20

20

ELLA

- Nic nie rozumiesz! - Unoszę głos, lecz zaraz go ściszam w obawie, że obudzę Coopera, który od trzydziestu minut słodko drzemie na kanapie ściskając w rękach swojego ulubionego pana T. Pan T był dziobakiem, a sympatię mojego chłopca zyskał najprawdopodobniej poprzez oglądanie bajki „Finesz i Ferb"

- Nie panikuj, Ell. - Chloe uśmiecha się szeroko.

Siedzimy na podłodze, pod ścianą. Nad nami jest parapet i otwarte okno. Upały dają w kość i szukamy odrobiny ulgi w wieczornych powiewach lekkiego wietrzyku.

- To mój szef - Zaciskam zęby. - Nie mogę go...pożądać.

- To przede wszystkim seksowny facet i owszem, możesz go pożądać. A nawet powinnaś.

- I mam stać się jedną z jego zabawek? - Parskam z obrzydzeniem. - Nie ma szans, Chloe.

- Jakich zabawek? - Patrzy na mnie szczerze zaintrygowana. Nie wierzę, że nie wie o modelkach Victoria 's Secret ani całej reszcie wpływowych kobiet z biznesowego światka. Przewracam oczami, upijam łyk soku jabłkowego i wyjmuje telefon. Nie muszę przekopywać netu. Po wpisaniu imienia i nazwiska dyrektora generalnego moją wyszukiwarkę zalewają tysiące wyników w tym zdjęć. Klikam w pierwszy z brzegu obrazek przedstawiający mężczyznę w otoczeniu czterech pięknych, roześmianych kobiet i podaję komórkę Chloe.

- Cholerny babiarz - Mielę pod nosem. - Dlaczego ci przystojni zawsze okazują się dupkami?

- Hej, nie wrzucaj każdego do tego samego wora. Killian jest przystojny i nigdy nie okazał się dupkiem.

- Czasami mam wrażenie, że Killian jest aniołem z tajną misją do wypełnienia.

- Ja też. - Rechocze. - Szczególnie gdy wysyłam go po tampony.

Nie potrafię opanować śmiechu. Nagle przypominam sobie skupiony wyraz twarzy Harrisa podczas nakładania żelu na moje przedramię i zastanawiam się czy w przypadku kupowania tamponów również wykazywałby taką...uwagę. Wyobrażam go sobie w czarnym garniturze, zagubionego pośród regałów z artykułami higienicznymi. Jestem pewna, że całą frustrację wyładowałby na niewinniej sprzedawczyni.

Opanuj się.

Wiem, nie mogę myśleć o nim w ten sposób, ale śmiech rozsadza mnie od środka i zanim udaje mi się osiągnąć powagę zatykam usta dłonią i daje upust swojemu rozbawieniu.

- Nie piszą nic złego pod tym zdjęciem. - Chloe wraca do poprzedniego tematu rozmowy. - Fakt, że są jakieś pięć razy młodsze, ale to jakieś głupie influencerki. Serio, będziesz się przejmowała gówniarami z tik-toka?

- Nie mam tik-toka.

- Straszne gówno.

- Pod tym zdjęciem jest jeszcze kilka.

- Uuu, całuje się z kimś.

- Jest niewiele starsza od tych z tik-toka!

- Piszą, że ma dwadzieścia osiem. Nie przesadzaj, nie jesteśmy takimi dinozaurami.

- Jest modelką. - Warczę. - Jakby kurwa nie było innych zawodów! Dlaczego nie umówi się z...florystką albo sprzątaczką?!

- Ell.

- Jest tyle wspaniałych zawodów, ale on zawsze musi celować w te cholerne modelki.

- Ktoś robi się zazdrosny - Chloe szturcha mnie ramieniem. - To dobrze, przy Robercie bardziej przypominałaś swoją świętej pamięci babcię niż gorącą dziewczynę, która biegała na golasa w Alice Springs!

- Och, daj spokój.

- Stłamsił cię.

- Możemy o tym nie gadać?

- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że masz złamane serce i tęsknisz za tym gnojem?

- Nie. - Wzdycham głęboko. - Między nami nie było uczucia, raczej przywiązanie. Nigdy mu nie wybaczę tego, że naraził Coopera, ale dziś...dowiedziałam się, że popełnił jeszcze jedną durną rzecz, za którą jestem odpowiedzialna.

- Co?

