18
18
ELLA
Budzi mnie trzask. Otwieram oczy i powoli dociera mnie, że zasnęłam na sofie przed włączonym telewizorem. Przecieram powieki, odsuwam od policzka poduszkę i wlepiam ospały wzrok w ekran, na którym miga film animowany. Musiałam usnąć zaraz po tym jak wróciłam z pokoju Coopera. Uśmiecham się wspominając nasz wieczorny seans. Uparł się na Madagaskar, nie mogłam nic zrobić. Wciągam się w perypetie zwariowanych zwierzaków z nowojorskiego zoo i nieoczekiwanie znów rozbrzmiewa ten sam odgłos. Zaczynam się niepokoić, podkurczam kolana pod brodę i nasłuchuję.
Trrrrach! Bum! Bach!
Cholera jasna. Nie mam pojęcia co się dzieje. Serce galopuje w piersi niczym rozjuszały mustang, spoglądam na godzinę. Jest już grubo po drugiej w nocy. Boże, a jeśli to włamywacze? Powoli wstaję z sofy i kręcę się po mieszkaniu analizując czy w domu znajdują się jakieś niezwykle wartościowe rzeczy, które mogłyby posłużyć jako wabik, ale nie. Niczego sobie nie przypominam. No może poza telewizorem, jest całkiem nowy i odbiera obraz w najnowocześniejszej technologii. Ale kto u licha wiedziałby o moim telewizorze?
Robert.
O nie.
Zalewa mnie lodowaty pot. Nie chcę go widzieć. Nie kontaktowaliśmy się ze sobą odkąd kazałam mu się wynieść z domu po tym jak świadomie podał Cooperowi tabletki nasenne. Obejmuje się ramionami, gdy znów słyszę niepokojące hałasy. Sięgam po telefon i ściskając obudowę w dłoniach walczę z ogarniającą mnie paniką. Potężne walenie do drzwi paraliżuje mój umysł. Biorę się jednak w garść, jestem aż zbyt świadoma obecności chłopca. W moim obowiązku jest zapewnienie mu bezpieczeństwa. Muszę sobie dać radę. Idę do korytarza.
- Wynocha! - Krzyczę modląc się, żeby mój głos nie zdradzał tego jak bardzo jestem przerażona.
- Ożesz...to jeszszcze ci niee przszszło? - Odpowiada mi bełkot.
- Kim jesteś?!
- Twooooim najwieszszym koszszmarem.
- Nate?
- We własznej osoobie.
Zdumiona mrugam oczami i szybko otwieram drzwi, nie mając bladego pojęcia, że mężczyzna po drugiej stronie postanowił się o nie opierać. Gdy ciągnę za klamkę, ten w ostatniej chwili przytrzymuje się futryny, aby nie runąć na mnie swoim ciężarem. Gapię się na jego potargane włosy, rozpiętą białą koszulę i krawat wystający z kieszeni czarnych garniturowych spodni. A potem moją uwagę przykuwa coś co trzyma w lewej ręce.
- Czy to moja kangurza łapka? - Pytam wskazując na roślinę o różowych kwiatkach w ceramicznej doniczce.
- Eee - Nate marszczy brwi. - Niee, nie byłem dziś na polowaniu.
- ! - Wybucham śmiechem. - Roślinka, którą masz w ręce.
- Taa! No jasne! Wiedziałem, przecież, że to ten....no, anigo...amigoszoszatos! - Rzuca z łobuzerskim uśmieszkiem. - Żyje zgodnie z natuuurą. Natuura to ja. Jesteśmy jednością.
- Rozumiem, w porządku. Co masz zamiar zrobić z moją roślinką?
- Dać tobie, pyskata małpo - Z trudem odrywa się od futryny i próbuje zachować pion. - Proszę, to dla ciebie.
- Wręczasz mi moją roślinkę z mojego ogródka?
- Jakoś tak wyszło - Wzrusza ramionami rechocząc i zataczając się w miejscu. - Starałem się.
- Och, starałeś się. - Nieco ironizuję. - Nie sądzę.
- Jak to nie?! - Huczy oburzony zanosząc się pijacką czkawką. - Musiałem się schylić, wiesz jak jaki to problem kiedy cię znosi na boki? No i ten zasrany rowerer. Naraziłem się dla ciebie.
- Rower. Co z nim?
- Wpadłem na niego.
