Rozdział 23
Wpatrywałem się w niego zszokowany. Nie. Niemożliwe. Gabriel jest ostatnią osobą, która mogłaby być w mafii. Nie. Zdecydowanie nie.
Nie!
To nawet do niego nie pasuje. On?
– ...A w każdym razie być powiązanym z mafią – dodał, prostując swoją wypowiedź.
Sześćdziesionie się nie wybacza. Nigdy. I jeśli to było powodem jego paraliżu, to i tak dostał jedną z łagodniejszych kar. Znam przypadki o wiele gorsze, które również nie zakończyły się śmiercią.
Bo tu nie chodzi o śmierć, egzekucję. Ale o karę. Kara, która ma boleć i przypominać mu o grzechu do końca jego marnego życia.
I Gabriel chyba taką dostał.
– Nie wierze ci – powiedziałem w końcu.
– Musisz – wyjaśnił spokojnie. – Musisz mi uwierzyć, co ci teraz powiem. I zdecydować, co dalej.
Wpatrywałem się w niego z napięciem. Czekałem, aż powie tę straszną prawdę, przez którą nie pozwala mi ze sobą być.
Jednak nagle Gabriel odwrócił wzrok, wzdychając.
– Boże, twoje oczy – sapnął.
Zamrugałem zaskoczony. Moje oczy są dziwne? O co teraz chodzi?
– Co z nimi nie tak? – zapytałem speszony.
– I jeszcze warga – powiedział sam do siebie. – Natychmiast przestań ją gryźć – rozkazał zachrypniętym głosem.
– Przepraszam – mruknął speszony, wypuszczając ją z uścisku między zębami.
Zamknął oczy i oparł się o oparcie wózka. Wyglądał, jakby go coś bolało. Wpatrywałem się w niego zdezorientowany i speszony. Nie rozumiałem, co mu tak przeszkadza. Mój wzrok, moje przygryzanie wargi?
– Co z nią nie tak? – zapytałem ponownie.
Kierowała mną głównie ciekawość i chęć poprawy. Nie chciałem, by odwrócił ode mnie wzrok.
Poza tym, Gabriel miał problem z moją przygryzioną wargą od samego początku pojawienia się tutaj. Ale w sumie nie wytłumaczył nigdy dlaczego. Bo jego „krzywdę sobie zrobisz" mnie nie przekonywało.
– Z czym? – zapytał, unosząc ciężko na mnie wzrok.
Naprawdę był wyprowadzony z równowagi.
– Zawsze ci przeszkadza, że przygryzam wargę – wytłumaczyłem. – Dlaczego? To tylko mój tik nerwowy.
– Nie powiem ci – powiedział od razu pewnie.
– Dlaczego? Czy to nie dzień szczerości?
Posłał mi zirytowane spojrzenie.
– Powiedz mi – poprosiłem, pochylając się lekko w jego kierunku. – Powiedz mi wszystko, o czym naiwnie nie wiedziałem. Czy to nie jest odpowiednia sytuacja, by mi powiedzieć?
Jego wzrok się zmienił, spojrzał na mnie jakoś dziwnie.
– Bo sam chcę ją przegryźć – wyznał w końcu cichym głosem.
– Co? – zapytałem idiotycznie, będąc pewny, że mi się przesłyszało.
Posłał mi mroczne spojrzenie, ale zaraz odwrócił wzrok.
– Zeszliśmy z tematu.
– Podoba mi się to zboczenie z tematu – powiedziałem od razu, kiwając głową. – Chciałeś mnie pocałować?
Westchnął z irytacją.
– Adam, mieliśmy rozmawiać o mojej przeszłości, po której będziesz zdegustowany...
– Od jak dawna mnie lubisz w ten sposób? – uparłem się przy swoim dziecinnie.
– Adam! – krzyknął ostrzegawczo wściekły.
Jednak to mnie nie zraziło. Byłem zbyt zachwycony myślą, że mnie pragnął tak samo mocno jak ja jego. Dlaczego się w ogóle jeszcze powstrzymywaliśmy? Dlaczego by mnie nie zaczął uczyć, co robią w łóżku dwaj napaleni na siebie faceci. Z chęcią bym się uczył, chyba po raz pierwszy byłem tak chętny do nauki.
– Nic nie poradzę, że jestem szczęśliwy, że mnie lubisz.
Przetarł sobie twarz ze zmęczeniem i ostatecznie spojrzał na mnie smętnie, opierając policzek o dłoń.
