Rozdział 5.

[Rozdział po korekcie - 23.10.2020]

Tej nocy moja głowa walczyła z resztą ciała. Każda komórka mięśni wołała o odpoczynek z bólu i zmęczenia, podczas gdy jakaś siła utrzymywała umysł w trzeźwości i świadomości, a drżenie ramion i nóg po paru minutach stawało się wręcz wyczuwalne przez materiał prowizorycznej pościeli, przesiąkniętej potem.

Modliłam się o sen. Zaciskałam mokre ręce na krańcach kołdry, licząc, że tym razem się uda, ale ten nie nadchodził, choć zamykałam oczy tak mocno, że byłam pewna, iż tym razem nie będę już w stanie unieść powiek.

Nadzieja matką głupich...

W końcu przeklęłam pod nosem i trzęsąc się z powodu nadmiernej ilości adrenaliny w moim organizmie, po prostu usiadłam na skraju materaca.

Rozejrzałam się po pokoju. Odkąd zostało nas tylko dziewięć, przenieśli nas do innej sypialni. Zniknęły piętrowe łóżka, które zostały zastąpione przez polowe, podłoga wydawała się jeszcze bardziej skrzypiąca, a okna były tak małe, że, aby cokolwiek przez nie zobaczyć, trzeba było praktycznie pod nie podejść. Akurat miałam o tyle szczęścia, o ile cokolwiek w tym budynku można było określić szczęściem, że moje łóżko znajdowało się tuż przy nim. Nawet siedząc bezczynnie na posłaniu, mogłam dojrzeć przechylające się od huraganu drzewa i błyskawice, przecinające nieboskłon na pół.

Przyglądając się szalejącemu żywiołowi, zaczęłam zauważać, jak bardzo wszystko wokoło stało się dla mnie obojętne. Łącznie z wyrzutami sumienia. Być może spowodował to fakt, że parę godzin temu straciłam jedyną osobą, która stanowiła dla mnie oparcie w tym piekle na Ziemi, a może dlatego, że w końcu, z pełnym impetem, brutalnie dotarły do mnie realia tego miejsca.

Dość dosadnie zdałam sobie sprawę, że wcześniej wszystko było tylko teoretyczne. Słowa były tylko słowami, czyny czynami bez zrozumienia konsekwencji, a nawet samo zrozumienie tylko względne. Teraz już nie było zabawy w kotka i myszkę, lecz ostateczna rywalizacja, w którym zwycięzca mógł być tylko jeden i jeśli to ja chciałam nim być, wszystkie uczucia i ludzkie odruchy musiały pójść na bok. Uczucia są dla słabych - słowa Zimowego Żołnierza nigdy tak wyraźnie nie brzmiały w moich uszach, szczególnie teraz, gdy zaczynałam widzieć ich sens. Śmierć Kataliny była dla mnie jak bardzo mocne uderzenie w twarz, które zamroczyło zdrowy rozsądek i zachwiało moje poczucie równowagi w sytuacji. Stanowiło pewne odchylenie na, wydawało mi się, idealnie ułożonej, przez dobranie celu, drodze, prowadzącej do zwycięstwa.

Wcześniej myślałam, że to oczywiste, ale dopiero nabierając doświadczenia, zauważyłam, że wcale nie takie łatwe do przetrawienia. Nadmierne sentymenty w tym miejscu nie miały prawa bytu i jeśli chciałam dać z siebie wszystko, to odrzucenie wszelkich emocji było na to jedynym rozwiązaniem.

- A ty co? Spać nie możesz?

Chłodny ton głosu sprawił, że przestraszona podskoczyłam na łóżku. Po wzięciu głębokiego wdechu, odwróciłam się, spostrzegając, stojącego za mną Zimowego Żołnierza.

- Po prostu się przebudziłam. Przepraszam, już wracam do łóżka - powiedziałam, choć nie od razu.

Brunet spojrzał na mnie z nieukrywanym rozbawieniem, po czym lekko się uśmiechnął. Ciężko było mi wyczytać, czy jest to gest udawany, czy zwyczajnie szczery, dlatego sama posłałam mu zdziwione spojrzenie.

- Kłamanie idzie ci coraz lepiej, ale musisz jeszcze nad tym popracować - przyznał, zakładając ręce na ramiona.

