33
NATE
33
Co za pochrzaniona sytuacja. Czuję się jakbym został chwytany w jakąś sieć. Staram się robić dobrą minę do złej gry, ale idzie mi coraz gorzej. A to wszystko przez Elizabeth. Jestem na nią wściekły, że się pojawiła w klubie. Dlaczego akurat ten? Dlaczego akurat dziś? Tak, wiem. Nie mam prawa jej tego wytykać, lecz nie mogę przestać myśleć, że gdyby wybrała inną rozrywkę na ten wieczór to uniknąłbym tego całego syfu. Zerkam ostrożnie w stronę milczącej kobiety. Siedzi na pustej sofie popijając whisky, którą dla niej zamówiłem. Dlaczego ją tutaj zatrzymałem? Dlaczego nie pozwoliłem, żeby wyszła razem z Chloe? Dlaczego kazałem jej zostać, choć wiedziałem, że nie jest mile widziana? Co, do kurwy nędzy było ze mną nie tak? Powinienem był się cieszyć, że chce się zwijać z klubu. Powinienem powiedzieć jej, że powrót z Chloe do domu, będzie najlepszym co uczyni, ale zamiast tego poszedłem do baru i zamówiłem dla nas alkohol. Swoją porcję wypiłem jeszcze przy kelnerce i teraz nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Rozmowa bowiem wydawała się tak samo do kitu jak wcześniejsze obwinianie jej o przyjście do The Met. Po prostu nic nie miało sensu. Robiłem co mogłem, żeby powstrzymywać złośliwe docinki Josha i jednocześnie zachować pewną neutralność, która w tym momencie była moją kartą przetargową.
– Czy możemy porozmawiać? – Pytanie Elise sprawia, że Jim unosi brew i zerka w moim kierunku. Jest ciekaw mojej reakcji. Wzdycham głęboko, żałując, że nie mogę rozpłynąć się w powietrzu. Atmosfera jest ciężka jak ołów, głośna muzyka wściekle dudni w mojej głowie, a kobieta przeszywa mnie spojrzeniem. Wykrzywiam usta w uśmiechu, z kolei Josh zaciska zęby i wstaje z miejsca.
– Nie będę świadkiem tego gówna. – Mówi ponuro.
Elise spogląda to na mnie to na niego. Jestem przekonany, że zaraz wyjmie telefon z torebki i zamówi sobie taksówkę. Złość wydziera z jej oczu, ale o dziwo, wcale nie zamierza pluć jadem. Wręcz przeciwnie. Zachowuje spokój.
– Jaki jest twój problem? – Pyta Josha.
– Ty jesteś moim problemem. – Warczy. – Nie pasujesz do nas.
– Nie pasuję?
– Kręcisz się wokół Harrisa, bo wiesz, że jest bogaty i może zasponsorować ci życie w luksusie. Co? zdziwiona? Takich jak ty miałem na pęczki. Dokładnie wiem jak działacie. Twoje metody nie robią na mnie wrażenia. Jestem dwa kroki przed tobą.
– Rzeczywiście mnie rozgryzłeś. – Elise wstaje z sofy. – Jesteś genialnym detektywem.
– Ella –Oponuję. – Co ty robisz?
– Och, cóż – Zawiesza na mnie wzrok. – Zostałam zdemaskowana, mój plan już się nie powiedzie, dlatego muszę poszukać innego dzianego frajera.
– Daj spokój – Cedzę przez zęby.
– Czas to pieniądz. Muszę polować, żeby przetrwać i zapewnić swojemu dziecku przyszłość.
– Co ty, kurwa, wygadujesz?! – Złoszczę się gwałtownie podnosząc z sofy. – Elizabeth!
– Zostaw ją! – Jim chwyta mnie za ramię i przytrzymuje w miejscu. – Niech idzie. Słyszałeś, przecież co powiedziała, nie? Musi znaleźć sobie kolejnego naiwniaka.
