Rozdział 40
Było późno, kiedy wróciłem z komisariatu. Tak późno, że nie było Gabriela w gabinecie. A przecież to jego stałe miejsce pobytu.
Stanąłem jak sierota w drzwiach do pustego biura i wpatrywałem się w jeszcze zapalony monitor. Musiał wyjść chwilę przed moim pojawieniem się tutaj.
Mimo nieobecności Gabriela, wszedłem do środka. Powoli, czując się obco i będąc tutaj sam, skierowałem się do biurka. To było sanktuarium Gabriela, dlatego kiedy go tutaj nie było, czułem się jak intruz. Mimo to odrzuciłem głosik w głowie, że robię coś niewłaściwego i stanąłem w miejscu, gdzie zawsze znajdował się wózek mężczyzny.
Dotknąłem gładkiej powierzchni biurka. Wszystkie przedmioty na nim były dobrze zorganizowane i poukładane. Blondyn był bardzo pedantyczny. Wiedziałem, że jeśli choćbym dotknął ołówek i przesunął o centymetr, mężczyzna natychmiast by to zauważył.
Uśmiechnąłem się melancholijnie. Taki właśnie był Gabriel, którego znałem.
I to był jedyny obraz, jaki chciałem mieć przed oczami. Moje wyobrażenie o nim, Gabrielu, który jest dla mnie na co dzień. Ciężko mi było wyobrazić sobie go innego.
Nagle tę spokojną chwilę przerwało piknięcie i błysk światła w tym zaciemnionym pomieszczeniu. To telefon Gabriela leżący na skraju mebla. Zaskoczony, mimowolnie spojrzałem na wyświetlacz telefonu, mimo że nie powinienem czytać przychodzących wiadomości do blondyna.
„Odpisz na maila", brzmiała wiadomość.
Numer nie był zapisany, ale domyśliłem się, że to pewnie ktoś związany z pracą pisarską Gabriela. Jakiś jego edytor czy tam grafik. Zmieniał ich, jeśli chodzi o nowe książki, więc możliwe było, że Gabriel nie zapisywał numeru. Wiedziałem, że mu się to zdarza, zwłaszcza jeśli chodzi o grafików do okładek.
Jednak zaraz straciłem zainteresowanie wiadomością, kiedy zauważyłem tapetę Gabriela. Nic nie mogłem poradzić, że na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech.
Zdarzało się, że Gabriel robił mi zdjęcia. Lubił to, zwłaszcza kiedy jadłem. Zgadzałem się na to, nawet czasem pozowałem idiotycznie, zachwycony jego zainteresowaniem mną. Ale nigdy bym się nie spodziewał, że ustawi sobie jedno z takich żenujących zdjęć na tapetę.
Usunąłem z wyświetlacza wiadomość i przyjrzałem się tapecie.
Jestem pewny, że zdjęcie było robione dwa tygodnie temu, choć samego incydentu nie pamiętałem. A wiedziałem to, gdyż właśnie wtedy Tatiana robiła carbonarę, którą jadłem na tej fotografii.
Zdjęcie było naprawdę żenujące. Siedziałem przy stole, nieelegancko pochylałem się nad talerzem obiadu, widelec trzymałem w prawej dłoni, a z buzi wystawały mi nitki makaronu. Mimo zapchanej buzi, uśmiechnąłem się idiotycznie, patrząc w kamerę. A raczej w Gabriela, który był po drugiej stronie aparatu.
Mimowolnie zagryzłem wargę, czując niesamowite ciepło w piersi. Takie właśnie drobne rzeczy, które nie były widoczne, utwierdzały mnie w przekonaniu, że Gabrielowi na mnie zależy. Nie był jakoś najbardziej wylewny w uczuciach, ale i tak robił to po swojemu, a mi to całkowicie wystarczało.
Wgapiałem się w telefon, aż wyświetlacz sam zgasł, zostawiając mnie znowu w półmroku.
Chyba czas poszukać swojego chłopaka, pomyślałem.
Dom był duży, a ja miałem pewność, że mężczyzna nie wyszedł. Mógł być tylko na parterze, co zawęziło moje poszukiwania.
Najpierw zajrzałem do jego sypialni, myśląc, że może już położył się spać. Jednak nie. Nie było go tam, a ja już wiedziałem, że może być tylko w jednym, ostatecznym miejscu.
Łazienka.
Gabriel cenił sobie samodzielność, a wszystko na parterze było dostosowane do jego funkcjonowania na wózku. Tak naprawdę nigdy mu nie pomogłem w codziennych czynnościach.
Szczerze, nawet gdy chciałem się trochę narzucić z pomocą, Gabriel reagował agresywnie. Nie cierpiał, gdy ktoś go w czymś wyręczał. Tak też było z kąpielą.
Korytarz był w półmroku, dlatego też widziałem linię światła wychodzącą spod drzwi. Zapukałem grzecznie, czekając na pozwolenie wejścia. Jednak takie nie nadeszło. Cisza była nieprzerwana.
