Rozdział piąty

- Która godzina? - pytam, z trudem otwierając oczy.

Światło dobija się do mojego pokoju na poddaszu przez zielone żaluzje, kompletnie niepasujące do reszty pokoju.

- Po dziesiątej. - odpowiada Charlie, a w jej głosie słychać zmęczenie. - Zaraz muszę lecieć.

- Już?

- Niestety, obiecałam rodzicom, że pomogę im w remoncie. - wzdycha.

- Wpadniesz później?

- Później, to możesz mieć randkę.

- Tylko chłopacy ci w głowie. - śmieję się.

- No, pisz do niego.

- No dobra, bo nie dasz mi żyć.

Po kilku minutach Charlie opuszcza mój dom. Siadam przy oknie w salonie, wypatrując się jak wchodzi do samochodu. Chwytam telefon, aby w końcu nawiązać konwersacje z Tobiasem. Ręcę odrobinę mi drżą, ale nie jestem pewna, czy to skutek nerwów, czy alkoholu. Po kilkunastu wersjach wiadomości, po prostu tylko się przywitałam.

Do Tobias: Hej.

Nieszczególnie czekam na odpowiedź, lecz dostaję ją niespodziewanie szybko. Zanim odczytuję, serce znów biję mi lekko szybciej.

Tobias: Hej Kopciuszku, już się bałem, że nie odpiszesz.

Irytuje się na słowo Kopciuszek.

Do Tobias: A jednak :) Jak mnie znalazłeś?

Nadal ciekawi mnie, jak trafił na mój profil w internecie.

Tobias: Przyznam, nie jesteś jedyną Beatrice w tym mieście, ale warto było przeszukać pół internetu, żeby cię poznać.

Palant.

Do Tobias: Skąd ta pewność?

Tobias: Widzę to w twoich oczach :*

Po tej wiadomości robi mi się dziwnie miło, ale nawet to nie zmienia mojego podejścia do chłopaka, który już od pierwszej wiadomości próbuje mnie poderwać, myśląc, że zgrywając romantyka, może mieć każdą.

Do Tobias: I co jeszcze w nich widzisz?

Sytuacja trochę mnie bawi i daje mi niecodzienną pewność siebie.

Tobias: Powiem Ci jak się spotkamy Kopciuszku :*

Do Tobias: Szybki jesteś.

Tobias: Tylko wtedy, gdy mi na czymś zależy :*

To, że zaproponował mi spotkanie po trzech minutach rozmowy, upewniło mnie w przekonaniu, że nie powinnam się z nim spotykać. Po pierwsze jest strasznie podejrzany, po drugie wydaje się zarozumiałym dupkiem, na którego towarzystwo nie mam ochoty i po trzecie, nie chcę spotykać się z żadnym chłopakiem, zwłaszcza z takim, który od razu na coś liczy.

W międzyczasie piszę również z przyjaciółką, która oczywiście musi wiedzieć o każdym szczególe. Na wiadomość o propozycji spotkania zareagowała tak pozytywnie, jakby sama ją dostała. "Kiedy ostatnio byłaś na randce?" - pyta.

Prawdę mówiąc na prawdziwej randce byłam tylko dwa razy. Pierwsza okazała się totalną porażką, a druga otworzyła mi drzwi do lepszego życia...

***

Minęło kilka dni od pierwszego pocałunku z Mikiem, dzięki któremu pisałam z nim praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę. Potrafiłam nawet zarywać noce, żeby tylko dowiedzieć się, co u niego i rozmawiać o pierdołach. Wciąż byłam chora, więc nie chodziłam do szkoły, a Mike mógł się spotkać ze mną dopiero w sobotę. Chodziłam jak na skrzydłach, spoglądając co chwilę, czy nie dostałam żadnej wiadomości. Najwyraźniej nie umiałam ukrywać uczuć, ponieważ mama oraz Charlie męczyły mnie ciągłymi pytaniami typu "zakochałaś się? ", "znów myślisz o Mikeu?".

Największa radość ogarnęła mnie, gdy Mike zaprosił mnie na spacer. Nie użył słowa "randka", ale oboje wiedzieliśmy, że nie będzie to zwykły, przyjacielski spacer. Pisaliśmy o milionie różnych rzeczy, flirtowaliśmy, słodziliśmy sobie na każdym kroku, wysłaliśmy serduszka, czasem treść naszej konwersacji wyglądała, jakbyśmy byli parą, ale ani przez chwilę nie poruszyliśmy tematu pocałunku. Prawdopodobnie oboje uznaliśmy ten temat za zbyt poważny, aby rozmawiać o nim przez SMS.

