Rozdział 1 - Natalia

Moje buty wydawały rytmiczne dźwięki, gdy wysokie obcasy stukały o chodnik. Mijając wielopiętrowy budynek głównej siedziby ONZ, zdjęłam okulary przeciwsłoneczne i schowałam je do torebki. Nie zatrzymując się, kątem oka przyjrzałam się oszklonej budowli. Podobała mi się, mimo surowego wyglądu miała w sobie "to coś".

Nie dając po sobie poznać, że zauważyłam trzech mężczyzn uważnie obserwujących otoczenie, skręciłam do jednej z pobocznych uliczek. Po chwili krążenia między budynkami, które swym charakterem kompletnie nie przypominały już bogatych zabudowywań, jakie mijałam wcześniej, dotarłam do celu.

Miałam ochotę zaśmiać się z głupoty otaczających mnie ochroniarzy. Bez trudu mogłam dostrzec dwóch stojących na dachu, co najmniej czterech spoglądających na mnie zza rogu i tych trzech, których wcześniej widziałam. Miałam wręcz wrażenie, że czuję na sobie ich wzrok.

Odsunęłam wiszącą deskę, po czym weszłam do starego i już dawno nieużywanego magazynu. Pamiętając wskazówki z listu, udałam się w odpowiednie miejsce.

Nie minęło dużo czasu, gdy ujrzałam mężczyznę, siedzącego na jednym z dwóch dużych, czystych foteli, które wyglądały wręcz komicznie wśród otaczającego nas kurzu i pyłu. Widząc mnie, wstał, a następnie zapiął ostatni z guzików elegancko skrojonej marynarki. Wyglądał jak typowy obywatel Korei, miał lekko skośne oczy i charakterystyczne rysy twarzy. Moje wysokie buty sprawiły, że był ode mnie niższy o jakieś dziesięć centymetrów.

-Witam, panie Ban Ki-moon- powiedziałam, podając mu rękę, którą pewnie uścisnął . Uśmiechnęłam się. Wykonywał standardowe gesty świadczące o wyższości nad przeciwnikiem, w tym przypadku mnie.

-Witam- odparł- usiądziemy?

W odpowiedzi zasiadłam na wskazanym miejscu, zakładając nogę na nogę. Mężczyzna również spoczął na wcześniej zajmowanym miejscu.

-Pańscy ochroniarze do nas dołączą, czy nadal będą się tak skrywać po kątach?

Brunet nie dał po sobie poznać, że zdziwiło, a może nawet zaniepokoiło, go moje pytanie. Skinął głową, a pięć dodatkowych osób pojawiło się przy nas w mgnieniu oka. Kąciki moich ust zadrgały lekko. Skoro tak chce się bawić.

-Dlaczego więc spotykamy się tutaj?

-Myślę, że to nie pani zadaje tutaj pytania- odparł grzecznie, lecz w jego głosie można było usłyszeć ostrzeżenie- przypominam, że w każdej chwili mogę kazać panią aresztować za wielokrotne zabójstwa.

-Nie zrobi pan jednak tego, bo jestem panu potrzeba- odpowiedziałam, siląc się na grzeczność. Mężczyzna zaczął już mnie irytować- czymże więc zasłużyłam sobie na zaszczyt spotkania z samym sekretarzem generalnym ONZ? Ja — zabójczyni — jak to pan ujął.

Nie dało się nie wyczuć kpiny w moim głosie.

-Mam propozycję.

-Co będę z tego miała?- zapytałam, po raz kolejny uśmiechając się, jednak ta pozorna radość nie sięgnęła oczu.

-Pieniądze, dużo pieniędzy.

-Mam pieniądze, panie Ki- moon, jeśli to tyle to chciałabym już pójść.

-Postaram się wymazać z pani historii wcześniejsze zabójstwa, mogłaby pani zacząć wszystko od nowa.

-A co miałabym zrobić w zamian?- powiedziałam, nie rezygnując z pełnego rozbawienia uśmiechu. Nie wierzyłam w żadne z jego słów, ale rozmowa zaczynała się robić interesująca, więc nie zamierzałam jej przerywać.

