43

                                                                         NATE

                                                                            43


Wchodzę do gabinetu. Jest pusto i cicho. Przyjechałem znacznie wcześniej niż zwykle. Muszę pomyśleć. Zebrać myśli. Podchodzę do okna i patrzę na energiczne miasto. Śledzono mnie. W połowie drogi przyłączył się jakiś czarny sedan, a gdy wychodziłem z samochodu zaatakowano mnie dwoma wielgachnymi mikrofonami i kazano odpowiadać na durne pytania związane z wczorajszym pobiciem dyrektora generalnego AusMedia. Siadam w fotelu i wyjmuje telefon. Piszę wiadomość do Elizabeth życząc jej miłego dnia i załączam czerwone serduszko. Odkładam komórkę na blacie i niespodziewanie ta zaczyna wypluwać z siebie tysiące powiadomień. Co jest u licha?

Ponownie biorę telefon w rękę i zamieram.


CEO Harris&Smith znów pokazuje swoje prawdziwe oblicze!


Nie, nie. Proszę, nie chcę tego powtarzać. Zaciskam zęby, a na wyświetlaczu pojawiają się kolejne posty z social mediów, w których bezczelnie mnie oznaczano.


Nathan HARRIS oskarżony o pobicie dyrektora generalnego AusMedia. Tylko u nas szczegóły i zdjęcia!


Łapię się za głowę. Nie wiem czy jestem tak bardzo przerażony czy tak bardzo wściekły. Czubkami palców dotykam sińca, żeby przypomnieć sobie, że nie tylko ja brałem udział w tej kurewskiej bójce.


Czy ruszy śledztwo w sprawie pobicia? Czy syn medialnego magnata poniesie odpowiedzialność? Bądź z nami na bieżąco. Spodobał ci się artykuł? Zasubskrybuj nas!


Usuwam wszystkie powiadomienia i wyłączam dane komórkowe. Serce tłucze się w mojej piersi jakby miało zaraz stanąć. Moje dłonie są mokre od potu. Mam wrażenie, że przechodzę

déjà vu, że to już było. Nabieram powietrza w płuca. Wtedy tylko mścił się nikomu nieznany były pracownik, a teraz jebany dyrektor generalny konkurencyjnej firmy. Czuję jak z każdą sekundą narasta we mnie gniew. Zamieniam się w wulkan, który grozi erupcją. W mojej krwi płynie pieprzona lawa. Jestem rozchwiany. Dlaczego Elizabeth nie odpisała? Dlaczego wciąż nie może mi wybaczyć? Co powinienem jeszcze zrobić? Nie mogę uwierzyć w tę absurdalną ilość przytrafiającego mi się gówna. Zaciskam dłonie, ale szybko je rozluźniam. Nie panuję nad emocjami. Nie wiem czy coś rozwalę czy zaleję się łzami. Staram się wyrównać przyspieszony oddech. Podpieram się łokciami i chowam twarz w dłoniach.

Tęsknię za nią. Brakuje mi jej uśmiechu, jej spojrzenia. Brakuje mi nawet tego jak się rządziła. Zamykam oczy i przywołuję w wspomnieniach jej cudowne nagie ciało. Miałem ją tak blisko...i nagle pozwoliłem żeby wszystko szlag trafił. Nie umiem przestać o tym myśleć. Moja obsesja jest już chorobą. Chorobą miłości. Powoli dobiegają do mnie dźwięki biura. Winda zasuwa jak szalona przywożąc co chwilę pracowników, którzy kierują się tłumie w stronę open space. Słyszę skrzypienia krzeseł, brzęczenie kubków w kuchni i przytłumione rozmowy. Czy wiedzą co się stało? Czy śledzą social media? Na pewno. Nie mam wątpliwości. Czuję w gardle ołowianą kulę i w tym samym momencie ktoś postanawia wejść do mojego gabinetu bez uprzedzenia.

– Co zjebałeś tym razem!?

– Idź do diabła – Mamroczę nie odrywając głowy od blatu.

– Czy ty choć raz możesz zachować się dojrzale?

