Rozdział 5 - Natalia

-Natasha- skłamałam cicho, starając się, aby zabrzmiało to, jak najbardziej wiarygodnie- Romanoff.

-Miło mi poznać- odpowiedział z lekkim uśmiechem. Jego twarz nadal była nienaturalnie blada od wcześniejszych wydarzeń.

-A ty?- zapytałam, przechylając głowę- kim naprawdę jesteś?

-A kim chcesz, żebym był?

Parsknęłam cicho.

-Nie zawsze dostajemy to, czego chcemy- powiedziałam- nie jestem zwolenniczką prawdy, jest nie w moim stylu, ale cóż?- wzruszyłam ramionami- chyba czasami trzeba się jej poddać, nie sądzisz?

-Szczerość za szczerość, za każdą moją informację, chcę coś od ciebie- odrzekł, przechylając się w moją stronę. Uniosłam brwi.

-To przykre, że musisz stosować takie fortele, aby zdobyć kobietę- rzekłam tylko.

-Miałem na myśli, że za każdą wiadomość liczę na informację zwrotną, ale podoba mi się twój tok myślenia- odpowiedział mężczyzna. Uśmiechnęłam się lekko.

-Powiedzmy, że się zgadzam. Jak naprawdę się nazywasz?- zapytałam, wracając z rozmową na właściwe tory.

-Clint Wilson- miałam wrażenie, że mówił prawdę, cóż, jeśli tak, to dosyć szybko zaczął mi się zwierzać- co cię sprowadza do Budapesztu?

-Misja. A ciebie?

-Misja.

Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Próbowałam cokolwiek wyczytać z jego twarzy, dowiedzieć się, w jakim stopniu mogę mu zaufać, jak dużo powinnam powiedzieć.

-Coś komuś ukradziono- powiedziałam powoli- ja mam to odzyskać.

-Skąd wiesz, że stoisz po właściwej stronie?

-Nigdy się tego nie wie- odparłam kpiąco- nie ma dobrych i złych stron. Dobra jest ta, którą wybierzesz, a mimo to nigdy nie uszczęśliwisz wszystkich. Można tylko wierzyć we własny instynkt lub po prostu brać co dają.

-Studiowałaś filozofię?- zaśmiał się cicho, na co parsknęłam.

-Dużo czytam, lubię naukę. Jest...- przerwałam na chwilę, szukając odpowiedniego słowa- zmienna. Lubię rzeczy, które rozwijają, zmieniają na lepsze. Cały czas ewoluują.

-Jak szlachetnie, kto by się spodziewał. Co masz znaleźć?

-Coś mi się wydaje, że zadajesz za dużo pytań. Teraz moja kolej. Kim jesteś?

-Już mówiłem, nazywam się Clint Wilson- odpowiedział, rozsiadając się wygodnie na kanapie. Oczywiście na tyle wygodnie, na ile pozwalał mu — zapewne — wciąż kłujący bok.

-Nie baw się ze mną, dobrze? To już nie jest zabawne, bardziej irytujące.

-Będę szczery, liczę na to samo, umowa?

-Jedziesz- odparłam, skinając głową.

-Nie pamiętam dokładnie dzieciństwa, jak byłem jeszcze młody, trafiłem do sierocińca, bo rodzice zginęli w wypadku. Pech albo szczęście chciał, że w okolicy pojawił się cyrk. Perspektywa zwiedzania świata skusiła mnie, bez problemu uciekłem i dołączyłem do tej wesołej gromadki- zaczął. Słysząc to, aż otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia. Nie miałam wątpliwości, że mówił prawdę, tego się nie spodziewałam- uczyłem się salt, przewrotów, mając dwanaście, lat byłem już mistrzem w posługiwaniu się łukiem. Nikt nie miał ze mną najmniejszych szans, trafiałem do celu z zamkniętymi oczami. Uczyli mnie walki, całkiem skutecznie — jak zdążyłaś zauważyć — trenowałem wytrzymałość. Lubiłem to. Takie beztroskie życie. Ale do czasu. Czasy się zmieniły, cyrk upadł, każdy z tej mojej przybranej rodziny pojechał w inną stronę. Miałem osiemnaście lat, nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Koniec końców zacząłem działać na dwa etaty. W dzień pracowałem, w nocy łaziłem po mieście i lałem tych, którzy na to zasłużyli- w tym momencie na jego twarzy pojawił się pełen zadumy uśmiech. Nawet nie zauważyłam, że od jakiegoś czasu kąciki moich ust były lekko uniesione- obecnie, od paru ładnych lat, działam razem z kilkoma osobami, można by powiedzieć, że chroniąc świat przed zagrożeniami. Ciebie zakwalifikowano, jako jedno z takowych zagrożeń.

Inteligentnie — pomyślałam. Nie zdradził, dla jakiej organizacji pracował, mimo to, postarał się, aby być szczerym.

-Wiesz o mnie więcej niż wielu tych, których znam od dawna- podsumował cicho- jesteś w stanie mi teraz zaufać?

