31

                                                                                              31

                                                                                         NATE


Od: [email protected]

Do: [email protected]

Temat: Czy wszystko w porządku?

Szanowny panie Harris,

Pragnę wyrazić swoje zmartwienie nie odnotowując pańskiej obecności na naszych ostatnich aukcjach. Czy wszystko z panem w porządku? Mam nadzieję, że tak i niedługo znów nas pan zaszczyci swoim towarzystwem. W załączniku wejściówka na specjalny pokaz tylko dla członków strefy Deluxe. Spodziewamy się prawdziwej uczty.

Serdeczne pozdrowienia

Thomas Angelo


– Coś ważnego?

– Nie.

Siedzimy naprzeciwko siebie na trawie. Ona w czarnej sukience, ja w granatowym garniturze. Nie wiem ile czasu minęło odkąd wróciliśmy z restauracji, ale Cooper śpi w swoim pokoju, a na ciemnym niebie połyskują gwiazdy, choć równie dobrze to mogłoby być samoloty. Wokół nas unosi się cisza, której nie chcę burzyć. Pochylam się odrobinę w jej stronę i chwytam w palce kosmyk ciemno blond włosów.

– Chciałbym żebyś poszła ze mną na przyjęcie. – Mówię przyciszonym tonem.

– To przyjęcie, na które wcale się nie cieszysz?

– Tak.

– Czy to nie jest impreza pracownicza?

– Tylko dla osób z wyższego szczebla.

– Czyli nie dostałabym zaproszenia?

– Raczej nie, ale... – Przysuwam się bliżej i trącam nosem jej nos. – Możesz użyć swoich znajomości. Słyszałem, że jesteś bardzo blisko ze swoim pracodawcą.

– Doprawdy?

– Mhm

Rozchylam usta, jestem coraz bliżej. Czuję jej oddech na swoich wargach. Odkładam telefon gdzieś na trawie, żeby móc dłońmi objąć jej twarz i wówczas zupełnie niespodziewanie kobieta cmoka mnie w policzek zagarniając komórkę.

– Ella – W moim głosie słychać gniew. – Co ty robisz?

– Sprawdzam co było powodem zaciśnięcia szczęk.

– Słucham?

– Gdy czytałeś wiadomość zaciskałeś szczęki. – Wgapia się w moje oczy obracając w palcach telefon. – Nawet o tym nie wiedziałeś, prawda?

Nie wiedziałem.

– Oddaj telefon.

– A powiesz mi co było w tej wiadomości?

– Nic nie było – Warczę. – Masz dwie sekundy.

– Na dowiedzenie się?

– Na oddanie mojego telefonu! – Unoszę głos. – Co jest z tobą? Chyba zasługujemy na prywatność?

– Dlaczego się spóźniłeś?

– Chryste

– Skąd wzięła się krew na twoich kostkach?

– Zjebałaś całą atmosferę. – Wstaję i wpycham dłonie w kieszenie spodni. – Czy ja grzebię w twoich, kurwa, rzeczach? Nie! Bądź zatem łaskawa oddać mi moją pieprzoną własność, zanim kurwa... – Dalsze słowa utykają mi w gardle, gdy słyszę jak pyta:

– Bierzesz udział w aukcjach?

– A to takie kurwa dziwne?

– Niecodzienne. Na czym to polega?

– Sprawdź w necie.

– Nie możesz mi wyjaśnić? Co takiego licytujesz?


Ja pierdolę.


– Sztukę.

– Obrazy?

– Tak.

– Wow. To musi być niesamowite, prawda? Nie potrafię sobie nawet wyobrazić jak przebiega taka licytacja. Muszą cię bardzo cenić, skoro zaprosili cię na specjalny pokaz. Pójdziesz?

– Nie.

– Dlaczego?

– Bo znalazłem sobie lepsze zajęcie niż chodzenie na te durne aukcje, okej? Skończyłaś już? Możesz oddać mi ten cholerny telefon?

– Pan Angelo spodziewa się prawdziwej uczty. Pewnie warto byłoby pójść.

Milczę.

– Może moglibyśmy pójść razem?

– Pojebało cię!? – Reaguje ostrzej niż zamierzam. – Wybij sobie z głowy, że cię tam zabiorę.