– Dojrzale mówię, że masz iść do diabła.

– Myślałem, że mamy okazywać szacunek naszej konkurencji?! – Pieje Aaron. – Z szacunku walisz go w mordę?!

– Nie ja zacząłem.

– Udowodnij to mediom! –Krzyczy. – Jesteś na pierwszej stronie każdej pieprzonej gazety! Znowu! Masz problemy z agresją? Może powinieneś rozważyć odejście z firmy?

Iskra, którą rzucił wystarczyła, żeby wywołać wybuch. Gwałtownie podnoszę głowę i wstaję z fotela. Nie wiem czy to jedynie prowokacja czy nie, ale moje nerwy są na wykończeniu. Oczy zachodzą mi czerwienią, kiedy wkurwiony ruszam na Aarona. Jedną ręką chwytam go za poły szarej marynarki zaś drugą zwijam w pięść i podsuwam ją pod jego gardło.

– Chciałbyś, żebym odszedł. – Stwierdzam ponuro. – Marzysz o tym odkąd ojciec przekazał mi swoje stanowisko.

– Nie zasługujesz na tę firmę.

– Co dla niej zrobiłeś? – Warczę. – Ile kontraktów załatwiłeś? Jaki procent zysku wypracowałeś? – Wpatruję się intensywnie w stalowe oczy. – Beze mnie Harris&Smith nie istnieje.

– Masz zbyt wysokie mniemanie o sobie. Odsuń tę cholerną pięść od mojego gardła.

Rozciągam usta w szerokim aroganckim uśmiechu.

– Bernard nawet nie przypuszcza w jakim jebanym gównie się znalazł. Nikomu kto ze mną zadziera nie uchodzi na sucho.

– Co mu zrobisz?

– Nie twój interes.

– Chyba jednak mój, skoro twoje cholerne nazwisko jest w nazwie firmy! I weź ode mnie tę pięść, bo zaraz zawołam ochronę.

– Nienawidzisz mnie, bo jestem od ciebie lepszy – Cedzę powoli. – Nienawidzisz tego, że zawsze mam rację, a najbardziej wkurwia cię fakt, że to ja załatwiłem umowę z Guccim. Dlatego próbujesz poderwać moją asystentkę. Myślisz, że jeśli zaprosisz ją na imprezę, to nagle wszystko ci wyśpiewa?

– Nie wiem o czym mówisz.

– Ty już, kurwa, dobrze wiesz o czym ja mówię. Trzymaj się od Elizabeth z daleka.

Aaron zaciska szczęki.

– Masz z nią romans?

– Nie.

– Wiesz, że to wbrew regulaminowi firmy?

– Gdybym miał z nią romans, a ty byś się do niej przystawiał, to gwarantuję ci, żebyś przeleciał przez tę pieprzoną szybę.


O czym bardziej w tej chwili nie marzę.


– Grozisz czy ostrzegasz?

– Informuję. – Odsuwam pięść i spoglądam na niego krytycznym okiem. – Ogarnij się, twoja marynarka wygląda jak psu wyjęta z gardła. I kto, do chuja, zakłada czarny pasek do brązowych butów?

ELLA

Stoję przed stoiskiem z prasą i czuję jak ziemia usuwa mi się spod stóp. Jest już po ósmej i powinnam właśnie odpalać firmowy komputer, ale zamiast tego stoję jak rażona piorunem i nie mogę przestać gapić się na okładki gazet. Na wszystkich jest zdjęcie Nate'a. Robi mi się gorąco. Co jest do cholery?

– Kupuje pani? – Zniecierpliwiony sprzedawca spogląda na mnie z naganną. – Stoi tutaj pani już od pięciu minut.

Przełykam z trudem ślinę i wspominam jak wczoraj weszłam do jego gabinetu z posegregowaną korespondencją. Widok dwóch sińców pod okiem sprawił, że zaczęłam drżeć i z trudem powstrzymałam cisnące się do oczu łzy. Nie powiedział mi zbyt wiele, właściwie nakarmił tym samym kłamstwem co swojego ojca. Nie poznałam szczegółów.

