Rozdział dwudziesty ósmy

Walizka mogłaby śmiało zostać mianowana symbolem nowego życia.
Wystarczy zapakować kilka najpotrzebniejszych rzeczy i wyjechać nawet kilkadziesiąt kilometrów, aby stać się anonimową osobą, z czystą życiową kartą.

Myśl, że za kilka godzin będę w mieszkać w obcym mieście, krąży mi po głowie od samego rana. Porzucenie całego życia, wydaję się czymś trudnym. Pewnie takie jest, lecz nie dla kogoś, kto mieszka w jednej miejscowości z duchem byłego chłopaka i kolejnym byłym chłopakiem, którego się zraniło.

Toby nie dał znaku życia od naszej ostatniej rozmowy. Wciąż nawiedza mnie jedna myśl - czy tęskni? Ja za nim bardzo, o ile to wystarczające słowo. Nie ma godziny, w której nie pomyślałabym o tym co nas łączyło. Wiele razy trzymałam w dłoniach telefon i próbowałam utworzyć wiadomość godną wysłania. Nie znalazłam odwagi, aby do niego napisać. Raz, kiedy wypiłam za dużo wina, wybrałam jego numer. Rozłączyłam tak szybko, że prawdopodobnie nie było nawet jednego sygnału. 

- Mogę pożyczyć samochód? - pytam mamę, po kilkukrotnym upewnieniu się, że spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy.

- Gdzie chcesz jechać? Za godzinę  musimy wyjechać. - informuje mnie głos, ukryty gdzieś za stertą kartonów.

- Chcę jechać na cmentarz. - Zbyt długo z tym zwlekałam. Wreszcie czuję się gotowa. Mama nie odpowiada przez dłuższą chwilę.

- Jestem z ciebie dumna - odpowiada w końcu, gdy staje tuż przedemną. Uśmiecha się szeroko, a następnie całuje mnie w czoło. Też jestem z siebie dumna.

Nigdy nie byłam na cmentarzu. Wiem, że brzmi to nierealnie, ale to prawda. Nie mam za dużej rodziny. Mama czasem odwiedza na jakiś dalekich krewnych, ale nigdy nie zabrała mnie ze sobą. Co za tym idzie, ani razu w swoim dziewiętnastoletnim życiu nie uczestniczyłam w pogrzebie. Chyba niczego nie straciłam, prawda?

Podjeżdżając pod cmentarz czuję niepokój. Mimo, że świeci słońce, mam wrażenie, że niebo pociemniało, gdy tylko przekroczyłam bramę cmentarzyska. Już rozumiem, dlaczego miejsce pochówku zmarłych, jest tak częstym motywem w horrorach. Trochę czasu zajmuje mi poszukiwanie grobu Mikiego.  Przechadzam się między uliczkami, czytając nazwiska i daty urodzenia oraz śmierci zmarłych. Życie jest niesprawiedliwe - myślę, gdy orientuję się, jak wiele młodych ludzi pożegnało się z tym światem.

W końcu znajduję to czego szukałam.

Mike Nicholas Reggan
* 17.10.2001
+ 26.11.2020
"Nie umiera ten, kto pozostaje w sercu i pamięci bliskich.”

Czuję dreszcz przeszywający moje ciało. Czytam sentencję wypisaną na kamieniu i myślę, że ktoś, kto wypowiedział te słowa ma rację. Mike umarł, lecz w moim sercu pozostanie na zawsze. Teraz wiem, że nie trzeba o kimś zapomnieć, by pogodzić się z jego odejściem.

- Cześć - szepczę, kucając na trawie.

Czuję się dziwnie, gadając do kogoś, kogo fizycznie tu nie ma, chociaż robiłam tak codziennie od ponad roku. Codziennie, do dnia, kiedy Toby poznał prawdę. Gdyby nie on, pewnie nie umiałabym przestać. Dzięki niemu zrozumiałam, jakie to było głupie. Cały czas wmawiałam sobie, że jeśli nie przyjdę, Mike będzie miał mi to za złe. Wierzę, że chłopak czuwa gdzieś nademną, że nie przepadał na wieki. Jestem jednak pewna, że odszedł z mojego życia i nie powinnam myśleć inaczej.

