Rozdział 3 - Natalia
Jego ręka bez zbytnich zahamowań, błądziła po moim ciele. Musiałam przyznać, że mimo wieku był w miarę przystojny, zaliczyć go mogłam do tych lepszych misji.
Po tylu latach działania pod przykrywką przestałam już zwracać uwagę na wzrok mijających mnie ludzi. Idąc pod rękę z Viktorem Orbán, wyglądałam pewnie jak ktoś, kto tylko czeka, aby znaleźć się z nim w sypialni. Cóż, niech sobie myślą, co chcą i mniej podejrzana się wydawałam, tym lepiej.
Zaśmiałam się fałszywie, odchylając głowę do tyłu, gdy, w windzie, mężczyzna położył mi dłoń na tyłku. Po chwili niezobowiązującej rozmowy znaleźliśmy się w najdroższej części hotelu, tej dla najlepszych i najbogatszych gości.
Pięćdziesięcio paro latek wyciągnął kartę magnetyczną, po czym otworzył nią drzwi od swego apartamentu.
-Zapraszam w moje skromne progi- powiedział, przepuszczając mnie w progu. Uśmiechnęłam się zalotnie, a następnie stanęłam, czekając, aż do mnie dołączy. Nie trwało to długo. Kilka sekund później na powrót poczułam, jak dotyka moje ciało.
-Czy tutaj mamy wystarczający prywatności?- zapytał, delikatnie całując mnie w rękę. Uśmiechnęłam się i przyciągnęłam jego głowę do siebie, tak, że nasze usta znajdowały się bardzo blisko siebie. Chwyciłam w dłonie materiał na jego barkach.
-Natalia- szepnęłam, po czym w jednej chwili ściągnęłam mu marynarkę do łokci, skutecznie unieruchamiając ręce. Popchnęłam go na ścianę, nim zszokowany zdołał cokolwiek powiedzieć. Wyciągnęłam zza jego paska pistolet i przyłożyłam mu go do krocza.
-Większość zna mnie jako Czarną Wdowę- dokończyłam, wręcz upajając się jego bezsilnością.
-Czego ode mnie chcesz?
-Informacji- odparłam słodko, następnie przeniosłam dłoń, w której to dzierżyłam broń, wskazując mu na głowę- widzisz tamto krzesło? Usiądź na nim. Tylko bez żadnych sztuczek, mam cię na oku.
Przy ostatnim zdaniu puściłam w jego stronę perskie oko. Viktor przełknął ślinę i powoli zaczął iść we wskazanym przeze mnie kierunku. Szczerze powiedziawszy, byłabym wręcz zawiedziona, gdyby nie spróbował w tym momencie mnie zaatakować. Jego ruchy były jednak zbyt wolne, zbyt przewidywalne. Widząc, że próbuje uderzyć łokciem, uchyliłam się, po czym mocno kopnęłam go w tył kolana, powodując ciche chrupnięcie i jego satysfakcjonujący, okrzyk.
-Ostrzegałam- rzekłam, chwytając go za koszulę i popychając na krzesło.
-Pożałujesz- warknął mężczyzna, mierząc mnie nienawistnym spojrzeniem, które nijak nie działało.
-Dobrze, dobrze, później sobie po marudzisz.
Przyłożyłam mu ręce do szyi, uśmiechając się, gdy jego ciało napięło się ze strachu. Odwiązałam mu krawat i przywiązałam nim jego ręce do poręczy krzesła.
-A więc tak- zaczęłam, wyciągając z włosów sztylet i kręcąc nim między palcami- ja będę zadawać pytania, ty będziesz odpowiadać, rozumiemy się?
Nie czekając na jego odpowiedź, kontynuowałam.
-Ty i twoi ludzie macie coś, co do was nie należy, nieprawdaż?
-Myślisz, że nie wiedziałem, że ktoś przyjdzie?- wycedził cicho, starając się ukryć drżenie głosu- wszyscy wiedzieliśmy. Nie odzyskacie ich, dopóki nie dostaniemy potrzebnych informacji.
-A no tak- powiedziałam z jakby lekką radością- co tam u twojego brata?
-Suka- warknął Orbán, po czym... opluł mnie. Uniosłam brwi rozbawiona, ale i zniesmaczona jego zachowaniem. Nie dałam się jednak sprowokować, starłam tylko mokrą plamkę z szyi.
-Po co to wszystko?- zapytałam. Przysunęłam sobie fotel i usiadłam naprzeciwko niego- chcecie zemsty?
-Zabili mi brata, ty byś nie chciała?- odparł zimno. Nawet odrobinę byłam pod wrażeniem. Potrafił opanować się, ukryć strach, mimo iż nadal uważnie śledził wzrokiem moje palce poruszające się na ostrzu noża.