Mierzył mnie spojrzeniem, w którym kryło się wszystko, od napięcia, ostrożności po rozbawienie i łagodność. Patrzyłam mu w oczy, kompletnie nie wiedząc, co teraz uczynić, miałam wrażenie, że w tym momencie jakby znał moje myśli, czytał to, co miałam w duszy.

-Nie prosiłam się o ckliwą historyjkę z dzieciństwa- powiedziałam kpiąco, próbując zamaskować rzeczywiste odczucia maską obojętności i rozbawienia.

-Taki bonus- odparł. Clint nie zareagował tak, jak się spodziewałam. Sądziłam, że w tym momencie uzna, że jestem bezduszna i nie obchodzą mnie inni, ten natomiast uśmiechał się lekko, nawet powiedziałabym, że z pewną życzliwością. Cóż albo moja gra aktorska nie nadawała się do niczego, albo blondyn w ciągu ostatniej godziny, może dwóch, poznał mnie lepiej niż ktokolwiek już od wielu lat.

-Tym razem jestem pewna, że stoję po właściwej stronie- zaczęłam, decydując się na jedno z najbardziej ryzykownych działań w swoim, dość długim, życiu- co, jeśli powiem, że od mojej misji zależą losy wielu ludzi?

-A zależą?

-Kojarzysz wyrażenie " świadek koronny"?- zapytałam i dopiero gdy przewracając oczami, skinął głową, kontynuowałam- ode mnie zależy, co z nimi teraz będzie- wzruszyłam ramionami rozbawiona- Czarna Wdowa na ratunek światu, czy to niezabawne?

-Okropnie- parsknął, przestając się uśmiechać- co masz na myśli?

Westchnęłam. Teraz albo nigdy.

-Wszystko zaczęło dwa dni temu, kiedy to wybrałam się na tajne spotkanie z pewnym bardzo wpływowym człowiekiem- tym oto zdaniem rozpoczęłam swą opowieść. Przekazałam mu większość informacji, które miałam, zostawiając sobie jednak parę asów w rękawie.

-Poważna sprawa- podsumował, gdy skończyłam mówić. Pokiwał głową z uśmiechem- wchodzę w to.

-Ale w co?- zapytałam, nie do końca rozumiejąc, co ma na myśli.

-Bez urazy, ale to nie zadanie dla blondynki, sama sobie nie poradzisz- odparł, puszczając mi perskie oko. Zaśmiałam się pół szczerze. Nie miałam zamiaru zdradzać mu tego, że nie jestem blondynką. Później mogło mi się to przydać.

-Jak chcesz. Ale ja pracuję, ty pomagasz.

Prawdę mówiąc, bałam się. Po prostu bałam się tego, co właśnie robiłam, czy aby na pewno mogłam mu zaufać? O mało co się nie pozabijaliśmy, potem nawzajem ratowaliśmy, a teraz zdradzałam mu swoje sekrety. W diabli poszły dziesiątki lat skrytego życia, pełnego niczym nieprzeniknionej tajemnicy. Obawiałam się też tego, co stanie się, gdy to wszystko się skończy. T.A.R.C.Z.A. chciała mnie zlikwidować, oni tak łatwo nie rezygnowali, jeśli coś robić, to do skutku. Clint zabije mnie, czy ja jego? A może nadszedł już czas i powinnam się poddać, Czarna Wdowa działała na rynku już zbyt długo.

-Nie wiem jak ty, ale ja chcę się przespać- powiedział mężczyzna, przeciągając się- jesteś kobietą, możesz zająć kanapę.

-Chyba kpisz- odparłam, widząc, jak kładzie się na podłodze- nie jestem rozpuszczoną laleczką, więc mnie tak nie traktuj. Jesteś kontuzjowany, czyli śpisz na kanapie, zapraszam.

Wskazałam ręką na łóżko, a sama ułożyłam się na podłodze.

-Nie ma opcji, kobietom ustępuję- parsknął, kładąc rękę pod głowę.

-Nie ma opcji, facetowi nie ustąpię- odparłam, przedrzeźniając go.

-Musisz być taka uparta?

-Jak ulegniesz, to przestanę być uparta.

Miałam ochotę się roześmiać, gdy usłyszałam jego głośne westchnienie.

-Wiesz, że ja nie odpuszczę?- zapytał po chwili.

-Czyli oboje śpimy na podłodze- odparłam rozbawiona.

-Tylko nie próbuj żadnych sztuczek, mam lekki sen- powiedział, ale wiedziałam, że żartował.

-Dobranoc- warknęłam cicho, z uśmiechem czającym się na ustach.

-Dobranoc.

Leżałam na plecach, mierząc wzrokiem, niegdyś biały, sufit. Słyszałam, że Clint wiercił się niespokojnie.

-Co się dzieje?- szepnęłam.

-Trochę zimno się zrobiło, nie czujesz?

-Jestem Rosjanką, taka temperatura to dla mnie nic- odrzekłam cicho. Mój umysł zawędrował ku wspomnieniom. Kolorowe dachy w Moskwie, roześmiani ludzie i jedzenie. Wiele bym oddała, aby znowu zjeść pielmieni, czy choćby tradycyjne bliny.

