczę ze sobą, by od razu nie rzucić się na niego, ale próbuję wytrzymać choć kilka głupich minut. Nie mogę tak po prostu dać się przeprosić.

- Nie można tak napadać na kobiety po nocy – odzywam się obojętnym głosem.

Dobrze, że jest ciemno i nie widzi jak dużo wymaga to ode mnie siły. Staram się nie uśmiechnąć i właśnie w tym momencie, mogę pogratulować sobie za tą wspaniale odegraną rolę. Wypowiedziałam słowa bez zająknięcia się.

Wymijam go i podchodzę do drzwi wpisując kod. Wchodzę do środka i słyszę jak on pokonuje kroki tuż za mną. Z każdym kolejnym schodkiem, mam wrażenie, że moje nogi odrywają się od ciała. Przestaję nad nimi panować i prawie potykam się przy ostatnich schodach.

On za bardzo na mnie działa.

- Ktoś Cię napadł? – pyta przez zaciśnięte zęby.

Odwracam się w jego stronę i patrzę niepewnie w jego spiętą minę.

- Co? – szepczę, czując gulę w gardle.

- Mówiłaś o napadaniu w nocy – przypomina, ściskając trochę za mocno poręcz. – Powiedz tylko kto.

Wpadam na drzwi i odwracam się w ich stronę. Wyjmuję z kieszeni klucz i drżącą dłonią próbuję włożyć go do zamka. Udaje mi się dopiero po dłuższej chwili.

- Odpowiedz – nalega Nate.

Wchodzimy do mieszkania i od razu kieruję się szybko do łazienki. Zamykam się w niej i opieram dłonie o małą umywalkę. Unoszę spojrzenie na swoje odbicie w lustrze i jęczę cicho z powodu tego co widzę.

Dasz radę Alano. Pokaż mu, że kłamstwa Cię zabolały.

- Alana! – warczy, waląc pięścią w drzwi. – Wychodź!

Już czas.

Otwieram powoli drzwi i patrzę ostrożnie na jego zaciśniętą szczękę.

- Nikt mnie nie napadł – odzywam się z odwagą w głosie. – Nie musisz tak wariować.

Zbliża się do mnie i chwyta delikatnie za mój podbródek, po czym unosi go do góry.

- Skarbie – szepcze zbolałym głosem. – Przepraszam za bycie kompletnym kretynem.

On roztapia moje serce, sprawiając, że mam ochotę oddać mu się całkowicie i czekać na to co ze mną zrobi.

- Musisz wiedzieć, że...

- Zawiniłem – kończy za mnie. – Zjebałem wszystko i jestem teraz skłonny błagać na kolanach.

Otwieram usta, ale zastygam tak, widząc jak on faktycznie puszcza mnie i klęka na obu kolanach. Unosi zmęczone spojrzenie na moje usta i przełyka głośno ślinę.

- Zrobię wszystko – mówi zachrypniętym głosem. – Nie ma w moim życiu ważniejszej osoby od Ciebie i chcę byś to wiedziała. Przyrzekałem Cię kochać, szanować i chronić. Dotrzymam słowa choćbym miał tarzać się za Tobą po jebanej ziemi.

Jedna łezka. Malutka i tak bardzo potrzebna. Jest to ostatnia łza z powodu mojego bólu. Teraz moje serce skleja się ponownie.

- Jestem debilem – dodaje, przecierając twarz dłonią. – Ale zajebiście zakochanym debilem.

Nie miałam mu tak łatwo wybaczyć. Plan był taki, żeby wydusić z niego jak najwięcej informacji, które wcześniej przede mną zatajał. Chciałam dowiedzieć się wszystkiego, co tyczyło się mojego życia.

W planie pocałunek miał być na końcu. Po bardzo długiej i szczerej rozmowie.

- Nathanielu...

Podnosi się szybko i chwyta mnie za twarz, po czym wbija się prosto w usta. Nie umiem z tym walczyć i szybko odwzajemniam pocałunek. Tak długo czekałam na to aż go znów zobaczę, że teraz nie znajduję aż tyle silnej woli, by zachować się jak na zranioną kobietę przystało.

Przepadłam.