- Cooper dziś jeździł po okolicy, zapomniałam go schować do szopki. Zrobiłeś sobie krzywdę?
- Ty mi zrobiłaś krzywdę - Celuje we mnie palec. - Odtrąciłaś mnie, ale...to się nie powtórzy. Już nigdy, przenigdy, bo ja nie dam się tak traktować, czy to dla ciebie jasne?
- Tak.
- No i dobrze. - Zawiesza spojrzenie na kwiatach. - To naprawdę piękne gałązka.
- Roślinka - Poprawiam tłumiąc rozbawienie.
- Prawie tak samo piękna jak ty. Mówił ci to ktoś, hę?
- Nie, nikt wcześniej nie porównywał mnie do anigozantosa. Jesteś pierwszy.
- Widzisz? - Szczerzy zęby. - Jestem wyjątkowy.
Odbieram od niego roślinkę i kładę ją ostrożnie na ziemi.
- Oi, oi! Co ty odpierdalasz, dziołcha? Przecież nie możesz zostawić kangurzej stopy na dworze.
- Kangurzej łapki. Dlaczego?
- Bo...to prezent. - Wydusza zdumiony - Mój prezent dla ciebie.
- Och, okej - Posłusznie schlam się po doniczkę i stawiam ją w korytarzu. - Teraz lepiej?
- Miód malina.
Zanim się orientuje Nate wchodzi pijackim krokiem po mieszkania i podtrzymując się ściany dociera do pokoju, a potem zastyga niczym wosk.
- Jasne, spoko. Rozgość się. - Mamroczę zamykając za nim drzwi.
- Wyginam śmiało ciało, wyginam śmiało ciało - Słyszę jak wtóruje królowi Julianowi z Madagaskaru. - Wyginam śmiało śmiało dla mnie to ciało!
- Coś...ci się troszkę pomieszało. - Parskam śmiechem.
- Wyginam śmiało ciało - Śpiewa w najlepsze wykonując cały szereg dziwnych, skomplikowanych ruchów rąk i bioder. - Dla mnie to? Mało!
- Ciszej. Cooper śpi na górze.
- Cicho - Powtarza za mną i ciągnie mnie za koszulkę. - Zatańcz ze mną, lemurze.
- Nate, proszę cię. Nie możesz być taki głośny.
- No to masz problem, dziołcha, bo ja zawsze jestem głośny.
- Zauważyłam. - Marszczę nos. - I nie nazywaj mnie dziołchą.
- Tyś zapomniała, że ja potomek barona Aberedeen? - Parskam śmiechem słysząc jak przekręca słowa.
- Aberdeen.
- Nie pyskuj mi tu. - Syczy owijając swoje ramiona wokół mojego ciała. - Wyginam śmiało ciało, wyginam śmiało ciało śmiało wyginam. Dla mnie to? Mało!
- Ćśśś
- Mało! - Wydziera się. - Wciąż mi kurwa mało!
Nie jestem w stanie powstrzymać się od śmiechu kiedy nagle płynnie przechodzi z rodzimego akcentu na szkocki i dyskutuje sam ze sobą o ważności dolara australijskiego nad funtem szterlingiem. Nie jestem pewna czy mogę przerywać mu tę jakże ważną debatę, więc jedynie obserwuje.
- Daj mi piwa, dziołcha.
- Nie mam piwa. A jak potoczyła się ta zacięta dyskusja dotycząca walut?
- A dziękuję, właśnie doszliśmy do porozumienia.
- Gratuluję, ale mógłbyś już wrócić do swojego normalnego akcentu? Przyznam, że niewiele udaje mi się zrozumieć.
- Ja cię wszystkiego nauczę, lemurze. Wszystkiego co sobie tylko zamarzysz. Serio. Jestem bogaty. W kiblu mam nawet złoty przycisk do papieru. Nie ściemniam. Mógłbym ci go dać jeśli chcesz.
- Twój przycisk do papieru? - Dziwę się.
- Aye. Powiedz słowo, a jest twój.
- Nate?
- Zaraz po niego pójdę.
- Po ci przycisk do papieru w łazience?
Mężczyzna patrzy na mnie z szeroko otwartymi oczami, jakbym przed chwilą powiedziała coś zupełnie irracjonalnego.
- Żeby listy nie uciekały. - Wyjaśnia po dłuższej chwili.
- Listy?