-Odzyskać coś, co...- westchnął- coś, co straciłem przez głupotę.

-Co to takiego?

-Dwie tytanowe obrączki- odparł Koreańczyk.

-Zwykłe obrączki są czymś tak ważnym, że do odzyskania ich jestem potrzebna właśnie ja?

-Czy mogę zaufać Czarnej Wdowie?- odpowiedział pytaniem na pytanie, a na jego twarz wkradł się lekki uśmiech.

-Chyba nie ma pan wyjścia.

-Dobrze więc. Do obowiązków sekretarza generalnego należą nie tylko te znane obowiązki. Oprócz tego powierzono mi najpilniej strzeżone informacje świata, coś, czego wyjście na światło dzienne może mieć fatalne skutki. Jak wspominałem wcześniej, chodzi o dwie obrączki. Wewnątrz każdej z nich są zakodowane dane świadków koronnych, wszystko, zarówno ich stare, jak i nowe dane.

-Czyli zgubił pan najważniejsze błyskotki świata- podsumowałam.

-Nie zgubiłem- zaprotestował gwałtownie- ukradziono mi je.

-Ale przez pana głupotę- rzekłam, przypominając mu to, co wcześniej powiedział.

-Niestety ma pani rację- odparł z westchnieniem- to jednak już nie jest ważne. Kazałem znaleźć panią, bo tylko osoba o tak tajemniczej reputacji może mi pomóc. Chce, żeby odzyskała pani obrączki, zanim Rada Bezpieczeństwa dowie się, że zaginęły i przede wszystkim, zanim ci, co je ukradli, zdołają odczytać dane.

-A wie pan, chociaż, gdzie mam zacząć?

-Ukradzione zostały z rozkazu Viktora Orbán, czyli głowę węgierskiej mafii. Z tego, co się dowiedziałem, na obrączkach są dane osoby, przez którą zginął jego brat.

-Ile mam czasu?

-Rozpracowanie kodów blokujących zajmie im dużo czasu, to najlepsze zabezpieczenia na świecie, podejrzewam, że Stark miałby z nimi problem. Mimo to trzeba działać jak najszybciej.

-Kiedy musi je pan mieć z powrotem?- zapytałam.

-Za piętnaście dni zbiera się Rada. Do tego czasu muszę je mieć.

-A co jeśli mi się nie uda?

-Oficjalnie? Zostanę zmuszony do dymisji. W praktyce zostanę porwany, a moje ciało nigdy nie zostanie odnalezione- odparł, patrząc mi w oczy. Widziałam w nich niemą prośbę.

-Zobaczę, co się da zrobić.

***

-Pani Nadia Petrova?

-Tak.

-Pani walizka- powiedział wysoki mężczyzna, podając mi wspomnianą walizkę.

-Dziękuję bardzo- odparłam, obdarowując go zalotnym spojrzeniem spod lekko przymrużonych powiek. Wiedząc, że odprowadza mnie wzrokiem, odeszłam, kręcąc delikatnie biodrami. Przez swoje długoletnie życie zdołałam nauczyć się, że mężczyźni bywają aż nadto przewidywalni. Przed samym wyjściem z lotniska odrzuciłam jeszcze na plecy długie, blond włosy. Ciągle trudno było mi się przyzwyczaić do nienaturalnego koloru moich, wcześniej rudych, kosmyków. Na szczęście była to tylko dobrze przymocowana peruka.

Szklane, automatyczne drzwi zamknęły się zaraz po moim wyjściu, by po chwili na nowo otworzyć się dla kolejnych osób.

Skierowałam się prosto ku jednej ze stojących nieopodal taksówek. Z każdej strony słyszałam zachęcające nawoływania po węgiersku.

-Czy mówi pan po angielsku?- zapytałam, podchodząc do jednego z kierowców.

-Jasna sprawa, piękna pani- odparł mężczyzna, puszczając mi oczko. Podałam mu walizkę i w czasie, kiedy to chował ją do bagażnika, sama wsiadłam do samochodu.

-Do Gresham Palace Hotel poproszę- powiedziałam, gdy jasnowłosy Węgier zasiadł na swoim miejscu.