– Twoi koledzy są niebywale inteligentni – Elise uśmiecha się do nas po raz ostatni, a potem rusza dziarskim krokiem w stronę schodów. Zwijam obie dłonie w pieść i obserwuje jak wtapia się w tłum. Dyszę ciężko, jakbym dopiero co stoczył walkę na ringu i wyszarpuje się z uścisku kumpla.
– Pozwól jej iść. – Syczy Josh.
– Zachowaliście się jak idioci! – Wrzeszczę. – Totalnie wam, kurwa, odbiło?!
– A tobie!? – Atakuje Jim. – Ta suka okręciła cię wokół palca! Miałeś ją tylko zaliczyć, a ty godzisz się, żeby nagle towarzyszyła nam podczas spotkania!?
– Sam ją przyprowadziłeś!
– Przedstawiła się jako Brittany. – Mruczy pod nosem. – Cholerna oszustka.
– Ella nie jest oszustką.
– Ella – Powtarza Josh w zamyśleniu. – Skąd pewność, że to jej prawdziwe imię?
– Ja pierdolę – Szepcę rozłoszczony. – Wy tak, kurwa, na poważnie!?
– Tak, my, kurwa, na poważnie. I dziwi mnie, że dajesz sobą pomiatać. – Josh potrząsa głową z dezaprobatą.
– Nikt mną nie pomiata. – Niemal trzęsę się ze złości.
– Jest zaślepiony – W głosie Jima pobrzmiewa gorycz. – Co się z tobą stało? Gdzie ten dawny Nate, który miał wszystko pod kontrolą? Chłopie, możesz mieć każdą. Rozejrzyj się. Każdą na każdy jebany dzień tygodnia. Bez zobowiązań, bez bawienia się w dom. Jesteś za młody, żeby pierniczyć sobie życie z jakąś Ellą czy Brittany czy...chuj wie jak się inaczej nazwa.
– Nic się nie zmieniło. – Łapię gwałtownie powietrze. – Przecież za miesiąc z nią zerwę.
– Dlaczego dopiero za miesiąc? – Josh wpatruje się we mnie z gniewem. – Zrób to dziś.
– Nie. – Biorę kolejny głęboki wdech. – Zbyt dobrze mnie posuwa. Nie zrezygnuje z dobrego seksu przez wasze pierdolone widzimisię.
– Nie wygląda na taką. – Buczy Jim.
– Nie musi. – Syczę.
– Ona wie, że z nią zerwiesz? – Josh mruży oczy.
– Dowie się w odpowiednim czasie. – Wsuwam dłonie do kieszeni, ale zaraz je wyciągam. Jestem rozdrażniony i nie umiem znaleźć sobie miejsca. Wszystko mnie irytuje, a krew bulgocze w żyłach. Nie wiem dokąd poszła Elise. Czy jest nadal w klubie, czy może już dawno na zewnątrz? Spoglądam na zegarek, dobija druga w nocy. Lepiej, żeby nie włóczyła się samotnie po tej części miasta.
– Martwimy się o ciebie. – Jim siada na sofie masując obolała skronie. – Jesteś dla nas jak brat i nie możemy pozwolić, żeby jakaś pinda cię wykorzystała. Rozumiesz? Zawsze działaliśmy w ten sposób. Ostrzegaliśmy się. Wspieraliśmy...kurwa, Nate, musisz się ogarnąć.
– Dobry seks to nie wszystko. – Josh zajmuje miejsce obok Jima. – Czy to nie ty mówiłeś, że przy kobietach nie można myśleć wyłącznie fiutem? Nie mogę znieść myśli, że któregoś dnia, ta kangurzyca mogłaby cię obskubać jak cholerną kurę.
– To się nie stanie. – Mówię stanowczo.
– Też byłem tego pewny i co?
Troska Josha przybiera różną formę. Raz był to gniew, raz rozczarowanie, ale cokolwiek to było, zawsze było prawdziwe. Wiem, że się sparzył, że został wykorzystany, że chce mnie chronić, bo, kurwa od lat to robiliśmy i wciąż robimy. Problem polega jednak na tym, że Ella w niczym nie przypomina pyskatej Marthy, która bez skrupułów wyczyściła jego konto i przez kilka tygodni udawała, że nie ma z tym nic wspólnego zgrywając męczennika.