– Och, w porządku – Wstaje z trawy podchodzi do mnie. – Wybacz mi, że wyszłam poza szereg i nie ustawiłam się w kolejce szaraczków, które pragną wejść do wielkiego świata milionerów, którzy wydają forsę licytując cholerne dzieła sztuki. Naprawdę, Nathan, wybacz mi, że zachowałam się tak lekkomyślnie. – Wciska w moją dłoń komórkę i odwraca się plecami.

– Nie masz pojęcia o czym mówisz – Mamroczę ponuro wsuwając telefon głęboko w kieszeń.

– Ależ oczywiście. Skąd taki zwyczajny ktoś jak ja, mógłby mieć cholerne pojęcie?

– Przestań.

– Wstydzisz się mnie? – Atakuje znienacka.

– Robi się coraz, kurwa, ciekawiej. No dalej, wymyśl kolejny irracjonalny powód. Czekam.

Spodziewam się całej masy debilnych kontrargumentów, ale ku mojemu zaskoczeniu z jej ust nie wychodzi ani jedno słowo. Zamiast tego widzę jak krzyżuje ramiona na piersi i przygarbiona rusza w stronę tarasu. Bez zastanowienia podbiegam do niej, łapię i za nadgarstek i przyciskam do swojego ciała.

– Czy gdybym się ciebie wstydził, to zapraszałbym cię na firmowe przyjęcie?

– Puść mnie

– Czy zapraszałbym cię do restauracji? – Ciągnę przytrzymując ją mocno przy sobie. – Czy spędzałbym czas z tobą i Cooperem w centrum jebanego Brisbane?

– Nie wiem.

– Och, ty już dobrze wiesz – Pochylam głowę i wpijam się zachłannie w jej usta. Walczy, chcę mnie odepchnąć, ale nie pozwalam jej uciec. Jedną dłoń kładę na jej plecach, zaś druga chwytam garść jedwabistych włosów. Za każdym razem, gdy zaczyna się odsuwać ciągnę za karę jej włosy.

– Nie rzucaj się, skarbie – Ostrzegam.

– Skąd ta krew? – Pyta cicho.

– Boksowałem. – Wymyślam.

– Byłeś z inną kobietą zanim się spotkaliśmy?

– Nie.

– Nate, proszę cię.

– Nie byłem z inną kobietą. – Całuje ją mocno w szyję. – Ogarnij swoją zazdrość, bo będziemy mieć poważne kłopoty.

– A jeśli już je mamy? – Szepce

– Co masz na myśli? – Poważnieje.

– Nic takiego. – Na jej twarzy pojawia się zadziorny uśmieszek i wykorzystując moją chwilę nieuwagi wyswabadza się z uścisku. – Tak łatwo zbić cię z tropu? Nie sądziłam.

Stoję przez chwilę w osłupieniu. Co u licha? Analizuje jej słowa wypierając obawę, która zrodziła się zaraz po tym jak usłyszałem „A co jeśli już je mamy?" i próbuję zrozumieć dlaczego akurat w ten sposób postanowiła zwiać. Dobrze wiedziała jak działa nasz układ, wspomniane kłopoty oznaczałby koniec tego czegoś, co jest między nami. Niespodziewanie czuję kłucie w okolicy serca. Spoglądam w ciemnogranatowe niebo i uśmiecham się, trochę jakby na przekór sobie, bo to widziałem wcześniej wcale nie było przelatującym samolotem. Nade mną migoczą gwiazdy. Tysiące jasnych punkcików układających się w jeden potężny gwiazdozbiór.


Powinnaś to zobaczyć, Elise


Powinnaś zdecydowanie to zobaczyć.

Wsuwam dłonie w kiszenie spodni. Otacza mnie ciemność, a ta zmusza mnie do rozpamiętywania wszystkiego co wydarzyło lata temu. Wszystkiego o czym powinienem był już dawno zapomnieć, ale z jakiegoś powodu nie jestem w stanie wymazać z pamięci. Przypominam sobie krew spływającą z twarzy Roberta. Krew, która nie różniła się niczym od krwi tamtego chłopaka umierającego w klatce, od krwi mojej matki, od krwi Elizabeth. Zadałem mu ból, taki sam, jaki on zadał jej, więc dlaczego nie odczuwam żadnej ulgi? Nie doniosłem na niego policji, zamiast tego przelałem pieprzone dwieście tysięcy na jego konto. Nigdy nie zarobiłby takiej forsy, dałem mu coś, czego nie jest w stanie osiągnąć, więc dlaczego do chuja nie czuję się z tym wszystkim dobrze? Zwijam dłonie w pięści, targa mną dziwna złość i nagle chcę się bić. Z kim lub czymkolwiek.