Wiedziałem, że ze względów bezpieczeństwa, Gabriel się nie zamyka, dlatego czekając jeszcze chwilę, w końcu zdecydowałem się nacisnąć klamkę i wsunąć nieśmiało głowę do jasnego pomieszczenia.
Pierwsze co mnie zaatakowało to jasne światło i zapach mięty. To olejki zapachowe do kąpieli Gabriela.
Leżał tam. Nagi, a zielonkawa woda zasłaniała go od połowy torsu w dół. Jedna ręka swobodnie zwisała mu wzdłuż wanny, a głowę odchylił mocno do tyłu. Miał zamknięte oczy i spokojną twarz. Gdyby nie poruszająca się klatka piersiowa spanikowałbym, że nie żyje.
– Jestem – zameldowałem się cicho i jakby trochę speszony.
Ale dlaczego peszyłem się przed własnym chłopakiem? Może dlatego, że scena była niecodzienna. W końcu nieczęsto widywałem Gabriela bez ubrań. Może i ja byłem przed nim nagi, ale on nigdy.
Nie odpowiedział mi od razu, dlatego trochę głębiej wszedłem do łazienki, zastanawiając się, czy blondyn przypadkiem nie zasnął.
– Wiem – mruknął w końcu, nadal nie patrząc na mnie. – Słyszałem, że szurasz skarpetkami po korytarzu – powiedział głębokim głosem.
Jestem taki głośny?, pomyślałem zdezorientowany. Zagryzłem wargę i zamknąłem cicho drzwi, opierając się o nie.
Zaległa cisza, a ja bałem się odezwać pierwszy. Coś dziwnego wisiało w powietrzu, a ja nie potrafiłem określić tego napięcia.
– Powinieneś ubrać kapcie – dodał nadal w tej samej pozycji, nadal z zamkniętymi oczami.
– Nie lubię ich – powiedziałem powoli.
– Wiem – stwierdził krótko.
I znów zaległa cisza.
– A ja – zaczął, w końcu otwierając oczy i na mnie poważnie patrząc. Coś błyszczało w jego jasnych oczach – nie lubię, kiedy mnie okłamujesz.
Natychmiast poczułem, że pieką mnie policzki i uszy.
– Ja...
Wyglądał tak strasznie poważnie, niemal surowo i mrocznie.
– Drygas do mnie dzwonił – padło.
Pieprzony zdrajca. Zachowuje się, jakby to Gabriel był jego szefem i musiał mu wszystko meldować.
Gryząc boleśnie wargę, spojrzałem na swoje białe skarpetki, unikając spojrzenia Gabriela.
– Byłeś w swoim starym więzieniu – powiedział. – Z kim rozmawiałeś?
Nie podnosząc spojrzenia, odpowiedziałem:
– Ze Stopą.
Usłyszałem ciężkie westchnięcie, a ja w końcu na niego zerknąłem. Znów odchylił głowę i zamknął oczy.
– Karol Skatkowski, co? – mruknął, a ja potrzebowałem chwili, by ogarnąć, że powiedział prawdziwe imię i nazwisko Stopy.
Sam nie mogłem go zapamiętać, a on je znał.
– Co ci powiedział? – zapytał, nie otwierając oczu, co dało mi śmiałości, bym to ja na niego patrzył.
Kropelki wody wyglądały pięknie na jego jasnej skórze. Tak bardzo chciałem go dotknąć.
Czując mocne pragnienie dotknięcia jego gładkiej skóry, zrobiłem krok w jego stronę.
– A czego nie chciałbyś, żeby mi powiedział? – zapytałem, zdając sobie sprawę po fakcie, jak prowokacyjnie to brzmiało.
– Adam... – wysyczał wściekły, otwierając gwałtownie oczy i przekręcając twarz w moją stronę.
Jednak nagle zamilkł, a ja sam zrozumiałem dlaczego. Sam nie wiem kiedy, nagle pojawiłem się przy krawędzi wanny.
Czując dziwne ciepło narastające w brzuchu, spojrzałem na jego dolną wargę.
On patrzał na mnie w milczeniu, a ja zastanawiałem się nad tym, jak bardzo ładnie można było wyglądać w mokrych, odgarnionych do tyłu włosach. Były ciemniejsze o ton, niż kiedy były suche.
Czy mogę je dotknąć?, pomyślałem.
Przejechałem spojrzeniem po całej jego osobie, dłużej zatrzymując się na jego dłoni zwisającej z wanny. Tak bardzo kochałem jego dłonie. Dłonie, które tak często szkicowałem. Teraz były lekko zarumienione od gorącej wody, a kropelki wody osadzały się na skórze.
Nie mogłem się powstrzymać, by go nie dotknąć.
