34
ELLA
34
Otwieram drzwi od swojego gabinetu i ze zdumieniem przypatruję się ceramicznym doniczkom. To Anigozantos. Doniczek jest dwanaście, a roślinki wypuszczają kwiaty o żółtych, różowych, czerwonych i białych kolorach. Zapiera mi dech w piersi. Wchodzę do środka i podnoszę doniczkę. Ostrożnie ją odwracam i sprawdzam czy ktoś gdzieś umieścił jakąś informację. Może z jakiegoś niezrozumiałego powodu stwierdzono, że mój gabinet idealnie nada się na magazyn? Ustawiam kwiaty na biurku, a potem kiedy brakuje miejsca dekoruje nimi parapet. Właśnie mam zamiar napełnić kubek wodą, żeby je wszystkie podlać, gdy nieoczekiwanie dostrzegam żółtą samoprzylepną karteczkę na swoim monitorze.
Słyszałem, że to twoje ulubione.
PS Zieleń dobrze robi na oczy.
Twój dbający szef
N.H
Mrugam zaskoczona i rozglądam się wokół. Może to ukryta kamera? Odklejam karteczkę i powstrzymuje uśmiech, który chce wpłynąć na moje usta. To, że kupił mi tuzin roślinek nie oznacza, że przestanę się na niego złościć. Siadam na fotelu, uruchamiam komputer i loguję się do systemu. Jak zwykle sprawdzam pocztę i tworzę harmonogram pracy dla dyrektora. Właśnie zapisuje spotkanie w kalendarzu, gdy w całym pomieszczeniu roznosi się dźwięk interkomu.
– Dzień dobry, panie dyrektorze. – Odpowiadam nadając głosowi lekki ton.
– Dzień dobry, panno Greenfield. – Przechodzą mnie dreszcze kiedy wymawia moje nazwisko tym cholernie seksownym barytonem. – Zadowolona z nowej aranżacji wnętrza?
– Nie wiem skąd, dyrektor wiedział, ale rzeczywiście, to moje ulubione roślinki. Dziękuję bardzo. Moje oczy są panu niezmiernie wdzięczne.
– Ponoć jakiś mężczyzna kiedyś je pani podarował.
– Hmm
– Plotki głoszą, że był nieziemsko przystojny.
– I pijany. – Uśmiecham się do siebie. – Czy to również obiło się panu o uszy?
– Nie byłem pijany.
– Nate, tańczyłeś do „Wyginam śmiało ciało"
– Dobra, może trochę byłem. Najważniejsze, że trafiłem z kwiatkami. Widzisz? Dbam o ciebie. I bardzo chciałbym powiedzieć to samo o tobie. Dbasz o mnie, Elizabeth?
– Oczywiście.
– Wobec tego, dlaczego nie mam swojej porannej kawy?
Tłumię śmiech. A więc to tutaj był haczyk. Nieźle!
– Zaraz ją przygotuję. Czy coś jeszcze?
– Tak, mam ochotę na loda.
– S-słucham? – Omal krztuszę się własną śliną.
– Mam ochotę na loda. – Powtarza. – Marzę o nim odkąd wstałem z łóżka.
– Nate – Czuję jak moje policzki płoną. – To chyba nie jest odpowiednia pora.
– Każda chwila jest odpowiednia. – Jestem przekonana, że szczerzy swoje bialutkie zęby w bezczelnym uśmieszku. – Najbardziej smakują mi waniliowe.
– Waniliowe? – Powtarzam, a potem wybucham śmiechem.
– Tak, waniliowe. Oczywiście wanilia musi pochodzić z Madagaskaru i mieć certyfikat autentyczności. Na twoim miejscu, panno Greenfield zająłbym się szukaniem włoskich gelato i natychmiast wyrzucił z głowy te wszystkie brudne myśli, które nie dają ci spokoju.
– Skąd podejrzenie, że mam brudne myśli, dyrektorze?
– Bo zrobiłaś się mokra.
Przegryzam wargę i odchylam się na fotelu.
– Wcale nie. – Mój oddech przyspiesza.
– Czuję zapach twojej cipki aż tutaj, więc nie wciskaj mi kitów.
– Jakim cudem czujesz mój zapach przez ściany? – Chichoczę czując jak ogarnia mnie podniecenie.
– Możliwe, że ten efekt spotęgowały twoje figi, które trzymam teraz w dłoni.
Że co, proszę?
– Moje majtki? – Wyduszam czerwieniąc się jeszcze bardziej. – Żartujesz?
– Przykro mi skarbie, ale one raczej są już moje. I nie, nie żartuję. Po cholerę miałbym?
– Skąd je masz?
