Rozdział 19
- Boję się Twojego magazynu – przyznaję, wiercąc się na fotelu.
Nie odpowiada ani słowem, tylko posyła mi szeroki i zarozumiały uśmiech.
Dzisiaj obudziłam się pierwsza i zamiast zrobić to co ostatnio i miło spędzić ten poranek, poszłam do salonu. Usiadłam na miękkiej sofie i zaczęłam zastanawiać się nad co mnie czeka w jego apartamencie. To mieszkanie jest podobno jedynym jakie należy do niego od lat. Większość z miejsc, zmienia po zaledwie kilku tygodniach. Dlaczego akurat ten apartament jest tak wyjątkowy?
- Może chociaż powiedz mi co...
- Skarbie – przerywa mi nagle. – Nie lubię psuć niespodzianek.
Niespodzianka? Mam przeczucie, że tego typu niespodzianka mi się nie spodoba.
- To się wypchaj. – szepczę pod nosem.
Odwracam wzrok w stronę okienka samolotowego i udaję, że bardzo interesuje mnie widok za nim. Siedzimy naprzeciwko siebie a wokół nas nie ma nikogo. Znów lecimy samolotem Christiana i na pokładzie jest zaledwie kilka osób.
Czuję jak jego ciało przysuwa się do mojego i czerwień wpływa na policzki. Nie reaguję, bo chcę pokazać mu, że takie zabawy na mnie nie działają. Jestem wkurzona i muszę...
- Ej! – piszczę, odwracając głowę w jego stronę.
Łapie za moje kolana, rozsuwając je szeroko. Przybliża się do mnie praktycznie stykając swoimi nogami z moimi. Oddech mi przyspiesza a w głowie pojawiają się bardzo wyraźne obrazy tego co on planuje.
- Coś powiedziałaś przed chwilą – warczy z szatańskim uśmiechem.
- Krzyknęłam, bo mnie chwyciłeś nagle – odpowiadam, przełykając głośno ślinę.
Przesuwa dłońmi w górę moich ud aż w końcu dociera do skraju sukienki. Podwija nieznacznie materiał znajdując sznureczek stringów.
- Kazałaś mi coś zrobić – mówi, wciskając palce pod moje pośladki. – Chciałaś żebym coś wypchał?
Dupek.
Po co te zabawy skoro doskonale słyszał moje słowa?
- Nate – syczę cicho.
- Tak Skarbie? – pyta głębokim głosem.
Ściska boleśnie mój tyłek, po czym puszcza nagle. Prawą dłonią kieruje się w stronę mojego wnętrza i odsuwa na bok materiał stringów. Rozglądam się dookoła przerażona faktem, że ktoś może nas nakryć. A co jeśli akurat w tym momencie pojawi się stewardessa i ...
- O Jezu...
Z moich ust wydobywa się ciche jęknięcie gdy wkłada we mnie palec. Pieści powoli wrażliwe wnętrze i nie przejmuje się tym, że tak naprawdę, jesteśmy w miejscu publicznym. Zamykam oczy, całkowicie poddając się tym doznaniom. Czuję jak delikatnie porusza we mnie palcem i odpływam z uśmiechem na ustach. Wiję się niespokojnie, chcąc pokazać mu, że pragnę więcej. Jeśli coś zaczął, to musi skończyć.
Jednak on udowadnia jak bardzo może być wredny.
- Dokończymy w apartamencie – oznajmia, wyjmując ze mnie palec.
Otwieram szybko powieki, nie kryjąc szoku i mam ochotę krzyknąć na niego z całych sił, ale on...
On oblizuje swój palec, robiąc to w niemożliwie seksowny sposób.
**
Mieszkanie jak mieszkanie.
Wnętrze jest nowoczesne i utrzymane w stonowanych kolorach. Zauważam jedynie czerń i biel, ale są też elementy stali. Na ścianach nie wiszą żadne obrazy ani zdjęcia a jedyną osobistą rzeczą, jest koszyczek na klucze załadowany po brzegi. Czuję się tak jakbym oglądała mieszkanie na sprzedaż, bo tu jest zdecydowanie za czysto.
- Masz gosposię? – pytam, wchodząc do jasnego salonu.
- Nie.
- Zatrudniasz jakąś sprzątaczkę?
- Nie – powtarza, opierając się o blat kuchenny.
- Jakoś nie wierzę, że jesteś maniakiem czystości i przychodzisz tu posprzątać – mówię kpiąco.
- Bo nie jestem – odpowiada, odpychając się od blatu i kierując w moją stronę. – Rzadko tu bywałem.
Apartament jest piękny i pewnie znacznie droższy od tego w którym byłam wcześniej. Nie zwiedziłam jeszcze wszystkich pomieszczeń, ale patrząc na liczbę zamkniętych drzwi, jest ich wiele.
Przełykam ze zdenerwowania ślinę, przypominając sobie jak opisał to mieszkanie, gdy pytałyśmy razem z Grace.
