Epilog


Rok 2010.

- Dobra robota, Nat.

Clint popatrzył na mnie wyraźnie rozpromieniony. Choć na jego twarzy widać było uśmiech, dało się zauważyć również zmęczenie. Pojedyncza strużka potu spływała mu po policzku, na którym widniały jeszcze świeże ślady kurzu i zaschniętej krwi. Ta misja była dla nas naprawdę długa.

- Mam nadzieję, że Fury da nam za to dwa dni wolnego - odparłam, otwierając drzwi do budynku.

- Chętnie poleciałbym gdzieś, ale na wakacje. Nie służbowo. Jakieś Bahamy, czy Karaiby - rozmarzył się mężczyzna, wchodząc przed przejście sprężystym krokiem.

- Trzeba było w takim razie zostać korpoludkiem albo prawnikiem, a nie pchać się w wywiad - przekomarzałam się z nim.

- No może trzeba było... Ale przynajmniej mam świetną partnerkę - oznajmił radośnie, dorównując mi kroku po wyjściu z lądowiska. - Chociaż, ja też jestem niczego sobie.

Posłałam mu pogardliwe spojrzenie i klepnęłam w dłoń, która znalazła się na moim ramieniu. 

- Już tak sobie nie schlebiaj. I tak się ledwo mieścimy do helikoptera. Twoje ego nam nie jest potrzebne do szczęścia.

- To twoje zdanie.

- No nie wierzę. - Przyłożyłam sobie dłoń do skroni i lekko potrząsnęłam głową. - Jak bardzo skromność nie należy do twoich mocnych stron?

- A jak bardzo to widać?

- Nie wiem, bo zabrakło mi skali.

Clint złapał się teatralnie za serce.

- Ranisz mnie.

Zaśmialiśmy się w tej samej chwili. Zawsze po powrocie z akcji lubiliśmy jakoś rozluźnić atmosferę i spuścić z tonu skupienia, a już szczególnie, kiedy powrót do bazy następował po kilku wyczerpujących dniach. Może nie mogłam powiedzieć, że był to mój dom, ale przynajmniej czułam się w tym miejscu bezpieczna i spełniona.

Dostałam nowe życie, tożsamość i idąc za każdym razem przez korytarz w nowym kombinezonie ze sporym logiem TARCZY na ramieniu, czułam się dobrze. Mogłam robić swoje, a relacja z Clintem naprawdę mocno się zacieśniła.

Barton stał się dla mnie ogromnym oparciem i zawsze, gdy tego potrzebowałam, był przy mnie, a ja przy nim. Z czasem staliśmy się dla siebie rodzeństwem i tworzyliśmy zgrany zespół a to, co działo się parę lat temu, powoli zasklepiało się w mojej głowie.

- Wiesz, że Fury nas zabije za to, że wynajęliśmy sobie najdroższe pokoje hotelowe w całej Pradze, nie? - Westchnął, wyobrażając już sobie wściekłość swojego przełożonego.

Wzruszyłam ramionami i podałam mężczyźnie kartę kredytową.

- Jak już mu ją oddasz, to powiedz, że tego wymagała misja.

- A dlaczego ja mam ją oddać? - Obruszył się blondyn, przystając na chwilę za mną. Obróciłam się w jego stronę z uśmiechem.

- Bo to ciebie wpisałam do zdania raportu.

Powolnym krokiem zaczęłam iść do tyłu, widząc, że sfrustrowany blondyn zmierza w moją stronę.

- Zaraz, zaraz, nawet nie ma takiej ...

- Agentko Romanoff, Agencie Barton - przerwał nagle jakiś oficer, który ni stąd, ni zowąd wyrósł parę metrów przed nami, trzymając klamkę pomieszczenia, które jeszcze chwilę temu oboje minęliśmy. Teraz prawdopodobnie okazało się być gabinetem niespodziewanego dzisiejszego dnia agenta. - Przepraszam, że przeszkadzam, ale dyrektor chce was widzieć i to teraz – powiedział na wdechu, jakby bojąc się, że nie zdąży, bo uciekniemy mu sprzed nosa.

