Rozdział 6 - Clint

Rozłączyłem się, po czym schowałem telefon do ukrytej kieszonki w spodniach. Spojrzałem na poryte gwiazdami niebo, dając Natashy szansę, aby wróciła do naszej tymczasowej kryjówki. Była sprytna, musiałem to przyznać, ale nie dałem się jej tak łatwo. Nie słyszałem żadnych dźwięków, gdy się poruszała, niczego nie widziałem w ciemności, ale wiedziałem, że tam była. Czułem jej wzrok na sobie.

Wchodząc do dawnego domu mojego nieżyjącego znajomego, odruchowo spojrzałem na leżącą niedaleko, drobną blondynkę. Piękny — dosłownie — paradoks. Kto by pomyślał, że w tej spokojnej śpiącej osóbce kryła się taka lwica i nieustępliwa wojowniczka.

Położyłem się w bezpiecznej odległości. Nie miałem ani siły, ani chęci, aby zastanawiać się nad tym, co zrobi kobieta. Skoro słyszała moją rozmowę, mogła próbować ucieczki. Miałem wrażenie jednak, że tego nie uczyni. Czemu? Potrzebowała mnie. A jeśli się myliłem, musiała liczyć się z tym, iż ja nigdy nie odpuszczam i gdziekolwiek by się nie skryła, znalazłbym ją.

***

Otworzyłem oczy, czując zapach świeżego chleba.

-No nareszcie- powiedziała Natasha, przewracając oczami i zabierając sprzed mojej twarzy pachnące pieczywo- myślałem, że wpadłeś w śpiączkę.

-Co byś wtedy zrobiła?- zapytałem, siadając i przeciągając się lekko.

-Pytasz, co bym z tobą zrobiła? Uwierz mi, nie chcesz wiedzieć- odparła z zadziornym, opanowanym uśmiechem. Zakręciła trzymanym w dłoni nożem, po czym nadal na mnie patrząc, zaczęła kroić chleb. Odetchnąłem głęboko. W życiu bym się nie spodziewał, że ta czynność może wyglądać tak niebezpiecznie.

-Skąd masz jedzenie?

-Pieczywo prosto z piekarni, masło, ser i wędliny ze spożywczaka, smacznego- skończyła, kładąc przede mną talerz z kanapkami. Spojrzałem na nią podejrzliwie. Już nawet nie komentowałem tego, jakim cudem zdołała wyjść niezauważona.

-Jak sytuacja na mieście?

-Cicho. Aż za cicho- westchnęła, rzucając we mnie zwiniętą gazetą.

-Nocny wybuch gazu w Gresham Palace Hotel zabił siedemnaście osób, trzydzieści trzy zostały ranne- przeczytałem na głos, klnąc w myślach. Fury mnie oskalpuje- ktoś w to uwierzył? A ci ranni? Inni goście? Przecież dobrze wiedzą, co się naprawdę wydarzyło.

-Prawda albo życie, rachunek jest prosty- odpowiedziała rozbawiona, wgryzając się w chrupiącą bułkę- myślisz, że ludzie tutaj nie wiedzą, co się dzieje? Wszyscy wiedzą, ale boją się wychylać. Standart.

-Dużo wiesz- rzekłem, chwytając kanapkę.

-Lubię być przygotowana- wzruszyła ramionami- jedz szybciej. Czas wziąć się do roboty.

-Masz jakiś plan?

-Coś się znajdzie, ale sama nie dam rady.

***

Miałem na sobie jeansy i czarną skórzaną kurtkę, nasunąłem na nos ciemne okulary. Mimo lata i świecącego słońca było dosyć chłodno. Natasha zarzuciła na ramiona płaszczyk w dziwnym zielonym odcieniu.

Chwyciłem jej zimną dłoń.

-Tak wyglądamy mniej podejrzanie- wyjaśniłem, gdy ta spojrzała na mnie ze zdziwieniem.

-Na pewno- prychnęła, przewracając oczami- trzymasz w jednej ręce srebrną walizeczkę niczym z kiepskich filmów akcji, a obok piękną blondynkę, za którą ogląda się połowa miasta.

-A druga połowa?- zapytałem rozbawiony.

-Kobiety- odparła. Oboje lekko się uśmiechnęliśmy. Szliśmy jak zwyczajni ludzie, niczym zbytnio się nie wyróżniając. Przed wyjściem z kryjówki dokładnie omówiliśmy plan działania, starając się jak najlepiej wszystko zaplanować.