- Porozumiewał się z Dixonem. - Wzdycham głęboko. - Za moimi plecami. Wyobraź sobie, że wziął moje pieniądze. Wszystkie pieniądze jakie mi się należały za niewypłacone wynagrodzenie i miał czelność mu powiedzieć, że domagam się jakichś odsetek.

Chloe rozdziawia usta, wiem, jest wstrząśnięta. Zupełnie jak ja w czasie rozmowy z Dixonem.

- Ja pierdolę - Wydusza. - Ella, powiedz, że to żart?

- Byłam przerażona. Zemdlałam w pracy.

- Boże!

- Nate mnie znalazł.

- Bo to naprawdę dobry facet. Wiem, że ma te swoje modelki, ale przecież każdy ma jakieś grzeszki, nie? w Alice Springs podrywałaś dwóch żonatych kolesi.

- Byłam pijana, młoda, durna i bardzo się tego wstydzę.

- Może on też się wstydzi? - Uśmiecha się szeroko kiedy kręcę głową z dezaprobatą. - No co? Nie możesz tego wykluczyć.

- Mogę. Tacy faceci nie mają wstydu. Myślą jedynie fiutem.

- Ponoć osiemnastka.

- Ha! Ciekawe skąd to się wzięło? - Biorę łyk soku. - Dziewiętnastka.

- Co?

- Rozmiar kutasa.

- Elizabeth Greenfield, skąd do chuja, wiesz jaki interes nosi w spodniach twój pracodawca?! - Chloe świdruje mnie spojrzeniem. - Jezu, uprawiałaś z nim seks?! I nic mi nie powiedziałaś?! Ale zaraz, skoro już się z nim przespałaś to dlaczego tak bardzo marudzisz na to, że cię pociąga? Tłumacz się!

- Nie uprawialiśmy seksu. Powiedział mi.

- Nie kłam, proszę cię, Ella, nie mamy dwunastu lat. Dajesz. Chcę wiedzieć wszystko, a kiedy mówię wszystko mam na myśli każdy, najmniejszy szczegół.

- Przysięgam, nie spaliśmy ze sobą. - Duszę się ze śmiechu. - Był tak pijany, że nie miał pojęcia co mówi. Zalany w trupa. Nie zdziwię się jeśli zupełnie o tym nie pamięta.

- Ale heca. - Chichocze. - Może warto sprawdzić jego pamięć?

- Może warto - Mruczę z łobuzerskim uśmieszkiem na ustach.

Przechylam butelkę z sokiem i wlewam słodki napój do gardła nie mogąc opanować narastającego podniecenia. Tak, zdarza mi się myśleć o penisie Nate'a, właściwie to myślę o nim znacznie częściej niż należy, ale trudno udawać oschłą kiedy tak rozpaczliwie potrzebuję seksu, a on jest jak wulkan kipiący testosteronem. Uff.

- Która jest godzina? - Chloe podnosi się z podłogi. - Och, prawie dziesiąta. Czas na mnie.

- Wyskoczymy gdzieś na weekend? - Pytam błagalnym tonem. - Potrzebuję zmiany otoczenia.

- Świetny plan. Gold Coast?

- Dalej - Jęczę. - Currumbin Creek?

- Ponad godzina drogi. - Marszczy nos zgarniając torebkę ze stołu. - Zgadamy się, okej?

- I tak pojadę - Wystawiam język. - Chcę, żeby Cooper się trochę rozerwał. Ostatnio jestem taka zapracowana, że jedyną rozrywkę jaką mu zapewniam to jazda rowerem po okolicy i spacer na wybieg dla psów.

- Nie jest łatwo być osobistą asystentką pana seksu, hę?

- Nie nazywaj go tak. - Oblewam się rumieńcem. - Boże, muszę się z niego wyleczyć.

- Trzymam za was kciuki. - Chloe tuli mnie mocno do siebie. - Pamiętaj, Ell. Jesteś dorosłą kobietą, która potrzebuje dobrego bzykanka. I to nie oznacza, że jesteś wyuzdana czy masz zapędy klasycznej nimfomanki. Seks jest ważny, a ty żyjesz w celibacie. Wszystko z tobą w porządku. Serio.

- Przekładam swoje pragnienia nad Cooperem.

- Bzdura.

- Tak się czuję.

- Zadzwoń do niego.

- Co?

- Zadzwoń do Nate'a. Razem znajdziecie złoty środek.

- Jest późno.

