Rozdział 24


Znów wylądowałem zestresowany u Piersa. Jego małe mieszkanie było moim azylem, schowaniem się z dala od tego całego syfu. Od dorosłości, która mnie goniła i wyborów, które musiałem podejmować, nie będąc na to gotowym.

– Ja pierdolę, jak w telenoweli – powiedział, obserwując mnie i mieszając coś w fiolce.

Nie chciałem wiedzieć, co w niej jest. Naprawdę, wolałem być nieświadomy.

– Przymknij się – mruknąłem w ozdobną poduszkę.

Siedziałem na kanapie i przytulałem do siebie poduszkę zestresowany. Ściskanie czegoś do piersi trochę zredukowało mój stres.

– Naprawdę chcesz być z sześdziesioną? Wiesz, jakie są tego konsekwencje, nie? – zapytał, przyglądając się mi.

Wiedziałem. Brak szacunku, pogarda, zagrożenie życia. W niektórych dzielnicach nie mógłbym się już pojawić.

Jednak co to jest w porównaniu z bezpieczeństwem i miłością, jaką mogłem zdobyć. A w każdym razie o tym marzyłem, że mi ją Gabriel da. Bo tylko on mógł mi to dać.

Pokiwałem w końcu głową, spuszczając ją. Byłem gotowy podjąć ryzyko. Jednak jeszcze musiałem się skonfrontować z Bossem.

– Janek?

– Tak?

– Pójdziesz ze mną do Bossa?

Spojrzał na mnie.

– Jesteś pewny?

Nie powiedział nic w stylu: oszalałeś? To idiotyczne? Niebezpieczne! Tylko: czy jestem pewny, że mi pomoże być podczas tej trudnej sytuacji. Ten facet, choć szalony, był naprawdę dobrym człowiekiem.

– Nie chcę iść sam.

– Potrzymać cię za rękę?

Rzuciłem w niego poduszką.

– Mam tutaj kwas, świrze! Wyżre mi podłogę do sąsiada!

– To po co przynosisz to z piwnicy?

– Żeby cię obserwować. Zeżarłeś mi wszystkie kostki cukru.

– Bo czekolada się skończyła.

Spojrzał na mnie z zażenowaniem, ale nie skomentował mojego uzależnienia.

– Przygotuj się, pójdziemy do niego wieczorem – powiedział tylko, odstawiając bezpiecznie fiolkę.

Opadłem bezwładnie na kanapę na boku.

– Dzięki.

– Robię to tylko dlatego, żeby cię pilnować. Kto wie, co odwalisz i nie przeniesie się to na mnie.

Oboje wiedzieliśmy, że kłamał. Martwił się, bym wyszedł stamtąd żywy.

Choć, skoro Gabriel mnie puścił, chyba wiedział, że nic większego mi się nie stanie, prawda? Ma jakiś układ z Bossem i wie, że nie może mnie skrzywdzić ze względu na niego.

Wyszliśmy z mieszkania Piersa dość późno, ale na pewno mieliśmy pewność, że spotkamy Bossa w pubie.

Jak się dowiedziałem, to było jego ulubione miejsce, gdzie można bardzo często go zobaczyć.

To prawie tak jak z Gabrielem. Gabriel też zawsze był w swoim biurze i jak zaczynałem go szukać, to zawsze zaczynałem od tego miejsca.

Weszliśmy oboje, a ja podświadomie bardzo blisko trzymałem się młodszego i niższego Piersa. Wiedziałem, że jak coś się stanie, to ja mam większe szanse do obronienia nas, że to ja ich pobiję. Ale potrzebowałem wsparcia psychicznego.

Byłem taki miękki w środku. Jak dziecko.

Szybko zlokalizowaliśmy Bossa. Siedział w tym samym miejscu, z tymi samymi osobami i pił ten sam alkohol, jak pierwszy raz go spotkałem. Otoczka była identyczna, tyle że tym razem nie miałem zakładnika, a Piersa przy boku.

Szybko mnie dostrzegł. Wyprosił swoich kolegów, a ja natychmiast usiadłam naprzeciw niego.

– Co zdecydowałeś? – rzucił zamiast przywitania, napijając się złotego płynu ze szklanki.

– Zostaję z nim – odpowiedziałem od razu.

Nie było nawet co dyskutować na ten temat. Byłem tego pewny.

– Słaba decyzja – rzucił z paskudnym uśmiechem.

– Chcę wiedzieć tylko, o co tu wszystko do diabła chodzi.

Tylko dlatego tu przyszedłem.

– Zostanie z nim spowoduje, że nie wejdziesz z powrotem do świata. Nie będziesz miał już tak wysokiego statusu jak teraz.

Nie zależało mi. Nie obchodziło mnie to wszystko. Nie zależało mi kompletnie na tamtym życiu i świecie. Chciałem być tylko przy Gabrielu. Mieć dom, osobę która zdecyduje się mnie kochać.

Zresztą, odpowiedź Bossa nie była odpowiedzią na moje pytanie.

– A tak naprawdę, jaką macie relację? – zapytałem w końcu ze zdecydowaniem.

Musiałem to wiedzieć. Choć panicznie się bałem, że również był jego kochankiem. Tak ciężko było mi przetrawić wcześniejsze życie Gabriela. Że miał tak rozwinięte życie, brał garściami z życia i skończył ze mną.

Czasem bałem się, że kłamie, że mnie lubi, że w ogóle w normalnych okolicznościach by na mnie nie spojrzał, nawet by się nie zainteresował moim istnieniem, gdyby nie to... że jest na wózku.

– Skomplikowaną.

Wpatrywałem się w jego twarz. Czy i on był jego kochankiem? Czy naprawdę on też?

Na pewno jest lepszą opcją niż taka sierota jak ja...

– Nazywam się Rafał Mróz – powiedział chyba konkretniej, widząc moją minę. – Jestem jego młodszym bratem – powiedział wprost, co mnie wręcz sparaliżowało. – I wcale nie chcę dla niego najgorszego.

Wpatrywałem się w niego idiotycznie.

Kurwa, to jest go brat?! Nie widziałem podobieństwa!

– Właściwie, ratuje mu cały czas skórę, gdyby nie ja już dawno byłby martwy w jakimś rowie.

– Kto go tak nienawidzi? – zapytałem od razu, czując wewnętrzne zmartwienie.

Czy Gabriel nadal jest w niebezpieczeństwie? Chcą go za tamtą zdradę nadal skrzywdzić?

– Wiele osób, nie tak wpływowych, by mi się przeciwstawić – rzucił swobodnie, jakby to nie było nic wielkiego. – Pracujesz w policji, nie?

– Jako konsultant – sprostowałem.

– Przekaż Gabrielowi, że będę chronić też ciebie, jeśli się zgodzi na współpracę – powiedział.

Poczułem, jak Piers nerwowo się porusza obok mnie, ale nie śmiał nawet pisnąć słowa.

– Mam być wtyką?

– Nie, masz znaleźć brudy i zamknąć typa, który już mi nie odpowiada. Wszystko legalnie z twojej strony. Współpracujesz z Drygasem, nie?

– Chcesz wrzucić do więzienia, kto ci nie pasuje? Nie lepiej go zabić?

Uśmiechnął się dziwnie rozbawiony, a ja zrozumiałem, że całkiem brutalnie zabrzmiałem.

– Czasem nie jest to dobra opcja. Mam ludzi w więzieniu, odpowiednio się nim zajmą.

Zrozumiałem. Doskonale wiedziałem, co ma na myśli.



~*~

Udanego Sylwestra kochani! I oby Nowy Rok zaczął się dla was wspaniale.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top