Rozdział 16
O dziwo zasnąłem.
Może byłem tak wykończony nieprzespaną nocą, kłótnią i złamanym sercem, że padłem jak kłoda. Ale rzeczywiście potrzebowałem tego. Wstałem z jasnym umysłem, wiedząc, co robić dalej.
Miałem szalony, ale potrzebny do zrealizowania plan.
Wstałem, ubrałem się w bojowe ciuchy, czyli nie te grzeczne sweterki, które kupił mi Gabriel, ale konkretne ciemne spodnie, koszulkę i kurtkę, której raczej nie nosiłem i zszedłem cicho na parter.
Była pierwsza w nocy. Gabriel na pewno był już w piżamie i w swoim łóżku. Może nie spał przez to wszystko, dlatego byłem cicho.
Przeszedłem do jego gabinetu, gdzie skierowałem się natychmiast do biurka i uruchomiłem komputer. Znaczy, nie włączałem go. On był cały czas włączony, wystarczyło ruszyć myszką, by włączyć wyświetlacz.
Musiałem dowiedzieć się, czym jest ten samochód. Bo pieprzonym ochroniarzem to na pewno nie był.
Natychmiast po wejściu w widok kamer zobaczyłem krzyczący na czerwono napis "błąd" z mojej pokojowej kamery. Zignorowałem to z pogardą i odpaliłem kamerę numer dziesięć, która wychodziła na podjazd, gdzie było widać samochód. Zacząłem cofać się na nagraniach do momentu pojawienia się samochodu po raz pierwszy. Liczyłem, że ktoś wyjdzie, zobaczę kierowcę, ale nic. Niezadowolony cofnąłem się jeszcze trochę i wtedy zobaczyłem mężczyznę. Obcego, który wchodził i wychodził, a do tego jeździł drogim Jaguarem.
Ale to nie był dokładnie obcy. To był jebany Boss. Szef mafii warszawskiej.
Gwałtownie usiadłem prosto i przerzuciłem się na kamerę w gabinecie Gabriela, bo tam właśnie skierował się mafiozo. Z niedowierzaniem patrzyłem, jak wchodzi, staje w progu i rozgląda się po gabinecie, nim pogardliwie patrzy na Gabriela.
Co tu robi kurwa szef mafii?, pomyślałem całkowicie zaszokowany.
A co gorsza, wyglądało, jakby się znali.
Kamera była tak skierowana, że nie widziałem twarzy Gabriela. Za to całą sylwetkę Bossa już tak. Wyglądał na lekko obrzydzonego, patrząc na Gabriela. Niemal biła z niego nienawiść.
Rozmawiali, ale kamera nie nagrywała głosów, więc ciężko było mi stwierdzić, o czym mogą prowadzić tak żywy temat.
Najbardziej na zdenerwowanego wyglądał Gabriel. Unosił się, gwałtownie gestykulował.
W końcu skończyli dyskusję i Boss wyszedł. Poruszał się po tym domu, jakby doskonale znał układ i był tu wielokrotnie.
Boss przyszedł do tego domu dokładnie piętnaście minut po tym, jak ja wyszedłem na komendę. A samochód Volkswagen pojawił się trzydzieści minut przede mną. Miałem dziwne wrażenie, że chodzi o mnie. Kompletnie nie wiedziałem, czy to prawda i dlaczego tak miało być, ale tak właśnie czułem.
Na tym by się skończyło moje przeglądanie, bo więcej nie potrzebowałem i już wiedziałem, co chcę zrobić, ale coś mnie podkusiło, by cofnąć się nagraniem na naszą kłótnię. Nagranie szło do tyłu, dlatego właśnie, zamiast obserwowania mojego beznadziejnego wyznania miłości, zobaczyłem coś niecodziennego.
A dokładniej to płaczącego Gabriela. Widziałem, jak bez dźwięku na pewno szlochał jak dziecko i cały się trząsł z emocji jak epileptyk.
