Rozdział 8
Dzisiaj jest Wielkanoc. Od rana słyszałam krzątanine w kuchni. Postanowiłam wstać. W kuchni zobaczyłam panią Aniele i Edytę.
- Dzień dobry. - przywitałam się. - Może pomogę?
- Witaj, Natalko. Możesz pomóc. W szafce nad zlewem są talerze. Porozstawiaj je na stole do śniadania wielkanocnego. - oznajmiła pani Aniela.
- Dobrze. - odpowiedziałam.
Podeszłam do szafki, gdzie były talerze. Wyjęłam 8 talerzy i postawiłam na stole. Po 20 minutach wszyscy domownicy siedzieli przy śniadaniu wielkanocnym.
- Kochani - zaczął pan Andrzej - chciałbym Wam życzyć zdrowych, pogodnych świąt Wielkiej Nocy. - powiedział pan Andrzej.
- Dziękujemy, tato. - powiedział Kuba.
- I chciałbym bardzo przeprosić Ciebie, moja droga Natalio, za moje wczorajsze zachowanie. Nie chciałem tak wypaść przy naszym pierwszym spotkaniu. Źle się oceniłem, moje dziecko. Wybacz mi. - wyjaśnił pan Andrzej.
- Rozumiem, pana zachowanie. Wybaczam. - odpowiedziałam.
Podczas wspólnego śniadania mieliśmy bardzo dużo śmiechu, który wywołali Igor i Olek, którzy stukali się jajkami. Po śniadaniu pomogłam posprzątać i pozmywać.
- Natalko, nie musisz tego robić. - powiedziała pani Aniela, patrząc na mnie. - Równie dobrze mogę sama to zrobić.
- Pani Anielo, ale ja chce pomóc. Ja muszę coś robić. - powiedziałam. - Taka jest już moja natura.
Po chwili spojrzałam w kalendarz. Dzisiaj mija rok odkąd moja przyjaciółka z policji - Karolina została zastrzelona. Jej partner - Marcin jeździł razem z nią na interwencje. Między nimi była miłość. I kto wie? Może gdyby nie jej śmierć może nadal byliby razem. Postanowiłam zadzwonić do Marcina. Wiem, że po śmierci Karoliny załamał się i zaczął pić. Marcin odebrał po dwóch sygnałach.
- Halo? - odezwał sie, lekko pijany.
- Cześć, Marcin. To ja, Natalia. - powiedziałam - Jak się trzymasz?
- A jak mam się trzymać? Nadal nie mogę się pogodzić ze śmiercią Karoliny. - odpowiedział ze smutkiem w głosie. - Gdybym dorwał tego Jurczyka to zabił bym go.
- Nie podejmuj pochopnych decyzji. Przemyśl zanim coś zrobisz- ostzegłam go.
- Natalia, ja nie odpuszczę mu. Borys musi ponieść karę za to co zrobił Karolinę. A ja nie spoczne póki kara go nie sięgnie. - wyczułam w jego głosie determinację.
- Posłuchaj, jeśli chcesz to po świętach mogę ci pomóc znaleźć Borysa. Ale musisz mi obiecać, że nie zrobisz nic głupiego gdy go znajdziemy. - poprosiłam go.
- Jasne. - odpowiedział mi.
Rozłączył się. Po kilku godzinach wyszliśmy na rodzinny spacer. Razem z Kubą trzymaliśmy sie za ręce. Chodziliśmy po parku. Po godzinie wróciliśmy do domu. Później zjedliśmy obiad, po którym oczywiście też postanowiłam posprzątać. Po skończonych czynnościach leżeliśmy w naszym pokoju na czas pobytu u rodziców Kuby. Kuba bawił się moimi włosami, a ja leżałam na jego klatce piersiowej słysząc bicie jego serca.
- Natalka? A może czas abyśmy się postarali o dziecko? - zapytał mnie, a na mojej twarzy pojawiło się zdziwienie.
- Kuba, czy to nie za wcześnie? Jesteśmy razem dopiero tydzień. - oznajmiłam.
- Wiem. Przepraszam, nie chciałem cie urazić. - oznajmił.
- Nic się nie stało. Po prostu myślę, że to za wcześnie abyśmy starali sie o dziecko. - wyjaśniłam.
Ja po jakimś czasie zasnęłam. Gdy sie obudziłam nie było przy mnie Kuby. Pewnie pomgał rodzicom. Usłyszałam rżenie koni. Wyszłam na zewnątrz gdzie stał wóz do którego były zaprzęgane konie. Obok nich stał Kuba.
- Kuba, co to jest? - zapytałam patrząc na konie z niedowierzaniem.
- Konie. Jedziemy na przejażdżkę. Siadaj obok mnie. - oznajmił pokazując miejsce obok siebie.
- To na pewno jest bezpieczne? - zapytałam.
- Tak, na pewno jest bezpieczne. - oznajmił. - Nie ufasz mi? - zapytał.
- Dobrze wiesz, że tak. - usiadłam niepewnie obok niego.
Ruszyliśmy na przejażdżkę. Było cudownie. Po skończonej przejażdżce spędziliśmy cudowne chwile w naszym pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top