Rozdział 21
- Gabriel Sinclair.
Patrzę przestraszona na wyciągniętą dłoń mężczyzny przede mną. Lecz to nie on mnie przeraża, tylko miejsce.
Będę pracowała w burdelu?
- Ja... - jąkam się, patrząc na półnagą dziewczynę na scenie. – Ja...
- Jeśli coś jej się stanie, to upierdolę Ci jaja – wtrąca się Nathaniel, klepiąc mocno mężczyznę po plecach. – Samochód ma na nią czekać pod mieszkaniem a później odwieźć po pracy.
- Spokojnie – odpowiada mężczyzna, posyłając mu tak samo szatański uśmiech jaki widuję od miesiąca. – Ja zawsze dotrzymuję słowa.
Jeden bar. Żadnego stolika z krzesłami. Trzy sceny ustawione na środku sali i mnóstwo facetów otoczonych kobietami. Jednak wątpię by były to ich partnerki. Większość chodzi z tacami w dłoniach na których znajdują się szklanki z brązowym płynem.
Każda z nich ma na sobie jedynie bieliznę.
Przytulam się mocno do ciała Nathaniela i czuję jak zaczynają trząść mi się ręce. On chyba zwariował jeśli myśli, że będę jedną z nich. Mówiłam, że chcę wrócić do pracy, ale nie w takie miejsce do cholery!
- Chyba musimy pogadać – szepczę do Nate'a.
- Co jest skarbie? – pyta, zniżając głowę do moich ust.
- Nie będę dziwką! – odpowiadam głośno, marszcząc czoło ze złości.
Zarówno on jak i Gabriel wybuchają śmiechem. Mężczyzna przed nami nie wygląda na miłego i z tego co myślę, jest właścicielem tego lokalu. Ma na sobie czarne i eleganckie spodnie oraz białą koszulę rozpiętą nieznacznie pod szyją. Z podwiniętych rękawów wychodzą ciemne tatuaże a twarz wygląda groźnie. Coś jak Christian tylko w wyższej wersji.
- Nate rozjebałby mnie za taki pomysł – oznajmia rozbawiony Gabriel. – Będziesz zajmowała się zarządzaniem.
- I akurat teraz szukasz kogoś na takie stanowisko? – pytam kpiąco.
- Nie – przyznaje szczerze. – Wyjebałem Granta, żebyś mogła tu pracować.
Uśmiecham się nieznacznie, słysząc szczerość jego wypowiedzi. Bez zawahania przyznaje się do bycia dupkiem. Wyciągam w końcu swoją dłoń, bo wcześniej byłam za bardzo przestraszona by reagować na powitanie. Mężczyzna chwyta ją lekko i zniża się do pocałowania, ale Nathaniel go odsuwa.
- Żadnego dotykania, bo Ci przypierdolę – grozi przez zaciśnięte zęby.
I to niby ja jestem zazdrosna.
- Kiedy miałabym zacząć? – zmieniam szybko temat, bo nie chcę tutaj rozlewu krwi.
- Możesz dziś – odpowiada Gabriel, wzruszając ramionami. – Mam w chuj roboty.
- A co z tym Grantem? – dopytuję, oglądając się na zapełniony bar przy którym pracuje dwóch chłopaków. – Nie mam odpowiednich kwalifikacji i...
- Pokażę Ci – przerywa mi, po czym odchodzi.
Patrzę zdezorientowana na Nate'a i prowadzę nas za Gabrielem. Idę, omijając półnagie dziewczyny, które uśmiechają się do mnie uprzejmie. Wchodzimy na zaplecze w którym panuje spokojna cisza.
- Tutaj jest moje biuro do którego nikt nie ma wstępu – pokazuje mężczyzna, idąc kilka metrów przed nami. – A tutaj Twoje.
Przekraczam próg niewielkiego pomieszczenia i wzdycham głośno.
- Nie będę pracowała w pokoju z rurą na środku – oznajmiam wkurzona.
- Wyjebię to jutro – odpowiada niewzruszony Gabriel. – Potrzebuję tylko żebyś ogarniała dostawy i pracowników. Resztą zajmuję się ja.
Proste.