– Hej, długo będziesz jeszcze tak stał? – Jej głos dociera do mnie z opóźnieniem, spoglądam w kierunku oświetlonego kolorowymi lampkami tarasu i widzę jak opiera się o otwarte drzwi.

– Lubię noc. – Mówię kompletnie bezsensu. – Czasami wydaje się bardziej żywa niż dzień.

– Czasami – Odpowiada cicho.

– Reszta jest milczeniem.

– Hamlet – Nie dostrzegam jej twarzy, ale jestem przekonany, że się uśmiecha.

– Spóźniłem się, bo pojechałem do twojego byłego.


Zamknij się, idioto.


– Co?

– Musiałem to zrobić.

– Czy wszystko z nim w porządku?

Wspinam się po schodkach na taras nie spuszczając z niej oczu.

– Nie wiem.

– Boże, myślałam, że coś mu się stało. – Przyciska dłoń do serca. – Gdzie teraz mieszka?

– Kazałem mu się wynieść z miasta. – Biorę głęboki wdech. – Nie wiem gdzie teraz przebywa, ale mam nadzieję, że jak najdalej stąd.

– Dlaczego? – Wydusza drżącym głosem.


Nie odpowiadaj. Zamilcz. Udawaj, że nie usłyszałeś pytania.


– Chcę cię chronić.


Jesteś kretynem.


– Nate...

– Chcę zrobić coś właściwego. – Przyciskam czoło do jej czoła. – Chociaż raz w życiu, skręcić w odpowiednią stronę.

– Och, Nate – Przymykam powieki, kiedy dotyka koniuszkami palców mojej twarzy. – Proszę, powiedz mi, że to nie krew Roberta była na twoich knykciach.

– To nie była jego krew. – Mamroczę, a w jej oczach pojawiają się łzy.

– To dobrze. – Szepce z bólem domyślając się prawdy.

– Przepraszam. – Całuje ją w usta. – Tak będzie lepiej.

– Dla kogo będzie lepiej, Nate?

– Dla wszystkich. Uwierz mi.

– Poczekaj – Odsuwa się i patrzy na mnie z uwagą. – Pojechałeś do niego, kazałeś mu się wynieść z miasta i mówisz mi, że tak będzie lepiej dla nas wszystkich?

– Na pewno dla ciebie i Coopera.

– A uważasz, tak bo...?

– Bo Robert wdepnął w gówno.

– Nie powinieneś był go prosić, żeby wyprowadzał się z miasta.

– Nie prosiłem.

– Naprawdę myślisz, że to w porządku? – Denerwuje się, choć zupełnie nie wiem dlaczego. – Nie możesz kazać komuś opuścić miasta, Nate, to chore!

– Co miałem zrobić?! Czekać aż znów ktoś cię napadanie?! – Unoszę głos. – Nie bądź naiwna, Elizabeth. Robert wisiał towar, polowali na niego. Masz świadomość jak cholernie cię naraził? Pomyślałaś, co by się stało gdyby ci, którzy się włamali posiadali broń? Boże, przecież oni mogli was zabić. Naprawdę tego nie rozumiesz?

– Rozumiem.

– Ale i tak wolisz użalać się nad losem swojego byłego. – Warczę. – Nie martw się, zadbałem o niego. Dostał dwieście tysięcy.

– Zapłaciłeś mu!?

– I przyjął! Przyjął wszystko bez wahania!

– A co miał zrobić? – Obejmuje się ramionami. – Nie miał wyboru.

– Miał wybór. Mógł, kurwa, nie ćpać.

Złość targa mną ze zdwojoną siłą. Zwijam dłoń w pięść i uderzam nią w drewnianą balustradę. Głuchy odgłos niesie się echem po tarasie, ale żadne z nas nie reaguje.

– Wiem, że popełnił błąd. I nie chcę go usprawiedliwiać, ale człowiekowi, który upada na dno, należy pomóc, a nie się go pozbywać z miasta. To niczego nie załatwi.

– Chyba nie masz zamiaru bawić się w jego pieprzoną nianię? – Wkurzam się.