- Sekret każdego króla. - Chichocze
Nie rozumiem co mówi, ale nawet nie próbuję.
- Korespondencje sprawdzaj zawsze w bezpiecznym miejscu. Bez świadków. Tylko ty i twoje oczy.
- I takim bezpiecznym miejscem jest łazienka, tak?
- Właśnie. - Podchodzi bliżej i chwyta moją twarz w swoje dłonie. - Jak ty mnie doskonale rozumiesz. Jesteś taka mądra, taka piękna, taka seksowna. Elly, spójrz na mnie. Chcę żebyś wiedziała, bo ty musisz to wiedzieć. Plotkują o mnie, snują jakieś domysły, ale ty musisz znać prawdę.
- Och, a jaka to prawda? - Pytam zaintrygowana.
- Mój kutas ma dziewiętnaście centymetrów. Nie osiemnaście, jak gadają. Wczoraj mierzyłem. Od linijki. Bez żadnego oszukiwania. Jestem zdrowy, nigdy nie miałem problemów z erekcją. I lubię lizać cipki. Ktoś powiedział, że nie lubię, ale to nieprawda. Uwielbiam. A w ogóle to chodzę do dentysty. Ostatnio kutafon powiedział, że zauważył próchnicę w moim zębie. Rozumiesz? próchnicę! W moim kurwa zębie! Jakim cudem ta suka tam zawędrowała? Kupuje najdroższą pastę i mam tę jebaną soniczną szczoteczkę, a ten cwel twierdzi, że mam próchnicę. Pojebany, nie? To niedorzeczne. Absolutnie nie przyjmuje tego do wiadomości. Gdybym był jego szefem, to bym go zwolnił. Myślisz, że powinienem napisać na niego skargę?
- Nie, nie powinieneś. - Tłumię śmiech udając zaangażowanie lecz tak naprawdę usiłuję się nie zgubić w gąszczu jego paplaniny. Boże, jakim cudem z tematu penisa przeszliśmy na jamę ustną?
- Chcesz się położyć? - Pytam patrząc na niego z troską. - Powinieneś usiąść, ledwo trzymasz się na nogach. Na pewno sporo wypiłeś.
- O!
- Co?
- Wróciła wrażliwa, Elise - Uśmiecha się, a jego oczach pojawia się błysk. - Moja ulubiona.
Nie wiem co odpowiedzieć i jak się zachować. Jego słowa zdziwiły mnie do tego stopnia, że zapomniałam co zamierzałam wcześniej zrobić. Stoimy naprzeciw siebie, wyciąga dłoń i kładzie ją na moim policzku delikatnie gładząc kciukiem skórę.
- Wrażliwość jest seksowna - Powtarza, a potem pochyla się i czule całuje mnie w skroń.
- Wracasz z pracy? - Próbuje zachować trzeźwość umysłu.
- Nah - Mruczy sennym tonem. - Może rzeczywiście na chwilę się położę. Strasznie zmęczony jestem, wiesz? przepracowuje się.
- Mówiłeś, że nie wracasz z biura.
- Moja wątroba się przepracowuje. - Wzdycha. - Obejrzymy razem Madagaskar?
- No dobrze. - Pijany Nate to niebezpieczna kombinacja słodkiego romansu z kabaretem. Nie jestem w stanie utrzymywać między nami dystansu. Prowadzę go na sofę i włączam bajkę od nowa. Siadamy obok siebie. Próbuję skupić się na animacji, lecz widząc jak leniwie rozciąga ramię i kładzie je na oparciu mebla sprawia, że cała nieruchomieję. Czuję jak koniuszkami placów przesuwa po mojej szyi. Wciągam w płuca jego zapach. To woń drzewnych perfum wymieszana z tytoniem i alkoholem. Przygryzam wargę. Między nami panuje naelektryzowana atmosfera. Jakieś napięcie, którego nigdy nie powinniśmy doświadczyć. Gdy dyskretnie na niego zerkam okazuje się, że z przejęciem ogląda telewizję. A więc robi to nieświadomie? Przełykam nerwowo ślinę. Mam w głowie mętlik.
- Przepraszam - Mówi nie odrywając wzroku od odbiornika.
Serce niemal wyrywa się z mojej piersi, ale ze wszystkich sił nie daję po sobie poznać jak bardzo jestem poruszona i...zaskoczona jego słowami.
