Rozdział 48


Siedziałem niemal pięć minut w samochodzie w garażu, nie mogąc powstrzymać śmiechu. Zmęczony Patyk spał mi na kolanach. Był zmęczony, ale co się dziwić, po tym co odwalił ten mały nicpoń?

Tatiana miała jak najbardziej rację w nazwaniu go tak.

– Jezu – westchnąłem z uśmiechem, zasłaniając sobie oczy.

Nawet Daria była pod wrażeniem.

Gość, kiedy tylko usłyszał, że jesteśmy z policji, natychmiast wycelował w nas bronią. Chciał nam zwiać, a ja poczułem, że dobrze, że jednak Daria nie przyszła tu sama. Tak jak wisiało nad podejrzenie, że jest niebezpieczny, tak to się potwierdziło.

Zanim cokolwiek zrobiliśmy: czy to Daria wyciągnęła broń – czy to ja się na niego rzuciłem – to pierwszy zareagował Patyk.

Chyba mu się nie spodobał facet, może mu się nie spodobał jego krzyk, w każdym razie wyślizgnął mi się z dłoni. Facet chciał go zastrzelić, co spowodowało, że obniżył broń i wycelował w zwierzaka. Ale ten był szybszy. Skoczył i ugryzł go prosto w jaja.

Teraz zrozumiałem, po co mu talent tak wysokiego skakania.

Strzelił w sufit, a ja szybko go dodatkowo obezwładniłem. Nie sądzę, by kiełki Patyka rzeczywiście coś mu zrobiły, ale na pewno go zabolało.

To ja musiałem zakuć faceta, bo Daria nie mogła powstrzymać śmiechu. Tak. Ja też nie mogłem się nie uśmiechnąć. Zwłaszcza widząc małego szczeniaka obok mojej nogi.

Ewidentnie czekał na pochwałę. O tak, dostanie parówki i truskawki, gdy wrócimy do domu.

Może nawet dobrze wyszło, że wziąłem ze sobą Patyka?

W końcu wyszedłem z auta, ze szczeniakiem na rękach. Nie mogłem ukryć ciągłego uśmiechu.

Wychodząc z garażu na korytarz, zobaczyłem wychodzącego Bossa. Ponownie. O co tu chodziło?

Zostawiłem malca na kanapie w salonie i od razu skierowałem się w stronę gabinetu Gabriela.

Musiałem w końcu się dowiedzieć, co się dzieje i co Gabriel knuje. W sumie to nic nowego, już był w takim środowisku, znał się na intrygach i manipulowaniu ludźmi i ich działań.

Tylko dlaczego do tego wrócił? Co się działo?

Grzecznie zapukałem, ale nie otrzymałem odpowiedzi. Jednak wiedziałem, że tam jest. Musiał być. Gdzie indziej przyjąłby swojego młodszego brata?

Wszedłem więc bez pozwolenia.

Siedział za biurkiem z dłońmi splecionymi pod brodą. Wpatrywał się wprost we mnie, tak jakby mnie oczekiwał.

Miał zimne spojrzenie, dlatego w pierwszej chwili struchlałem.

Nie tchórz, Adam, jesteś dorosłym facetem.

– Chciałbym, żebyś wrócił do rysowania – powiedział nagle, co mnie zdezorientowało.

– Przecież rysuję – powiedziałem zbity z pantofla.

Nawet powieka mu nie drgnęła, kiedy z nim rozmawiałem.

– Na większą skalę – wyjaśnił. – Wyremontowany pokój na piętrze jest cały dla ciebie. Czemu nie zaczniesz brać tego na poważnie?

Nie lubiłem być do niczego zmuszany. Niby wiedziałem, że pokój jest robiony pode mnie, zwłaszcza kiedy była wyburzona ściana, a wstawiane okna.

Jednak nie do końca mogłem się przemóc.

– Mam inne zajęcia – rzuciłem, w końcu czując się osaczony przez jego nachalne spojrzenie.

– Nalegam.