– Jesteś kurwa dyrektorem generalnym największej firmy marketingowej na kontynencie. Uważasz, że nie robi to na niej wrażenia?
– Nie wiem czy robi to na niej wrażenie. Może tak.
– No właśnie.
– Co nie oznacza, że chce mojej forsy.
– A ten znów to samo – Josh przewraca oczami. – Każda leci na kasę. Każda. Bez wyjątku.
Czuję jak żołądek przewraca się na drugą stronę.
– Dobra – Cmoka Jim rozpierając się na sofie. – Skoro ona...jakkolwiek ma na imię uchodzi za wyjątek od reguły, to powiedz mi ile razy sprzeciwiła się kiedy pokrywałeś cały rachunek za kolację? Raz? Dwa? A może...nigdy?
– Pewnie nigdy. – Josh zamyka powieki. – Boże, jesteś takim, kurwa, kretynem i nawet tego nie zauważasz.
– Kupiła mi kubek. – Marszczę brwi. – Liczy się?
– Kubek! – Josh wyje ze śmiechu. – Okej, od dziś będę płacił za benzynę w łyżeczkach. Jak myślisz, zaakceptują taką transakcję?
– Możemy zmienić temat? – Czuję, że zaraz wybuchnę. Jeszcze moment, a rozniosę cały ten klub łącznie z moimi durnymi kumplami w pył. Znów patrzę na zegarek. Wpół do trzeciej. Kurwa mać. Mam nadzieję, że Elise trafiła do domu, bo jeśli nie...
– A co? Drażni cię moja szczerość?
– Nie, po prostu chciałbym... z resztą nieważne. Jest późno. Będę się zwijał.
– Kiedyś imprezowaliśmy do szóstej nad ranem. – Zauważa Josh.
– Kiedyś mieliśmy po dwadzieścia lat. – Uśmiecham się z przymusem. – Teraz jestem zmęczony i muszę odpocząć. To chyba nie przestępstwo?
– Zależy. – Wzdycha Josh. – Planujesz odpoczywanie z mamuśką?
– Z poduszką. Zadowolony?
– Na tę chwilę.
Nie mam ochoty się z nimi dłużej kłócić. Wiem, że w ten sposób nie zmienię ich zdania o Elli, a jedynie popsuje naszą relację. Udając jak bardzo jestem zmęczony ruszam po schodach mijając zamroczone twarze klubowiczów. Sporo osób opuściło salę, ale zabawa wciąż trwała. Nie mam pojęcia ile The Met płaciło DJ-owi, ale musiało mieć całkiem porządne stawki, skoro nadal remiksuje kawałki. Przeciskam się przez kilku zblazowanych typów, a potem chwytam za klamkę i wychodzę z części dla VIP-ów. Ochroniarz nie kryje zaskoczenia i wcale mu się nie dziwię, bo zwykle wszyscy wychodzili tylnym wejściem, które zapewniało dyskretność.
– Szukam kogoś. – Przekrzykuję muzykę. – Dziewczyny.
– To nie będzie problem. Niech pan się rozejrzy. Jeszcze kilka sztuk się nada.
– Nie, nie. Szukam konkretnej dziewczyny. Wyszła stąd jakieś trzydzieści, czterdzieści minut temu. Wysoka, ciemnoblond włosy, duże zielone oczy. Piękna.
– Chyba nie będę w stanie pomóc.
– Jesteś pewny? – Wyjmuję z kieszeni portfel i wyciągam banknot o nominale stu dolarów. – Może jednak sobie coś przypominasz?
Ochroniarz spogląda łakomie na banknot, ale ostatecznie kręci przecząco głową.
– Nie pomogę. Za dużo dziewczyn. Wszystkie mogłyby być tą, o którą pan pyta.