- Och, no tak. A on idzie spać po zachodzie słońca. Kurczę, rzeczywiście. - Ironizuje. - Ale ten Robert cię zmienił, tamta Ella już dawno poszłaby na całość.

- Tamta Ella zniknęła. - Wzdycham. - Jestem odpowiedzialną osobą wychowującą dziecko. Nie mam ochoty na durne romanse.

- Jak chcesz - Chloe cmoka mnie w policzek. - Ale ja i tak wiem swoje.

Poprawiam zsuwającą się z jej ramienia torebkę i częstuję uśmiechem. Jestem wdzięczna za naszą przyjaźń, za wszystkie dni i noce, które razem spędziłyśmy. Za rozmowy przy lampce wina lub jak dziś soku jabłkowym. Nie byłabym sobą, gdyby nie ona. Odprowadzam ją do drzwi i jak zwykle witam się z Killianem machając dłonią w kierunku ich auta. Wkrótce biała mazda znika. Spoglądam w ciemne niebo usłane kilkoma tysiącami gwiazd i przyciskam dłonie do rozgrzanych policzków. W moim ciele panuje mnóstwo sprzeczności. Pragnienie kłóci się z rozsądkiem. Mimo wszystko jednak nie żałuję, że całowałam się z Harrisem ani, że dziś moglibyśmy posunąć się do czegoś znacznie większego niż namiętne pocałunki. Przymykam powieki, wciągam w płuca ciężkie, duszne powietrze letniej nocy i zamykam drzwi. Gdy otwieram oczy jestem w korytarzu i powoli odzyskuję trzeźwość myślenia. Idę do pokoju, zatrzymuje się przy kanapie i pochylam nad Cooperem. Głaszczę go po policzku, a kiedy nie reaguje delikatnie szturcham za ramię.

- Hej, królewiczu - Szepcę. - Czas iść do swojego królestwa.

- Hm? - Mamrocze zaspany. - Nie chcę nigdzie iść.

- Nie możesz spać na sofie. Chodź, pomogę ci.

Ostrożnie chwytam chłopca pod boki i zasadzam go na kanapie.

- Gdzie ciocia Chloe? - Pyta zdezorientowany.

- Pojechała do domku. Jest już bardzo późno.

- Och - Ziewa wstając na nogi. - Śniło mi się, że byłem w zoo.

- Super

- Pojedziemy do zoo?

- Jasne. - Całuje go w czubek głowy. - Pojedziemy gdzie tylko będziesz chciał.

- Nieprawda - Smutnieje. - Do mamy nie mogę pojechać.

- Oczywiście, że możesz.

- Nie mogę, bo w to miejsce nie dolatują samoloty. Ani nie przypływają statki. Dlaczego nikt nie wymyślił drogi do nieba, Ella?

- Nie wiem, kochanie. - Zaciskam zęby, żeby nie uronić choćby łzy. - Nie myśl o tym teraz.

- Jeśli nie będę myślał, to zapomnę. - Cooper patrzy na mnie z powagą. - A ja nie chcę zapomnieć. Nie mogę. Muszę o niej pamiętać, bo to moja mama.

Jego szczerość chwyta mnie za serce. Pochylam się nad chłopcem i przytulam go do siebie, chcąc zaoferować mu wsparcie lecz prawdą jest to, że to ja go potrzebuję. Płacz dławi krtań, mrugam gwałtownie, żeby powstrzymać tę durną wilgoć, która osiada na moich tęczówkach i zbierając siły sadzam chłopca na swoim biodrze i zmierzam w stronę schodów.

- Jesteś bardzo mądry. - Chwalę wspinając się na piętro. - Mama na pewno jest z ciebie dumna.

- A ty jesteś?

- Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo.

- A Nate? - Uśmiecha się słabo. - Myślisz, że jest ze mnie dumny?

- Dlaczego o niego pytasz?

- Bo kiedyś uczył mnie pływać i było fajnie. Teraz już do niego nie chodzę na basen. Chyba się obraził, ale naprawdę się starałem.

Zamieram. Nie dowierzam w to co słyszę.

- Cooper, to...to nie tak. - Wyduszam. Nie byłam świadoma, że chłopiec w ten sposób poukłada sobie ostatnie wydarzenia. Złoszczę się i jednocześnie odczuwam żal. Przecież powinnam to przewidzieć, prawda?

- Nie lubi mnie już?

