Rozdział 19
Spałem z Piersem w jednym łóżku, co jeszcze miesiąc temu było dla mnie nie do pomyślenia. Jednak po naszej szczerej rozmowie coś się zmieniło.
Zaakceptowałem jego pokręconą miłość do mnie, tę dziwną wdzięczność i postanowiłem się z nim zaprzyjaźnić.
Był naprawdę szczęśliwy na taki obrót naszej relacji. Zapewniał, że więcej mu nie potrzeba.
Jan Piers był popaprany, ale wierny i mogłem na niego liczyć. A tego właśnie teraz potrzebowałem najbardziej.
I w taki oto sposób spędziłem trzy dni u Jana Piersa na kanapie, czytając tę nieszczęsną debiutancką książkę Gabriela, która tańczyła tango na moim sercu, następnie przejechała po nim walcem, by na końcu podłożyć bombę.
Próbowałem przy nim nie płakać. Pierwszego dnia tylko widział moje czerwone oczy i twarz. Drugiego dnia odwróciłem głowę, a trzeciego bez skrępowania płakałem mu w ramię.
Sama historia może i była niezła, ale druzgocąca dla mojej duszy. Opowiadała o nastolatku, który stał się seryjnym mordercą, oczywiście najpierw zaczynającym od morderstwa swojej matki i dwóch niewinnych facetów. Zwykły osiemnastolatek był tak niewinny, że wszyscy od głównego bohatera książki – samotnego detektywa nie mogli uwierzyć, że jest mordercą.
Charakterystyczną rzeczą dla tego całego mordercy był czerwony pokój. Pomieszczenie obsmarowane krwią swoich ofiar.
Tak jak było to w moim przypadku, ale to nie było „obsmarowanie", ale naturalne bryzgi krwi po wytrysku tętnic.
Nawet nazwał tego bohatera Adam.
To naprawdę było druzgocące. Bolało niesamowicie. Kiedy czytałem, jak Gabriel w narracji określa mnie „potworem", „psychicznym smarkiem", „chorym degeneratem".
To nie użycie mojej sprawy jako inspiracji do książki mnie bolało, ale właśnie takie okropne określenia mojej osoby.
Pisał tak, jakby naprawdę mną gardził.
A końcówka nie dała mi w ogóle ukojenia. W historii ten „Adam", „potwór" umiera, zabijając się, by zrobić na złość głównemu bohaterowi. Do tego ostatnie słowa książki, podsumowały całą moją postać:
„Zło powinno zginąć, zanim w ogóle wykiełkuje".
A dopisek w bibliografii, że historia jest częściowo oparta na faktach, kompletnie mnie rozłożyła. On się tym szczycił! Naprawdę mnie takiego widział.
Czwartego dnia obudziłem się z głową na ramieniu Piersa. Nawet nie pamiętałem, kiedy tak zasnąłem. Zamrugałem parokrotnie, czując jak mam spuchnięte powieki i szczypią mnie oczy.
Sam Piers siedział i czytał tę diabelną książkę, a na twarzy żaden mięsień mu nie drgał. To aż było nienaturalne.
– Nie wiem, jakbym zareagował na twoim miejscu – powiedział, przekładając stronę.
Ja też nie wiedziałem, co myśleć. Byłem po prostu zagubiony we własnych emocjach. Choć mimo to podświadomie wiedziałem, co robić.
– Idę z nim dzisiaj pogadać – powiedziałem po dłuższej chwili ciszy, prostując się.
Spojrzał na mnie, odrywając się od książki.
– Jesteś pewny? – zapytał, odchylając głowę w moją stronę.
Nie byłem, oczywiście. Ale wiedziałem, że muszę to zrobić. Chciałem jeszcze raz go zobaczyć, usłyszeć jego słowa, tłumaczenia.
– Tak – przytaknąłem po chwilowym wahaniu.
– Jak potrzebujesz azylu – powiedział uczynnie – możesz się tutaj schować. Cukru i pościeli mam wystarczająco.
Mimo wszystko uśmiechnąłem się do niego rozbawiony, patrząc w oczy.
– Dziękuję, Janek.
Uśmiechnął się smutno w odpowiedzi.
Chciałem dotrzeć do domu, kiedy byłoby jeszcze widno i Tatiana jeszcze by urzędowała w kuchni. Jednak nie dałem rady wziąć się w sobie, by wyjść z domu Piersa. Potrzebowałem na to zbyt dużo czasu.
Kiedy w końcu wziąłem się w garść, wyszedłem z domu Piersa i pieszo pokonałem pół miasta, to pod domem pojawiłem się naprawdę późno. Niemal w nocy.
Musiałem odbezpieczać dom z alarmów. Ale nie zabezpieczyłem go znowu, bo nie wiedziałem, czy nie będę stąd uciekał w popłochu z jeszcze bardziej zranionym sercem.
W domu było cicho i ciemno. A przede wszystkim zimno, tak jakby nikt tu nie mieszkał. Przeszedłem przez korytarz, bardziej na oślep i używając swojej pamięci.
Doszedłem w końcu pod drzwi sypialni Gabriela i delikatnie je uchyliłem.
Miałam poczucie deja-vu, gdyż ostatnim razem, kiedy wchodziłem tutaj, to Gabriel leżał w tej samej pozie, z tą samą zapaloną lampką.
Jednak, mimo że Gabriel leżał pod kołdrą odwrócony do mnie plecami, wiedziałem, byłem pewny, że nie spał. Że czuwał.