Zdezorientowani chcieliśmy zapytać, o co chodzi, ale już chwilę później po chłopaczynie nie było ani śladu. Zniknął za swoimi przeszklonymi drzwiami tak szybko, jak się w nich pojawił, pozostawiając mnie i Clinta samych na korytarzu. Niezadowolona założyłam ręce na ramiona. A miało być tak pięknie, a miałam w końcu odpocząć...

Clint z kolei znów wydawał się rozbawiony.

- Czyli jednak nie ja się będę tłumaczyć – szepnął mi do ucha, nie kryjąc poczucia sukcesu.Mi jednak do śmiechu nie było.

- Daj spokój. Myślisz, że aż tak się o to wkurzył? - Zapytałam szczerze zdziwiona i zmartwiona.

- Chodź, to się dowiesz. 

Barton minął mnie w pośpiechu. Z lekką konsternacją dorównałam mu kroku.

Kiedy wchodziliśmy do gabinetu Fury'ego, mężczyzna nie wydawał się ani być wściekły, ani nawet zaniepokojony. Wręcz przeciwnie, na jego twarzy malowało się jedynie dobrze nam znane skupienie. Oboje stanęliśmy prosto przed jego biurkiem.

- Jeśli chodzi o ten Hilton, to... – wystrzelił od razu Clint.

Mężczyzna założył w pośpiechu ręce za plecy, kiwając się raz w przód, raz w tył na swoich butach. Nie był jednak w stanie dokończyć zdania, bo kopnęłam go w kostkę i z niedowierzaniem w oczach rzuciłam mu przelotne spojrzenie.

- Nie chodzi mi o waszą misję, do tego przejdę później - zaznaczył dobitnie, koncentrując swój wzrok na naszej dwójce. - Aktualnie mam na głowie coś ważniejszego.

- Nowa akcja, dyrektorze? – Zapytałam chłodnym tonem.. - Jeśli tak, jestem gotowa choćby dzisiaj.

Chociaż nie pogardziłabym chwilą odpoczynku... - dodałam w myślach.

Mimo wszystko wciąż traktowałam tę pracę, jakby była ona potwierdzona umową na czas określony. Choć Fury już dawno dał mi do zrozumienia, że dowiodłam swojej lojalności, zawsze chciałam osiągać więcej, sięgać wyżej. Dać kolejny powód do tego, by nie pożałował danej mi szansy. Poza tym, wciąż miałam w sobie te pojedyncze geny armii, w jakiej byłam wychowana. Pewnych zachowań nie byłam w stanie w sobie tłumić lub wykorzenić.

Ciemnoskóry pokiwał głową. Podniósł się z fotela i przeszedł pod okno. Przez chwilę patrzył na roztaczający się wokół widok na Waszyngton.

- Muszę was rozdzielić na jakiś czas, choć wiem, że pewnie wam się to nie spodoba.

Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na Clinta. Wydawał się tak samo zaintrygowany. Za nim zdążyłam coś powiedzieć, Fury mnie uprzedził:

- Jedzie pani na pierwszą samodzielną misję pod przykrywką, pani Romanoff. I to nie byle jaką. – Wskazał na mnie palcem. Podszedł do biurka i podał mi teczkę z blatu. Powoli otworzyłam dokument i zaczęłam czytać. Przez chwilę zdawało mi się, że to co widzę było nieśmiesznym żartem.

- Mam udawać asystentkę Tony'ego Starka? Po co? - Zdziwiona uniosłam wzrok znad kartek.

Sytuacja wydawała mi się co najmniej dziwna, a wręcz absurdalna. Lekko nawet napawała mnie niechęcią.

Po co miałabym szpiegować kogoś, kto nie był ani naszym wrogiem, ani nawet nie robił nam problemów? Moje dywagacje po raz kolejny przerwał głos dyrektora.

