Rozdział 2



Kostka Rubika. Nie wiedziałem na czym polega tajemnica układani tego. Właściwie miałem to po raz pierwszy w dłoni, a już ułożyłem dwie ściany. Robiłem to na czuja, tak jak mi się wydawało.

Nie wiedziałem sam czy to mój idiotyczne szczęście, czy ukryty geniusz. Daria twierdziła, że to pierwsze, ale i tak z zainteresowaniem obserwowała moje dokonania.

– Co wy kurwa robicie? – zapytał nas od wejścia wściekły detektyw, kiedy zobaczył, że oboje pochylamy się nad jakąś kolorową zabawką.

– Sprawdzam swój geniusz – odpowiedziałem śmiertelnie poważnie.

– Ma zwykłego farta – odpowiedziała Daria.

– A ja się zastanawiam co tu robie – rzucił Piers za moimi plecami.

– Przyszedłeś dobrowolnie – wytknęła mu Daria.

– Obiecaliście mi darmową kawę – rzucił z obrażeniem.

– Tam jest ekspres – rzuciła w odpowiedzi, machając ręką w stronę szafki, gdzie były kubki i ekspres.

– Nie było mowy, że mam sobie zrobić ją sam.

– Nie było mowy, że ktokolwiek innym ma ci ją zrobić.

– Ułożyłem trzecią ścianę! – krzyknąłem podekscytowany, nie przejmując się kłótnią obok mnie.

– Boże wszechmogący, policja schodzi na psy – jęknął detektyw podchodząc do swojego biurka.

– Już są psami – rzucił Piers.

– Zamilcz Piers – warknął wkurzony.

Zachichotałem skupiając się na czwartej ścianie. Nasze rozmowy są naprawdę komiczne. A zwłaszcza od kiedy Piers zaczął przychodzić, bardziej z nudów i z wytłumaczeniem, że chce się dobrze przygotować do zeznań w sądzie w sprawie naszego mordercy, którego złapaliśmy.

A właściwie tylko wkurzał Drygasa, doprowadzając go do białej gorączki.

Tak jak mówiłem, było całkiem śmiesznie.

– Co z przesłuchaniem świadków? – zapytał zaglądając do jakiś dokumentów na biurku.

– Załatwione – mruknęła Daria, nadal przyglądając się pracy moich dłoni na kostce Rubika – kończę raporty, zaraz wszystko wydrukuję.

– Adam? – zwrócił na siebie moją uwagę, ale nie oderwałem oczy od kostki.

– Zagroziłem parom chujów, że ich powieszę i zaczęli mówić. Może jeden z nich napisze skargę.

– Rozumem – westchnął. – A ty Piers? Jakieś pytania, że znów tu przyszedłeś.

– Wpadłem na pomysł podkoloryzowania dramatu, który.... – zaczął z entuzjazmem ale m przerwano.

– Nie.

– Ale będzie lepiej... – próbował dalej.

– Nie. Mów prawdę, to co ci mówiłem.

– Jaka nuda – westchnął, rozwalając się za mną jeszcze bardziej na krześle.

Gość czuł się jak u siebie. Jestem pewny, że przychodził tutaj tylko by się podroczyć, spędzić jakoś czas i mnie zobaczyć.

– A jak z kradzieżom aut? – zapytał. – Miałem skargi jakiś rodziców...

– Gówniarze – powiedziałem nadal skupiając się na kostce. – Trochę ich nastraszyłem, a Daria zadzwoniła po rodziców. Pewnie naskarżyli, bo po prosili o numer przełożonego.

– Dałam pana – powiedział z uśmiechem Daria.

Ja i Daria robiliśmy takie przekręty, że dziwie się, że detektyw nie wyłysiał z nami jeszcze.

Facet warknął coś niewyraźnego pod nosem i wyszedł wykręcając numery do tych rodziców i zapewne wszystko wyjaśnić i załagodzić sytuację.

Chyba już pogodził się ze swoim losem i rolą tutaj. Ja gram złego glinę, Daria dobrego, a detektyw dobrego ojca, który załatwia wszystko i wyciąga nas z gówna. Wbrew pozorom, możemy na niego liczyć jak na nikogo innego.

– Ułożyłem czwartą ścianę! – krzyknąłem uradowany, czując taką beztroską euforię, ja dziecko podczas zabawy.