Delikatnie musnąłem swoimi palcami mokrą skórę, czując jak jego palące spojrzenie wierci dziurę w mojej twarzy. Kiedy dotarłem do kłykci i palców, poruszył nimi, co początkowo mnie speszyło, ale blondyn zaraz znieruchomiał ponownie, a ja ponownie z fascynacją zjechałem niżej, badając jego rękę. Dotarłem w końcu do opuszków jego palców. Delikatnie, by mnie znów nie speszył, oplótł moją dłoń swoimi długimi, pianistycznymi palcami, a ja poczułem, że tak powinno być.
Klęknąłem na kafelkach przy wannie, by być na poziomie wzroku Gabriela. Jednak na niego nie spojrzałem. Obserwowałem z prawdziwą fascynacją, jak tym razem to on bada skórę mojej dłoni, a następnie powoli, niemal boleśnie erotycznie splata palce z moimi.
Jak taka prozaiczna czynność, prawdziwie niewinna może być tak przesiąknięta erotyzmem?
Nagle w tej łazience zrobiło się naprawdę gorąco. Jeszcze bardziej niż było.
Obserwowałem cicho nasze splecione dłonie, słysząc tylko własny oddech. Patrzyłem, jak moja opalona skóra kontrastowała z papierową Gabriela. Przyglądałem się, jak z prawdziwą ostrożnością, bez pośpiechu Gabriel unosi nasze dłonie ku górze.
Prosto ku swoim ustom.
Niemalże jęknąłem, czując jego usta na przegubie swojej dłoni. Przymrużyłem oczy, identycznie zresztą jak on, napawając się ciepłem jego warg na swojej skórze.
Nie czułem jego ciepła parę godzin, a teraz zrozumiałem, jak bardzo za tym tęskniłem.
Poczułem, jak szybko bije mi serce, jak szumi mi w uszach. To było cudowne.
Powoli odsunął moją rękę od swoich ust, a następnie zamykając już całkowicie oczy, przysunął nasz splątany uścisk do swojego policzka. Tak, jakby chciał dokładnie poczuć mój dotyk.
Ostrożnie, by nie zrobić gwałtownych ruchów, wygodniej usadowiłem się na zimnych płytkach, w ogóle nie chcąc przerywać naszej bliskości.
Czułem się, jakbym był w jakiejś bańce. Tylko my w tej zaparowanej łazience, jakby świat na zewnątrz nie istniał. Jakby problemy wcale nie istniały.
Wpatrywałem się w jego spokojną twarz, zachwycony, całkowicie zakochany w tym facecie. Delikatnie pogłaskałem go po uchu, a on w odpowiedzi delikatnie, niemal niewidocznie się uśmiechnął.
Zapragnąłem dotknąć go bardziej, dlatego powolnym ruchem wysunąłem dłoń, na co natychmiast zareagował. Otworzył oczy, wpatrując się we mnie oceniająco.
Ale ja nie chciałem się odsunąć. Chciałem go dotknąć inaczej. Skupiając się na własnej dłoni, musnąłem go delikatnie w żuchwę, następnie jego jabłko Adama i obojczyki.
Był taki idealny.
Dłuższą chwilę zatrzymałem się na klatce piersiowej. Chciałem dotknąć jego sutek, ale zbyt się peszyłem. Dlatego właśnie dłoń zatrzymałem pośrodku klatki piersiowej, gdzie mogłem poczuć bicie jego serca.
Opuścił własną rękę do wody i pozwolił nam zostać w ciszy.
Ciszy, którą w końcu ja postanowiłem przerwać:
– Tak sobie myślę – wyszeptałem dziwnie zachrypniętym głosem – że nigdy mi nie pozwoliłeś się zobaczyć nago.
Powietrze jeszcze bardziej się naelektryzowało.
Uniósł dłoń spod wody i położył ją na mojej.
– Nie jestem z niego do końca zadowolony – powiedział cicho, ale niesamowicie szczerze.
Spojrzałem mu prosto w oczy. Zobaczyłem niepewność, niemalże... wstyd.
Jaki wstyd, do diabła?!
– Nie rozumiem – powiedziałem głupio.
– Bo przez wózek – zaczął powoli, wręcz niechętnie – moje ciało nie jest takie jak kiedyś.
Wpatrywałem się w niego idiotycznie, nadal nie widząc problemu.
– A jakie było?
– Idealne – wyjaśnił. – Wysportowane – dodał trochę konkretniej.
Zmierzyłem go spojrzeniem. Dla mnie był idealny. Może za szczupły, ale idealny.
Delikatnie zjechałem dłonią trochę niżej, zatrzymując się na dłużej na jego miękkim brzuchu. Zadrżał nerwowo, ale mi na to pozwolił.
– Nie znam cię tamtego – wyjaśniłem, wiedząc, że chodzący Gabriel jest dla mnie tak samo obcy jak sąsiadka ulicę dalej. – Kocham cię takiego.
Po raz pierwszy w życiu zobaczyłem wzruszenie na twarzy Gabriela.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top