- Mówiłeś, że to jest magazyn – zaczynam cicho. – W jakim sensie?
Chwyta lekko za moją lewą dłoń i ciągnie mnie w stronę jednego z pokoi. Podchodzimy do drzwi najbardziej oddalonych od salonu i z pełnym skupieniem obserwuję, jak Nate naciska klamkę, wpuszczając nas do środka.
- Moje zabawki – oznajmia z szerokim uśmiechem.
Puszczam go nagle i cofam się do wyjścia, nie wierząc w to co widzę.
To nie jest pokój. Nie ma w nim łóżka, kanapy czy choćby jakieś komody. Pomieszczenie nie posiada nawet okna przez co bez żarówek mogłoby uchodzić za piwnicę. Z przerażeniem oglądam zawartość starannie ustawioną na metalowych regałach.
- Pistolety, karabiny, strzelby i noże – mówi, podnosząc małą, czarną broń. – Niezawodne Glocki, ale też funkcjonalne Beretty.
Po co komuś pokój przeznaczony tylko i wyłącznie na broń? To jak garderoba dla seryjnego mordercy. Regały dosięgają sufitu i tak samo zawartość tych półek. Przed oczami mam coś co wcześniej widziałam jedynie w filmach. Nate zbliża się do jedynej szafki, która jest zamknięta i odsłania jedno z drzwiczek.
Noże. Od najmniejszego do największego.
Pierwszy raz w życiu widzę maczetę.
- Używasz tego? – pytam głupio.
Oczywiście, że używa. Mało tego, on się cieszy pokazując mi to.
- Taka jest moja praca, skarbie – tłumaczy, odkładając broń na blat regału. – Bez sprzętu byłoby mi ciężko wykonać zlecenie.
- Ale to jest...
- Tylko broń – przerywa mi, stając dwa kroki ode mnie. – W tym mieszkaniu jest pięć takich pokoi. W każdym z nich znajdują się rzeczy, których raczej nie powinnaś dotykać – milknie, rozciągając usta w łobuzerskim uśmiechu. – Chyba, że chcesz. Mogę Cię wiele nauczyć.
Zwariował.
Wycofuję się do wyjścia i potykam się o uchylone drzwi. Staję na korytarzu i patrzę na niego ze strachem w oczach.
- Zamknij te pokoje na klucz – szepczę, unikając jego wzroku. – Nie chcę więcej tego oglądać.
Odwracam się i wybiegam do salonu, który daje mi jakąś namiastkę normalności. Tu nie ma dziwnych rzeczy, które są przeznaczone do odbierania ludzkiego życia. Na środku stoi niewielka sofa a naprzeciwko niej wisi telewizor. Gdzieś z boku pokoju, zauważam małą szafkę, ale nie zamierzam jej otwierać.
Wolę mieć nadzieję, że to miejsce jest wolne od pistoletów.
- Niektórych zabawek ani razu nie użyłem – odzywa się Nathaniel za moimi plecami.
Widzę jego odbicie w ekranie telewizora i dopiero po trzech głębokich wdechach, odwracam się do niego twarzą.
- To po cholerę je tu trzymasz?
Jestem wkurzona.
Czuję jak złość miesza się ze strachem i w końcu wygrywa to silniejsze uczucie. Mam ochotę szturchnąć go mocno w pierś i kazać wyrzucić wszystko co jest nielegalne. Dobrowolnie zgodziłam się związać z mężczyzną, który bawi się śmiercią.
- Może kiedyś się przydadzą.
- Nate, to jest chore – mówię ledwie słyszalnie. – Nie wiem, czy zdołam tutaj zasnąć.
Obserwuję jak przeciera twarz dłońmi i patrzy na mnie zrezygnowany. Chce się zbliżyć, ale uniemożliwiam mu to ucieczką do tyłu.
- Co mam zrobić żebyś przestała się bać? – pyta z nadzieją w oczach.
Nie boję się jego. Już dawno temu przeszłam ten etap i zrozumiałam, że moje uczucia względem niego, są o wiele silniejsze od strachu.
Po prostu ciężko mi zrozumieć sens robienia ze swojego mieszkania takiego magazynu. Mieszkanie tutaj nie będzie dla mnie proste.
- Nie boję się Ciebie – odpowiadam zdecydowanym głosem. – Taki widok nie jest dla mnie codziennością.
Specjalnie mówię, że chodzi mi o niego. W tym momencie mój strach dotyczy tego miejsca a niego jego.
- Postaram się znaleźć dom jak najszybciej.
Odwraca się i odchodzi, nie dając mi nawet szansy na jakąkolwiek odpowiedź. Nie rozmawiałam z nim na temat naszego wspólnego mieszkania, ale miałam taki zamiar w przeszłości. Znam powagę sytuacji, ale skoro ślub miał okazać się dla mnie bezpieczeństwem, to oznacza, że mogę w jakimś stopniu wrócić do normalności, prawda?