– Uważam, że mamy inny temat do obgadania.

– A ja uważam, że nie.

Zagryzłem wargę, czując to nieprzyjemne uczucie rosnące w mojej piersi.

Nie wybuchnij, nie wybuchnij, nie wybuchnij...

A chuj.

– Cypis u ciebie był! – wrzasnąłem na niego tak nagle, że sam siebie zaskoczyłem krzykiem. – Chcesz mi powiedzieć, że znacie się z przedszkola i wpadł na herbatę?!

Posłał mi naprawdę nieprzyjemne spojrzenie, jakby chciał, żebym się zamknął.

– Naprawdę nie zasługuję na to, by wiedzieć, co się dzieje? – Tym razem wyciągnąłem ostateczną broń w mojej kieszeni. Łzy. I to wcale nieudawane. Naprawdę mnie raniło to, że nic mi nie mówił i coś zdecydowanie się działo tuż pod moim nosem.

Prawdziwy rollercoaster uczuć.

A to, że wiedziałem, że łzy na niego działają, to inna sprawa.

Zesztywniał i wyglądał na jeszcze bardziej wściekłego, niż mógłbym sobie wyobrazić, że może.

– Adam, wyjdź – wysyczał.

Ale ja nie byłbym sobą, gdybym jeszcze bardziej nie nacisnął mu na odcisk. Zresztą poczułem, że mogę coś zdziałać.

– Zachowujesz się tak, jakbym nikim dla ciebie nie był – dotknąłem własną pierś, podchodząc do niego o trzy kroki bliżej – i był idiotą, który niczego nie zrozumie.

Zacisnął tak mocno usta, że niemal mu zbielały.

– Adam, nie wypowiadaj się, kiedy nie wiesz... – zaczął, ale mu przerwałem zbyt wściekły, by myśleć o własnym zachowaniu i dziecinnym zagraniu.

– To mi powiedz! – krzyknąłem.

– Nie zamierzam! – wrzasnął nagle, że aż podskoczyłem.

Nie spodziewałem się jego krzyku. On prawie nigdy nie podnosił głosu. To było niespodziewane. Zamrugałem parokrotnie, wpatrując się w jego wykrzywioną od złości twarz i nastroszone włosy.

Był naprawdę wyprowadzony z równowagi przez moje słowa.

Ale nie zamierzałem się wycofać. Traktował mnie jak zabawkę.

– Robisz wszystko samolubnie – chciałem się cofnąć, ale zamiast tego zrobiłem następne kroki do przodu – i ci na mnie nie...

– TO WSZYSTKO JEST DLA CIEBIE! – wrzasnął tak, że cały dom go na pewno usłyszał.

– Co?

Nie chciał mi odpowiedzieć. Schował twarz w dłoniach, całkowicie załamany.

– Dlaczego nie możesz mi po prostu zaufać? – westchnął pod nosem, z taką miłością, którą nawet nie mógłbym sobie jej wyobrazić.

– Gabriel... – jęknąłem, czując panikę, która we mnie rosła.

Co się u diabła działo?

– To nie jest rozmowa na teraz – powiedział, prostując się. Znów miał na sobie tę samą surową minę, którą mogłem codziennie oglądać. – To nie jest dobry czas.

Wpatrując się w niego tępo, nadal byłem zdezorientowany na jego wybuch. To się nigdy nie działo, dlatego wiedziałem, że sprawa jest poważna.

Słysząc własne szybko bijące serce, podszedłem do niego tak blisko, że jakbym miał odwagę, w tym momencie mógłbym go dotknąć.

– Co masz na myśli? – powiedziałem tak cicho, że zwątpiłem, czy mnie usłyszy. – Gabriel, nie możesz mnie chować przed problemami, chcę pomóc.

Pokręcił głową i naprawdę wyglądał, jakby walczył ze sobą.

– Dlaczego nigdy nie mówisz mi całej prawdy? Ktoś chce mnie zranić? A może...

– Tak – powiedział tak nagle, że aż przewróciło mi się w żołądku. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top