Mam nadzieję, że nie popełnię jakiś głupich błędów, bo nie chcę być wyrzucana z pracy. Dla Gabriela to nie problem.
Wyjebać Granta.
Wyjebać rurę.
On tylko wzrusza ramionami i chowa dłonie w kieszenie spodni.
- Pracujesz dopóki skończysz – dodaje, podchodząc do nas. – Nie musisz siedzieć tu cały dzień.
- A kiedy poznam pracowników?
- Teraz? – proponuje z szerokim uśmiechem.
Wymija nas i idzie znów na salę, więc doganiam go, ciągnąc za sobą znudzonego Nathaniela. Puszcza mnie przed wyjściem i oznajmia, że idzie na chwilę do łazienki. Wychodzę sama z powrotem do sali, która jakoś za bardzo mnie przeraża. Obserwuję zdziwiona jak Gabriel podchodzi do kilku mężczyzn i rozmawia z nimi przez zaledwie chwilę. Dwie minuty później przede mną staje siedmiu facetów i jedna kobieta, bodajże w moim wieku.
- To jest Alana – mówi Gabriel, wskazując na mnie, po czym odpala papierosa. – Zaczyna z nami pracę.
Jeden z facetów, którego wcześniej widziałam za barem, zbliża się do mnie z dziwnym uśmiechem.
- Spierdalaj – zatrzymuje go Gabriel. – Ona jest nietykalna. To żona Sainta.
Barman się wycofuje a z jego twarzy szybko znika uśmiech.
- A to jest właśnie Saint – Gabriel macha dłonią na postać za moimi plecami śmiejąc się pod nosem. – Nie chcecie przekonać się co potrafi.
Mam wrażenie, że właściciel klubu jest naćpany. Trochę za dużo uśmiechu widzę na jego twarzy a zaczerwienione oczy raczej nie są z przemęczenia. Zaciąga się papierosem, który ma za ciemny kolor jak na zwykłego...
Tak, on jest zjarany.
- Cześć – mówię, machając ręką jak idiotka.
Nikt mi nie odpowiada. Kiwają posłusznie głową, po czym każde z nich rozchodzi się w swoim kierunku. Patrzę jak zahipnotyzowana na wnętrze sali i biorę głęboki oddech zauważając dziewczyny w moim wieku, które tańczą na scenach. Ich ruchy są zmysłowe i pełne seksapilu i już mam odwrócić wzrok, gdy jedna z dziewczyn zrzuca biustonosz odsłaniając swoje okazałe piersi.
Będę pracowała w burdelu.
Gratuluję Alano. Kolejna wspaniała decyzja.
**
Nie spotykam swojego szefa zbyt często. Czasami mija mnie, nie zwracając w ogóle uwagi na moją postać. Przesiaduję pół dnia w swoim biurze, bo chcę jak najlepiej wykonać swoją pracę. Faktury i umowy są tak zagmatwane, że moja głowa buzuje po kilku godzinach takiej pracy.
Gabriel ma alkohol z jedynej hurtowni w mieście, ale płaci o wiele mniej niż ceny sugerowane. Umów pracowniczych jest tylko dziewięć. Przynajmniej w tym klubie, bo dowiedziałam się, że prowadzi jeszcze dwa mniejsze. Samych tancerek zliczyłam sześć, więc jakim cudem mam tak mało umów?
Staram się nie zadawać takich pytań. Skoro zna Nathaniela i Christiana, to nie może być to legalny biznes. Szczerze w to wątpię, bo sama lokalizacja klubu, wskazuje na jej tajemniczy charakter. Kto otwiera lokal w podziemiu starej kamienicy?
Wyłączam komputer i zbieram się do wyjścia. Sięgam po swoją niewielką torebkę, po czym wychodzę na pusty korytarz. Niestety jedynym wyjściem stąd jest przejście przez zatłoczoną salę i nie da się tego ominąć. Muszę każdego dnia biegiem kierować się w stronę wyjściowych drzwi. Nie chcę patrzeć na półnagie kelnerki. Czuję się dziwnie w ich obecności, bo też jestem kobietą i za żadne skarby świata nie chciałabym świecić gołym tyłkiem przed pijanymi facetami. Sprzątanie biurowców jest zdecydowanie lepsze od takiego losu.