– Poproszę dzisiejszą gazetę. – Mój głos przypomina papier ścierny.

– A jednak, co? – Rechocze sprzedawca. Ma zakola i wciąż poprawia zsuwające się na nos okulary w drucianych oprawkach. – Dwa dolary i dwadzieścia centów.

Płacę odliczoną sumę i chwytam za gazetę. Nie byle jaką zresztą. Nate trafił na pierwszą stronę Herlad Sun. Czuję potworny ucisk w okolicy serca kiedy czytam wytłuszczonymi czarnymi literami


UPADEK WIELKIEGO GENIUSZA BIZNESU

Jak podają nasze źródła Nathan Harris, dyrektor generalny Harris&Smith jednej z najbardziej wpływowych firm marketingowych na świecie został oskarżony o pobicie prezesa konkurencyjnej kompanii. Przypominamy, że to nie jest pierwsza sytuacja, w której Harris ucieka się do przemocy, aby utrzymać swoją pozycję lidera. Pierwszą ofiarą stał się były współpracownik marketingowego giganta, który wypowiadając się o swoim pracodawcy użył między innymi porównania do nazistowskich gestapowców oraz określił współpracę jako bezduszną i pełną napięć.

Według relacji świadków pobicia prezesa firmy zajmującej ósme miejsce na liście dziesięciu najprężniej działających przedsiębiorstw, mężczyzna miał najpierw wyzywać pokrzywdzonego, a potem dopuścić się aktu fizycznej przemocy.


Brakuje mi tchu. Nie mogę oddychać. Czy Nate ma wrogów? Czy grozi mu niebezpieczeństwo? Czy został zatrzymany? Wpycham gazetę do torebki i w pośpiechu przechodzę na drugą stronę, a potem rozglądam się po prywatnym parkingu H&S. Czuję niewyobrażalną ulgę dostrzegając czarnego mustanga pośród eleganckich mercedesów.


Jest w pracy.


Kieruję się do wejścia firmy. Jak co dzień witam się z ochroniarzem, który już nie zadaje sobie trudu, żeby sprawdzać moją plakietkę i wpadam do windy. Zanim jednak drzwi się zamykają do środka wchodzi dwóch rozgadanych facetów. Wcale nie chcę przysłuchiwać się ich rozmowie, ale kiedy niespodziewanie pada imię Nate'a natychmiast się prostuję i skupiam całą swoją uwagę.

– Nie wiem, kochany, ale to limo pod okiem ewidentnie wskazuje na bójkę. – Blondyn wzdycha teatralnie i przyciska dłoń do serca. – Och, mógłbym mu opatrzeć tę ranę.

– Czy to dziwne, że zaczął mnie bardziej podniecać? Kurwa, on jest taki męski.

– Zawsze podniecali cię niegrzeczni chłopcy, kochanie. I nie ma w tym nic dziwnego, bo gdybym miał okazję, to sam obciągnąłbym fiuta Harrisowi.

– Biedny, słyszałem, że boli go to oko.

– Oko? Myślałem, że policzek.

– Wczoraj był ponoć w szpitalu. Hej, to nie są już przelewki. Ktoś przeprowadził zamach na naszego dyrektora, Benny.

– Dziwne, że nie podali kto to zrobił, prawda? No bo...jaką my możemy mieć konkurencję?

– Nie mam pojęcia, Lenny.

– Och, co ta winda tak się wlecze? – Szatyn przewraca oczami. – A potem narzekają, że jestem spóźniony. Mają tyle forsy, powinni zainwestować w nowoczesny sprzęt.

– Jestem ciekawy jak wygląda tamten koleś. Wiesz, Harris trenuje boks.

– Oczywiście, że trenuje boks. Załatwiłeś nam wejściówki na tę siłownię?

– To nie jest takie proste jak ci się wydaje, Benny.

– Jak do cholery mam pielęgnować swoje platoniczne pożądanie do Harrisa skoro nawet nie mogę go podpatrywać na pieprzonej siłowni, co? Obiecałeś, że to zrobisz.