Westchnęłam, odwracając głowę. Przecież miał rację, nie było sensu udawać.

- Skoro już nie śpisz i nie wyglądasz, jakby miało się to zmienić, to zapraszam na zewnątrz.

Niepewnie zmierzyłam mężczyznę wzrokiem, zastanawiając się, czy tym razem nie żartował. Może nie był to pierwszy raz, gdy po mnie przychodził, ale tak czy inaczej, nie wydawało mi się to naturalne. W końcu jednak wstałam z łóżka, próbując w razie czego odkryć jakiś podstęp. Rzuciłam w jego stronę przelotne spojrzenie. James wciąż stał niewzruszony, nie wykonując żadnych ruchów, prócz obserwacji moich. Byłabym mimo wszystko głupia, sądząc, że gdyby miał jakiś plan działania, zdradziłby się.

Mimo sporych obaw, ubrałam swoje mocno wytarte buty i razem z brunetem bez słowa opuściłam pomieszczenie. Co innego mi pozostało? I tak straciłam już wszelkie nadzieje na odpoczynek przez następne godziny. Wychodząc na korytarz, automatycznie chciałam skręcić w lewo, w kierunku długich schodów, ciągnących się zakolem na piętro treningowe, ale nagle poczułam, jak coś zimnego dotyka mojego ramienia. Odruchowo wzdrygnęłam się i odwróciłam głowę, a mój wzrok powędrował na metalową dłoń Zimowego Żołnierza.

- Nie tym razem. Pójdziemy w inne miejsce - odezwał się tak cicho, że ledwo mogłam go dosłyszeć. Potaknęłam głową.

W milczeniu przemierzaliśmy rzędy schodów prowadzących, ku mojemu zdziwieniu, w górę budynku. Zawsze sądziłam, że pokoje sypialniane były ostatnią kondygnacją w tym ośrodku. Żadna z nas nigdy wcześniej nie zauważyła ukrytych w cieniu piętra drzwi, zabezpieczonych na trzy spusty. Lecz co tu się dziwić. Zazwyczaj nie miałyśmy możliwości swobodnego poruszania się po budynku. Z resztą, nawet jeśli któraś by się odważyła, nie skończyło by się to dobrze. W końcu ukrytych kamer było tu więcej niż talerzy w kuchni i nic nie mogło pozostać niezauważone.

- Jesteśmy - powiedział mężczyzna, przepuszczając mnie przez stare, drewniane drzwi, a właściwie otwór w ścianie, obramowany prowizorycznymi, spróchniałymi deskami.

Niepewnie przeszłam przez "próg", nachylając się, jakby podświadomie myśląc, że coś może spaść mi na głowę. Od razu uderzył we mnie powiew zimnego wiatru i ogromny chłód, bijący z pomieszczenia, w którym właśnie się znalazłam. Momentalnie okryłam dłońmi ramiona, naiwnie sądząc, że dzięki temu zrobi mi się cieplej.

- Przyzwyczajaj się. Nie długo zatęsknisz za tak wysoką temperaturą - zaśmiał się z wyraźną ironią w głosie James.

Zdziwiona odwróciłam się w jego kierunku.

- Słucham?

- Usiądź - odrzekł, wskazując swoje łóżko, a raczej polówkę z materacem, który dziur miał więcej niż ser lub drzewo skonsumowane przez korniki.

W całym pokoju pachniało, a właściwie śmierdziało pleśnią, pomieszaną z zapachem wilgotnego i mroźnego powietrza z zewnątrz, które wpadało przez szpary w ścianie oraz nieszczelne okno. Prócz leżanki i ogromnej szafy ciężko było szukać tu czegokolwiek innego. Prawdę mówiąc, po pokoju "najznakomitszego żołnierza armii rosyjskiej" spodziewałam się raczej większych luksusów. Tymczasem z ciężkim sercem musiałam stwierdzić, że mieszkał on w warunkach gorszych od naszych. Długo szukałam powodu takiego stanu rzeczy, lecz niemały szok spowodował, że ostatecznie zaprzestałam tej czynności, wierząc, że sama będę mogła go o to zapytać.

- Dlaczego? - Wydusiłam tylko z siebie, błądząc wzrokiem po każdym centymetrze kwadratowym zgrzybiałych ścian.

- Chodzi ci o ten pokój - bardziej stwierdził niż zapytał.