- Sama nie wiem, od czego zacząć. Kiedy odszedłeś popadłam w obłęd. Nie wierzyłam, że nasz czas się skończył. Myślałam, że jeśli będę cię odwiedzać i z tobą rozmawiać, ty nigdy nie znikniesz. Wierzyłam, że jeśli nie zobaczę, jak Twoje ciało znika pod ziemią, zawsze będziesz żywy - mówię, a moje oczy zaczynają się szklić. - Wolałam wmawiać sobie i innym, że mnie zostawiłeś. Właściwie nawet nie kłamałam. Zostawiłeś mnie, lecz nie miałeś wyboru. Byłam na ciebie wściekła. Nie powiedziałeś mi o chorobie, nie zdążyłeś się ze mną pożegnać. Uważałam cię za egoistę,  lecz teraz rozumiem, że każdą decyzję, którą podjąłeś, podjąłeś z miłości. Zapewne nie było ci łatwo. Wierzę, że umarłeś szczęśliwy. Chciałam dodać, "tak, jak sobie zaplanowałeś", ale takich rzeczy chyba nie da się zaplanować. Nie odwiedzam cię już w naszym miejscu. Mam nadzieję, że mnie rozumiesz. To miejsce wpędzało mnie w paranoje. Żyłam tak, jakbym odeszła razem z tobą, ale przecież tu jestem. Wiem, że chciałbyś żebym była szczęśliwa. Kiedyś myślałam, że nasze szczęście musi być zależne od kogoś. Właściwie to błędne przekonanie, otacza wiele osób. Przyjęło się, że żeby być szczęśliwym, trzeba znaleźć tego jedynego. Kiedy odszedłeś, byłam pewna, że bez ciebie nigdy nie będę szczęśliwa. Później pojawił się Toby i to jemu przypisywałam swoje szczęście. Teraz już wiem, że żeby znaleźć szczęście, trzeba umieć go szukać. Nie w drugiej osobie, lecz w sobie. Zawsze wierzyłam, że wszystko dzieje się z jakiegoś powodu. Nie mam pojęcia z jakiego powodu los mi ciebie odebrał, ale może kiedyś odnajdę coś, co nada sens temu cierpieniu - biorę kilka głębszych oddechów, aby nie rozpłakać się do reszty. - Dziś wyjeżdżam do innego stanu. Chcę zacząć wszystko od nowa. Tym razem na prawdę. Postanowiłam zamknąć wszystkie furtki z przeszłości, aby otworzyć nowe. Mam nadzieję, że już nigdy nikogo nie skrzywdzę. Że już nigdy na nikogo się nie wykrwawię.
Odwiedzę cię, kiedy tylko będę w Chicago. Pamiętaj, że mimo tego, że nie ma cię obok, zawsze będziesz zajmować miejsce w moim sercu. Kocham cię Mike. Nigdy nie przestanę. Do zobaczenia. - Jeszcze przez chwilę uśmiecham się do Mike. Ulga, którą czuję jest niesamowita. Zrzuciłam sobie jeszcze więcej ciężaru, niż w momencie, w którym pierwszy raz wypowiedziałam na głos, że Mike nie żyje.

***

Baldwin nie jest takie malownicze jak na zdjęciach w Google. Mimo, że przeprowadziłam się do sąsiedniego stanu, czuję jakbym uciekła na drugi koniec świata. Kiedy pierwszy raz poszłam do sklepu, miałam wrażenie, że ludzie rozmawiają w innym języku. Mówią tu tak szybko i niewyraźnie. Zupełnie inaczej niż w Chicago.

Wyjeżdżając z miasta, miałam nadzieję, że uda mi się zostawić w nim wszystkie złe wspomnienia, a co najważniejsze - tęsknotę za Tobym. "Nadzieja matką głupich" powiadają.  Nadal zdarza mi się płakać do  poduszki, gdy o nim pomyślę. Po głowie wciąż krąży mi myśl, czy dobrze zrobiłam nie kontaktując się z nim. Może on też czekał, na wiadomość ode mnie. Zresztą, to i tak bez znaczenia. On jest w Chicago, a ja utknęłam w tej dziurze, w której ludzie mają ponure miny, a pogoda codziennie jest gorsza niż u Charlie.
Dzień przed moim wyjazdem przyjaciółka udała się do Tobiasa po resztę moich rzeczy. Chłopak nie był zbyt rozmowny. Właściwie nie chciał z nią gadać. Powiedział tylko, że mu przykro i ma nadzieję, że poukładam sobie życie na nowo. Też mam taką nadzieję. Może za jakiś czas, wyślę mu pocztówkę tej "wspaniałej" miejscowości. Spędziłam tu tydzień, lecz nadal nikogo nie znam. Czasem uśmiecham się do dziewczyny z naprzeciwka, która wydaje się być miła. Porozmawiam z nią przy najbliższej okazji. Przecież nawet gdybym chciała wyjść na miasto poznać nowych znajomych, nie wiem gdzie powinnam się udać.
Wczoraj złożyłam prośbę o przeniesienie do pobliskiej uczelni, lecz rozpatrzenie wniosku i papierologia mogą potrwać kilka tygodni. Póki co, jestem skazana na samotność.