– Jezu, ona nie jest dla wszystkich.

– A czy ja wyglądam ci na wszystkich, Lenny?

– Powinienem przeprowadzić śledztwo.

– W sprawie siłowni? Po co? Obserwuje go na Instagramie, wiem kiedy będzie ćwiczył.

– O rany, z pustego to i Samuel nie naleje. Mógłbyś dla odmiany nie ruszać penisem tylko swoim mózgiem?

– Po pierwsze Salomon, a po drugie lubisz kiedy ruszam penisem.

Z trudem powstrzymuje chichot. Na szczęście winda zatrzymuje się na trzydziestym piętrze i mężczyźni wychodzą mamrocząc o czymś pod nosem. Wzdycham cicho. Jeszcze osiem pięter w górę i będę w swoim gabinecie. Opieram się o ścianę i wyjmuje gazetę. Czy za tymi oszczerstwami stoi AusMedia? Tylko po co? Boże, zaraz oszaleję. Czy niespodziewana wizyta Bernarda ma związek z pobiciem? Co się tak do cholery wydarzyło?

Zaciskam zęby, chowam gazetę i prawie wybiegam z windy.

– Dzień dobry, Olivio – Zdobywam się na pogodny uśmiech mijając kierowniczkę piętra. Odpowiada mi tym samym. Nie dostrzegam u niej żadnej oznaki stresu. Może więc za bardzo się przejmuję? Przez tego człowieka postradam zmysły!

Tak bardzo nie chcę się martwić, ale im bardziej się staram tym bardziej ulegam nerwom i nim się orientuje docieram pod mahoniowe drzwi gabinetu dyrektora. Niech to szlag.

Pukam trzy razy zanim wchodzę do środka. Po prostu wejdę tam i zapytam co się dzieje. Jako pracownik firmy mam prawo wiedzieć, prawda?

Hm. Dziwne. Nikt nie odpowiada. Chwytam za klamkę. Są otwarte.

Nate nigdy nie zostawia otwartych drzwi zatem musi być w gabinecie. Wzdycham ciężko, mam nadzieję, że nie usnął na sofie.

Wślizguję się do pomieszczenia i widzę go rozpartego w fotelu. Sprawia wrażenie nieobecnego. Popijając whisky gapi się w jakiś odległy punkt nawet mnie nie zauważając.

– Nathan, jest dziesiąta rano – Syczę nie mogąc się powstrzymać.

– Wiem – Odpowiada oschle. – Elizabeth, naprawdę potrzebowałem się napić.

– Co się dzieje?

– Ty mi powiedz, kochanie. – Unosi na mnie swoją pobitą twarz. – Co się z nami dzieje?

– Pytałam o firmę. – Usiłuję zachować stanowczy ton i nie rozklejać się na widok tych okropnych siniaków.

– Za godzinę powinienem dostać prototyp reklamy. Jeśli wszystko będzie w porządku, będziemy mogli puścić ją do dystrybutora.

Wciągam powietrze. Mogłam się domyśleć, że będzie unikał odpowiedzi. Bez słowa wyjmuje gazetę i kładę ją na blacie biurka.

– Co to ma znaczyć? Nathan, czy ty masz problemy?

– Nie martw się. – Wykrzywia usta w uśmiechu. – Załatwię to.

– Oskarżają cię o pobicie.

Na jego twarzy pojawia się grymas bólu, którego próbuje zatuszować. Z marnym skutkiem. Sięga po szklaneczkę i wypija resztę alkoholu.

– Nie zajmuj się głupotami, dobrze? Czy mogłabyś wrócić do swoich obowiązków?

Niespodziewanie tym samym czasie rozlega się dźwięk jego komórki. Odsuwam się od biurka i robię krok w stronę wyjścia, ale coś mnie zatrzymuje.

– Tak. Słucham? – Mężczyzna zaciska powieki, a jego ręka drży. – Nie udzielam wywiadów. – Buczy rozłączając połączenie. – Jebane media.

