Rozdział 1
Nie czuję żalu ani bólu.
Nie mam ochoty płakać za coś co już dawno temu powinno się skończyć. Nie wiem jak mogłam tyle czasu zwlekać i wmawiać sobie, że może jednak się ułoży. Pragnęłam szczęścia i normalności a zamiast tego dostałam tylko rozczarowanie.
Trzy pieprzone lata rozczarowania.
- Co zamawiasz mała?
Unoszę wkurzone spojrzenie na rozbawioną twarz starszego barmana i zastanawiam się, co może mu chodzić po głowie. Oblepia mnie obleśnym wzrokiem, taksując z góry na dół. Trochę za długo zatrzymuje się na dekolcie i to właśnie przelewa czarę goryczy.
- Nie szczerz się tak – syczę głośno. – Nie jestem dziwką do oglądania.
Nie panuję nad sobą i to wyjście ewidentnie jest błędem. Mogłam zostać w mieszkaniu i użalać się nad sobą zamiast planować zemstę na którą nie mam w ogóle ochoty.
- Spokojnie – mówi, unosząc ręce w geście poddania. – Pytałem tylko co zamawiasz.
Boże, robię z siebie idiotkę. Warczę na nieznanego faceta za to, że gapi się na mój mocno wycięty dekolt. Specjalnie ubrałam tą sukienkę i dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego jak bardzo żałuję tej decyzji. Jest krótka, cienka i nie pozostawia wiele wyobraźni. Gdybym tylko się nachyliła, to moja pupa...
- Lubię pyskate.
Odwracam się, słysząc rozbawiony głos za mną. Staję twarzą w twarz z mężczyzną, uśmiechającym się do mnie w jakiś szalony sposób. Nie jest to zwykły uśmiech i automatycznie odsuwam się do tyłu, natrafiając na kontuar baru za moimi plecami.
Jest przystojny. Diabelnie i aż nienaturalnie. Wygląda jakby był zaprojektowany komputerowo a tatuaże pokrywające, z tego co widzę, większość jego ciała, są cholernie seksowne.
Tacy faceci to kłopoty.
- Rzadko pyskuję – odpowiadam, opierając się o bar.
- Mogę sprawić, że to zdarzy się częściej – oznajmia głębokim głosem.
Zbliża się do mnie, pokonując dzielącą nad odległość i zamyka mnie w swojej złotej klatce. Opiera obie ręce o drewniany mebel, uniemożliwiając mi drogę ucieczki.
Mój oddech przyspiesza, nie wiedząc jak zareagować na tą bliskość.
Błagam, odsuń się.
- Jeśli Twoim zadaniem jest wkurzanie mnie, to może lepiej nie zaczynaj – odzywam się odważnym tonem.
Znów się uśmiecha. W tak bardzo przerażający sposób a jednocześnie seksowny. Unoszę dłonie i kładę je na twardym torsie, chcąc odepchnąć go od siebie, ale on ani drgnie. Jest potężny i cholernie silny a moje wiotkie ramiona mogłyby się złamać jak zapałki przy takim wysiłku.
- Gdybyś nie chciała to już bym dostał w pysk – mówi, zniżając głowę do mojej twarzy.
Nadal trzymam dłonie na jego torsie. Dlaczego ich nie zabiorę?
- Nie jesteś moim celem – szepczę zdyszanym głosem.
Tak, mam cel.
W mieszkaniu wymyśliłam wspaniałomyślny plan sprawienia, że ten dupek zapiszczy z bólu. Aż żal mi myśleć o tym jaka głupia i naiwna jestem.
- Dopasuję się do celu.
- Nie kręcą mnie niebezpieczni chłopcy, więc...
- Pokażę Ci, że jednak tak jest – przerywa mi nagle, prawie stykając się ustami z moimi. – Zobaczysz ile rzeczy może Cię kręcić.
Nie całuje mnie. Raczej testuje moją wytrzymałość, mówiąc prosto w moje wargi. Praktycznie czuję ich smak i przysięgam, że moje serce zaraz rozwali mi pierś, zostawiając ogromną dziurę. Nogi uginają się pode mną a wzrok przyćmiewa mgła. Widzę tylko jego zarozumiały uśmiech.
- Nie obiecuj czegoś czego nie będziesz mógł spełnić – ostrzegam cicho.
Mój głos już nie jest taki odważny i stanowczy. Zamiast tego mam wrażenie, że odlatuję a on jest moim spadochronem.
- Nie podpuszczaj mnie.
Przenosi swoją dłoń na moje ramię, powoli zjeżdżając w dół. W końcu czuję ją na biodrze i z ust wychodzi mi głośne westchnienie, gdy chwyta lekko za lewy pośladek.
On mnie obmacuje a ja mu na to pozwalam!
Jak nisko upadłam?
- Czyli jednak Cię kręcą – warczy, zbliżając usta do mojego ucha. – Nie chcesz zobaczyć jak bardzo?
Chcę.
- Ja...
Ten facet robi z mojego mózgu papkę. Oszałamia swoim wyglądem i rozwalającym uśmiechem a w połączeniu z pewnością siebie, jest mistrzem. Mógłby mieć każdą a dziś wybrał mnie.
Miałam inne plany, ale jeśli mam do wyboru szybki seks w ramach zemsty to wolę całą noc z nim w ramach jeszcze większej zemsty.