Lekko przytaknęłam głową, siadając na posłaniu. Zimowy Żołnierz przez chwili wahał się z odpowiedzią, lecz ostatecznie głośno westchnął, przygotowując się do odpowiedzi.

- Jestem żołnierzem i agentem, walczyłem na wojnie, w bitwach, które wolałbym zapomnieć, choć i tak pamiętam je jak przez mgłę. To są warunki, w jakich nauczyłem się żyć. – Kiwnięciem głowy wskazał na wyposażenie pomieszczania - Zimno, brak wygód. Innego życia nie pamiętam - powiedział oschle, choć z nutą rozżalenia.

Intuicyjnie zmarszczyłam brwi.

- Jak to nie pamiętasz? A dzieciństwo? - Zapytałam szczerze zdziwiona, jeszcze zanim zdążyłam przemyśleć, czy w ogóle wolno mi się o to pytać.

- Nie pamiętam nic, co działo się przed dwoma laty. Jedynie urywki z bitew. Dlaczego? - Pokręcił głową z niemocą. - Nie mam pojęcia, ale nauczyłem się z tym żyć i być na czyjeś rozkazy. Jak na mój zawód przystało - dokończył ze smutnym uśmiechem.

- Przykro mi...

Tylko tyle byłam w stanie z siebie na ten moment wydusić. Historia mężczyzny wydawała mi się nie tylko przerażająca ze względu na swoje skutki, ale także intrygująca. Złapałam się nawet na myśli, że trochę mu tego zazdrościłam. Chciałam nie pamiętać większości swojego życia, jednak biorąc pod uwagę fakt, że dotyczyło to jego, od razu zrobiło mi się głupio, że nawet przez chwilę mogłam mieć w głowie taką ewentualność.

- Nie próbowałeś się nigdy dowiedzieć, czemu tak jest? Jak to się stało, że nic nie pamiętasz? - Rzuciłam, opierając się pewniej na łokciach w pozycji półleżącej. Jego śmiałość w dzieleniu się swoim życiorysem z moją osobą, dodała mi trochę odwagi.

Zimowy żołnierz spojrzał na mnie z rozbawieniem.

- Niby taka twarda, a wciąż naiwna - zaśmiał się gardłowo, wprawiając mnie w zakłopotanie. - Życie to nie bajka. Służę w wojsku, nie mam czasu na wywody egzystencjalne. Czasu i pamięci już nie wrócę. Mogę tylko żyć dalej i robić to, co mi każą.

Poderwałam się z łóżka. Nie mogłam uwierzyć w to, jak łatwo to zaakceptował. Przecież to był jakiś absurd. Jakim prawem można zgadzać się z wypraniem wspomnień i własnej osobowości!?

- Nic z tego nie rozumiem - pokręciłam głową. - Skoro się z tym nie zgadzasz, to czemu z tym nic nie zrobisz? Przecież sam mówiłeś, że zawsze z tyłu głowy powinno się mieć plan B, by w odpowiedniej chwili móc się sprzeciwić...

- Ty jesteś moim planem B! - Uciął gwałtownie, chwytając mnie za nadgarstek.

Stanęłam w bezruchu i spojrzałam na mężczyznę, którego wyraz twarzy całkowicie zmienił się w sekundę. W oczach tliła się teraz determinacja i złość, a po cieniu uśmiechu nie ostał się żaden ślad. Przestraszona nagłą zmianą jego zachowania i całkowitą szczerością wypowiedzianych słów, z powrotem usiadłam na łóżku, zapominając resztę monologu, który z prędkością światła chciałam z siebie wyrzucić jeszcze przed chwilą. James niepewnie zdjął dłoń z mojej ręki.

- O czym ty mówisz?

Zrezygnowana schowałam twarz w dłonie. Nic nie układało mi się w logiczną całość. Wszystko było pogmatwane i zdecydowanie mnie przerastało. Po co cały czas się mną interesował? Czemu mówił zagadkami i zmuszał mnie do zastanawiania się nad nimi, gdy powinnam myśleć, jak przeżyć? Miałam ochotę wyjść i udać się do sypialni, lecz zwykła, ludzka ciekawość sprawiała, że nie potrafiłam i podświadomie nie chciałam ruszyć się z miejsca.