- Nie przywykłem do odmowy. - Ciągnie. - Zawsze dostaję to czego chcę, a chcę ciebie.
- Też powinnam cię przeprosić. Puściły mi wszystkie nerwy. - Szepcę. - Muszę przyznać, że potrafisz mnie wyprowadzić z równowagi szybciej niż ktokolwiek inny, a uchodzę za bardzo cierpliwą osobę.
Nate odwraca głowę w moim kierunku i nasze spojrzenia się krzyżują.
- Powiedz mi, co mam zrobić, żeby cię mieć. - Rzuca ochryple.
- Nate, to nie działa w ten sposób.
- A jaki? - Dopytuje zniecierpliwiony.
- Nie jestem na jedną noc. Nie interesuje mnie seks bez zobowiązań. Poza tym mam dziecko i niedawno rozstałam się z facetem.
- A seks z zobowiązaniem? - Uśmiecha się cwaniacko. - Mógłbym ci za niego zapłacić.
- Udam, że tego nie słyszałam. - Krzywię się. - Nie zawsze dostajemy to czego chcemy, Nate.
- Pocałuj mnie. - Rzuca niespodziewanie. - Przekonajmy się czy rzeczywiście seks jest takim złym rozwiązaniem. Jesteśmy tylko ludźmi, Elise. Potrzebujemy tego.
- A co potem?
- Hm?
- Co potem, Nate? Zapomnimy o swoim istnieniu?
- Nie. Pracujemy razem, to byłoby niemożliwe.
- Właśnie - Wzdycham głęboko. - Pracujemy razem.
- Miliony osób pracują ze sobą i uprawiają seks. Dlaczego wszystko utrudniasz?
- Bo takie jest życie.
Przymykam powieki. Ogarnia mnie irytacja. Tak, jestem zła. Potwornie zła na siebie za to, że Nate z taką łatwością miesza mi w głowie. Nie potrafię przestać myśleć o tym jakby to było gdybyśmy teraz zaczęli się całować. Czy jego usta są tak samo miękkie na jakie wyglądają? Rzucilibyśmy się na siebie bez opamiętania czy wolno oddali się przyjemności? Kusi mnie żeby spróbować, żeby przekonać się jak naprawdę smakują usta Harrisa.
- Boisz się. - Stwierdza nagle i szybko otrząsam się ze swoich wyobrażeń.
- Nieprawda.
- Nie próbuj nawet mnie przekonywać. Jesteś tchórzem.
- Nie jestem.
- Taa? A będziesz w stanie to udowodnić? - Mruży oczy. - Wiedziałem, że nie.
Prowokuje mnie, a ja łapię się na to jak pierwsza lepsza naiwniara. Och, do diabła. Dlaczego ten człowiek musi być taki pociągający nawet jeśli trwa w upojeniu alkoholowym? Nikt, doprawdy nikt nie powinien wyglądać tak dobrze będąc pijanym. To wbrew wszelkiej logice. A już na pewno to otwarty atak na moje rozszalałe hormony. Coś uderza mi do głowy, nie mam pojęcia co to jest, ale sprawia, że krew niemal bulgocze w moich żyłach. Jego skupiony wzrok zatrzymuje się na moich ustach, a ja niewiele myśląc rozchylam je obejmuje go za szyję. Nasze nosy stykają się czubkami, czuję na swojej twarzy alkoholowy oddech i nieoczekiwanie dociera do mnie, że chcę podjąć wyzwanie. Chcę go pocałować. Chcę zrobić to tak, żeby zapamiętał mnie na dłużej niż parę minut. Unoszę się na skrzydłach rywalizacji. Bez słowa przysuwam się bliżej i przerzucam nogę przez jego biodro. Zdziwienie, które odbija się w błyszczących pożądaniem oczach nakręca mnie jeszcze bardziej, więc siadam na nim okrakiem i ujmuje jego twarz w swoje dłonie. Milczy jak zaklęty chociaż wiem, że daleko mu do opanowania. Przechodzi mnie gwałtowny dreszcz gdy czuję przez cienki materiał szortów do spania jego twardniejącego kutasa. Wzdycham cicho, on też. Kładzie swoje dłonie po obu stronach moich bioder i delikatnie kołysze moim ciałem. Ocieram się kroczem o jego erekcję. Jest naprawdę potężna i sprawia, że na wierzch wypełzają wszystkie moje uśpione pragnienia. Ciszę, która jest między nami przerywają nasze przyspieszone oddechy i stłumione jęki. Nie całujemy się. Zbliżam twarz do jego twarzy i powoli wysuwam koniuszek języka. Obrysowuje nim jego usta, a kiedy próbuje mnie nimi schwycić odsuwam się i wpatruję w jego pociemniałe oczy.