– W porządku. – Dyskretnie wciskam w jego dłoń kasę.
– Za co? – Dziwi się. – Nic nie zrobiłem.
– Nie kłamałeś. – Uśmiecham się słabo. – Doceniam to.
– Och, dziękuję. – Szybko chowa pieniądze do kieszeni. – Nad drzwiami jest kamera, niewiele brakowało, a byśmy byli ujęci na nagraniu.
– Szczęście jest po naszej stronie.
– Oby pan ją znalazł.
Obym ją znalazł.
Zrezygnowany rozglądam się wokół. Neonowe światła rażą w oczy. Chaos wypełnia moją obolałą głowę po same brzegi. Wyciągam telefon, ale zanim udaje mi się wybrać numer Ell, zostaje kilkukrotnie trącony w ramię. Wściekły szukam jakiegoś ustronnego miejsca i wpadam do łazienki. Opierając się o chłodne kafle na ścianie czekam aż odbierze. Nie odbiera. Łączę się drugi raz, ale bez skutecznie. Serce wali w piersi coraz gwałtowniej. Chcę myśleć, że dotarła bezpiecznie do domu i zasnęła, ale gdzieś w głębi nadal tli się we mnie niepewność i...strach. Tak, kurwa, martwię się. Z każdą upływającą minutą coraz bardziej.
– To damska toaleta – Słyszę za plecami, ale nie reaguje. Kolejny raz próbuję się dodzwonić do Ell i kiedy odzywa się automatyczna sekretarka omal nie roztrzaskuję komórki o ścianę. Blondynka w różowej sukience patrzy na mnie z przejęciem, gdy wychodzę z łazienki. Ściskając w dłoni komórkę idę w stronę szklanych drzwi. Łokciami toruję sobie drogę przez spocone, podrygujące ciała, aż nagle zauważam swoją zgubę. Nie mogę uwierzyć, że nadal tutaj jest. Przyspieszam nie spuszczając jej ani na sekundę z oczu i wtedy ktoś obłapia ją w pasie i obydwoje kołyszą się kompletnie nie trafiając w rytm puszczanej muzyki.
Gniew rozsadza moją czaszkę, popycham paru gości, którzy blokują przejście i nie zwracając uwagi na ich frustracje zbliżam się do kobiety. Widzę łapy obcego faceta ślizgające się po jej plecach, widzę ten durny uśmieszek na jego gębie i wiem, że tylko cud zdoła mnie powstrzymać przed atakiem. Dopadam do nich i szarpię kolesia za ramię. Chcę, żeby na mnie spojrzał zanim mu przywalę.
– Hej, co jest? – Z szeroko otwartych oczu wyziera szok. – Czy my się znamy?
– Nate, uspokój się. – Ella wygląda na równie zaskoczoną.
– Spierdalaj zanim cię kurwa rozjebię. – Syczę ledwo powstrzymując złość.
– Co?
– On nie żartuje. – Ella kładzie swoją dłoń na jego ramieniu. – Posłuchaj, było bardzo miło cię poznać, ale powinieneś już iść.
– Tak, chyba masz rację. – Spogląda na jej rękę. – Zadzwonisz do mnie?
– Jake, to...
– Zapisałem ci swój numer. Będę czekał.
– Życie ci kurwa nie miłe – Warczę napinając mięśnie. – Jeśli za dwie sekundy nie znikniesz mi z pierdolonych oczu to przysięgam, że osobiście wykopię dół na twoją trumnę.
– Idź już, Jake. – Ella wykonuje krok w przód, chce mnie ominąć, ale chwytam ją za nadgarstek i przyciągam bliżej. – Co ty robisz?!
– A jak ci się wydaje, hę?! – Złoszczę się.
– Kumple zrobili ci kolejne pranie mózgu?
– Mamy, kurwa, układ. – Przyciskam ją mocno do swojego ciała kątem oka obserwując jak Jake przygarbiony zmierza w stronę baru.