– To nie jest dla mnie zupełnie obca osoba, Nate. Nie mogę uważać, że nic się nie stało, skoro Robert, potrzebuje pomocy.

– Na własne życzenie.

–Cóż, znasz ten stan z autopsji, prawda?

Znów uderzam pięścią w balustradę.

– Zastanawiałeś się co by się z tobą stało, gdybyś nie otrzymał pomocy?

– Nic nie wiesz!

– Wiem wystarczająco dużo. I wiem też, że twoje pijaństwo zakończyłoby się uzależnieniem. Wiem także, że osoby uzależnione od alkoholu częściej sięgają po narkotyki. Gdyby nie twój ojciec, gdyby nie pomoc, którą otrzymałeś, dziś mógłbyś być w skórze Roberta.

– Zrobiłem to dla ciebie. – Cedzę rozzłoszczony. – Żebyś była bezpieczna, żeby twój syn, był kurwa bezpieczny.

– Możesz mu pomóc. Dla mnie.

– Jesteś nienormalna – Syczę.

– Czy to oznacza, że mu pomożesz?

– Nie. To oznacza, że jesteś nienormalna.

Z niewiadomego powodu usta kobiety wykrzywiają się w delikatnym uśmiechu, a potem chwyta mnie za rękę i prowadzi do mieszkania. Nie stawiam oporów, choć wciąż intensywnie myślę o wszystkim co przed chwilą między nami zaszło. Wkurzam się na nią, na tę jej cholerną empatię, która najwyraźniej przyćmiła zdrowy rozsądek i im więcej się wkurwiam, tym mam większą ochotę na poczęstowanie jej tyłka kilkoma klapsami. Tak, całkiem możliwie, że oboje nie jesteśmy normalni. Bez słowa wchodzimy do kuchni, ona z zamiarem przygotowania czegoś do picia, a ja z zamiarem przyciśnięcia jej do tego cholernego blatu. Stoję pod ścianą, obserwuję wyczekując odpowiedniego momentu, a ten nadchodzi gdy sięga do szafki z kubkami. Podchodzę do niej od tyłu, kładę dłonie na biodrach i całuję w kark, a potem przesuwam ręce w kierunku jej piersi.

– Nate – Niemalże podskakuje

– Ćśśś – Mruczę wprost do jej ucha.

– Co ty robisz? – Pod palcami czuję twardniejące sutki.

– Jestem pewny, że wiesz co robię, Elise.

– Nie – Szepce chwytając mnie za rękę. – Nie dziś.

– Twoje ciało mówi co innego. – Dociskam ją do blatu. – Powiedz mi, że nie chcesz, żebym cię pierzył, a to zrobię. Zostawię cię w spokoju.

Nie odpowiada.

– Tak myślałem. – Gryzę ją w kark. – Wolisz blat czy łóżko?

ELLA

– Pieprzyłaś się z Robertem w tym łóżku, prawda? – Pytanie Nate'a zaskakuje mnie na tyle, że nieruchomieję pośrodku pokoju.

– Jeśli to ci przeszkadza... – Zaczynam spokojnie

–Nie – Wpada w moje zdanie. – Nie przeszkadza.

Patrząc mi w oczy zsuwa ramiączko sukienki i przyciska swoje ciepłe usta do mojej skóry. Jego dłonie przesuwają się po moim ciele wzniecając płomień pożądania, a potem moja sukienka ląduje na podłodze. Wciągam powietrze w płuca patrząc jak rozpina koszulę. Moje gardło jest wyschnięte na wiór, z trudem przełykam ślinę. Rozpalonym wzrokiem błądzę po jego szerokiej klacie porośniętej drobnymi, czarnymi włoskami i oblewa mnie fala gorąca gdy napina mięśnie odrzucając koszulę. I choć widziałam je już wiele razy, to za każdym nie potrafię oderwać od nich wzroku. Są wspaniałe. Mocne, równe i tuż pod skórą. Nie mogąc się powstrzymać, pochylam się i językiem przesuwam po sześciopaku, a jego zmysłowe mruknięcia zdradzają jak bardzo jest zadowolony. Nathan Harris to czysty seks. Prostuję się, a jego usta gorączkowo przylegają do moich. Gryzie mnie w dolną wargę, chwyta za rękę i kładzie na swoim pasku. Szybko odczytuję tę niemą prośbę i rozpinam klamrę, a potem wysuwam powoli ze szlufek. Klękam przed nim na obydwóch kolanach i sunę dłonią po umięśnionych udach.