– Mówiłem ci, że nie ma znaczenia, co ja czuję.
– W takim razie znaczenie ma, co ja czuję. A ja cię bardzo lubię.
Zamknął na moment oczy, a następnie spojrzał na mnie ze zdecydowaniem.
– Adam – powiedział.
– Tak?
– Zamknij się i po prostu mnie słuchaj, bo do niczego dziś nie dojdziemy. Musisz wiedzieć o wszystkich okropnościach. Muszę ci je powiedzieć, inaczej on to przedstawi po swojemu, a ja tego nie chcę.
Zmarszczyłem brwi.
– Co może być gorszego niż ta książka? – zapytałem.
Westchnął.
– Masz racje. Myślałem, że już tego mi nie wybaczysz. Dlatego obawiam się twojej reakcji po tym co powiem.
– Chcę być z tobą. Szczęśliwy.
– Właśnie. Obawiam się, że ze mną taki nie będziesz.
– Mam inne zdanie.
– Ja ... – zawahał się i w końcu postanowił to wrzucić z siebie. – Można powiedzieć, że też jestem pośrednim mordercą.
Zaskoczył mnie tym. Jestem pewny, że nie mówił poważnie i w tym domu tylko ja mam krew na rękach.
– Jak to? – zapytałem.
– Doprowadziłem rodziców do samobójstwa.
Wpatrywałem się w niego idiotycznie. Dobra. Tego w życiu bym się nie spodziewał. To było chyba gorsze niż bycie sześdziesioną. Morderstwo na rodzicach jest najgorszą zbrodnią.
Ale powiedział, że doprowadził do samobójstwa. Więc może ma po prostu wyrzuty sumienia, że czemuś nie zapobiegł, że powiedział parę słów za dużo?
Natychmiast idiotyczne teksty i podekscytowanie, że mnie lubi, ze mnie uleciało. Naprawdę dotykaliśmy poważnych tematów.
– Jak to?
– Nie podobało mi się, co robili i poszedłem z dowodami na policję.
– Co takiego robili?
– Byli przywódcami mafii pruszkowskiej. Wyjawiłem policji wszystkie ich tajemnice i plany, doprowadzając do zniszczenia interesów, handlu, powiązań i złapania połowy przestępców.
Ja pierdolę. Po tym powinien wisieć gdzieś w ciemnym lesie nieodnaleziony.
– W teorii według prawa zrobiłeś dobrze – mruknąłem, nie wiedząc, jak się zachować.
– Wiedziałem, że po tym będą zmuszeni się zabić.
– Dlaczego to zrobiłeś. Co ci się nie podobało w ich działaniu, jak się wychowałeś w takim środowisku?
– Zaczęli wciągać w to mnie i... mojego młodszego brata.
– Masz młodszego brata?
Nie odpowiedział.
– Studiowałem prawo, nie bo chciałem – podjął w końcu. – Miałem być mafijnym adwokatem. Od dziecka byłem przygotowany na tę funkcję, ale nie spodziewałem się, że mojego brata będą chcieli wciągnąć do brudnej roboty.
Brudna robota w mafii to mordowanie niewygodnych ludzi.
– Więc zrobiłeś to dla niego?
– Nie tylko – mruknął. – On był impulsem. Jestem samolubny z natury, nic nie robię całkowicie dla kogoś. Zrobiłem to też dla siebie, bo nie chciałem mieć do czynienia z policją i możliwością trafienia do więzienia. Jestem tchórzem, już ci mówiłem.
– Ile miałeś lat?
– Dwadzieścia trzy.
– Hmmm...
Zastanowiłem się chwilę. Pójście na policję i wyjawienie wszystkiego na rodzinę i środowisko, w którym się żyło, znając konsekwencje, było jak dla mnie o wiele bardziej odważne niż tchórzliwe.
– A co cię łączy z Bossem? Wydaje się młody, a wydajecie się mieć jakiś układ.
– Wolałbym, żebyś do niego nie szedł, ale wiem, że musisz się jeszcze z nim skonfrontować – wyminął moje pytanie. – Idź, tylko nie daj mu się zatrzymać, błagam.
– Chcesz, żebym do ciebie wrócił?
– Boleśnie tego pragnę, ale wiem, że na to nie zasługuję. Jeśli zostaniesz ze mną, będziesz traktowany jak ja.
~*~
Już myślałam że się nie wyrobie, ALE SIĘ WYROBIŁAM!
WESOŁYCH ŚWIĄT, KOCHANI! <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top