Rozdział 9

Wyglądało profesjonalnie, muszę przyznać. Pokój był jasny, przytulny. Mogę określić go za ciepły, choć bardzo zbyt czysty.

Kobieta za biurkiem natomiast wyglądała naprawdę sympatycznie. Była pulchną blondynką, w okrągłych okularach i kwiecistej sukience. Wszystko wokół krzyczało, że to przyjazne miejsce dla zwierzeń, ale ja nie potrafiłem się zrelaksować. Siedziałem na puszystej kanapie, cały sztywny i zestresowany.

Czekałem aż zapyta mnie o jakieś dziwne rzeczy. Tak jak wszyscy psychologowie robili.

Nie ufałem jej kompletnie, a wystarczylo że na drzwiach miała napisane „psycholog".

Nawet nie potrafiłem skpić na niej spojrzenia, bo bałem się, że wszystko wyczyta z moich oczu. Skupiałem się na wahadełku na biurku, w sumie był to najciekawszy punkt do obserwacji.

– Chciałbyś się czegoś napić? – zapytała miło, kiedy już wystarczająco zmierzyła mnie spojrzeniem.

– Nie, dzięki – mruknąłem, nadal na nią nie patrząc.

– W porządku. – Wstała i stukając swoimi koturnami, podeszła do fotela obok kanapy na której siedziałem. – Bazywasz się Adam Miller, prawd?

Natychmiast spiąłem się jeszcze bardziej. Wolałem żeby siedziała za biurkiem, trzy metry dalej.

– Ta...

– Mogę się do ciebie zwracać po imieniu? Czy preferujesz formalną rozmowę?

Nie wyobrażałem sobie by ktoś mówił do mnie per pan Miller, to dziwnie brzmi. Dlatego właśnie pokiwałem głową.

– W takim razie Adam, jak się dzisiaj czujesz?

Natychmiast po tym się cały najeżyłem. Nienawidziłem takich idiotycznych pytania. Co miałem powiedzieć? Dobrze? Lećmy dlaej, pani psycholog? To tak asamo jak ktoś pyta cię,  o to by powiedź coś o sobie. Nienawidziłem tego. Natychmiast się denerwowałem.

– Chujowo, bo muszę tu być – zaatakowałem ją mimowolnie pretensjonalnym tonem.

– Nie trzymam cię tu siłą – dopowiedziała mi spokojnie.

– W takim razie mogę wyjść i powie pani innym wszystkim, że było spoko? – odpowiedziałem jej, ściskając mocno dłonie w pięść.

– Nie będę kłamać.

Coraz bardziej się denerwowałem. Jak ja nie chciałem tu być, to nie do opisania.

– Nie będę z tobą prowadzić standardowej sesji – wyjaśniło rzeczowo.

Nie odpowiedziałem jej.

– Nie chciałbyś porozmawiać? Tak po prostu? – zasugerowała.

Skrzywiłem się.

– Niby o czym?

– O czym tylko chcesz.

To wcale nie było zachęcające.

– Nie lubię obcych – powiedziałem, chcąc jej dać do zrozumienia, że chętnie bym wyszedł.

– Podobno lubisz słodczye – powiedziała z bomby, co mnnie zaskoczyło.

– Skąd pani to wie? – zapytałem natychmiast, zastanawiając się czy Drygas zdażył jej coś nagadać.

– Rozmawiałam z panem Mrozem.

Potrzebowałem chwili, żeby zrozumieć, że mówi o Gabrielu. Dziwnie było usłyszeć, jak ktoś rzeczywiście do niego tak się zwraca. Z takim szacunkiem, tak dorośle.

Troszke inaczej na nią spojrzałem kiedy powiedziała, że rozmawiała z Gabriele. Blondyn musiał coś jej naopowiadać, chciał żeby jakoś mi pomogła. Na pewno chodziło o tą moją agresję. Tak, to na pewno to.

Chyba zobaczyła różnice w moim zachowaniu, bo się delikatnie uśmiechnęła i odłożyła zeszycik i długopis, który dotychczas trzymała.

– Gdzie zaczęliśmy? – zasugerowała retorycznie. – Jestem Lili – przedstawiła się, dotykając się dłonią w klatke piersiową.

– Mam mówić... Lili? – mruknąłem, czując się dziwnie, że do tej kobiety mam mówić Lili.

Uśmiechnęla się miło.