– Uwielbiam twojego kutasa – Mruczę powoli opuszczając jego spodnie.

– On ciebie też. – Mruga seksownie, na co wykrzywiam usta w uśmiechu i ściągam mu bokserki uwalniając nabrzmiałego penisa. Koniuszkami palców przesuwam po całej długości, a potem wsuwam w usta czubek.

– Och – Nate przymyka powieki.

– Dobrze? – Pytam niewinnie rozpinając stanik.

– Kurwa, Elizabeth – Jęczy biorąc w garść moje włosy. – Weź mnie głębiej.

Powoli ssę jego fiuta. Jest naprawdę duży i trochę się obawiam brać go aż do gardła. Poruszam ustami w przód i tył delektując się jego cichymi pomrukami. Chwytam delikatnie jądra i masuje je jednocześnie drażniąc językiem koniuszek jego członka.

– Skarbie – Patrzy na mnie błyszczącymi oczami rozchylając wargi. – Kurwa mać.

– Smakujesz wspaniale – Pojękuję.

– Twoje usta – Szepce zanurzając dłonie w moich włosach. – Och, twoje kurewsko cudowne usta.

Porusza biodrami chcąc nadać swój własny rytm, ale nie pozwalam mu na dominację. Drażniąc się, ściskam mocniej podstawę jego fiuta i patrzę jak oczy uciekają mu w głąb czaszki. Szybko porzuca swój poprzedni plan przejęcia kontroli i bierze to co mu oferuję.

– Zaraz dojdę – Mówi ochryple. – Pozwól mi...och, pozwól mi.

– Hm? – Udaję, że nie rozumiem.

– Proszę, pozwól mi, skończyć w twoich ślicznych ustach. Chcę dojść, och, skarbie, proszę.

Jego uległy ton napawa mnie satysfakcją i coraz szybciej poruszam głową w przód i tył. Nate napina mięśnie, tak mocno, że omal nie rozrywają skóry. Sapie szarpiąc mnie za włosy, a potem gorąca sperma tryska wprost do mojego gardła.

– Połknij – Mamrocze wysuwając się z moich ust. Nie jestem pewna czy chcę, nigdy wcześniej tego nie robiłam. Czuję napływające do oczu łzy, a on pochyla się i gładzi mnie kciukiem po policzku.

– Połknij, skarbie.

Zatapiam się w jego spojrzeniu i powoli przełykam spermę. Gdy ostatnia kropelka spłynęła do mojego gardła, Nate pomaga mi wstać z kolan i niespodziewanie bierze w ramiona. Unoszę się nad podłogą, moje serce dudni jak młot pneumatyczny. Obejmuje go za szyję, a on delikatnie kładzie mnie do łóżka. Myślę, że się odsunie, że zacznie się ubierać i wyjdzie, ale jego twarz nadal zwisa nad moją.

– Dziękuję – Odzywa się ochryple.

– Czy mógłbyś mnie przytulić?

Wiem, że to głupie, ale w tej chwili naprawdę potrzebuje jego kojącego dotyku. Nie odpowiada, zamiast tego czuję uginający się materac.

– Następnym razem zjem więcej owoców. – Mówi z ustami przy moim policzku. Leżymy na boku. Ja jestem małą łyżeczką, a on dużą. Czuję bicie jego serca, tak blisko mojego i ciepły oddech owiewający moją szyję.

– Skąd wiesz, że będzie następny raz? – Pytam cicho.

– Bo uwielbiasz mojego kutasa.

– Och, tak. Racja.

Śmieje się przesuwając dłonią po moim udzie.

– Zmęczona?

Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo zaraz potem odwrócił mnie na plecy.

– Troszkę.

– Mhm. – Mruczy układając się między moimi nogami. – Odpoczywaj, aniele. Teraz ja będę zajmował się tobą.

Uśmiecham się rozczulona jego słowami, a chwilę potem czuję na wewnętrznej stronie ud muśnięcia jego ciepłego języka. Przechodzą mnie elektryzujące dreszcze, kiedy zdejmuje ze mnie majtki i całuje w najwrażliwszą część mojego ciała.