– Przyjdź i zadaj to samo pytanie patrząc mi prosto w oczy.
– Nie rób tego. – Wzdycham głęboko. – Posłuchaj, jesteśmy w pracy, nie powinniśmy łączyć biznesu z życiem prywatnym.
– Mogłaś o tym pomyśleć zanim zakuwałaś mnie w kajdanki.
Ma rację. Sama przekroczyłam tę granicę. Cholera.
– Nate...
– Zjedz ze mną lunch.
– Nie mogę.
– Umówiłaś się z Avą i Zoe?
– Nie, po prostu jestem na ciebie zła.
– Zła? To jednak nie podoba ci się wystrój? Wybrałem nieodpowiedni kolor doniczek?
– Nie chodzi o kwiaty.
– W takim razie, o co chodzi?
– O klub.
– Postawiliśmy sprawę jasno.
– Postawiliśmy sprawę jasno.
– Nie, to ty postawiłeś sprawę jasno. Znowu. W ogóle nie pytasz mnie o zdanie.
– Po co pytać o coś, co jest oczywiste?
Biorę głęboki wdech, zaciskam dłonie na podłokietnikach fotela i próbuje uspokoić rozszalałe hormony, ale te nie odpuszczają.
Szelest rozpakowywanej prezerwatywy roznosi się po ciemnej uliczce, a zaraz potem czuję jak twardy kutas wbija się w mój pośladek. Nate jedną ręką obejmuje mnie w pasie, a drugą trzyma za włosy. Drżę, gdy każe mi się pochylić.
– Chwyć się ściany – Mruczy tuż nad moim uchem. Wykonuje jego polecenie i zaciskam powieki tłumiąc ogarniająca mnie rozkosz. Nie chcę być głośno. Obawa, że ktoś może nas zobaczyć jest tak samo podniecająca jak i stresująca.
– Co my robimy, Nate? –Jęczę kiedy wślizguje się w moje wnętrze.
– Przypominam ci do kogo należy twoja cipka. – Odpowiada ciągnąc mnie za włosy. – Dopóki nasz układ trwa, jestem jedynym, który może ją pieprzyć. Rozumiesz?
– Och –Wzdycham ciężko czując rozciąganie. – Dobrze wiesz, że nigdy bym ci tego nie zrobiła.
– Jake myślał inaczej. – Warczy wchodząc we mnie głęboko.
– Ella? Jesteś tam?
– Zraniłeś mnie wtedy, w tym cholernym klubie.
– Cóż, jest nas dwoje. – Bierze wdech. – Ja jednak w przeciwieństwie do ciebie, umiem przepraszać.
– Umiesz się pieprzyć.
– Trudno wyobrazić sobie lepsze przeprosiny. Dlaczego nie chcesz przyjść do mojego gabinetu?
–Wiesz dlaczego.
– Ale ja chcę moje espresso.
– A jeśli powiem, żebyś użył tego super ekspresu, który masz w biurze?
– To uznam to za niesubordynację. Naprawdę chciałabyś stracić pracę przez głupie espresso?
– Naprawdę byś mnie zwolnił?
– Bez wahania. Zrobiłbym to, choć jesteś najlepszą asystentką jakąkolwiek miałem.
Nie wiem czy mówi prawdę czy zwyczajnie się zgrywa. Znam go na tyle, żeby wiedzieć, że lubi żartować, nawet kiedy wydaje się to mało odpowiednie, ale czy chcę ryzykować? Rozłączam rozmowę i wstaje zza biurka. Wychodzę z gabinetu i kieruję się do kuchni, a moja głowa wciąż podsuwa mi wspomnienia z sobotniej nocy. Czuję, że Nate ze mną pogrywa, lecz w głębi naprawdę mam nadzieję, że spontaniczny seks na tyłach klubu nie był tylko dzikim pożądaniem, a czymś...więcej. Tylko czy on byłby zdolny do...czegoś więcej? Rozkładam na czynniki pierwsze naszą rozmowę i zastanawiam się dlaczego uważa, że również został zraniony. Czyżby chodziło o faceta, z którym rozmawiałam niecałe dwadzieścia minut? Okej, Jake, dał mi swój numer, ale nie zamierzam do niego dzwonić. Właściwie, to nawet nie wiem gdzie zapodziałam tę karteczkę. Istnieje możliwość, że zwyczajnie ją wyrzuciłam. W porównaniu do Harrisa, nie bawię się czyimś uczuciami. Wyjmuje z szafki filiżankę ze złotym rantem i uruchamiam ekspres. Irytacja narasta z każdą mijającą sekundą. Jak do cholery on może czuć się zraniony?