- Kurwa mać - Gardłowy niski pomruk wypełnia moją czaszkę. Uśmiecham się, a potem ponownie pochylam nad jego twarzą. Gdy wysuwam język on robi to samo i nasze koniuszki łączą się ze sobą powodując eksplozję podniecenia. Patrzymy na siebie, żadne z nas nie zamyka oczu. Nasz języki owijają się wokół siebie niczym dwa walczące węże. W pewnym momencie jego spragnione usta lądują na mojej szyi. Chwyta w zęby moją skórę, a kiedy zauważa na mojej twarzy grymas bólu obsypuje ją drobnymi czułymi pocałunkami, które skutecznie koją pieczenie.
- Jesteś taka seksowna - Mamrocze nie odrywając ust od mojej skóry. Tracę oddech przy dociera do dekoltu. - Wiedziałem, że nie masz nic pod spodem.
Zachłannie przyciska swoje usta do moich sutków i ssie je przez materiał koszulki.
- Och, smakujesz tak kurewsko dobrze. Muszę cię mieć, Elise. Muszę cię kurwa mieć.
- Możesz mnie pocałować. - Szepcę do jego ucha.
- Chcę cię z tobą pieprzyć. - Niemalże warczy.
- Jeden pocałunek i nic poza tym.
- Zabijesz mnie! - Wścieka się. - Ja pierdolę, nie czujesz tego?
- Jesteś twardy - Uśmiecham się i całuję go delikatnie w policzek. - Bardzo twardy.
- Pozwól mi cię przelecieć. Proszę, kurwa...tak bardzo tego potrzebuję.
- Jeden pocałunek albo nic poza tym. Twój wybór.
Nate zastyga, przez ułamek sekundy wpatrujemy się w siebie, a następnie atakuje z żarliwością moje usta. Chwyta moje włosy w garść i przyciska moją twarz do swojej, jakby się bał, że zaraz zniknę. W pośpiechu omiata moje wargi swoimi, a nasze języki toczą zaciętą walkę. Brakuje nam powietrza, ale żadne z nas nie chce przerywać tego dzikiego, pełnego namiętności pocałunku. Balansujemy nad przepaścią, jesteśmy rozpaleni i zupełnie tracimy świadomość tego co się wokół nas dzieje.
- Nate - Jęczę między pocałunkami. - Nate, nie.
- Wiem, że tego chcesz - Odpowiada ugniatając jedną dłonią moją pierś. - Marzysz o moim kutasie w swojej słodkiej, różowej cipce.
- Jesteś pijany
- To nic.
- Nate, nie. - Z trudem się wycofuję. - Nie chcę. Nie mogę.
- Ja jebię - Syczy rozzłoszczony. Chcę zejść z jego kolan, ale szybko przytrzymuje mnie w miejscu. - Zostań. Po prostu, kurwa, nawet się nie ruszaj, okej?
- Jesteś na mnie zły?
- A jak myślisz? - Wbija we mnie płonące żądzą oczy.
- Myślę, że planujesz skręcić mi kark.
- Nie. - Przymyka powieki. - Ale to cholernie kusząca wizja.
- Dla ciebie to pewnie nic nowego? Dziś ja, jutro inna, a pojutrze?
- Ta z siłowni. - Rzuca ironicznie. - Wiem, że spodziewałaś się, że zaprzeczę, ale nie chcę cię okłamywać. Lubię seks, ale... - Otwiera oczy. - Ty też nie jesteś dla mnie obojętna. Po raz pierwszy w życiu nie wiem co mam robić z kobietą, której pragnę.
- Jeżeli cię to pocieszy, to wiedz, że ja również.
- Której tak pożądasz? - Posyła mi leniwy uśmieszek. - Czyżby Chloe? Klasyczny układ między przyjaciółkami?
- Chciałbyś, co? - Parskam lecz zaraz poważnieję. - Po raz pierwszy w życiu podoba mi się mój pracodawca i nie mam pojęcia co z tym zrobić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top