- Wszystko ci wytłumaczę, ale do tego czasu, błagam bądź cicho - wycedził słabo przez zęby, uspokajając przyspieszony ze złości oddech.

- Już się nie odzywam.

Brunet pochylił się lekko do przodu i przyjechał dłonią po czole. Przez chwilę milczał, ale wyglądał, jakby właśnie próbował dobrać odpowiedni przekaz. Nawet nie skupiając zbytniej uwagi na jego butach, słyszałam jak pocierał skórzany materiał jednego o grubą podeszwę drugiego, a jego metalowa ręka zacisnęła się nerwowo na krańcu materaca. W tym samym momencie, w którym przez głowę przeszła mi myśl, że być może ma wątpliwości, czy dzielić się ze mną swoimi informacjami, postanowił się odezwać:

- Za dwa dni lecicie na Syberię - oznajmił chłodno. - Tam rozstrzygnie się, która z was zwycięży. Będziecie musiały przejść sto kilometrów do najbliższego ośrodka szkoleniowego, radząc sobie w najniższej temperaturze na świecie, z małym zapasem żywności i brakiem jakiejkolwiek komunikacji ze światem, a przy tym walcząc z przeciwnościami losu. W tym z samym sobą... Dotrze tylko najsilniejsza.

Uderzenie gorąca oblało całe moje ciało, sprawiając, że chłód pomieszczenia poszedł w niepamięć, a w nozdrza wdarła się kolejna dawka wilgotnego powietrza. Siedziałam jak zastygła, słuchając, jak słowa wypływają z ust Jamesa.

Brzmiały jak odczytywany wyrok.

Przez następne kilka minut po skończonej wypowiedzi mężczyzny, oboje siedzieliśmy w milczeniu, nie wiedząc, czy skomentowanie tego w jakikolwiek sposób, byłoby w ogóle zasadne. W końcu właśnie zdradził mi zakończenie historii. Odkrył ostatnią kartę niepewności, której, o ironio, jeszcze tego wieczora było tak wiele. Gdzieś w głębi duszy poczułam jednak, jak spada ze mnie niesamowity ciężar, wynikający z wątpliwości jutra. Miałam poczucie, że przynajmniej wiem, na czym stoję, ale z drugiej strony gdzieś w tych kaskadach odczuć powoli pojawiała się fala strachu. Tak blisko do życia, ale i tak blisko do śmierci. Syberia miała być ostatnim przystankiem na drodze ku końcowi w każdym tego słowa znaczeniu, a historia dobrze znała już jej rolę. Z opowieści rodziców pamiętałam jak przez mgłę obrazy nędzy i głodu zesłanych tam ludzi. W ten rejon trafiało się tylko po to, by umierać w męczarniach mrozu i ciężkiej pracy. Tam trafiali zdrajcy ojczyzny, jeńcy i każdy kto swoim działaniem mógł Rosji zaszkodzić, a my choć przecież nie miałyśmy z tymi grupami nic wspólnego, byłyśmy następne w kolejce.

- Dlatego skupiłem się tylko na tobie. Masz coś, czego nie ma żadna inna – odezwał się brunet, również z pewną domieszką ulgi w głosie. - Wiesz kim jesteś, wiesz co robisz, co tobą kieruje i jaką masz motywację. Reszta chce po prostu wygrać, nie widząc niczego poza rywalizacją. One nie widzą tego, co może je czekać poza tym miejscem, a ty chcesz czegoś więcej. Jesteś jedyną nadzieją na to, by móc coś zmienić. Ja nie mogę. Pewnej kontroli już nigdy się nie wyzbędę, ale ty masz ogromne pole do manewru i jesteś w stanie dokonać to, czego ja nie byłem w stanie. Wszystko, czego cię nauczyłem sprowadza się właśnie do tego, co ci powiedziałem. Na tyle, ile mogłem, przygotowałem cię do tych ostatnich chwil. Reszta zależy od ciebie.

James wydawał się bardzo przejęty każdym słowem. Starannie je dobierał, nie stroniąc przy tym od pewnej gestykulacji. Na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie kogoś, kto właśnie się przed kimś tłumaczył, ale tak naprawdę wydawało mi się, że nagle stałam się uczestnikiem jego planu, w który teraz mnie wtajemniczał.

- Co mam robić? - Zapytałam cicho, sama ledwo słysząc swój głos. Serce waliło mi jak oszalałe.