- Nie ma pani udawać, a zrobić wszystko, by się nią stać – zaznaczył dobitnie. - Z tyłu teczki są pani fałszywe dane. Mamy informację, że niedługo Stark będzie przepisywał swoją firmę na niejaką Virginię Potts. Będzie pani pośrednikiem z działu prawnego i zrobi pani wszystko, by zrobić na tym miliarderze wrażenie, a co za tym idzie - by zbliżyć się do niego tak blisko, jak tylko się da.

- No ale po co? - niecierpliwił się Clint, czując się wyraźnie wykluczony z rozmowy.

- Bo to cholerny Iron Man i muszę sprawdzić, czy nadaje się do mojego projektu. - Fury oparł się dłońmi o biurko i nachylił w naszą stronę. Zdawał się być zmęczony ciągłymi pytaniami.

Oboje z blondynem spojrzeliśmy po sobie.

- Jakiego projektu? - Zapytałam niepewnie.

Dyrektor TARCZY podał Bartonowi i mnie kolejną teczkę. Clint przewrócił okładkę, ukazując ogromny czarny napis na pierwszej stronie.

Jeszcze zanim zdążyliśmy cokolwiek powiedzieć, uprzedził nas wzniosły i poważny głos mężczyzny.

- Wy już w nim jesteście. Nazwałem to projektem Avengers.   



*********

No i takim oto sposobem dobrnęliśmy do końca tej książki. Nie potrafię nawet wyrazić słowami, jak się teraz czuję. Przede wszystkim jestem dumna, że udało mi się ją skończyć, bo wielokrotnie chciałam to rzucić. Pewnie wiele osób nie wie, ale zaczęłam pisać tę historię już trzy lata temu i przez dwa lata szło to bardzo mozolnie. Dopiero w tym roku przypomniałam sobie, jak bardzo zależało mi na tym, by opowiedzieć swoją wersję historii Natashy. Choć przyznaję, po Endgame poddałam to pod wątpliwość...
Pisanie tego opowiadania było dla mnie cudownym doświadczeniem i ciężko mi teraz, gdy wiem, że je skończyłam. Jakoś tak inaczej.
Przez te trzy lata bardzo dużo się zmieniło. Przede wszystkim ja i kiedy czytam swoje rozdziały na przestrzeni czasu, widzę to. Dość mocno zmieniał się także mój styl pisania, więc w najbliższym czasie na pewno pokuszę się o korektę rozdziałów, choć nie planuję żadnych dużych zmian.
Na koniec mojego wywodu, chciałabym bardzo podziękować każdej osobie, która sięgnęła po moje opowiadanie, która przeczytała je, zostawiła gwiazdkę, czy komentarz. Ludzie, jesteście wspaniali. W najśmielszych snach nie sądziłam, że uda mi się mieć ponad 5K odczytów i 800 gwiazdek. Chciałabym móc odznaczyć tu każdą z tych osób, ale niestety nie jestem w stanie. Wiedzcie jednak, że to właśnie widok komentarza i gwiazdek sprawiał, że mobilizowałam się, by dalej pisać.
Dziękuję 20Hikari01, która jest moją najlepszą przyjaciółką i wspierała mnie zawsze, gdy tego potrzebowałam. To z nią mogłam skonsultować każdy mój pomysł na rozdział. Wiesz, że cię uwielbiam.
Dziękuję wszystkim, którzy w mniejszym lub większym stopniu przyczynili się do tego, jakim jestem człowiekiem i w jaki sposób piszę, choć i tak wolałabym, aby niektóre osoby nie widziały tego opowiadania i niech tak zostanie haha
Na razie nie planuję następnej części, choć zostawiłam sobie pewną możliwość, gdybym miała ochotę do tego wrócić. Czy w najbliższym czasie będę publikować coś nowego? Nie wiem. Na pewno nie rzucę pisania i będę chciała dalej się w tym kierunku rozwijać. Na tę jednak chwilę żegnam się z Wami i mam nadzieję, że moje opowiadanie Wam się podobało.
Także Exegi Monumentum i do przodu!
Dream2802

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top