- Lubi. Na pewno. - Wchodzimy do pokoju. - Nate ma dużo pracy, wiesz?

- Jest twoim szefem. - Marszczy nos. - Szefowie nie muszą dużo pracować, bo mają od tego innych. Tak mówi Jordan. Jego tata też jest szefem.

- Mhm - Kładę go do łóżka i przykrywam kołdrą. - Śpij już, mały mądralo.

- Zapytasz go? Czy jest ze mnie dumny?

- Zapytam. - Muskam palcem czubek jego nosa. - A teraz karaluchy pod poduchy.

Kilka minut później leżę w swoim łóżku. Jest ogromne i przerażająco puste. Wgapiam się w sufit, a po policzkach ściekają łzy. To był bardzo emocjonujący dzień. Samotność oplata mnie w ciasną sieć, z której nie potrafię się wydostać. Wyjmuje telefon spod poduszki i trochę na przekór sobie przeglądam zdjęcia Harrisa, które jakiś czas temu zapisałam w telefonie. Z niewiadomego powodu, gdy spoglądam w jego zielone oczy czuję pozorny spokój. Pociągam nosem, wiem, że to żałosne i pozbawione jakiegokolwiek sensu, ale dzięki temu moje łzy przestają lecieć, a ciało zaczyna powoli odprężać.

Bip-bip Bip-bip

Na wyświetlaczu niespodziewanie pojawia się numer Nate'a i omal nie upuszczam komórki na twarz. Waham się.

Bip-bip Bip-bip

- Halo? - Odbieram zaciskając palce na pościeli.

- Obudziłem cię? - Głos po drugiej stronie jest łagodny i niemal od razu koi moje nerwy.

- Nie. Nie spałam.

- Czyli ciebie też dosięgnęła.

- Dosięgnęła?

- Bezsenność.

Uśmiecham się ponuro.

- Rozmawiałam z Cooperem. Uważa, że się na niego obraziłeś.

- Ja? - Dziwi się. - Dlaczego?

- To moja wina. - Wzdycham głęboko. - Powinnam była się domyśleć, że mały wszystko zrozumie na opak, prawda? Że jeśli nagle przestanę pozwalać na wasze lekcje pływania to dorobi sobie swoją własną teorię.

- Zawsze możemy do tego wrócić, aniele.

- Jestem okropną matką. Cholera, zaraz, przecież ja jestem żadną matką!

- Nie znam się na rodzicielstwie, ale na miejscu Coopera cieszyłbym się, gdybym miał obok siebie taką osobę jak ty. Nie wmawiaj sobie, że jesteś okropna. To do niczego nie doprowadzi, a jedynie zaszkodzi. Każdy z nas popełnia błędy, nie ma w tym niczego złego, dopóki wyciągamy wnioski.

- Zapytał mnie czy jesteś z niego dumny.

- Z Coopera? Jasne.

- Nate?

-Hm?

- Przepraszam. Przepraszam, że oskarżyłam cię porwanie i uniosłam się honorem. Przepraszam, że dopiero teraz...cię przepraszam. - Brzmię nieskładnie, ale mało mnie to obchodzi. Mam w sobie emocje, które muszę wyrzucić.

- Chcesz żebym do ciebie przyszedł?

- Nie, posłuchaj, ja...nie będę kłamać. Podobasz mi się, jesteś cholernie atrakcyjny i pociągasz mnie jak jeszcze żaden facet w moim życiu, ale seks o tej porze nie jest dobrym rozwiązaniem.

- Ella

- Nie, Nate. Cooper by zobaczył i...nie, nie mogę.

- To bardzo miłe co o mnie myślisz. Też mnie pociągasz, uważam cię za kurewsko seksowną, ale proponując, że do ciebie przyjdę nie liczyłem na seks.

- Och.

- Dobrze jednak wiedzieć, że nie tylko ja jestem taki napalony - Słyszę jego chichot.

- Idź do diabła.

- A pójdziesz ze mną?

- Nie. - Uśmiecham się. - Nie ma mowy.

- W takim razie zostaję.

Dlaczego jest taki czarujący? A może to wszystko wymysł mojej wyobraźni? Może jestem zbyt zmęczona na nocne pogaduchy przez telefon?

- Muszę kończyć. Powinnam się wyspać, mój szef nie lubi spóźnialskich.

- Dla ciebie zrobi wyjątek.

- Niemożliwe.