- Podczas eliminacji, kieruj się jedynie własnym instynktem, bez sentymentu. Nie zapomnij, o co walczysz i nie daj się zmanipulować. To jest kluczem do twojego sukcesu. Nigdy nie przekładaj uczuć nad rozsądek, bo to cię zgubi, Natalia.

Gwałtownie podniosłam głowę, słysząc swoje imię z jego ust. Po raz pierwszy zwrócił się do mnie z takim przejęciem, nie używając dodatkowo jedynie mojego nazwiska. Naprawdę nie byłam dla niego zwykłą jednostką, składającą się z liczb i pasującego do nich zdjęcia. Jemu zwyczajnie na mnie zależało.

- Naprawdę sporo zaryzykowałem, żeby móc ci pomóc. Najprawdopodobniej przyjdzie mi za to zapłacić, więc błagam, nie spieprz tego. Mnie się nie udało, ale ty masz szansę - powiedział z głośnym westchnieniem, patrząc mi prosto w oczy.

Tym razem nie widziałam w nich obojętności, ale cały wachlarz emocji, malujący się w jego spojrzeniu. Jego szare tęczówki przepełnione były bólem i strudzeniem, a w zaciśniętych w wąską linie wargach dojrzałam znikome drżenie. Na czole i w okolicy skroni pojawiły się niewielkie zmarszczki, będące jednak podkreślone przez napięte mięśnie twarzy i nad wyraz mocno wyeksponowane kości policzkowe. Wyglądał na zmęczonego życiem, które ktoś mu przydzielił i odebrał.

Nigdy wcześniej nie spotkałam człowieka, którego los byłby tak bardzo wyraźnie odznaczony w pojedynczych gestach i mimice. Tak bardzo chciałam, żeby powiedział mi więcej. Tak bardzo chciałam go w tej chwili lepiej zrozumieć. Przecież był taki jak ja, a przynajmniej sprawiał, że się tak czułam. Miałam wrażenie, jakbyśmy oboje próbowali rozszyfrować nasze myśli, jednocześnie mając w podświadomości, że wcale nie musimy tego robić, bo niczym nie różniły się od naszych własnych. Oboje robiliśmy to, co przeczyło naszej naturze, ale jednocześnie stanowiło podstawę naszego przeżycia. Żadne z nas nie dostało innego wyboru, żyjąc z nożem na gardle. Po raz pierwszy odkąd tu trafiłam, czułam, że nic nie mówiąc, mam przed sobą osobę, która rozumie wszelkie, rozrywające mnie myśli i wątpliwości w pełni.

Brunet uśmiechnął się lekko, po czym trochę niepewnie odgarnął mi za ucho kosmyk rudych włosów, który w między czasie musiał wydostać z się z niedbale zrobionego kucyka.

- Wiem, że jestem wrakiem człowieka. Nie musisz aż tak bardzo przenikać mnie na wskroś.

Zaśmiałam się nerwowo, przyznając w duszy sama przed sobą, że nie spodziewałam się, że aż tak długo utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy. Spuściłam głowę, jednak mężczyzna dłonią delikatnie uniósł mój podbródek, zmuszając bym znów na niego spojrzała. Nie ukrywałam, że było to dla mnie dość nieoczekiwane.

- Jesteś niesamowita, Natalia - odezwał się, jeszcze zanim zdążyłam zebrać myśli. - Jestem pewien, że jeszcze wiele osiągniesz. Po prostu zaufaj sobie.

Uśmiechnęłam się lekko, z resztą tak samo jak brunet. Po jego wyrazie twarzy widziałam, że choć największe emocje już opadły, chciał powiedzieć coś jeszcze, ale koniec końców, pokręcił tylko głową, szepcząc coś pod nosem.

Nie mogłam wyjść z podziwu, że siedział tu ze mną tak spokojny i opanowany. Tak, jakby przebijała się przez niego cząstka dawnego siebie. Nie było już robotycznego żołnierza, a napiętnowany wydarzeniami przeszłości mężczyzna, który nawet po tym wszystkim wydawał mi się bardzo przystojny.