– Nie pieprzyłam się z nim. – Odpowiada mierząc mnie groźnym wzrokiem. – Nate, do cholery, puszczaj mnie. To boli.
– Dobrze. Ma boleć.
Bez słowa ciągnę ją do wyjścia. Opiera się, ale jestem silniejszy i szybko zyskuję przewagę. Niemalże wypycham ją przez drzwi i kiedy znajdujemy się na zewnątrz popycham ją na ścianę budynku. Nie wie co się dzieje. Z jednej strony chce uciec, ale z drugiej nie znajduje w sobie wystarczająco odwagi. Opieram ramiona po obu stronach jej głowy i przyciskam ciało do jej ciała. Jest w potrzasku. Zdana wyłącznie na moją łaskę.
– Nikt nie ma prawa cię dotykać. – Z mojego gardła wydobywa się niski pomruk.
–Nate, ja
– Zamknij się. Już miałaś swoje pięć minut.
Powoli opuszczam dłoń na jej policzek, gładzę skórę.
– Chyba nie zdajesz sobie sprawy jak działa nasz układ, prawda?
– Nie miałam zamiaru iść z nim do łóżka!
Uśmiecham się złośliwie.
– Ty nie. – Odrywam ją od ściany i odwracam jej głowę w stronę tętniącego życiem klubu. – Przyjrzyj się. Kogo widzisz?
– Ludzi.
– Źle.
– Pijanych ludzi.
– Źle. Powiem ci co widzisz; widzisz samych mężczyzn. Jeden właśnie puścił do ciebie oczko. Jebany kutas myśli, że cię zaliczy, ale nic z tego. Wiesz dlaczego?
– Nate...
– Czy wiesz dlaczego tego nie zrobi, Elizabeth?
Milczy. Nie wiem co oznacza ta cisza, ale nie tracę czasu na analizy. Pochylam się nad jej uchem i szepczę:
– Bo jesteś, kurwa, moja.
– Mówisz tak jakbym naprawdę była twoja
– Naprawdę jesteś. – Mówię wpatrując się w jej oczy. – Podczas układu należysz do mnie, tak samo jak na należę do ciebie. Nie możesz łamać naszych zasad.
– Nie złamałam ich. Nate, nigdy nie pozwoliłabym... – Chce powiedzieć coś więcej, ale przykładam palec do jej ust.
– Ćśśś. – Uciszam ją. – Nie będziemy więcej o tym rozmawiać.
– Nie możesz traktować mnie jak swojej cholernej zabawki! – Wydziera się odpychając mnie. – Nie możesz mną dyrygować! Nie możesz kazać mi się zamknąć, kiedy muszę ci to wszystko wykrzyczeć prosto w twarz! Jestem wściekła! Powiedziałam ci, że nie...
– Mam gdzieś co powiedziałaś. – Cedzę słowa powoli. – Mam gdzieś to jak bardzo jesteś na mnie wściekła. Wiem co widziałem.
Kładę obie dłonie na jej biodrach, pochylam głowę i gryzę w szyję.
– Będziemy się całować – Mówię w jej rozchylone usta. – Będziemy to robić tak długo, aż przejdzie nam ta cała wściekłość.
– Uważasz, że w ten sposób dojdziemy do porozumie...
Nie daję jej dokończyć. Rozzłoszczony obejmuje dłońmi jej twarz i wpijam się zachłannie w jej usta. Próbuje się opierać, ale po raz kolejny udowadniam, że nie ma ze mną szans. Ssę mocno jej dolną wargę, aż z jej wnętrza ulatuje cichy jęk.
– Nate – Piszczy przymykając powieki. – Nie tutaj.
– Nie tutaj? Co masz na myśli? – Zgrywam się przesuwając czubkiem języka po jej wargach.
– Nie możemy...
Moje dłonie opuszczają jej policzki i wędrują na szyję. Ściskam ją delikatnie jednocześnie kolanem rozsuwając jej uda.
– Ja mogę wszystko. – Całuję ją w usta. – Nigdy o tym nie zapominaj.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top