Mam plan, który ustalałam w głowie już od kilku dni. Wcześniej obawiałam się samodzielności w Kanadzie, ale teraz chcę spróbować tego tutaj. Mogłabym znów zacząć pracować i może wynająć z kimś mieszkanie. Seth miał zostawić mnie w spokoju zaraz po zmianie nazwiska. Podobno szanuje tradycje rodzinne i jest winny Nathanielowi przysługę. Christian zapewniał mnie, że szanse na jego zemstę są małe. Nie zerowe, ale małe.
Tak więc, ruszam z miejsca, doganiając plecy Nathaniela.
- A może zostaniemy tutaj? – pytam niepewnym głosem. – To znaczy, w Nowym Jorku. Nie w tym mieszkaniu.
Zerka na mnie z ukosa i parska cicho śmiechem. Nadal nie zatrzymuje się, dopóki nie staje przed drzwiami zamkniętego pokoju.
- Lepiej zaszyć się w jakimś...
- Jestem już Twoją żoną – przerywam mu, czując falę odwagi. – Seth mnie nie dotknie, bo podobno zdobyłam tym jego szacunek. Dlaczego mamy uciekać?
- Bo nie ufam mu na tyle, by ryzykować – odpowiada, wchodząc do małego pokoju. – A co jeśli nagle coś mu odjebie i postanowi mieć wyjebane na honor i szacunek?
Patrzę jak nie zwraca na mnie uwagi i zapala kilka stojących lamp. Wchodzę za nim do pokoju i oddycham z ulgą, nie zauważając żadnej broni. Na środku stoi ogromne, drewniane biurko na którym znajdują się trzy monitory połączone ze sobą. Nate siada na fotelu, włączając każdy sprzęt po kolei a ja dopiero po chwili przypominam sobie o czym rozmawialiśmy.
- A jeśli zamieszkamy gdzieś daleko, to będę mogła pracować jak normalny człowiek? – dopytuję, zajmując krzesło naprzeciwko niego. – Nie chcę całymi dniami siedzieć w zamkniętej posiadłości.
- Jeśli będę pewny, że nic Ci nie grozi, to tak.
Znając Nathaniela Saint, rozstawi ochroniarzy w każdym kącie miejsca mojej pracy. O ile on sam nie będzie mnie pilnował.
Zaciskam zęby i krzyżuję ramiona na piersi, po czym odwracam od niego wzrok, bo zabrakło mi konkretnych argumentów. Cały czas w moim życiu przewija się temat bezpieczeństwa i to jest podstawą. Dla Nate'a nie liczy się to, że chcę coś robić. On obrał sobie za cel chronienie mnie.
- Podejdź tu – prosi łagodnym głosem. Gdy się nie ruszam z miejsca, parska cicho śmiechem. – Skarbie, proszę.
Rozpływam się nad tym zwrotem. Tylko on mnie tak nazywa i być może jest to oklepane i zwyczajne, ale dla mnie znaczy więcej. Z każdym dniem coraz więcej.
Wstaję w końcu i podchodzę do niego, po czym zajmuję miejsce na jego kolanie. Gapię się w ekran monitora, próbując zrozumieć w jakim celu mnie tu zawołał. Widzę tylko jakieś przypadkowe zdjęcia obcego mi mężczyzny i obszerne emaile.
- To jest moja praca – wyjaśnia, powiększając zdjęcie mężczyzny. – Ten pojeb uprowadził córkę mojego klienta a później ją zgwałcił. Porzucił ją nagą na autostradzie gdzie znalazło ją przejeżdżające małżeństwo. Przeżyła, ale ledwo.
- O mój Boże – szepczę, zakrywając usta dłonią.
- Dziewczyna bała się mówić, bo debil groził, że po nią wróci.
- Dlaczego policja...
- On jest policjantem – przerywa mi Nate, mówiąc przez zaciśnięte zęby. – Właśnie na tym polega moja praca. Nie zabijam dla zabawy. Tego skurwiela uduszę gołymi rękami i nie wezmę od klienta ani centa – milknie, po czym wyłącza szybko ekran. – Takie ścierwa trzeba likwidować.
Wycieram wierzchem dłoni pojedynczą łzę pod lewym okiem. Przeraża mnie myśl o tym jak musi czuć się ta dziewczyna. Przeszła piekło i nie wiadomo czy kiedykolwiek pozbiera się po takich wydarzeniach.
- Ja...
- Wiem, że ten świat Cię przeraża – wtrąca się, obejmując delikatnie moje ciało. – Skarbie, może jestem zły, ale dla Ciebie będę najlepszy.
Niby jesteśmy małżeństwem a i tak nadal nie potrafię określić naszego statusu. Miotam się pomiędzy kochankami a prawdziwą parą. Jeszcze nie do końca wiem, jak Nathaniel to widzi. Boję się, że jest to jednostronne i sporo ryzykuję, ale w tym momencie...
Czuję niebezpieczne szarpnięcie serca.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top