– Dzień dobry. – Prawie podskakuje z zaskoczenia, kiedy obok mnie staje nikt inny jak Aaron Smith. Spoglądam na niego spod przymrużonych powiek. Ma na sobie szary garnitur i czarne lśniące buty. Czuję się niepewnie w jego towarzystwie.
– Dzień dobry – Odpowiadam mechaniczne stawiając parującą filiżankę na tacy.
– Bardzo ładnie dziś wyglądasz, Elizabeth.
Co u licha?! Od kiedy jesteśmy po imieniu?
– Ee...pan również.
– Posłuchaj – Aaron niespodziewanie dotyka mojej dłoni. – Chciałbym cię przeprosić za to co wydarzyło się między nami. Wiem, że minęło sporo czasu odkąd po raz ostatni rozmawialiśmy, ale...nie daje mi to spokoju.
– Wiem co widziałam. Dlaczego myszkował pan w gabinecie Nate'a? – Walę prosto z mostu.
– Nate'a?
– Dyrektora Harrisa – Poprawiam się szybko.
– Cóż, chciałem się czegoś o tobie dowiedzieć.
– Co? Czego?
–Nie sądziłem jednak, że ktoś mnie nakryje. Muszę przyznać; stchórzyłem. Zachowałem się bardzo nie w porządku i...teraz cię przepraszam.
– Co takiego chciał się pan dowiedzieć? Jeśli to coś związanego z pracą, mógł pan zwyczajnie zapytać, prawda?
– Widzisz, problem polegał na tym, że to nie było nic służbowego.
– Nie rozumiem?
– Może moglibyśmy sobie wszystko wyjaśnić na nadchodzącym przyjęciu?
Proszę, nie mów, że chodzi o Gucci'ego
Proszę, nie mów, że chodzi o Gucci'ego.
– Jestem w trakcie organizacji kameralnej imprezy na cześć wielomilionowej umowy z Guccim. I chciałbym, żebyś mi towarzyszyła. To będzie coś naprawdę glam i tylko dla wybranych osób. Doceniam cię, szanuję i byłoby mi bardzo miło, gdybyś się zgodziła.
Nie wiem co mam odpowiedzieć. Układam serwetkę na tacy, chcę żeby widział, że jestem zajęta, ale to go nie spławia.
– Może zwiększę swoje szanse, jeśli powiem, że przyszedłem na to piętro z twojego powodu?
– Schlebia mi pan – Mamroczę. – To naprawdę bardzo miłe z pana strony, dyrektorze.
– Świetnie. – Uśmiecha się szeroko. – Zaproszenia dostanę w czwartek, więc obawiam się, że będziesz musiała troszkę poczekać.
Zaraz, zaraz co się tutaj dzieje? Ogarnia mnie panika.
– Panie Smith – Zaczynam, ale w tej samej chwili rozdzwania się jego telefon i wynosi dłoń powstrzymując mnie przed dalszymi wyjaśnieniami. Wciąż nie mogę uwierzyć w to co się dzieje. Od kiedy zwraca się do mnie na ty? I dlaczego zaprasza mnie na firmową imprezę? W ramach przeprosin? Dlaczego? Przecież mógł to zrobić na milion innych sposobów. Na przykład mógłby kupić bukiet kwiatów albo butelkę dobrego wina. Oczywiście, to ostatnie miałoby miejsce po godzinach pracy. Jestem skołowana i za cholerę nie wiem jak się zachować. Najgorsze, jednak w tym wszystkim jest to, że Smith SERIO myśli, że wyraziłam zgodę na pójście z nim na przyjęcie. Bezradnie patrzę jak wychodzi z kuchni i dopiero wtedy przypominam sobie o espresso. Jest już zimne. Wylewam kawę do zlewu i przygotowuje kolejną. Moje nerwowe ruchy zdradzają zdenerwowanie. Biorę tacę i kieruje się w stronę gabinetu Harrisa. Pukam w drzwi, ale zamiast standardowego „wejść" te otwierają się przede mną. Mrugam zaskoczona widokiem mężczyzny, chcę go ominąć i postawić kawę na biurku, ale szybko wyjmuje tacę z moich rąk i kładzie ją na mahoniowym stole.
– Co jest powodem twojego spóźnienia? – Pyta zamykając drzwi.
– Rozmawiałam z Aaronem.
Patrzę jak brwi Nate'a podjeżdżają pod linię włosów.
– Interesujące. O czym?
– Właściwie to było bardzo dziwne.
– Co było w tym dziwnego? – Czuję na sobie czujne spojrzenie zielonych oczu.
– Wszystko. – Parskam siadając na sofie. – Zaczął mówić mi na ty, a potem przeprosił za sytuację sprzed miesiąca i...zaprosił na przyjęcie.