-Och, oczywiście, że bym chciała. Ale nie mam już na kim się mścić. Wszystkich już zabiłam- wzruszyłam ramionami- co więc chcecie zrobić? Złamać kody, dostać się do danych? Skazać na śmierć wielu niewinnych ludzi, tylko po to, żeby móc się zemścić?
-Nie ma innego wyjścia- powiedział mężczyzna, patrząc mi w oczy- nie obchodzą mnie inni.
-Gdzie je ukryłeś? Przy sobie ich nie masz, nie jesteś taki głupi- stwierdziłam, uważnie śledząc jego reakcje- do żadnej skrytki bankowej też ich nie oddałeś, są ci potrzebne. Więc gdzie?
-Nigdy się nie dowiesz- warknął- po moim trupie.
-W domu? Pilnie strzeżony, główny ośrodek całej węgierskiej mafii- kontynuowałam, nie słuchając go- chociaż nie. Przecież to zbyt oczywiste.
Jabłko Adama na jego szyi zadrżało. Uniosłam brwi.
-A więc w domu- powiedziałam z krzywym uśmiechem- głupota, czy spryt? A może jedno i drugie?
-Nigdy się tam nie dostaniesz- wycedził Viktor Orbán.
Przechyliłam głowę, po czym chwyciwszy dobrze nóż, zamachnęłam się, umieszczając ostrze w jednej z jego dłoni, spoczywającej na podłokietniku.
Jego przeraźliwy wrzask rozdarł otaczającą nas ciszę, jednak słyszałam go jednak tylko ja, albowiem pomieszczenia w hotelu były zaprojektowane tak, aby dawać gościom, jak największą prywatność. Specjalne ściany, drzwi, wszystko to dawało idealne wytłumienie.
-Nauka często bywa bolesna- powiedziałam spokojnie, nadal trzymając dłoń na rękojeści broni. Węgier przestał krzyczeć, zaciskał jednak mocno wargi, a jego ciało trzęsło się z bólu- szkoda, że jeszcze tego nie zrozumiałeś. Jeśli czegoś chcę, to będę to miała. Po trupach do celu, Viktorze.
-Zastrzelisz mnie?-szepnął ledwie słyszalnie, w jego głosie słyszałam prośbę. Znikł pozornie odważny szef mafii, ustępując przestraszonemu mężczyźnie, który zdawał się postarzeć w ciągu tych kilku ostatnich minut.
-Bardzo mi pomogłeś- odparłam, gładząc go po policzku- ale wiesz, kim jestem, nie mogę pozwolić ci odejść.
-Nikomu nic nie powiem- wtrącił błagalnie, nadal odrobinę drżąc z bólu- przecież prawie nic nie wiem.
-To, że nic nie powiesz, jest pewne- stanęłam za nim i nachyliłam się, szepcząc mu do ucha- nie martw się, zrobię to szybko.
Ledwie skończyłam mówić, a już w zawrotnym tempie atakującego drapieżnika, chwyciłam go za głowę i z cichym, charakterystycznym chrupnięciem, skręciłam kark.
Wcześniej nie chciało mi się zachować koniecznych środków ostrożności, dlatego też teraz musiałam zająć się ścieraniem wszelkich śladów. Nie mogłam pozostawić choćby fragmentu odcisku palca. Byłam Czarną Wdową, nie jakąś amatorką. Działałam w tej branży już za długo, aby popełniać podstawowe błędy.
Poszłam jeszcze umyć rękę, na której to zostało parę kropel krwi.
Całe sprzątanie zajęło mi może minutę, po tym czasie uzbroiłam się w fałszywy uśmiech, mający zmylić kamery na korytarzu. Miałam nadzieję, że wyglądałam jak kobieta po "ćwiczeniach fizycznych", że się tak wyrażę. Wyszłam z pokoju, dyskretnie wycierając miejsce, gdzie dotykałam drzwi. Odrzuciłam włosy na plecy i nie spiesząc się, ruszyłam w stronę wind. Nie musiałam długo czekać, złote ustrojstwo rozwarło się dosłownie kilka sekund później. Zmierzyłam wzrokiem dość wysokiego, przystojnego blondyna w szarym garniturze, z udawanym, fałszywym uśmiechem. Widziałam go wcześniej przy barze, od razu zwrócił moją uwagę.
-Czy wszyscy mężczyźni muszą tu nosić garnitury?- zapytałam, wchodząc do środka i stając obok niego. Zauważyłam, że jechał na to samo piętro, co ja.
-Myślałem, że kobiety lecą na facetów w garniakach- odparł rozbawiony. Uniosłam brew.