- Wyglądasz przepięknie.- Usłyszałam po przywitaniu się. Widziałam, że Mike jest lekko spięty, zupełnie tak jak ja.

Nie chciałam pokazywać, że na coś liczę, ale Charlie była tak podekscytowana, że postanowiła pomalować mnie jak na bal i kazała ubrać sukienkę. Na szczęście, nie namawiała mnie na założenie butów na obcasie.

Mike zabrał mnie na przystań nad jeziorem. Właściwie już od dziecka uwielbiał spędzać czas na świeżym powietrzu, więc ani trochę mnie to nie zdziwiło. Jak na dwudziesty dziewiąty dzień września, pogoda była tak cudowna, jak moje samopoczucie.

Siedzieliśmy, podziwiając zachód słońca. Tylko ja, chłopak, na widok którego serce biło mi jak szalone, szum drzew i śpiew ptaków. Właściwie było to nasze drugie spotkanie sam na sam i oboje czuliśmy się niezręcznie. Widziałam, że Mike wciąż na mnie patrzy. Nieustannie próbował mnie rozśmieszyć i prawił komplementy.

Byłam pewna, że ciągle chcę o coś spytać, lecz nie mógł się przełamać. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce.

- Wiesz co? Czasem gdy piszemy, czuję się tak, jakbyśmy byli razem. - powiedziałam cicho siadając obok niego.

- A wiesz, że mam tak samo? - zapytał retorycznie, uśmiechając się szczerze.

- To chyba dobrze. - palnęłam bez chwili namysłu. To jedna z tych wypowiedzi, które będę analizowała w głowie przez następne milion wieczorów.

- A co gdybym chciał, żeby na prawdę tak było? - ciągnął coraz bardziej zdenerwowany. Przyznam, że słodko się denerwował.

- Nie wiem, może ja też bym chciała.

- A chciałabyś?

- To propozycja?

- A jeśli tak?

- To właśnie masz dziewczynę. - uśmiechnąłam się ze łzami szczęścia w oczach, a on bez zawachania przykleił się do moich ust.

***

Na myśl o wspomnianych chwilach, na mojej twarzy namalował się uśmiech, a oczy zalały się łzami. Nigdy nie zapomnę tego uczucia. Tych milionów motylków w brzuchu, tego szczęścia w głosie i szczerego do bólu uśmiechu.

Tobias: To jak Kopciuszku? Dziś o 18?

Wracam na ziemię.

Do Tobias: Nie umawiam się z nieznajomymi.

Odpowiadam stanowczo, próbując go spławić. Myśl o Mikeu, wywołuje u mnie lekkie poczucie winy.

Tobias: W takim razie, musimy się poznać :*

Postanawiam nie reagować na tą wiadomość. Wyłączam internet i zajmuję się przepisywaniem notatek,  oglądaniem telewizji i plotkowaniem z mamą.

Wieczorem Charlie próbuje wyciągnąć mnie na drinka, ale zupełnie nie mam na to ochoty. Postanawiam wykorzystać fakt, że mama ma dzień wolnego, co bardzo rzadko się zdarza i spędzić z nią czas.

- Co się tak uśmiechasz do tego telefonu? - pyta, gdy po kilku godzinach włączam internet i widzę spam wiadomości na czacie.

Tobias: Może napiszesz coś o sobie Kopciuszku?

Tobias: Jesteś?

Tobias: Odezwij się, bo zaczynam tęsknić.

Tobias: Kurde, może za szybko wyjechałem z tym spotkaniem. Zaczniemy od nowa?

Tobias: No dobra, więc... Hej Kopciuszku, wydajesz mi się fajna, może się poznamy?

Od razu też wysłałam zrzut ekranu do mojej przyjaciółki (wkońcu jesteśmy kobietami), która uznała, że na prawdę powinnam spróbować.

Mimo tego, że steptycznie nastawiam się na nowe znajomości, już po kilku wiadomościach zrobiło się swobodniej, a nawet miło. Tobias chociaż nie przestawał kokietować, zachowywał dystans, którego ja potrzebowałam.

Przez chwilę myślę nawet, że może za szybko go oceniłam i nie jest takim zarozumiałym dupkiem za jakiego uchodził.

Mówią, że każdy zasługuje na drugą szansę, więc czemu on miałby nie dostać pierwszej?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top