Rozdział 52


Przymknąłem oczy, by trochę zapanować nad swoimi emocjami, które rozpaliły się w mojej piersi i doprowadziły do zawrotów głowy.

„Przygotowuje wszystko na swoje odejście".

Miałem ochotę zwrócić wszystko w żołądku. Naprawdę niedobrze mi się zrobiło, gdy te słowa huknęły jeszcze raz w mojej głowie.

Dlaczego byłem taki ślepy? Mogłem bardziej interesować się tym, co się dzieje. Tym spotkaniem z Bossem, a nawet z Cypisem.

To nie było normalne, od początku to wiedziałem. Dlaczego postanowiłem nie interweniować bardziej, przycisnąć go?

Dobry Boże. On chce mnie im oddać.

Oddać tym ludziom, sprzedać znów w te nafaszerowane złem i fałszem środowisko.

– Od jak dawna? - zdołałem w końcu się przemóc, by wydusić z siebie pierwsze pytanie, na jakie byłem w stanie dźwignąć odpowiedź.

Powoli, uspokój się, nie wybuchnij, mówiłem sobie w myślach.

Spojrzałem na Janka. Wglądał na trochę zmartwionego i zmieszanego. Nawet przysiadł się trochę bliżej mnie.

On naprawdę nie ma instynktu samozachowawczego. Mogłem w każdej chwili stać się agresywny przez nieradzenie sobie z własnymi emocjami.

– No, dobre miesiące. Tak mi się wydaje – odpowiedział powoli i ostrożnie, jakby bał się, że wybuchnę.

Patyk obudził się chyba zaniepokojony moim nastrojem, bo zaraz wspiął się na mojej piersi i polizał mnie po policzku. Poczułem się trochę lepiej. Przynajmniej on był przy mnie i obchodziły go moje uczucia.

– Chcesz trochę czekolady? – zapytał mnie Piers, chyba chcąc mnie za wszelką cenę trochę podnieść na duchu.

Mimo paskudnego humoru, zdołałem słabo się uśmiechnąć.

Tak, Piersa też obchodzi moje samopoczucie.

To było bardzo miłe, że mogłem być przy kimś, kiedy tak okropnie się czułem i ktoś chce mnie pocieszyć. Nie zawsze to w swoim życiu miałem.

– Nie, ale dzięki Janek – podziękowałem, całując pobudzonego Patyka.

Widziałem jak Piers od razu obrasta w piórka, przez to, że mu tak miło podziękowałem i użyłem jego imienia bezpośrednio.

Cóż, nie było tak oczywistym, że jestem dla niego miły. Na początku to jego obecność nawet mnie odrzucała i nie mogłem go zdzierżyć w swoim pobliżu.

– Chcesz wiedzieć więcej?

Pokiwałem głową, skupiając całą uwagę na szatynie. Musiałem, wiedzieć.

– Już czas, żeby przestał unikać prawdy i wziął rzeczywistość wokół mnie na poważnie – podjąłem, szukając w sobie całej odwagi. – Dotychczas nie chciałem niczego widzieć i wiedzieć, bo zależało mi na spokoju i tej kolorowej bańce życia, którą mi dano. Ale dalej tak być nie może. – Pokręciłem głową na własną głupotę. – Co wiesz?

Przyglądał mi się długo, jakby się zastanawiał, co mi powiedzieć.

Albo ile mi powiedzieć.

– Zaczął odnawiać stare znajomości, wychodząc ze swojej nory. Wiem właściwie większość z plotek, bo się zacząłem interesować sytuacją. Podobno zawarł jakieś umowy z Bossem.

– Jakie? – dopytałem, czując powoli, że siła ze mnie odchodzi.

Poczułem w tym momencie dziwną pustkę. Tak. Coraz bardziej było mi wszystko jedno. Nawet to, co się ze mną stanie i czy Gabrielowi na mnie zależy.

Czułem się jak kukiełka oderwana od rzeczywistości.

Czy to jakiś etap w psychologii radzenia sobie ze zbyt silnymi emocjami?

– Nie jestem do końca pewny. Podobno mu coś obiecał, wiem też, że Boss całkowicie wycofał swoich ludzi z niektórych okolic Warszawy. Słyszałem też plotki, że podosuwał jakiś tam ludzi, którzy mu podpadli w transakcji z policją. Wiesz, wydaje ich. Nie mam dowodów, ale tak słyszałem. Dilerzy dużo wiedzą.