-Stereotypy- parsknęłam- istnieją inne, bardzkiej pożądane elementy.
-Na przykład?
-Jeśli ci powiem, zdradzę odwieczny, kobiecy sekret- pokiwałam głową z udawanym smutkiem.
-Może jeszcze cię przekonam?
-Nie ma opcji.
Odchylił głowę do tyłu, śmiejąc się cicho. Nawet wtedy, kątem oka, mierzył mnie jednak uważnym spojrzeniem. Tak, jak podejrzewałam. Nasze spotkanie nie było przypadkowe.
W tym momencie drzwi windy otworzyły się, więc nie czekając na jego reakcję, ruszyłam w stronę swojego pokoju.
-Jesteś pewna, że nie dasz się przekupić?- zawołał za mną, przystanęłam, spoglądając przez ramię- może dobre wino, wypite w odpowiednim towarzystwie?
-Jestem otwarta na propozycje- odpowiedziałam zalotnie, niby przypadkiem nadając swej wypowiedzi podtekst.
-Teraz?- zapytał, stając obok mnie.
-Jeśli nie jesteś zmęczony.
-Noc jeszcze młoda- odparł cicho. Zagryzłam wargę, z minimalnym uśmiechem, a następnie skinęłam głową.
Miałam deja vu, po raz kolejny dzisiaj zmierzałam do sypialni obcego mi mężczyzny.
-Nawet nie wiem, jak się nazywasz- powiedziałam.
-Brown, Clint Brown- przedstawił się, jednocześnie całując moją dłoń. Uśmiechnęłam się i ze zdziwieniem odkryłam, że ten uśmiech był szczery. Clint — jeśli naprawdę tak miał na imię — miał w sobie coś takiego, że nie sposób było go nie lubić.
-Ja jestem Nadia- odrzekłam.
Mężczyzna otworzył drzwi, razem weszliśmy do środka. Po chwili zmierzyliśmy się wyzywającym spojrzeniem. Z perspektywy czasu, nie pamiętałam, jak to się zaczęło. Nigdy nie doszliśmy do tego, czy to ja go pierwsza pocałowałam, czy on mnie.
Wiedziałam tylko, że przyciska mnie do ściany, a nasze usta toczą między sobą zażartą walkę. Moje dłonie psuły jego nienaganną fryzurę, jego ręce błądziły po moje talii.
Jęknęłam cicho, gdy przyciągnął mnie do siebie tak, że przylegałam do niego całym ciałem. Zdecydowanie ta część wieczoru podobała mi się najbardziej.
Clint podniósł mnie i nie przestając całować, rzucił mną wprost na łóżko. Nie protestowałam, gdy moje nogi znalazły się pomiędzy jego dolnymi kończynami. Pochylił się nade mną, składając delikatne, ledwie wyczuwalne, przez co cholernie wspaniałe pocałunki na szyi.
Z trudem powstrzymywałam się, aby nie ulec kompletnemu rozproszeniu. Czułam, że mimo żaru między nami, to wszystko nie było prawdziwe.
Uważnie, tak, aby nie zauważył, wyciągnęłam z włosów nóż — jak dobrze, że po akcji z Orbánem włożyłam go tam z powrotem — i jedną dłonią badając jego świetnie wyrzeźbione plecy, czekałam na rozwój sytuacji.
Miałam ochotę się roześmiać, gdy poczułam twardą lufę pistoletu na brzuchu.
-Gra skończona, kotku- rzekł Clint z rozbawieniem- myślałem, że Czarna Wdowa będzie większym wyzwaniem.
-Czyżby, "kotku"?- zapytałam na tyle słodkim głosem, na jaki tylko było mnie stać. Jednocześnie przyłożyłam mu do karku nóż.
Mężczyzna początkowo znieruchomiał, lecz szybko odzyskał rezon. W tym momencie wiedziałam, że bym kolejnym ze szpiegów T.A.R.C.Z.Y. Musiałam przyznać, że był dużo bardziej wiarygodny, niż wcześniejsi, którzy próbowali mnie zlikwidować, wyszkolenie jednak miał podobne, przez co wykonywał ich charakterystyczne ruchy.
Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, ale nie trwało to długo. Po raz kolejny nie wiedziałam, jak to się wszystko zaczęło. Prawdopodobnie w tym samym momencie, ja uderzyłam go głową, on wykręcił mi rękę, w której trzymałam broń.
Najszybciej, jak tylko potrafiłam, uwolniłam się z jego uścisku. Atakowaliśmy się nawzajem, blokując, jakby znając ruchy przeciwnika. Próbowałam skoczyć na niego — on nagle znajdował się na ziemi, skutecznie umożliwiając mi to. Starał się użyć na mnie któryś z chwytów — odparowywałam każdy cios.