-Jesteś strasznie skryta, dlaczego?- zapytał mężczyzna, wreszcie przestając się ruszać.

-Tego wymaga moje życie. Miłość jest dla dzieci, zaufanie dla głupców. Gdy czujesz, stajesz się słaby.

-To pokręcona logika, ale cień prawdy ma- odrzekł po chwili ciszy- przyznaj się, kochałaś, albo kochasz kogoś.

-Przyznaję. Gdybym nie kochała, nie mogłabym stwierdzić, że miłość jest dla dzieci.

-Powiedz mi coś o sobie- powiedział nagle.

-Nie...- zaczęłam, lecz ten przerwał mi gwałtownie.

-Nie chce sekretów, tylko zwykłe informacje. Lubisz czytać, tak? Co najbardziej.

-Mam sentyment do dzieł rosyjskich. Nowele Czechowa są niesamowite, takie głębokie. Nienawidzę Anny Kareniny, ale lubię ogólnie twórczość Tołstoja. Często wracam do "Mistrza i Małgorzaty".

-"To wódka?"- zacytował ze śmiechem- "Na litość boską, królowo, czy ośmieliłbym się nalać damie wódki? To czysty spirytus."

-Jestem pod wrażeniem.

-Takie teksty robią wrażenie na kobietach- odpowiedział zawadiacko- co jeszcze lubisz?

-Języki obce- rzekłam po chwili zastanowienia- chyba zacznę się uczyć węgierskiego.

-Umiesz jeszcze jakieś języki, prócz angielskiego i pewnie rosyjskiego?- zapytał.

-Angielski, rosyjski, włoski, francuski, niemiecki, polski i łacina.

-A ja byłem dumny, że znam dobrze rosyjski i francuski- szepnął do siebie- kiedy zdążyłaś się tego wszystkiego nauczyć?

-Uwierz mi, miałam na to naprawdę bardzo dużo czasu- odparłam, przekręcając się na bok- teraz ty, co lubisz?

-Moją miłością, życiem i oddaniem jest łucznictwo. Rozumiesz, łuk żoną, strzały dziećmi.

-Tak, rozumiem, przecież to jak najbardziej normalne- parsknęłam rozbawiona- dobra, koniec. Ja chcę spać.

Bez dalszych słów zamknęłam oczy, wsłuchując się w uspokajający dźwięk jego oddechu. Po jakimś czasie zaczęłam oddychać miarowo, głęboko i systematycznie, udając, że spałam. Nie czekałam długo.

Clint wręcz bezdźwięcznie podniósł się z miejsca i wyszedł z budynku. Gdyby nie moje dobre zmysły, nawet pewnie nie dowiedziałabym się, że to uczynił. Odczekałam chwilę, badając otoczenie, po czym ruszyłam za nim.

Mężczyzna szedł szybko, nie rozglądał się, lecz mimo to byłam pewna, że kątem oka szukał wszystkich potencjalnych zagrożeń. Aby pozostań niezauważona, musiałam wiele natrudzić, ale byłam przekonana, że udało mi to.

-Tak, mam ją- usłyszałam cichy głos łucznika. Trzymał przy uchu telefon, podczas rozmowy marszczył czoło- nie. Daj mi kilka dni, potem wszystko się okaże.

-Dobrze, jeśli będzie trzeba, sam ją zabiję- powiedział po chwili przerwy, w której czasie słuchał swojego rozmówcy- myślę, że to nie będzie konieczne. Będzie jak zawsze. Tak poza tym, to, że ty masz wczesny wieczór, to nie znaczy, że ja też nie muszę iść jeszcze spać. Do usłyszenia.

Wiedząc, że zaraz znowu ruszy do budynku, w którym to się zatrzymaliśmy, ostrożnie udałam się tam przed nim.

Podejrzewałam, że rozmawiał z dyrektorem T.A.R.C.Z.Y. Fury? Chyba jakoś tak się nazywał. Ciemnoskóry pirat — to sformułowanie bardziej utkwiło mi w pamięci. Z tego, co słyszałam, był cwańszy niż wszyscy jego agenci razem wzięci, przez co tak cholernie skuteczny.

Coraz bardziej ciekawiło mnie to, co wydarzy się w ciągu najbliższych dni. A miało się bardzo dużo wydarzyć.

_____________________

Ale mnie tu dawno nie było *.* Cóż wena mnie ostatnio nie nawiedza. A jak tam egzaminy (ci, co pisali)? Ja jestem na siebie wściekła :/ obiecałam sobie, że zrobię z matmy na 100% a tu bum. Pomyliłam się w jednym z najprostrzych zadań. Brawo ja :-D

A tak w ogóle... czy wy to widzieliście?

https://youtu.be/8QhwY2VLmQM

Padłam po prostu, szczególnie przy końcówce :'-D

No i oczywiście też - jakże by inaczej - muszę dodać jeden swój filmik :P

https://youtu.be/vOoBB63XhyQ

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top