Moje oczy zachodzą wilgocią kiedy patrzę jak masuje obolałe skronie. Mogę prawie dotknąć jego bólu. Chłonę go całą sobą. Przeraża mnie ta medialna burza, która z każdą minutą przybiera na sile i uderza wprost w samo serce dyrektora.

– Dlaczego biłeś się z Bernardem? – Pytam cicho.

– Pierwszy wyskoczył do mnie z łapami – Warczy wstając z miejsca. – Co miałem zrobić? Zostać jego pieprzonym workiem treningowym?

– Ktoś to widział?

– Nie.

– Czyli to co napisano w Herald Sun...

– To kłamstwa – Jego pierś unosi się i opada w szaleńczym tempie.

– Sukinsyn – Mamroczę pod nosem. – Nate, on poszedł do prasy z poważnymi zarzutami. A jeśli zgłosił to na policję? – Przyciskam dłoń do ust. – Mogą cię aresztować?

– Nie wiem. – Spuszcza głowę. – Muszę skontaktować się ze swoim prawnikiem i ustalić co zrobić w tej sytuacji, bo...w tej chwili po prostu nie wiem.

– Czy on wie o umowie z Guccim?

– Tak.

– Jezu święty – Opadam na skórzaną sofę.

– Lauren jest po mojej stronie.

– Jakim cudem? – Dziwię się. – Przecież była na ciebie wściekła.

– Owszem, ale potem wiele zyskała. Ten deal ją uratował.

– Ufasz jej?

– Tutaj nie chodzi o zaufanie, Elizabeth. To czysty interes. Nie będzie przeciwko, bo jej się to zwyczajnie nie opłaci. Bernard musiałby sypnąć milionem, żeby zaczęła się wahać czy wystąpić przeciwko mnie. A jak dobrze wiemy, AusMedia aż tak potężne nie jest.

– Dlatego próbuje zaatakować z innej strony. – Myślę na głos. – Wie, że jesteś osobą publiczną i media nieustannie mają cię na oku. Co za kawał gnoja!

Nate siada obok na sofie i niespodziewanie chwyta mnie za rękę.

– Tęskniłem za tobą. – Mówi czule gładząc kciukiem mój nadgarstek.

– Daj spokój. – Wyszarpuję dłoń.

– Nie traktuj mnie w ten sposób. – Patrzy na mnie ze smutkiem. – Powiedz co powinienem zrobić, żebyś mi wybaczyła, a to zrobię. Tylko...

– Tylko co, Nathan?

– Tylko mnie nie odtrącaj.

Przymykam oczy. Serce bije coraz szybciej i szybciej. Marzę, aby móc się oddać pokusie i skryć w jego szerokich ramionach, ale ból skutecznie mnie otrzeźwia. Nigdy więcej. Wstaję z sofy czując na sobie jego palący wzrok.

– Mogę walczyć z całym światem, ale nie mogę walczyć z tobą.

Nie wiem co mam odpowiedzieć. Do cholery z tą parszywą ckliwością.

– Muszę wracać do pracy.

Wybiegam z jego gabinetu jak oparzona. Łzy spływają po moim policzku, a w miejscu, gdzie dotykał mojego nadgarstka czuję nieznośne pulsowanie. Nagle zauważam Avę, idzie w moim kierunku rozmawiając z Zoe, więc przyśpieszam i chowam się w swoich czterech ścianach. Nie mam nic przeciwko dziewczynom, bardzo je lubię, ale w tym momencie potrzebuję samotności. Okazuje się, że udawanie wcale nie jest takie proste jak się wydaje. Nie ma we mnie ani cienia energii, jestem wypruta. Siedzę na fotelu i gapię się w ścianę, zbierając siły na uruchomienie komputera. Gdy telefon informuje mnie o przychodzącej wiadomości zerkam niechętnie w stronę torebki, a potem ociężale go wyjmuje. Zagryzam wargę niemalże do krwi, kiedy na ekranie widzę znajomy numer.

Nate Harris 11:15

Gdybyś przypadkiem zaczęła się martwić o to, czy mam wściekliznę, to spokojnie.

Lekarz zdiagnozował jedynie złamane serce </3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top