- Jestem przekonany. Wiesz, wtedy jak cię znalazłem nieprzytomną w gabinecie...byłem posrany ze strachu. I nie chodziło tylko o pracę, choć nie ukrywam, na niej także mi zależy.

- Aż tak źle wyglądałam?

- Nie mam pojęcia. - W jego głosie pobrzmiewa szczerość. - Nie pamiętam.

- Szybko wymazałeś mnie z pamięci.

- Skupiałem się na ratowaniu twojego życia, ale masz rację. Powinienem był cię rozebrać i zgwałcić. Nic nie jara mnie bardziej od seksu z nieprzytomną kobietą.

- Widzisz? Znam cię jak własną kieszeń. - Chichoczę.

- Jutro przyjdę z młotkiem.

- Z młotkiem!? - Piszczę rozbawiona. - Dyrektorze, panu nie wypada paradować z młotkiem.

- Racja. Z kubkiem będzie łatwiej. Tak się składa, że niedawno dostałem go od swojej asystentki. Jest w chuj pojemny, więc podejrzewam, że nabije sporego guza.

- Czy to przypadkiem nie był prezent?

- Nic mi o tym nie wiadomo. Był?

- Był. - Robi mi się cieplej na sercu, gdy wspominam jak kupowałam kubek dla szefa. Nie powiedziałam mu wprost, że zrobiłam to w ramach podziękowania, uznałam, że nie warto przekraczać granic, ale teraz, cóż, teraz te granice zdawały się nie istnieć.

- Za co? - Jest zdumiony.

- Za to, że pojechałeś z nami do szpitala, za to, że czuwałeś nade mną przy Robercie, za to, że mogłam spędzić noc w twoim mieszkaniu i nie zostałam zgwałcona. Za to, że się przede mną otworzyłeś i opowiedziałeś o swoim dzieciństwie. - Biorę wdech. - Trochę się tego nazbierało.

- Miałem tyle okazji, żeby się do ciebie dobrać. Cholera, z żadnej nie skorzystałem.

- Wciąż nie mogę w to uwierzyć. - Śmieję się cicho. - Miałeś mnie na tacy.

- Och

- Co?

- Wyobraziłem sobie ciebie nagą na mojej złotej tacy. Ja pierdolę, co za widok. Aż mi stanął.

Nie wiem czy mówi prawdę czy tylko się zgrywa, lecz rozbawienie wygrywa i parskam śmiechem.

- Masz taką dużą tacę?

- Nie waż się, kurwa, niszczyć mojej fantazji.

- Dlaczego złoto?

- Bo jestem królem. - Teraz to on parska. - Królem kobiecych wytrysków.

Zagryzam dolną wargę. Szybko przypominam sobie te wszystkie artykuły i zdjęcia z netu, gdzie Harris obejmował lub całował wymuskane modelki. Większość z nich nawet nie miała trzydziestki.

- Która cię koronowała?

- Sam się koronowałem. - Rechocze. - Leżysz w łóżku?

- Mhm.

- Ja też. Na co teraz patrzysz?

- Na sufit.

- A na co chciałabyś teraz patrzeć?

Na ciebie.

- Bo ja chciałbym na ciebie. - Ciągnie niskim, zmysłowym tonem.

- Dlaczego tak cholernie brakuje mi seksu?

- Jesteś zdrową dziołchą, każdy potrzebuje kogoś przelecieć.

- Mogę być szczera?

- Nie miałaś orgazmów z artystą-sadystą?

Wybałuszam oczy, brakuje mi powietrze i czuję się jakbym występowała w ukrytej kamerze.

- Skąd...wiesz?

- Domyśliłem się. Zresztą, dziwne byłoby gdyby taki zjeb fundował niebiańskie orgazmy.

- Dochodził w pięć minut.

- Sprinter.

- Rozumiem, że czasem można, ale...tak było zawsze. Dosłownie zawsze.

- Zamknij oczy.

- Co? po co?

- Zamknij oczy. - Powtarza stanowczo. - Zajmę się tobą.

Jego słowa sprawiają, że ogarnia mnie podniecenie i pierwszy raz od bardzo długiego czasu nie zamierzam z nim walczyć. Chcę, żeby mnie ogarnęło, żeby spaliło na popiół. Jestem sama, leżę w chłodnej pościeli i przymykam powieki. Oddaje się mężczyźnie po drugiej stronie. Seksowny baryton instruuje mnie w jaki sposób powinnam przesunąć swoimi dłońmi po ciele. Stosuję się do poleceń, wykonuje wszystko tak jak prosi i z mojego gardła wydobywa się cichy jęk. Czuję się dobrze. Moje ciało zaczyna odpowiadać na delikatną przyjemność. Jeszcze. Chcę jeszcze.