- Uznaję to jako zgodę.
Chwyta mocno za moją dłoń i ciągnie w stronę wyjścia. Prowadzi mnie tak szybko, że nie nadążam za jego krokami i staram się nie wywalić na zbyt wysokich szpilkach mojej współlokatorki. Wychodzimy na chłodne powietrze i od razu temperatura uderza we mnie ze zdwojoną siłą. Ciało pokrywa gęsia skórka i zaczynam się trząść.
- Zaraz będzie Ci gorąco – komentuje nieznajomy, otwierając przede mną drzwi potężnego auta.
A co jeśli mnie porwie, zgwałci a później zabije? Takie auta widywałam w gangsterskich filmach i jeśli za kierownicą znajdę ochroniarza to...
- Dokąd panie Saint? – pyta łysy kierowca, nie zwracając na mnie uwagi.
O nie.
- Wracam do klubu – oznajmiam, cofając się w tył.
- Boisz się?
Patrzę na kpiący uśmiech przystojniaka i mam ochotę zetrzeć mu go z twarzy.
- Nie – odpowiadam szybko. – Po prostu rozmyśliłam się.
Obserwuję uważnie jak zbliża się do mnie coraz bardziej i sama nie wiem czemu nie idę do tego głupiego klubu. Dlaczego stoję nieruchomo i praktycznie czekam aż on podejdzie?
- Jestem aż tak bardzo przerażający? – pyta, stając przede mną zdecydowanie za blisko, po czym chwyta lekko mój podbródek. – Mogę Cię zapewnić, że w środku nie znajdziesz lepszego.
- Lepszego na co? – dopytuję zahipnotyzowana jego ciemnym spojrzeniem.
- Na ostry seks – odpowiada bez ogródek.
Odpycham go od siebie i mrużę oczy wściekła jego pewnością siebie.
- Skąd niby wiesz co...
- Przyszłaś tu sama – przerywa mi ponownie, pokonując między nami dystans. – Masz na sobie sukienkę, która tylko ułatwi mi dostęp a pierwsze co zrobiłaś po wejściu do klubu, to poszłaś do baru po drinka. – Chwyta mnie w talii i nagle unosi w powietrzu, przewieszając moje ciało przez ramię jak szmacianą lalkę. – Wiem co chcesz i zamierzam Ci to dać.
Próbuję wyrwać się z jego uścisku i walę mocno pięściami o jego umięśnione plecy, ale to nic nie daje. On nawet nie reaguje i po chwili zostaję wrzucona na tylne siedzenie auta.
- To porwanie! – syczę wkurzona.
- Tak – przyznaje, pochylając się nade mną. – Porywam Cię na mocne rżnięcie.
Już nie wiem, czy jego szczerość mnie irytuje czy intryguje. Jest święcie przekonany, że mu nie odmówię i nie przyjmuje do wiadomości słowa „nie". Jak mam teraz stąd uciec?
Saint, bo tak chyba się nazywa, siada obok mnie i zamyka za sobą drzwi. Auto rusza szybko i wtedy w mojej głowie pojawiają się prawdziwe obawy. Nie znam go. Jest dziwny, szalony i wygląda na niebezpiecznego a ja zrobiłam coś tak głupiego, że mam nadzieję, że kiedyś będę się z tego śmiała.
Dobrowolnie wyszłam z nim z klubu. To wszystko przez Jaspera!
- Zatrzymaj auto – mówię, patrząc na mijane przez nas ulice.
- Nie mam ochoty na spacer – odpowiada, szczerząc się jak idiota.
- Chcę wyjść! – podnoszę głos, ruszając za klamkę, ale ona ani drgnie. – Wypuście mnie!
Piszczę cicho, gdy jego ciało nagle pojawia się zbyt blisko mojego. Opiera ramię o zagłówek za mną a drugą ręką dotyka lekko mojego nagiego uda. Nie jest brutalny ani nachalny a wręcz przeciwnie. Masuje delikatnie miejsce nad kolanem.
- Zawrzyjmy umowę – proponuje głębokim głosem.
- Jaką?
- Przelecę Cię w moim apartamencie a później sam odwiozę do klubu.
On oszalał.
- Dlaczego niby do klubu? – pytam, prychając pod nosem.
- Lepiej żebym nie wiedział gdzie mieszkasz – szepcze zachrypniętym głosem. – Jak mi się spodoba to nie dam Ci spokoju.
Czy jeśli wybiję teraz szybę w samochodzie to uda mi się uciec przez okno? To jest możliwe?
- Jesteś...
- Niebezpieczny – kończy za mnie, po czym sunie dłonią coraz wyżej. – Ale jak już coś postanowię to dotrzymuję słowa.
Nie zatrzymuję go.
Pozwalam na to, by dotkał moje udo, sunąc po nim coraz śmielej. Dyszę ciężko, wyobrażając sobie to co mi obiecuje. Naprawdę jest tak fantastyczny czy to tylko głupie przechwałki?
Miał rację. Przyszłam do klubu z jednym celem. Chciałam zemsty i trochę zabawy.
- Mam nadzieję, że nie będę tego żałowała – szepczę, przełykając głośno ślinę.
- Skarbie – sapie, schylając się do moich ust. – Będziesz to wspominała do końca życia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top