Przed głównym skokiem na świetnie strzeżoną — kto by się tym przejmował — siedzibę całej węgierskiej szajki, musieliśmy wpierw zdobyć kody alarmowe. Przy wpisywaniu ich nie mogło być mowy o pomyłce, każdy, nawet najmniejszy błąd, ściągał nam na głowę cholernie dobrze uzbrojonych mięśniaków, a pomyłka przy sejfie — w którym zapewne trzymano obrączki — powodowała rozpylenie się w pomieszczeniu gazów paraliżujących. Nie wiedziałem, skąd Natasha zdobyła takie informacje, ale przekazując mi je była jak najbardziej poważna. Choć po tej kobiecie można było się wszystkiego spodziewać.

Byłem pod wrażeniem jej sprytu i intelektu. Sam zapewne nigdy nie wymyśliłbym, że można zrobić coś takiego, Ale od początku.

Naszym zadaniem było wkradnięcie się do jednego z pomieszczeń i znalezienie na znajdującym się tam komputerze wszelkich kodów dostępu. Błahostka, przecież co mogłoby pójść źle?

Weszliśmy w głąb Uniwersytetu Semmelweisa, czyli najwyższego budynku w Budapeszcie — choć na razie ta informacja jeszcze wiele nie znaczyła. Wokół kręciło się dużo osób w różnym wieku, widziałem wielu ochroniarzy.

-Nie wiemy jeszcze jak mamy wejść do gabinetu rektora niezauważeni- powiedziała cicho kobieta wprost do mojego ucha, nie przestając się fałszywie uśmiechać.

-Podobno to ty jesteś tu od myślenia- odparłem, całując ją w szyje. Natasha zachichotała dźwięcznie, odchylając głowę do tyłu. Następnie spojrzała na moje usta i powoli dołączyła do nich swoje. Nie zdążyłem nawet dobrze poczuć jej ciepłych warg, gdy... ugryzła mnie.

-Nie przeginaj- warknęła rozbawiona, gdy spojrzałem na nią ze złością, poruszając obolałą częścią ciała- patrz.

Podążyłem za jej wzrokiem. Bingo.

Z windy wyszedł właśnie Szél Ágoston, czyli oficjalnie najważniejsza osoba tutejszego uniwersytetu, a prywatnie druga głowa mafii. Natasha nie zastanawiając się długo, zostawiła mnie i ruszyła w jego stronę, trzymając przy uchu telefon.

-O boże, przepraszam- zawołała skruszona po angielsku, gdy zderzyła się z mężczyzną i upadła na podłogę- zapatrzyłam się, przepraszam!

-Każdemu może się zdarzyć. Nic się pani nie stało?- rzekł mężczyzna w tym samym języku, pomagając jej wstać.

-Chyba nic, oprócz tego, że dosłownie czuję, jak tworzą mi się siniaki- oboje zaśmiali się. Ci, którzy jeszcze przed chwilą im się przyglądali, teraz wrócili do wcześniejszych zajęć.

-Kochanie, wszystko w porządku?- zapytałem, podbiegając do nich. Skoro wcześniej graliśmy parę, musieliśmy się tego trzymać.

-Ja muszę się zbierać, jestem umówiony z żoną- powiedział Szél Ágoston nadal lekko się uśmiechając- jeśli poczuje pani zawroty głowy, lub inne niepokojące objawy spowodowane upadkiem radzę zgłosić się do szpitala.

-Dziękuję, mam nadzieję, że nie będę musiała- odrzekła Natasha.

-Również mam taką nadzieję- skinął nam głową, po czym ruszył w stronę wyjścia, przez cały czas mając na twarzy radosny grymas. Pewnie śmierć Orbána była mu na rękę.

-Kto by pomyślał, że z ciebie taka niezdara- szepnąłem, gdy znajdował się już w bezpiecznej odległości.

-Prawda?

Weszliśmy do windy i wcisnąwszy guzik z siedemnastką, czekaliśmy, aż dojedziemy na miejsce.

-Panie Smith, zajmij się kamerami- powiedziała, włączając te dziwne, czarno-niebieskie bransoletki, które miała na rękach.

-Jak sobie pani życzy, pani Smith- odparłem z zawadiackim uśmiechem, przypominając sobie niedawno oglądany film. Cóż pasował do nas prawie że idealnie.