Zagryzłem mocno wargę i cichutko wszedłem do środka. Zamknąłem drzwi i, szurając skarpetkami, podszedłem do lewej strony łóżka, gdzie był odwrócony Gabriel.
Ostrożnie usiadłem na ziemi i oparłem się plecami o szafeczkę nocną.
Tak jak sądziłem, Gabriel nie spał. Leżał cicho niemal pochłonięty przez puchową poduszkę i patrzył w jeden punkt. Wyglądał tak smutno, jakby to on dostał ode mnie kosza i to on czytał okropnie nieszanującą mnie książkę.
Milczeliśmy przez naprawdę długi czas, może nawet pół godziny. Ja siedziałem wpatrzony w ścianę, bojąc się rozpocząć rozmowę. On natomiast leżał, patrząc na mój profil.
– Dał ci książkę, prawda? – szepnął takim głosem, jakby przez te cztery dni ani razu nic nie powiedział.
– Tak.
– Czytałeś?
– Tak – przytaknąłem, nadal na niego nie patrząc.
– Nie mam dla siebie wytłumaczenia – mówił bardzo cicho. – Jedyne, co mogę powiedzieć, że napisałem ją przed poznaniem ciebie i jej nienawidzę oraz chciałbym cofnąć czas i nigdy jej nie napisać.
W końcu zmusiłem się, by na niego spojrzeć. Jego jasne oczy błyszczały żalem, a białka były całe zaczerwienione. Tak, jakby nie spał cztery noce i tylko płakał.
– Wybaczam ci – powiedziałem niespodziewanie dla nas obu. Nawet o tym nie pomyślałem, ale własnie to czułem. Nie chciałem go za to nienawidzić. – Wybaczam ci tę książkę, Gabriel.
Zamknął mocno oczy, jakby chciał zniknąć, a pojedyncza łza spłynęła mu po policzku.
– Tego też się bałem – wychrypiał łamliwym głosem.
– Co takiego? – szepnąłem zagubiony.
– Że będziesz w stanie mi wszystko wybaczać.
Szczerze powiedziawszy to chyba trochę się zgubiłem w logice Gabriela. Boi się, że będę mu wybaczał? Czy to nie dobrze? Powinno się wybaczać i pozbywać się żalu i nienawiści.
Tak chyba mówią nawet wszystkie afirmacje i psychologiczne gadki, prawda?
– Pogubiłem się – przyznałem szczerze i idiotycznie.
Westchnął i delikatnie niósł się na łokciu, by na mnie spojrzeć. Teraz wyglądał lepiej. Nie jak mumia w każdym razie.
– Nie możesz mnie kochać – powiedział wprost i wyraźnie. – To się tylko źle skończy.
– Za późno – powiedziałem wprost, już niezażenowany swoimi uczuciami.
– Poradzimy sobie – zapewnił, kiwając głową, jakby miał jakiś plan.
– Niby jak? – zapytałem sceptycznie.
– Psycholog... – zaczął, ale zaraz ja mu przerwałem pogardliwym prychnięciem.
– Byłem u niej – powiedziałem z krzywym uśmiechem. – Nie powiedziała mi nic, bym się odkochał.
Milczał, jakby trawił moje słowa. Chyba zniszczyłem mu plan.
– Daria twierdzi, że najlepsze jest odizolowanie się – wyjawiłem, odwracając tułów do niego przodem.
Zacisnął mocno usta i spojrzał mi w oczy z największym żalem jaki u niego widziałem.
– Nie chcę tego – szepnął bardzo słabo, jakby naprawdę mnie za to przepraszał.
– Czego właściwie chcesz, Gabriel? – zapytałem w zamian.
– Żebyś po prostu był w moim życiu – powiedział, a jego głos naprawdę nie wydawał się należeć do niego. Był taki słaby i płaczliwy.
– Będę – zapewniłem. – Chcę – dodałem pewniej.
Pokręcił słabo głową.
– Niszczę ludziom szczęście i jestem tego świadomy – wyjawił szczerze.
– Moje zaczęło się dopiero tworzyć przy tobie.
– Nie zrobię ci tego, Adam – jęknął, potrząsając głową. – Nie zrobię – powtórzył ze łzami w oczach. – Nie pozwolę ci ze sobą być.
– Dlaczego? – wyszeptałem, klękając przed nim. – Dlaczego nie?
– Bo naprawdę cię cenię. – Uniósł dłoń, jakby chciał położyć ją na moim policzku, ale błyskawicznie ją cofnął. – Zasługujesz na kogoś o wiele lepszego.
– Nie chcę nikogo lepszego – zapewniłem z desperacją.
– Ale ja chcę dla ciebie – zamknął dyskusję, całkowicie zdecydowany i niezłomny.
Poczułem, jak łzy zbierają mi się pod powiekami. Czułem się całkowicie załamany.
Chcąc się troszkę schować, położyłem głowę na materacu Gabriela i zakryłem rękami głowę. Musiałem jednak wiedzieć jeszcze jedną rzecz.
– Czyli mnie nie kochasz?
– Moje uczucia nie mają najmniejszego znaczenia w tym wszystkim.
Zrozumiałem w tym momencie, że mnie kocha, ale nie chce ze mną być.
Nie wiedziałem kompletnie, co o tym myśleć.
~*~
Spokojnie wiem, że dziś czwartek. Dostaniecie rozdział dziś jutro i w sobotę. A później wyjeżdżam na miesiąc i pojawie się dopiero 14 grudnia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top