- Kocham Cię – dyszy pomiędzy pocałunkami. – Tak bardzo, kurwa, kocham.

Zarzucam ręce na jego kark a on chwyta za moje uda, podnosząc mnie. Oplatam go nogami w pasie i dwie sekundy później czuję jak mocno przyciska mnie do ściany.

Jesteśmy jak zwierzęta. Nie kontrolujemy tego co się właśnie dzieje i okropnie przeraża mnie to jak jeden mężczyzna wywrócił moje życie do góry nogami. Sprawił, że nauczyłam się kochać do utraty tchu i wierzyć, że w moim świecie nie ma innego wyjścia.

Jestem jego a on mój i tak już zostanie.

- Ja Ciebie też kocham – szepczę, dysząc głośno.

- Naprawię to. Przysięgam.

Już naprawił.

Może i jestem zła za niepotrzebne kłamstwa, ale to minie. On już więcej mnie nie skrzywdzi a ja nie ufam nikomu tak bardzo jak jemu.

Odpycha nas od ściany i niesie przez mieszkanie kładąc mnie na rozłożonej sofie. Dziękuję sama sobie za to, że nie chciało mi się złożyć sofy, po ubraniu się do pracy. Opadam na miękki materiał i puszczam jego kark tęskniąc już za ciepłem jego ciała. Podnosi się nieznacznie, ściągając bluzę przez głowę. Odrzuca ubranie na podłogę i sięga do zamka spodni, ale ja już zdążyłam oślinić się na widok mięśni, które śniły mi się każdej nocy.

- Ktoś tu chyba tęsknił? – pyta, uśmiechając się zarozumiale.

Rozpina spodnie i zsuwa je do kolan ukazując stojącego na baczność kutasa. Chwyta za moje uda pociągając w swoją stronę i wsuwa dłonie pod materiał koszuli. Rozpala mnie samym dotykiem, sprawiając, że wiję się jak opętana. Rozdziera materiał z szatańskim uśmiechem i mam ochotę go walnąć za to.

- Nate – syczę, udając wkurzenie. – Tu są guziki.

- Chuj mnie obchodzą guziki – odpowiada, schylając się do piersi. – Muszę mieć Cię właśnie teraz.

Ja też tego potrzebuję. Jestem piekielnie rozgrzana i marzyłam o tej chwili.

- Masz mnie – szepczę, patrząc prosto w jego ciemne oczy.

- Wiem skarbie – oznajmia, po czym całuje krótko moje usta. – Jesteś tylko moja.

Odrywa się od moich warg i zniża usta na szyję. Ssie przez chwilę miejsce tuż za lewym uchem doprowadzając mnie do szału. W końcu schodzi niżej i bierze w usta jeden z sutków. Z moich ust wydobywa się głośny jęk. Wyginam ciało w łuk a on chwyta mnie mocno za pośladki i ściska je w swoich dłoniach. Zamykam oczy, całkowicie poddając się tym doznaniom i uśmiecham się pod nosem na myśl, jak bardzo będę obolała o poranku.

**

Budzi mnie ściśnięty żołądek i chęć zwrócenia wszystkiego, co zjadłam wczorajszego dnia. Podnoszę się szybko z łóżka i biegnę do łazienki. Klękam przed sedesem i zwracam zawartość swojego żołądka. Z moich oczu zaczynają wypływać łzy, bo zaczynam dusić się podczas wymiotowania. W końcu opadam wykończona na podłogę i oddycham głęboko. Spuszczam wodę i dopiero po chwili podnoszę się na nogi. Staję przed umywalką i patrzę na swoje odbicie w lustrze. Myję twarz zimną wodą i porządnie szczotkuję zęby pastą miętową. Nie chcę by Nathaniel poczuł ode mnie ten okropny zapach.

Wychodzę z łazienki i obserwuję z uznaniem nagie ciało mojego męża. Leży na brzuchu, ukazując mi swój idealny tyłek i aż mam ochotę w niego klepnąć. Podchodzę do łóżka i zbieram nasze ubrania z podłogi. Zatrzymuję się przy pachnącej jego perfumami, bluzie. Kładę swoje ubrania na krześle obok i wsuwam na ciało jego bluzę. Pachnie cudownie i czuję jakby on był owinięty wokół mnie.