- Pomyśl, że twoje dłonie są moimi. Gdzie będę cię dotykał, skarbie?

- Piersi. - Wsuwam ręce pod koszulkę i docieram do nabrzmiałych sutków.

- Uwielbiam. - Mruczy. - Jęcz dla mnie. Nie powstrzymuj się.

- Nate - Piszczę.

- Przesuń dłonie w kierunku brzucha. Gdybym był teraz z tobą, całowałbym każdy centymetr twojej skóry. Czujesz mój język, skarbie?

- Tak

- Pieść swoje uda, tylko wewnętrzną stronę.

- Co chcesz zrobić?

- Spełnić twoje marzenie.

Zalewa mnie fala pożądania. Chce spełnić moje marzenia? Przechodzi mnie gwałtowny dreszcz, gdy wyobrażam sobie, że Nate leży tuż obok, a jego dłoń nieśpiesznie gładzi moje udo.

- Mam nadzieję, że masz ciepłe ręce? - Szepcę.

- Gorące - Zapewnia. - Takie jak lubisz.

- Zbyt dobrze mnie znasz.

- Jestem zawodowym stalkerem. - Odnoszę wrażenie, że się uśmiecha. - Posłuchaj uważnie, będę chciał, żebyś się skupiła.

- Brzmi poważnie, panie profesorze.

- Zacznij się dotykać. Powoli. Pieść swoją łechtaczkę. Daje ci jedenaście sekund.

- A potem?

- Zobaczysz. Czas start.

Wszystkie moje zmysły są wyostrzone. Powietrze jest naładowane jakąś przedziwną erotyczną energią, która rozpala mnie do czerwoności. Pochylam głowę i dociskam ramieniem uciekający telefon. Muszę mieć głos Nate'a blisko. Najbliżej jak się da.

- Jedenaście - Mruczy w słuchawkę, a moja dłoń wolno wsuwa się za gumkę majtek. Wstrzymuję oddech. Mój boże, tak dawno tego nie robiłam. Rozchylam usta, serce dudni w piersi jak oszalałe.

- Dziesięć - Ten drapieżny ton dociera do najmniejszego zakamarka mojej duszy. Zataczam drobne kółeczka na wzgórku łonowym i delikatnie przesuwam się w kierunku nabrzmiałych warg sromowych.

- Dziewięć.

Badam swoje wnętrze. Ostrożnie zagłębiam się w miękkie fałdki.

- Ach - Wyrywa mi się. Dołączam drugi palec.

- Osiem

- Mm - Czuję przyjemność. Napływa niemalże z każdej strony. Odrywam kołdrę, rozkładam szerzej nogi i wzmacniam dotyk. - Och, Nate.

- Siedem.

Poruszam palcami coraz szybciej, zaciskam zęby, żeby nie krzyczeć.

- Sześć. Jesteś kurewsko podniecająca.

- Ty też. - Sapię. - Ale to dobre, taaak.

- Pięć.

Uruchamiam biodra. Unoszą się i opadają wraz z moimi palcami, które bez zahamowania pieszczą moją łechtaczkę. Pieką mnie policzki, elektryzujące uczucie obezwładnia moje ciało. Zaczynam drżeć.

- Cztery

Och, jest mi tak dobrze!

- Trzy

Potrzebuję orgazmu!

- Dwa

Oblewa mnie pot, dyszę i nie panuję nad zaciskającymi się mięśniami.

- Jeden. - Nate bierze ostry wdech. - Przestań.

Co?

- Och, nie. - Jęczę wijąc się na łóżku.

- Przestań się pieprzyć. - Warczy. - Wykonuj moje polecenia.

Przygryzam wargę niemalże do krwi i z ogromną niechęcią odrywam mokre palce.

- Zabiję cię. - Cedzę roznamiętniona.

- Będziesz mnie wielbić. - Jest tak pewny siebie! - Dotykaj swoich piersi, aniele.

W tle słyszę szum, a następnie ciche, przeciągłe westchnienie.

- Czy ty...- Urywam. - Czy też?

- Tak. - Znowu to samo westchnienie. - Masz pięć sekund. Zaczynaj.