– Och, tak – Wyrywa się z moich ust. Wyginam plecy w łuk, czując jak ssie moją łechtaczkę.

– Taka słodka – Słyszę jego zduszony głos. – Moja słodka.


Moja słodka.


Przygryzam wargę tłumiąc okrzyk, gdy wsuwa we mnie dwa palce.

– Nate – Jęczę.

– Jestem tutaj – Dla zapewnienia swoich słów zaczyna lizać moją cipkę.

Wyciągam ręce i chwytam go za włosy.

– Tak, och, tak.

– Mhm. O to chodzi. – Jego usta doprowadzają mnie na skraj wytrzymałości. Wiję się na materacu. Wcześniej to ja panowałam nad nim, lecz teraz role całkowicie się odwróciły. Jest władczy, pewny siebie i robi wszystko, żebym straciła oddech. Przyspiesza i zwalnia. Zwalnia i przyspiesza. Buduje moje napięcie, sprawia, że błagam go o więcej. Unoszę biodra, chcę, żeby zakończył moje tortury i wtedy wsuwa palce głębiej.

– Dojdź dla mnie – Mruczy gryząc mnie w udo.

Moim ciałem szarpie potężny dreszcz.

– Właśnie tak, mała. Daj mi to.

Z mojej krtani ucieka głośny krzyk. Moje ciało drży w silnych spazmach rozkoszy.


Boże, to jest takie dobre.

Tak cholernie dobre.


Chcę, żeby zwolnił, ale on mnie nie słucha i szczytuję na jego palcach. Orgazm pochłania mnie jak czarna dziura. Krzyczę, nie mogąc się opanować. Nate ostrożnie wysuwa się mnie, a potem wślizguje językiem w pulsującą cipkę i zlizuje soki aż do ostatniej kropli.

– Smakujesz jak niebo – Mruczy obsypując moje uda drobnymi pocałunkami.

– Dziękuję – Mój głos nadal drży.

– Za orgazm czy za komplement? – Unosi twarz i uśmiecha się łobuzersko.

– Za oba.

– Nie ma za co. Za oba. – Ostatni raz całuje mnie między nogami, a potem zajmuje miejsce na łóżku. Znów jestem małą łyżeczką, a on dużą. Owijam się jego silnymi ramieniem jak szalem i całuję go w rękę, bo czuję przepełniającą mnie wdzięczność za ten niesamowity orgazm i coś jeszcze. To nieodpowiednie uczucie na sześć liter zaczynające się na „m"

– Kupię ci nowe łóżko – Senny szept mężczyzny budzi we mnie śmiech.

– Dlaczego?

– Bo te strasznie skrzypi

– Wcale nie.

– Okej, ale i tak kupię.

– Dobrze. – Chichoczę.

Zamykam oczy i powoli odpływam w sen. Leżę zupełnie naga w jego ramionach, moje ciało się odpręża. Jestem jak strudzony wędrówką wędrowiec, który wreszcie znalazł schronienie.

– Mój ojciec nie pomógł mi całkiem bezinteresownie. Musiałem rzucić zespół i pójść na studia, które dla mnie wybrał. – Słucham jego przyciszonego tonu. – Oczywiście lubiłem marketing i szybko stałem się jednym z najlepszych, ale...nie było mi łatwo. Po prostu wiedziałem, że nie miałem szans i zgodziłem się na to co nieuniknione. Ojciec miał znajomości, postawił wiele, żeby wyprowadzić mnie z bagna. Fakt, udało się i naprawdę dobrze się stało, ale od tamtego czasu...coś się zmieniło. Nie gram. Nawet kiedy chcę, to nie potrafię. Wygląda na to, że biznes zżarł moją pasję. Nie ma jednak czego żałować, aye? W końcu jestem dyrektorem generalnym i zarabiam miliony. Każdy o tym marzy. Każdy chce być kimś i ucierać nosa temu drugiemu. Tak jak ja utarłem Bernardowi z AusMedia i Lauren. Firma zyskała i na pewno jeszcze zyska, więc...chyba zrobiłem dobrze, co? Ella?

Unoszę jedną powiekę i z trudem wyłapuje co się dzieje.

– Śpisz? – Jego szept otula mnie z każdej strony.

– Mhm – Mamroczę ponownie zamykając oko.

Nate nakrywa nas kołdrą.

– Dobranoc, słodka Elizabeth.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top