- Alana? – zatrzymuje mnie niska blondynka ubrana w zwiewny szlafrok.
- Tak – odpowiadam niepewnie.
- Wiesz może gdzie on jest?
- Kto? – pytam zdezorientowana.
Tusz pod jej powiekami jest rozmazany. Zakrywa się ciasno cienkim materiałem, który i tak za wiele nie zasłania. Patrzę uważnie jak jej dolna powieka drży.
- Twój szef – szepcze, zerkając za moje plecy.
- Czy coś się stało?
Zbliżam się do niej, ale ona się odsuwa. Postanawiam stać w bezpiecznej odległości skoro nawet moja obecność ją przeraża.
- On musi... - milknie, rozszerzając oczy na widok postaci za mną. – Panie Sinclair.
- Co musi? – pytam ją, nie zwracając uwagi na Gabriela. – Co się stało?
- Ten klient... - jąka się, unikając mojego wzroku. – Nie mogę tego zrobić.
Odwracam się wściekła w stronę Gabriela i patrzę w jego niebieskie oczy ze złością. Dziś już nie uśmiecha się tak jak wcześniej.
- Zrób coś – mówię, krzyżując ręce na piersi. – Ona się boi.
- Taka jej praca – odpowiada głębokim głosem. – Dziwki mają to do siebie, że wykonują swoją pracę pomimo...
Unoszę prawą rękę, zamachując się na jego twarz, ale zatrzymuje mnie mocnym uchwytem.
- Nie rób tego – ostrzega, puszczając mój nadgarstek. – Lubię Cię Alano i wolałbym nie wkurwiać Nathaniela. Nasza przyjaźń raczej się rozpadnie jeśli zareaguję tak jak zawsze.
Tupię wkurzona nogą i odwracam się od niego, chwytając za ramię blondynkę. Wyprowadzam ją na salę i obserwuję uważnie tłum.
- Który to? – pytam, zerkając na nią.
- Co chcesz zrobić? – szepcze, kiwając głową w stronę lewej loży.
- Twój szef to dupek a ja nie będę patrzyła jak się boisz.
Ciągnę ją do ostatniej loży w rogu sali. Na środku sofy siedzi młody mężczyzna z rozpiętym rozporkiem spodni i papierosem w ustach. Na nasz widok uśmiecha się szeroko.
- Zamawiałem jedną a dostaję dwie – krzyczy, chwytając się na krocze.
Jestem wściekła.
Mam ochotę kopnąć go w te sine jaja i wykrzyczeć jakim śmieciem jest. Sięgam do swojej torebki i wyjmuję z niej gaz pieprzowy, który dał mi Nathaniel. Chciał wpakować pistolet, ale mu zabroniłam. Podobno ten gaz sprawi, że napastnik oślepnie na długie godziny.
Z obrzydzeniem patrzę jak debil wyjmuje ze spodni swojego sterczącego penisa i rozstawia szerzej nogi.
- Ty wyliżesz mi...
Nie daję mu dokończyć i szybkim krokiem zbliżam się do niego. Najpierw pryskam gazem na jego wesołą twarz a później na nagie krocze. Tam tracę o wiele więcej gazu niż na twarz. Mam nadzieję, ze ten kutas mu odpadnie.
- Kurwa! – wrzeszczy, łapiąc się najpierw za twarz a później za krocze. – Ty dziwko!
Odchodzę od niego i zderzam się z wysokim Gabrielem. Za nim stoi dwóch mężczyzn w czarnych marynarkach i z bronią w dłoniach. Chwytam z powrotem za ramię blondynki i wymijam facetów oddalając się od loży.
- On jest najbardziej brutalny z ich wszystkich – szepcze dziewczyna, prawie płacząc. – Bałam się, że zrobi ze mną to co z...
- Spokojnie – wtrącam się, patrząc na jej przestraszone oczy. – Już wszystko...
A później słyszę strzał.
Odwracam się i patrzę na postać Gabriela wymierzająca w swojego klienta, któremu spryskałam krocze gazem.
Zabił go. Tak po prostu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top