Przesuwam rozdygotanymi dłońmi brzuchu i docieram do piersi. Chwytam w palce sutek i delikatnie go podszczypuje jednocześnie przyciskając ucho do telefonu. Nate wydaje z siebie gardłowe pomruki, które działają na mnie jak największy afrodyzjak. Przechodzę do drugiego sutka, a w pokoju niesie się odgłos naszych przyspieszonych oddechów.

- Jestem taki twardy - Mamrocze.

- Ach, chcę go zobaczyć - Piszczę ociekając pragnieniem. Niedługo potem na telefon dostaję powiadomienie o nowej wiadomości na Messengerze.

- Wysłałem ci filmik.

Szybko biorę komórkę, wchodzę w aplikację i włączam wysłane przed paroma sekundami video. Zasycha mi w gardle, gdy widzę jego umięśniony biceps, a następnie dłoń zaciśniętą na grubym członku. Wgapiam się w odsłoniętą żołądź, na której błyszczą kropelki preejakulatu i mimowolnie oblizuję usta. Dłoń mężczyzny powoli odsuwa dłonie, dzięki czemu mogę obejrzeć jego kutasa w całej okazałości. Jest masywny, ciemnoróżowy, z widocznymi żyłami.

- Podoba ci się, skarbie?

- Jest piękny.

- Chciałabyś go wziąć do ust?

- Mhm. - Skomlę.

- Chcę żebyś ssała swoje palce myśląc, że to mój fiut.

Bez wahania wkładam dwa palce do ust i przymykam powieki czując na czubku języka swój smak. Pragnę go tak jak jeszcze żadnego mężczyzny. Nate rozpala we mnie coś, co zdaje się pogrzebałam wieki temu. Moją kobiecość. Nakręca mnie swoimi seksownymi jękami i odgłosem przesuwanej dłoni na twardym penisie. Przepełnia mnie odwaga, zupełnie jak wtedy w jego gabinecie. Coraz gwałtowniej zasysam swoje palce. Chcę dać mu wszystko co najlepsze.

- Przesuń palce niżej - Słyszę jego urywany oddech i bez najmniejszego wahania dotykam łechtaczki. Masuję ją okrężnymi ruchami i pozwalam, żeby rozkosz przejęła kontrolę. - Pieprz się. Pieprz się dla mnie, skarbie.

Oczy uciekają mi w głąb czaszki, gdy eksperymentuję z różną siłą nacisku. Kołyszę miednicą, wyobrażam, że biorę jego kutasa i poruszam się tak jakbym go ujeżdżała.

- Szybciej! - Warczy. - Szybciej!

Zaciskam i rozluźniam mięśnie pochwy. Balansuje na krawędzi.

- Tak! kurwa! Tak! Nie przestawaj!

- Nate! Och, boże!

- Nie przestawaj - Rozkazuje. - Weź mnie głębiej.

Otwieram usta łapiąc powietrze, moje ciało drży porywane przez silne spazmy. Wtulam połowę twarzy w poduszkę. Materiał skutecznie tłumi moje krzyki, zaciskam dłoń na prześcieradle i odpływam.

- Chcę poczuć jak dochodzisz.

- Jestem blisko - Słowa przychodzą mi z trudem. - Tak blisko.

- Dobrze, zrób to. Dojdź. Teraz!

Nate wydaje z siebie groźne warknięcia, które mieszają się z moimi jękami. Nie mam siły się powstrzymywać. Zalewa mnie potężna fala orgazmu. Wszystko wokół przestaje istnieć, jestem ja, mężczyzna po drugiej stronie słuchawki i nasz raj. Toniemy razem w pożądaniu.

- Ella?

- Ćśśś - Szepcę oszołomiona doznaniem. - Nie mów nic.

Spełnia moją prośbę i oboje milczymy. To jednak nie jest złe, wręcz przeciwnie. Ta cisza pozwala mi przenieść się z magicznego świata, do drugiego, tego zwyczajnego. Potrzebuję kilku chwil na otrząśnięcie się ze słodkiego amoku.

- Byłaś wspaniała - Wyczuwam w jego tonie podziw.

- Masturbowałam się przy Nathanie Harrisie - Rzucam pół żartem pół serio.

- Dopisz to do swojego CV. - Śmieje się, ale szybko poważnieje. - Zaostrzasz mój apetyt, aniele.

- Vice versa

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top