Po wyjściu z windy podszedłem do ściany i oparłem się o nią, udając, że poprawiam buta. Jednocześnie ukradkiem włożyłem do gniazdka mały magnez przypominający żuka.

-Mamy minutę od... teraz- powiedziałem, gdy światła zamigały, po czym zgasły. Natasha nie czekała ani chwili. Ukradzioną kartą magnetyczną otworzyła drzwi do gabinetu, oboje weszliśmy do środka.

-Tam jest- dłonią wskazała miejsce na ścianie. Skinąłem głową, po czym wskoczyłem na komodę i przykleiłem na kamerze wcześniej przygotowaną, z pozoru, przezroczystą folię. Bardzo skuteczny wynalazek, działający na bazie zdjęcia. Zapamiętywał obraz, dzięki czemu działające kamery cały czas miały przesyłać ten sam obraz pustego pomieszczenia.

Gdy po paru sekundach prąd na nowo zaczął działać, uśmiechnąłem się.

-Łatwo poszło- podsumowaliśmy jednocześnie. Czarna Wdowa pokręciła głową, mamrocząc coś pod nosem. Kobieta siedziała już za biurkiem i trzymając stopy na blacie, włączyła komputer.

-Nieźle musi zarabiać taki rektor- powiedziałem, rozglądając się po bogato urządzonym pomieszczeniu.

-Taki Stark pewnie uznałby to za melinę- odparła, nie podnosząc głowy znad ekranu. Miała zmrużone oczy i ściągnięte brwi.

-Tylko nie mów, że zastanawiasz się nad hasłem- westchnąłem, idąc w jej stronę.

-Żeby tu o hasło chodziło- parsknęła- tu nic nie ma.

-Jak to "nic nie ma"?- zapytałem, a mój dobry humor prysł niczym bańka mydlana- pokaż.

Przejąłem zarówno klawiaturę, jak i myszkę. Już po chwili wiedziałem, że miała rację. Nie było tu nic prócz najróżniejszych referatów, prezentacji i umów.

-Gdyby tak użyć odpowiedniego programu, moglibyśmy odzyskać wszelki usunięte pliki- powiedziałem- może...

-Już to zrobiłam- przerwała mi- spójrz. Ten dokument mógłby być tym, czego szukamy, ale jest tylko nic niewartą kopią, ma ramkę...

-A nie ma zawartości- skończyłem, kiwając głową- musi być połączony z jakimś innym komputerem. Gdzieś blisko.

-Gdzieś, gdzie nikt nie ma do niego dostępu.

Spojrzeliśmy na siebie.

-Serwerownia- ja powiedziałem, ona wyszeptała.

-No jasne- westchnęła- dlaczego ja wcześniej na to nie wpadłam. Tak ważne dane nie mogły zostać na widoku, musiały być ukryte tam, gdzie nikt nawet się nie spodziewa. To oczywiste, kto będzie szukał komputera wśród wszelkich przełączników, kabli i innych drobiazgów?

-Zapominasz tylko o jednej rzeczy- rzekłem cicho- do serwerowni można wejść tylko z zewnątrz. A znajduje się ona jakieś piętnaście metrów nad nami.

W tym momencie z jej ust wyleciała mieszanka niecenzuralnych zwrotów w najróżniejszych językach. No to mieliśmy problem.

_________________________

Wiem, jestem leniwcem, ale... nie chce mi się pisać :-D taka jakaś antywena. Wiecie co? Kocham Civil War! Naprawdę! I choć UWAGA SPOILER!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!<nie będzie romanogers, tylko staron, to mimo to sceny kapitana i natashy są niesamowite!> KONIEC SPOILERU

Nie chce jakoś bardzo spoilerować, ale naprawdę film to majstersztyk. Tu walczą, a tu na okrągło kawały lecą. Zakochałam się. 

A tak w ogóle. Paczam ostatnio (raczej stalkuję) CA: CV a tu nagle... dowiaduję się, że Chris Evans shippuje captashę :'D. 

Może jakieś filmiki? :P 

Tak dla fanów Clintashy:

https://youtu.be/a9T76YcQWEU

I dla tych, co wolą Romanogers:

https://youtu.be/HujhLKfJFsY

A na koniec sama Natasha:

https://youtu.be/QMMBZckWupg

Do następnego


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top