– Jeśli czujesz się z tym komfortowo – powiedziała łagodnie, jak ciotka, która mówi ci, że nie musisz jeść ogórków jeśli nie chcesz.

– Są takie kwiaty, prawda? – mruknąłem, kojażac sobie to imię tylko z tym.

– Kwiaty? – powtórzyła z uśmiechm.

– Lilie – mruknąłem zmieszany.

Uśmiechnęła się jeszcze bardziej i przechyliła delikatnie głowę. Jej oczy dziwnie świeciły.

– Zgadza się, Adamie.

Dziwnie wymawiała moje imię. Tak dostojnie. Niemal z szacunkiem. Nikt nigdy tak nie mówił.

– Hmmm... Chyba białe prawda? – drążyłem dalej, czując się już troche mniej głupio na jej poważne, miłe reakcje mojego pieprzenia.

– Lubisz kwiaty? – zapytała w zamian.

– Niespecjalnie – powiedziałem szczerze, potrząsając głową.

Kompletnie się na nich nie znałem. Wiedziałem jak wyglądają róże i tulipany. Mniej więcej na tym kończyła się moja wiedza.

– Ale znasz się troszkę na nich? – dopytała, tak jak psychologowie mają w zwyczaju.

– Nie, ja... – zmieszałem się. – Ktoś z mojej przeszłości je lubił, to dlatego.

Natychmiast zrobiło mi się ciężko na piersi.

– Rozumiem – powiedział współczująco, rozumiejąc że to delikatny temat, którego nie chcę poruszać. – Adamie, chciałabym z tobą porozmawiać. Pokaż mi proszę granicę.

– Granice? – powtórzyłem zaskoczony.

– Granice tematów, które mogę poruszać. Powiedz, czy chcesz rozmawiać o przeszłości? – zapytała, delikatnie pochylając się w moim kierunku.

– Nie – powiedziałem odrazu.

– O teraźniejszości?

– To zależy.

– Przyszłość?

– Nie widzę swojej przyszłości.

– Ale nie masz nic przeciwko?

– Nie.

– W porządku. – Uśmiechnęła się jakoś dziwnie i nagle pochylia się w stronę szafeczki.

Obserwowałem jak wyciąga jakieś ozdobne pudełeczko. Było duże i wyglądało troche jak większa wersja pudełka na bransoletkę czy pierścionek.

– Słyszałam, że lubisz słodycze – powiedziała i otworzyła wieczko.

Moim oczą ukazały się czekoladki w kształcie różyczek. Nawet zapach miały intensywne. Jak nic belgijska, mleczna czekolada. Choć dojrzałem też czekoladki z czarnej czekolady.

Belgijska czekolada jest bardziej napowietrzona, dlatego jest taka aksamitna. A ja potrafię natychmiast ją rozpoznać.

– Od kogo? – zapytałem bardziej automatycznie, niż z ciekawości, bo bardziej zainteresowany byłem pudełkiem.

– Rozmawiałam z panem Mrozem – powtórzyła łagodnie.

– Mówił o mnie? – zapytałem, jedząc jedną.

Jezu, niebo w gębie. Może zaczne do niej przychodzić? Nawet tylko po czekoladę.

– W samych superlatywach.

Nie wierzyłem jej jakoś, ale bardziej zajęty byłem pudełkiem.

– Reklamował mnie?

Roześmiała się, szczerze i wesoło.

– Wszystkie moje rozmowy tutaj są prywatne – wyjaśniła obserwując jak jem – nic nie wychodzi poza. Prosił mnie, bym z tobą porozmawiała. Martwi się, że coś cię dręcy.

– Nie prawda. Powiedział pani o ataku, prawda?

– Nie powiedział o żadnym ataku, powiedział jednak, że możesz mieć problemy ze stresem.

Zestresowałem się. Oczywiście, jak żeby inaczej w tej sytuacji.

– Nie mówił o agresji?

Pokręcił głową, nie dając po sobie poznać, że moje słowa na nią wpłynęły.

– Ale nie będziemy o tym rozmawiać.

– Nie?

– Jaka jest twoja ulubiona słodkość? Pewnie po mnie widać, ale ja też uwielbiam słodycze.

Była psychologiem, nadal jej nie ufałem. Ale miała taki ciepły uśmiech i szczere spojrzenie. A do tego chciała pogadać o słodyczach.

Może posiedzę sobie u niej, tak jak sobie tego Gabriel życzył? 

Może ma więcej czekoladek?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top