– Rozmawiałaś z Aaronem Smithem? – Upewnia się.
– Tak.
– Co było dalej?
– Hm?
– Przestań wciąż używać tego cholernego „hm" i odpowiedz na moje pytanie. Co było dalej?
– Nic takiego.
Mężczyzna świdruje mnie nieprzyjemnym spojrzeniem. Opiera się plecami o ścianę i wsuwa dłonie w kieszenie spodni. Jest rozgniewany, choć zupełnie nie znam powodu. Nie zrobiłam niczego złego.
– Długo będziesz się tak zgrywać? – Warczy
– Nie zgrywam się. Nie było nic dalej.
– Zgodziłaś się pójść z nim na to przyjęcie?
– Nie. – Wzdycham głęboko. – To znaczy, nie wiem.
– Jak możesz, kurwa, nie wiedzieć, czy się zgodziłaś czy nie?
– Nie zdążyłam odpowiedzieć. Chciałam, ale wtedy zadzwonił jego telefon i mnie zwyczajnie uciszył. Boże, Nathan, to nie moja wina, że sobie coś ubzdurał.
– Czyli jednak sądzi, że z nim pójdziesz?
– Chyba. – Z nerwów boli mnie żołądek. – Dlaczego jesteś taki wściekły? Mścisz się za to, że nie kupiłam tych cholernych lodów?
– Gdybym się mścił, skarbie, to pragnęłabyś uciec ode mnie jak najdalej to możliwe.
Coś w jego głosie sugeruje, że wcale nie żartuje. Chwytam nerwowo rąbek spódnicy i zaczynam wygniatać materiał.
– Gdybym się mścił, to na pewno byś o tym wiedziała.
– W takim razie – Powoli unoszę na niego wzrok. – Co się stało?
– Ty mi powiedz.
– Nate, przecież wszystko wyjaśniłam.
– Mogłaś się wykręcić. Wymyśleć cokolwiek, żeby uniknąć tej rozmowy.
– Skąd te wyrzuty? Obwiniasz mnie o to, że rozmawiałam z drugim dyrektorem generalnym?
– Myślałem, że zależy ci na... –Urywa zdenerwowany. – Nieważne. Miłej zabawy.
– Co? Przecież wiesz, że nie mam zamiaru z nim pójść.
– Będziesz musiała. – Uśmiecha się ponuro, a potem odwraca ode mnie plecami i wpatruje w centrum miasta za panoramicznym oknem.
– Nie – Wstaję z miejsca i staję obok niego. – Nie zgadzam się.
–Musisz z nim iść, chociażby dlatego, żeby nikt się nie domyślił, że sypiamy ze sobą.
Mówi oschłym tonem, nie odrywając wzroku od szklanych wieżowców.
– To chore – Sapię poirytowana. – To, że wybiorę ciebie wcale nie oznacza, że mamy romans!
– Nie znasz Aarona. – Wyczuwam smutek w jego głosie. – Podejrzewam dlaczego to robi, dlatego nie mogę dać się prowokować. Jeśli zacznę się unosić, to rozpocznie atak.
– O czym ty do cholery mówisz? – Pytam spoglądając na jego wykrzywioną grymasem twarz.
– O tym, że w firmie panuje bezwzględny zakaz tworzenia relacji romantycznych między przełożonym, a pracownikami. I o tym, że pod tym kurewskim dokumentem widnieje mój podpis. A także o tym, że ojciec mógłby mnie zdegradować, gdyby się dowiedział. Nie mogę podejmować tak dużego ryzyka.
Stoję tuż obok niego i czuję jak moje ciało spowija chłód. Przygryzam wargę, bo nie chcę się rozpłakać jak durna nastolatka, ale niechciane łzy pieką coraz mocniej pod powiekami. Wpatruję się w jego zaciśniętą szczękę i zastanawiam czy choć przez ułamek sekundy pomyślał jak ja będę się z tym wszystkim czuła? Serce uderza boleśnie o żebra, żołądek kurczy się z każdą upływającą sekundą. Czy wie jak bardzo mi przykro?
– Mam zbyt wiele do stracenia. – Ciągnie. – Taki wybryk na pewno nie przeszedłby bez echa. Straciłbym stanowisko.
– A gdzie w tym wszystkim miejsce na mnie? – Mój głos drży.
– Co? – Nate odrywa spojrzenie od miasta i koncentruje się na mojej twarzy. – Daj spokój, niczym nie ryzykujesz. Nie masz nic do stracenia.
– Mylisz się. – Szepcę
Ryzykuję czymś o wiele cenniejszym niż twoja posada.
Swoim sercem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top