Rozdział 45
Życie jest przewrotne. Naprawdę, niczego nie można być pewnym.
Nigdy nie spodziewałbym się, że zostanę tak obdarowany przez los jak ciepły dom, przyjaciele, ciekawe zajęcie jak pomaganie policji, czy też znalezienie kogoś tak cudownego jak Gabriel.
Oraz, że spotkam kogoś tak słodkiego, że od razu zapragnąłem oddać siebie samego. Po raz pierwszy poczułem się gotowy, by być odpowiedzialnym za kogoś. Zawsze ktoś był odpowiedzialny za mnie. Ojciec, strażnicy więzienni, Gabriel.
Jednak teraz było inaczej.
Pomogłem akurat Darii przy jakieś prozaicznej sprawie, kiedy usłyszałem ciche popiskiwanie i udałem się w tamtym kierunku, ignorując zirytowane przewracanie oczami blondynki.
I w taki oto sposób spotkałem bratnią duszę. Była to mokra, brudna i przerażona kuleczka, która miała gorszy start w życiu niż ja. Bez zastanowienia postanowiłem to zmienić.
Wparowałem do domu cały przemoczony i mokry. W końcu padało od niemal tygodnia bez przerwy. A maluszek popiskujący w moich rękach wtulił się bardziej w moją pierś, szukając ciepła. Pociągnąłem nosem i zdjąłem buty. Ale wcale nie musiałem. Ociekałem kałużą, bez butów też zostawałem brudne ślady. Gabriel mnie zabije, ale może zdołam go namówić.
Może go jakoś zmiękczę pięknym uśmiechem i będzie mniej wkurzony niż Daria, której rozwaliłem plany co do sprawy.
Tak, Gabriel na pewno nie pozwoli mi zostawić szczeniaka na pastwę losu. Umrze bez mojej opieki.
Naszej...
Dlatego właśnie od razu do niego pobiegłem. Musiałem mu powiedzieć, niemalże pochwalić się małym labradorem w moich dłoniach. Na pewno go pokocha jak ja od pierwszego wejrzenia.
Gabriel na pewno ma trochę serca. Dla mnie w końcu ma, dlaczego dla małego labradora by nie miał?
W końcu nie mogę ukrywać psa w jego domu. choćbym chciał, Gabriel na pewno go usłyszy albo wyczuje. Planowałem pierwotnie takie rozwiązania, ale po przemyśleniu wszystkiego uznałem, że nie wypali.
Posprzątam, obiecałem sam sobie, kiedy zostawiałem brudną kałużową ścieżkę do gabinetu blondyna.
Minąłem szybko kuchnie, by uniknąć zaskoczenia Tatiany i niemalże ślizgając się na panelach dopadłem do drzwi.
Wparowałem do jego gabinetu bez pukania, uważając, że moja sprawa jest bardziej nagląca niż jego pisanie czy rozmowa z wydawcą.
Więc jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłem dwóch mężczyzn przed Gabrielem. Jak w gabinecie u dyrektora.
Boss i Cypis siedzieli i patrzyli prosto na mnie. I chyba nigdy nie widziałem większego zaskoczenia u tych starszych facetów.
Cóż, zawsze wiedziałem, że jestem zdolny.
Jednak oni interesowali mnie mniej. O tak, musiałem powiedzieć o powadze sytuacji jak już tak bezceremonialnie się tutaj pokazałem.
Z psem na rękach.
Pewnie przerwałem coś ważnego. Jakieś plany podbicia Polski czy coś, ale to nic. Skutecznie to przerwałem, bo cała uwaga Gabriela była skierowana na mnie i na psa.
Zrobiłem najbardziej proszącą minę, jaką dałem radę zrobić. Liczyłem, że pies też wyczuł sytuację i mnie wspiera w proszeniu.
Nie mogłem jednak zerknąć w dół i zobaczyć co robi pies, bo zrywając kontakt wzrokowy z Gabrielem wszystko bym zniszczył.
Blondyn upuścił długopis, który trzymał i pewnie pomagał sobie w gestykulacji.
– Nie – powiedział natychmiast, nim ja postanowiłem go poprosić werbalnie. – Absolutnie nie ma mowy.
Spojrzałem na niego jeszcze intensywniej, a szczeniak zaskomlał.
– Nie lubię psów – bronił się agresywnie, jakby miało to zmienić coś w tej sytuacji.
– Kota też mogę znaleźć – odpowiedziałem od razu z uśmiechem. – W rynsztoku na przykład. Za domem żyje taki jeden mały nawet. Dziki jest, ale podchodzi do płotu.
Wpatrywał się we mnie z zimną i surową furią.
– Ugryzł mnie i podrapał kiedyś, ale... – kontynuowałem, ale mi przerwał.
– Nie w moim domu! – nagle wrzasnął, na co szczeniak schował się w mojej piersi.
Nie przejąłem się tym. Mogło być gorzej. Naprawdę, czekałem na większy opieprz od niego.
– Pójdziemy do łazienki, prawda, Patyk?
Szczeknął piskliwe na potwierdzeniu.
– Boże...
No cóż. Nazwałem go. Nie ma odwrotu.
I on to doskonale wiedział.
Uciekłem na piętro, nim mnie zatrzymał i konkretnie powstrzymał. Może gdy będziemy czyści, to będzie bardziej skory do rozmowy.
Doszła do nas Tatiana, pomagając mi umyć szczeniaka. Była rozczulona i natychmiast go pokochała. Zwracała się do niego jak do dziecka i karmiła parówkami. Oczywiste było, że i on ją pokochał za takie rarytasy, które zamiast gryźć to połykał.
Na moment odszedłem od Tatiany, wycierające malca starym ręcznikiem i zerknąłem za okno. Z łazienki mieliśmy widok na podjazd.
Czym przyjechali Boss i Cypis? Jak to możliwe, że w okolicy nie ma żadnego podejrzanego auta?
Ba, nie ma żadnego obcego auta w okolicy osiedla gdzie mieszkaliśmy.
Czyżby specjalnie przyszli z buta na rozmowę z Gabrielem? Rozmowa wydawała się spokojna gdy wszedłem. Właściwie nawet dyplomatyczna. To raczej nie chodziło o to by zaskoczyć blondyna, czy nie pozostawiać po sobie śladów na kamerkach osiedlowych.
Więc o co chodziło? Cypis nienawidził chodzić, doskonale pamiętałem go za czasów spacerniaka. Opowiadał mi, że gdyby mógł, wjeżdżałby wszędzie autem. Nawet do budynków, byleby za dużo nie chodzić.
Nagle poczułem szturchnięcie, to Patyk do mnie podbiegł i szturchnął mnie w stopę, bym zwrócił na niego uwagę.
Szczerze powiedziawszy przestraszyłem się.
Nie wyobrażam sobie teraz stracić to wszystko, myślałem, schylając się po szczeniaka.
Liczyłem, że Gabriel coś wymyśli, byśmy nigdy nie zostali rozdzieleni i źle by się nie działo w naszym życiu. W końcu to cwany wąż. Na pewno coś wymyśli, by nikt nie wpakował się brudnymi buciorami w nasze spokojne życie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top