Nie chciałem, by przeze mnie płakał. Byłem wręcz przerażony tym widokiem. Nigdy w życiu nie widziałem tak rozhisteryzowanego Gabriela. Zawsze był opanowany, więc w pewnym momencie zwątpiłem, że na pewno widziałem Gabriela.
Tak mi się przykro zrobiło, że wstałem i musiałem sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku.
Spał, kiedy cicho wślizgnąłem się do pokoju. Miał zapaloną lampkę nocną, dlatego dokładnie go widziałem. Podszedłem bliżej, najciszej jak się dało.
Miał opuchnięte oczy i nadal całą czerwoną twarz. Tak, jakby płakał bez przerwy aż do teraz.
Nie rozumiałem go. Przecież to on dał mi kosza. To ja powinienem tak wyglądać, a nie on.
Co się do diabła działo?
Nie mogąc się powstrzymać, delikatnie dotknąłem jego rozgrzanego policzka opuszkiem palców. Mógł się obudzić, miał w końcu lekki sen, ale nie mogłem sobie tego odmówić.
Dlaczego płakał? Czemu był smutny?
Mógł przecież powiedzieć coś w stylu: ja ciebie też. I żylibyśmy wtedy długo i szczęśliwie.
Ale nie zrobił tego. Nie, on mi nawet nie uwierzył, że mogłem poczuć coś takiego jak miłość.
Więc musiało chodzić o coś głębszego. I zamierzałem się tego dowiedzieć. Dobrowolnie lub nie.
Wyszedłem równie cicho z pokoju jak wszedłem. Czas na realizację swojego planu.
Najpierw skierowałem się w stronę garażu, gdzie wyciągnąłem pistolet-paralizator, a następnie skierowałem się do wyjścia. Musiałem przekroczyć główne drzwi, bo tam był alarm, który trzeba było włączyć i wyłączyć.
Gabriel nigdy nie uczył mnie kodów, ale wystarczająco już tu mieszkałem i miał do mnie na tyle zaufanie, że wiedziałem, jakie i gdzie są odpowiednie kody.
To była data urodzenia Gabriela. Ale oczywiście nie jest takim naiwniakiem, by używać po prostu swoich liczb. Wszystkie pomnożył przez dwa.
Więc osiemnasty, zero piąty, osiemdziesiąty siódmy, był równoważny z trzydzieści sześć, dziesięć, sto siedemdziesiąt cztery.
Taki właśnie był kod do alarmów w domu.
Wyłączyłem go i włączyłem. Normalnie cichego pyknięcia nie słychać, ale w cichym domu mógł być jak dzwonek.
Dlatego błyskawicznie się wyniosłem, nim spotkam rozbudzonego Gabriela i jego przeszywające spojrzenie, którego teraz bym nie zniósł.
Trochę się skradałem, wychodząc z posiadłości. Nawet przeskoczyłem przez furtkę, nie chcąc, by przypadkowo zaskrzypiała.
Samochód był zgaszony i byłem niemal pewny, że kierowca śpi. Błyskawicznie pokonałem drogę do samochodu i bez ostrzeżenia lub pozwolenia wsiadłem do auta na miejsce pasażera.
Kierowcą był jakiś łysy chłopak, który obudził się gwałtownie, chrumkając. Natychmiast uniósł ręce w obronnym geście, widząc, że wymierzam w niego broń.
– Zawieź mnie do swojego szefa – powiedziałem, wciskając mu lufę fałszywej broni w żebra.
– Ja, weź zluzuj... – zaczął przerażony.
– Jest odbezpieczony – powiedziałem, mając na myśli broń. – Mogę strzelić ci w łeb i pojechać sam do Bossa – warknąłem wściekły.
W odpowiedzi odpalił auto i ruszył. Całą drogę zamierzałem go trzymać na muszce.
Podejrzewałem, gdzie może być Boss, ale łatwiej mi było do niego dojść z zakładnikiem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top