Nie widziałam za wielu osób płci męskiej w swoim życiu, których rozpatrywałbym w tej kategorii. Moi rówieśnicy pewnie teraz wyglądali zupełnie inaczej, niżeli ich zapamiętałam i nawet nie próbowałam odtworzyć sobie w głowie ich obrazu. Na Jamesa pod tym kątem spojrzałam tak naprawdę po raz pierwszy. Zmierzwione, brązowe włosy, zaczesane do tyłu, dość swobodnie okalały jego policzki, pokryte trzydniowym zarostem, nadając mu pewnego uroku a przy tym kontrastując z szarymi tęczówkami, których jedno spojrzenie mogło przewiercić człowieka na wylot. W innych okolicznościach zapewne byłby wspaniałym i czułym mężczyzną, tak jak ja byłabym zwykłą szesnastolatką, wchodzącą w dorosłe życie. Najwyraźniej los chciał inaczej i nawet jeśli później parę razy zastanawiałam się, co by było, gdyby życie postanowiło być dla nas łaskawsze, zrzucałam to na miano syndromu sztokholmskiego. Nie było sensu łudzić się, że było inaczej.

- Wracaj już do siebie, kamery zaraz powinny zacząć z powrotem działać. Nie wiem na jaki czas udało mi się je wyłączyć - zakomunikował łagodnym tonem, podnosząc się z posłania. - Jutro wezmę cię na ostatni trening. Musisz nauczyć się jeszcze panować nad swoim ciałem i zwiększyć jego możliwości, ale to nie będzie duże wyzwanie.

Powoli kiwnęłam głową i również podeszłam w stronę wyjścia z pokoju.

- Dziękuję - powiedziałam szczerze, odwracając się jeszcze na chwilę w jego stronę. - Nie zasługujesz na to, co cię spotkało.

Chwyciłam za klamkę i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, zrobiłam krok za próg.

- Ty też nie. Przykro mi, że straciłaś dzisiaj kogoś bliskiego – odpowiedział współczująco z pewną nieśmiałością.

Uśmiechnęłam się smutno do siebie.

- Do jutra, James.

- Mów mi Bucky - szepnął prawie niedosłyszalnie, po czym zamknął drzwi, nie zwracając uwagi na moją reakcję.

Nie spodziewając się tego, jeszcze przez parę sekund wpatrywałam się w drewniane deski, zdziwiona ostatnimi słowami mężczyzny. W końcu ruszyłam do sypialni. Czemu „Bucky"? Skąd to się nagle wzięło? Przemierzając kolejne metry, próbowałam zrozumieć, po co podał mi nowe imię. Być może to była ta cząstka dawnego siebie, która wyszła na światło dzienne. Może zaczął sobie przypominać, kim był? Nawet jeśli, to bardziej niż to, zdumiał mnie fakt, że zaufał mi do tego stopnia, by się z mną tym podzielić.

Nagle staliśmy się swoimi jedynymi sojusznikami.

Leżąc w łóżku, analizowałam wszystko po kolei. Każdą lekcje baletu, języka obcego. Każdą walkę wręcz, strzelanie, każdy trening z Zimowym Żołnierzem, czy raczej z Bucky'm. Wszystko, co doprowadziło mnie to momentu, w którym właśnie się znalazłam, a czego kulminacja miała nastąpić za dwa dni. Obawa o tragizm nadchodzących wydarzeń, co rusz zastępowana była przez motywację, która z każdą sekundą wzmacniała mnie psychicznie. Wiedziałam, że skoro zaszłam tak daleko, nic mnie nie powstrzyma. Byłam już tak blisko i byłam gotowa.

- Świat będzie miał mi spory dług do spłacenia - szepnęłam, zaciskając jedną dłoń w pięść.

Są święta, to jest i rozdział! Na wstępie jak zwykle dziękuje za wszystkie za wszystkie gwiazdki pod poprzednimi rozdziałami. Jesteście niesamowici.

A wracając do dzisiejszego dnia, to chciałabym wam wszystkim życzyć wspaniałych, radosnych świąt, spędzonych z rodzinami! Przede wszystkim życzę wam jednak z tej okazji zdrowia, spełnienia marzeń, cudownych ludzi wokół was i prawdziwych przyjaciół, a jak najmniej tych fałszywych( ja niestety z jedną taką miałam ostatnimi czasy do czynienia)i oczywiście jak najwięcej sukcesów! Cudownego sylwestra i szczęśliwego nowego roku!

Dream2802

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top