To nie była już walka, to bardziej taniec. Krążyliśmy wokół siebie niczym wygłodniałe zwierzęta. Czułam, że w miejscu, gdzie jego pięść spotkała się z moją twarzom, jutro zapewne powstanie siniak. Z jego nosa natomiast spływała krew, od chwili, gdy moja stopa przebiła się przez jego ochronę. Jak dobrze, że chwilę wcześniej zdążyłam zrzucić buty! Nigdy nie lubiłam walki w szpilkach, a jeśli w tamtej sytuacji miałabym je mieć na sobie, byłam przekonana, że od dłużnego czasu leżałabym martwa.
Syknęłam z bólu, gdy moje ciało z głuchym łoskotem zderzyło się ze ścianą.
-Znowu będziesz mnie przyciskał do ściany?- jęknęłam, nie tracąc dobrego humoru, mimo tego, że wiedziałam, że moje szanse na przeżycie wynosiły jakieś pięćdziesiąt procent. Musiałam przyznać, że znał się na rzeczy. Nawet wyszkolenie Alexiego w porównaniu z nim było wręcz niczym.
Miałam ochotę się roześmiać, gdy mój przeciwnik mrugał zdezorientowany w chwilę po tym, jak z jego głową zderzył się obraz, którym się zamachnęłam.
-To taki twój fetysz? Lubisz Czuć się silniejsza- zapytał rozbawiony, lecz szybko przestał się uśmiechać, gdy wreszcie udało mi się mu skoczyć na szyje. Nie dał mi owinąć ud wokół siebie, przez co pozostało mi tylko przewrócenie go na podłogę. Jak na złość zamiast podłogi po raz kolejny trafiliśmy na łóżko. Tym razem to ja leżałam na nim, siedząc mu na piersi i unieruchamiając ręce.
-Ostatnie słowa?- powiedziałam.
-Wolę być na górze- odparł i wykorzystując to, że był silniejszy, przewrócił mnie, samemu lądując na wierzchu.
Pewnie powinnam w tym momencie nie odrywać od niego wzroku, ale jakby odruchowo spojrzałam na ścianę przy nas, a dokładnie jej szklaną część, prowadzącą na taras. Wciągnęłam gwałtownie powietrze i z jakby nienaturalnymi pokładami siły, zepchnęłam Clinta z siebie.
-Co do chole...- zaczął, gdy spadł z łóżka, a ja wylądowałam na nim. Miałam wrażenie, że zdążyliśmy o sekundę. Całe szkło rozprysło się, a po całym pokoju zaczęły latać pociski. Zaklęłam pod nosem, modląc się, aby nasza prowizoryczna kryjówka wytrzymała.
-Uratowałaś mnie?- zapytał zdziwiony mężczyzna, przekrzykując dźwięki karabinów.
-Taki fetysz- odparłam- zabijam sama, nie wysługuję się innymi.
Może mi się wydawało, ale agent uśmiechnął się. Nie z rozbawieniem, ale tak naprawdę, szczerze.
-Na trzy, biegniemy do wyjścia- powiedziałam.
-Najpierw ze mnie zejdź.
Przewróciłam oczami, lecz posłusznie go uwolniłam. Ten wychylił się i wyciągnął spod łóżka małą walizkę.
-Raz, dwa, trzy!
W tym samym momencie ruszyliśmy do drzwi, nie wiadomo jakim cudem, nie obrywając którymś z dziesiątków latających kul.
-Niech zgadnę- warknął Clint, gdy byliśmy już teoretycznie bezpieczni- zabiłaś Orbána!
-Taka praca- odparłam, biegnąc w stronę swojego pokoju. Musiałam wiać. Nie to, że miałam na karku cholerną maszynę do walki, to w dodatku ścigała mnie cała węgierska mafia. Po prostu lepiej być nie mogło.
_________________________
Ale mi się ten rozdział nie podoba :o
Ale cóż, nie zawsze wszystko wychodzi :-)
Postanowiłam dodać tu parę filmików, które zrobiłam, uważam, że niektóre są takie nawet nawet :)
Coś w stylu zwiastunu do tej części:
https://youtu.be/C72r7Al2Cbc
Efekt głupawki:
https://youtu.be/xl36hPy-uHs
No i ostatni - żeby nie było ich za dużo w jednej części - zrobiony i dodany dzisiaj (choć jest po północy, więc już wczoraj), taka migawka o najnowszej części Kapitana Ameryki ;-)
https://youtu.be/xhcFOh_8kO4
Mam nadzieję, że komuś - poza moimi kochanym fankami :P ( faza mi się włącza *.*) - się spodoba :-)
Do następnego
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top