Idę do aneksu kuchennego i po cichu otwieram szafkę w której są patelnie. Wyjmuję jedną z dwóch jakie mam i stawiam je na kuchence. Otwieram lodówkę i sięgam po jajka oraz szynkę.

- Podwiń trochę do góry.

Podskakuję nagle, słysząc jego głęboki głos za sobą. Odwracam się w stronę uśmiechniętego Nathaniela i marszczę czoło zdezorientowana.

- Co mam podwinąć? – pytam głupio.

- Bluzę – odpowiada, wspierając głowę o ramię. – Zakrywa Twój wspaniały tyłeczek.

Parskam cicho śmiechem i ignoruję jego prośbę. Wracam do jajek i zaczynam je wbijać powoli na patelnię. Chcę już włączyć gaz, ale nieruchomieję czując jego dłonie na swoich udach. Wsuwa je pod materiał bluzy podnosząc do góry.

- Nie mogę się powstrzymać – oznajmia, całując lekko mój kark.

Zaciskam uda, czując kolejną falę pożądania, którą on wzbudza we mnie bez problemu. Wzdycham głośno, gdy jego dłoń przesuwa się w stronę mojej cipki.

- Idealnie mokra – szepcze do mojego ucha.

Przesuwa palcem po moich fałdkach, drażniąc je delikatnie, po czym wsuwa się powoli do środka. Z moich ust wyrywa się cichy jęk rozkoszy.

Chwytam drżącymi dłońmi za szynkę i staram się udawać, że nie działa na mnie takie pobudzanie. Chyba bez problemu mogę dalej gotować i...

- O Boże... - wzdycham głośno, gdy przyspiesza ruchy, doprowadzając moje ciało do szału.

Otwieram opakowanie szynki, które ledwo już trzymam. I wtedy to powraca.

Żołądek zaciska się niebezpiecznie i do gardła podchodzi mi gorzka żółć.

Odpycham szybko Nathaniela od siebie i biegnę znów do łazienki. Padam na podłogę i ukrywam twarz w wnętrzu sedesu. Wyrzucam z siebie praktycznie samą wodę, ale to i tak boli. Duszę się, próbując powtrzymać torsje, ale na szczęście, to szybko mija.

Nate staje nade mną i spuszcza wodę, po czym klęka przy mnie odsłaniając moją twarz z włosów. Sięga po ręcznik i wyciera mnie a ja mu na to pozwalam, bo i tak już jest za późno. Widział jak rzygam, to i może mnie wycierać.

- Skarbie, co...

- Zatrułam się czymś – dyszę zmęczona.

Ale wtedy w mojej głowie pojawia się ogromny, czerwony wykrzyknik. Fakty szybko łączą się w spójną całość i wstaję niezdarnie na drżących nogach. Chwytam się szybko umywalki i nabieram wody do ust, chcąc opłukać je z wymiocin. Unoszę spojrzenie na swoje odbicie w lustrze i zauważam strach większy od tego sprzed kilku miesięcy.

To nie może być prawda.

- Może wezwę jakiegoś lekarza? – proponuje zdezorientowany Nate, zbliżając się do mnie.

Jak ja mam mu to powiedzieć?

- Nie – odpowiadam ledwie słyszalnie. – Zejdę na dół po jakieś tabletki.

Wychodzę szybko z łazienki i wsuwam na siebie wczorajsze spodnie. Nie zdejmuję z siebie bluzy, bo nie mam na to czasu. Gdzieś tutaj na pewno jest apteka. Nigdy wcześniej nie potrzebowałam iść do takiego miejsca, ale to miasteczko jest tak małe, że poszukiwania nie zajmą mi długo.

- Ja pójdę – wymija mnie z determinacją w głosie. – Powiedz tylko czego potrzebujesz.

Teraz albo nigdy.

Łzy stają mi w oczach i pozwalam im spłynąć na zaczerwienione policzki. Usta drżą mi z obawy przed tym co za chwilę mnie czeka. Nathaniel patrzy na mnie zszokowany i czeka cierpliwie aż w końcu to z siebie wyduszę.

- Potrzebuję testu ciążowego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top