-Już się robi. Pani po raz pierwszy w Budapeszcie?

-Tak, wcześniej jakoś się nie złożyło- odparłam grzecznie.

-Nie pożałuje pani, Węgry są pięknym krajem. Wszyscy mieszkańcy z wielką chęcią pomagają turystom. Szczególnie tak pięknym turystom.

Zaśmiałam się cicho i pokręciwszy głową, zaczęłam śledzić wzrokiem mijane przez nas widoki.

Droga zajęła nam jakieś dziesięć minut, na szczęście nie było korków. Miałam dzisiaj jeszcze pracę, musiałam się dobrze przygotować.

Dałam kierowcy jego zapłatę, dołączając do tego spory napiwek. Mężczyzna wydawał się bardzo miły.

Moja walizka została przejęta przez jednego z pracowników hotelu, jeśli można tak nazwać miejsce, w którym miałam zarezerwowany pokój. Budynek przypominał pałac, pokryty był misternymi zdobieniami, które nadawały mu eleganckiego wyglądu. Po wejściu do recepcji nie musiałam długo czekać na przyjęciu. Podałam jednej z recepcjonistek fałszywy dowód, a gdy ta upewniła się co do mojej tożsamości, od razu zostałam zaprowadzona do odpowiedniego apartamentu.

Znajdowałam się w najbardziej luksusowym i pewnie najdroższym miejscu w Budapeszcie. Hotel był ogromny, w środku znajdowała się nawet sala balowa, w której to często urządzano różnego rodzaju bankiety. Właśnie tego dnia miałam uczestniczyć w jednej z takich imprez.

Mój pokój był, jak można się było spodziewać, bardzo duży a widok z okna — nieziemski. Na środku pomieszczenia stało duże łóżko, pokryte lawendową narzutą, pięknie współgrającą z kremowymi ścianami i subtelnymi tapetami.

Od razu ściągnęłam z siebie sukienkę i buty, po czym tylko w bieliźnie zaczęłam przeglądać zawartość swojej walizki. Po kilku sekundach znalazłam to, czego szukałam. Wzięłam jeszcze parę rzeczy, po czym poszłam do łazienki. Do przyjęcia zostały dwie godziny, więc miałam jeszcze wystarczającą dużo czasu, aby wziąć prysznic.

Mimo upływu lat nadal preferowałam chłodną wodę. Rosja i cały "projekt Black Widow" pozostawił we mnie parę nieznośnych nawyków.

Zdążyłam nawet umyć włosy, suszarka w kilka minut przywróciła je do odpowiedniego wyglądu. Kochałam udogodnienia współczesności. Potem zostało tylko nałożenie peruki.

Choć normalnie wolałam lekki, naturalny makijaż dziś musiałam nałożyć więcej "tapety". Bogate kobiety miały tendencję do przesadnego upiększania siebie. Jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać, jak i one.

Na koniec została sukienka. Był to czerwony materiał, który przylegał do mojego ciała w każdym możliwym miejscu. Sięgał do połowy uda, idealnie podkreślał każdy aspekt mojej figury. Lubiłam takie stroje, ale jasne włosy mnie irytowały. Czułam się jak stereotypowa blondynka.

Moje ubranie nie pozwalało na schowanie wielu rodzajów broni, lecz nie mogłam przecież wyjść bezbronna. Podpięłam parę kosmyków włosów do góry, wieńcząc dzieło rozkładanym nożem, który wyglądał jak ozdobna spinka. Zamiast zwykłej bransoletki założyłam taką, złożoną z małych, magnetycznych pocisków. Był to mój wynalazek, świetnie sprawdzał się w terenie.

Do tego włożyłam jeszcze buty ze wzmocnionymi czubkami, które to świetnie nadawały do różnego rodzaju kopnięć i uderzeń. Mnie nic nie bolało, przeciwnika wręcz przeciwnie.

Po raz ostatni zmierzyłam wzrokiem swoje odbicie w lustrze. A więc do dzieła.

___________________

Mam nadzieję, że pierwszy rozdział przypadł Wam do gustu :-)

Do następnego

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top