– Cicho bądź, bo detektyw rozmawia. – Daria mnie trzepnęła w ramię, ale ja i tak nie przestawałem się cieszyć.

– Zrobię zdjęcie Gabrielowi – powiedziałem, ciesząc się jak dziecko.

Wysyłałem mu wiadomości przez Whatappa, bo mimo że Messenger byłby wygodniejszy, to problem był że ja nie miałem konta w mediach społecznościowych, a Gabriel miał stronę autorką.

To byłoby dziwne pisać z nim gdzie ma takie oficjalne zdjęcie w garniturze, jak jeszcze mógł stać. Bardzo, bardzo dziwne.

A na Instagramie ma jeszcze official. To dopiero dziwaczne.

Kiedy pierwszy raz zobaczyłem jego oficjalne okładkowe zdjęcie, to parsknąłem, nie mogąc się powstrzymać. Gabriel wyglądał jak nie on. Jestem pewny, że nawet wtedy miał robiony makijaż do zdjęcia. Nie przyzna mi się, ale ja i tak wiem swoje.

Jednak kiedy odpisał mi, że mi nie wierzy że to ułożyłem, i że to na pewno ktoś inny na komendzie, byłem szczerze urażony. Jak może nie wierzyć w mój geniusz?

– Zawsze robisz dziwne miny jak z nim piszesz – zachichotała Daria.

– I przegryzasz wargę – dodał znudzony Piers, rzeczywiście sam robiąc sobie tą kawę.

– Twierdzi, że to nie ja ułożyłem. Wyobrażacie sobie? – poskarżyłem się, odpisując mu z zaangażowaniem i żalem.

W tym samym momencie, kiedy wysłałem mu zapewnienie, że ułożę ją jeszcze raz przy nim, do biura wszedł Wojtek. Miał w dłoni grubą teczkę i wyglądał na naprawdę zmachanego, jakby ktoś kazał mu tu wejść po schodach. A przecież to nie był najbardziej wysportowana osoba na Komendzie.

– Mam nową sprawę od kierownika – wyjaśnił.

– Cześć Wojtek, jak życie? – przywitała się wesoło Daria.

– Też chce mieć taką robotę – poskarżył się patrząc jak Piers upija kawę. – Dzisiaj już trzecia babka przyszła oszukana na blika. Wiesz jak mi płakała na korytarzu? – narzekał.

– Współczuje ci Wojtek, naprawdę – mruknąłem układając piątą ściankę. – Chcesz batonik? – zaproponowałem.

– Tak – odpowiedział natychmiast podskakując w moim kierunku.

– Ale z masłem orzechowym – ostrzegłem, wiedząc że średnio je lubi.

– Może być – powiedział odbierając słodkość – żona sprawdziła mi dziś rano kieszenie i wszystko wyjęła.

Daria się roześmiała, ale ja całkowicie rozumiałem jego dramat. Gabriel też mi tak robi.

– Trzeba wkładać w skarpetki – powiedziałem poważnie. – Mi tam Gabriel jeszcze nie zaczął zaglądać.

– Och – westchnął. – Genialne.

– Jezu. Jesteście straszni – powiedziała Daria. – A właściwie twoja żona i Gabriel.

– Ej, Adam – mruknął Piers na wpół rozbawiony, na wpół poważny. – Nie czujesz się jak w więzieniu? Ta kontrola i ograniczenia?

– Co? – zapytałem szczerze zaskoczony. – Nie...

– Jak możecie porównywać mieszkanie z...

– Jest gorzej – powiedziałem szczerze z uśmiechem. – Gabriel jest jak terrorysta.

– Ja pierdolę – westchnęła Daria. – Nie wierze w was.

– Dokładnie tak. Terrorysta. To się nazywa małżeństwo – wyjaśnił Wojtek, pożerając batonik. – Albo cokolwiek co tam jest z tobą i Gabrielem. Tobie przynajmniej płaci. Mi żona zabiera wypłatę.

– Nigdy się nie ożenię na szczęście– mruknął Piers.

Ja bym w sumie mógł, pomyślałem patrząc na ułożoną koskę Rubika, ale tylko z Gabrielem.

Pewnie to niemożliwe i dziecinnie marzenie, wiedziałem to. Ale i tak warto sobie pomarzyć.

Z tą myślą ponownie wysłałem foty Gabrielowi, chwaląc się swoim osiągnięciem w układaniu kostki. Tym razem odpisał mi, że mi wierzy i gratuluje. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top