To ma sens! Niektóre sprawy szły nam aż za łatwo.

A zwłaszcza działo się to podobno, od kiedy ja zacząłem pomagać.

– Ale co niby miałby dostać w zamian?

Zawahał się.

– Ej – ponagliłem go parsknięciem.

– Podobno Boss nadal szuka tatuażysty.

Chyba zrobiłem naprawdę zrozpaczoną minę, bo ten zaczął panikować.

– Nie, Adam! To wcale nie musi być tak! – zareagował szybko, chwytając mnie za rąbek koszulki.

– Chce mnie im oddać jak psa? – wypowiedziałem to, co wiedziałem na głos.

Patyk poruszył się w moich ramionach, jakby był oburzony porównaniem.

– Posłuchaj. – Złapał mnie ty razem za łokieć. – Posłuchaj – powtórzył z jeszcze większą paniką, kiedy zobaczył zbierające się łzy w moich oczach.

Okej, teraz mi nie było wszystko jedno. Było mi przykro, choć sam nie mogłem do końca zdefiniować swoich uczuć.

Wolałem chyba być już wściekły

A byłem... zraniony.

Chce mnie zostawić i oddać. To po co pojawiał się w moim życiu, jeśli miałem skończyć znów jako przestępca wciągnięty przez mafię?

– Adam! – krzyknął, co spowodowało, że znów zacząłem zwracać na niego uwagę.

Skupiłem się na nim i dopiero wtedy zauważyłem, że nie oddycham. Wziąłem głęboki wdech, zaskoczony na swoją reakcję.

Płacz rozumiem, ale brak oddechu?

– Takie chodzą plotki. To on powinien ci powiedzieć dokładnie, co mają na celu jego działania. Ale wiesz, co mi się wydaje, że jest bardziej prawdopodobne?

– Co? – burknąłem, skupiając się na tym by oddychać.

– Że cię chroni.

Zmarszczyłem brwi i pogłaskałem w nerwowym geście Patyka.

– Co?

– Przygotowuje wszystko na ewentualność swojego zniknięcia. Jestem pewny, że wszystko przepisał na ciebie, że Boss ma cię chronić, a nie wciągnąć do przestępczego świata. To nie w stylu tego świra, by cię zostawić.

– Gabriel nie jest świrem.

Szatyn westchnął, ale nie skomentował mojej ślepej wierności względem blondyna, mimo aktualnej sytuacji.

– Ta, ale normalny to on nie jest. Wchłonął cię jak własność, nie wierzę, że chce cię zostawić na pastwę losu.

– Ale dlaczego w ogóle chce mnie zostawić? Przecież aktualnie jest spoko... – Przerwał mi błyskawicznie.

– Dla ciebie.

Nie odpowiedziałem mu. Miał rację, dla mnie wszystko było dobrze.

– Adam. Nie lubię Mroza, ale jeśli postawiłbym się w jego sytuacji... Bycie na wózku i posiadanie ciebie... Też bym chciał chodzić i żyć z tobą na równi jak partner, a nie jak kłopot.

– Nie jest kłopotem – wtrąciłem swoje trzy grosze szybko.

– On może czuć, że jest. Jeśli jest szansa na ponowne życie w pełni, to z niej korzysta.

– Ale przecież on żyje...

– Jesteś pewny? Pomyśl, Adam. Czy on w ogóle wychodzi z domu? Co robi całymi dniami? Co jest jego rozrywką?

Och, pomyślałem. Może rzeczywiście coś w tym jest?

Nie! On może umrzeć! Kto wybiera możliwość śmierci na własne żądanie?

– Mogę tę czekoladę?

– Jasne. – Wstał. – Jak to jest, że nie tyjesz?

To pytanie jakoś poprawiło atmosferę.

– Jakbyś chodził ze mną na siłownię, to byś wiedział – odpyskowałem.

– A w życiu – prychnął i poszedł do kuchni.

Najgorzej, że będę musiał zmierzyć się z wyjaśnieniami Gabriela. Z prawdą, na którą nie byłem gotowy.

– Ale to jutro, co Patyk? – zagadnąłem do szczeniak, który odpowiedział mi merdnięciem ogona.

Chciałem się pozbierać w zaciszu mieszkania Piersa. Teraz byłem zbyt rozemocjonowany, by skonfrontować się z Gabrielem.

Jeszcze powiedziałbym wiele przykrych słów, nie rozumiejąc samego Gabriela.

Tak, muszę się nauczyć rozumieć Gabriela. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top