Mama i Frank są tutaj przeszczęśliwi. To jedyna rzecz, dzięki której potrafię tu wytrzymać. Chociaż czasem odnoszę wrażenie, że im przeszkadzam. Zachowują się jak para nastolatków, którzy są wystarczająco duzi, by publicznie się obściskiwać. Obrzydliwość. Próbuję wmówić sobie, że nie jestem dla nich ciężarem. Ani mama, ani Frank nie powiedzą mi, że powinnam się wyprowadzić, ale wiem, że chcieli zamieszkać sami. Zaraz po wpłacie pieniędzy ze sprzedaży domu, zacznę szukać nowego lokum. W końcu na to miały być poświęcone te pieniądze.

Dziś razem z mamą, poraz ostatni odwiedzimy nasz stary dom. Agentka nieruchomości, która pośredniczy przy jego sprzedaży, zadzwoniła wczoraj wieczorem, że znalazł się bardzo zdecydowany klient, który chce podpisać umowę w jaknajszybszym terminie. Z tego też powodu, od dwóch godzin siedzę w samochodzie, słuchając piosenek z lat siedemdziesiątych, które puszcza mama.

***

- Witam - mówi kobieta wyciągając dłoń. Przełykam głośno ślinę, kiedy uświadamiam sobie, że za kilka minut dom, do którego właśnie wchodzę, nie będzie należał do mnie. - Kupca jeszcze nie ma, powinien być za kilka minut. Proszę ostatni raz pożegnać się z domem - ciągnie uprzejmie kobieta. Podejrzewam, że jest taka miła, ponieważ za tą transakcję dostanie spore wynagrodzenie.

Mama uśmiecha się szeroko i od razu rozpoczyna podróż po domu. Ja nie mam takiego zamiaru. Spędziłam w nim ponad pół życia, znam każdy jego kąt. Wiem, że jeśli obejdę go z myślą,  że jest to ostatni raz, zrobi mi się przykro. Stoję w korytarzu, czekając na klienta. Ciekawi mnie, kto zajmie moją sypialnie i będzie spał w moim łóżku. Ta myśl jest dziwna. Ale to przez tą ciekawość, przyjechałam tu razem z mamą.

Czekam kilka minut, wsłuchując się w eho,  które odbiją się o ściany, gdy mama krąży po domu. Nagle drzwi się otwierają.  Obracam się w ich stronę, a widok, który mam przed oczami zapiera mi dech w piersiach.

- Toby? - wyduszam z siebie. Radość i przerażenie kłócą się o miejsce w mojej głowie. Cieszę się na jego widok, jednocześnie wiem, że to nie najlepszy moment na rozmowę. Nie wiem, co powinnam zrobić, dlatego stoję wpatrzona w niego, jak w obrazek. Chłopak uśmiecha się szelmowsko.

- Och, już Pan jest - słyszę zza pleców głos kobiety. Napewno pomyliła Tobiasa z klientem. - Drogie panie, to Tobias Clinton, nowy właściciel tego domu.

Toby uśmiecha się dumnie, a ja nie potrafię pojąć tego, co właśnie usłyszałam. Toby kupuje nasz dom? Ale po co? Spoglądam na mamę, która jest w jeszcze większym szoku niż ja. Agentka nie wyczuwa dziwnej atmosfery, tylko zaprasza nas na kanapę. Chłopak podaje mi rękę, jakbyśmy spotkali się poraz pierwszy i wypowiada swoje imię. Kiedy mnie dotyka, czuję ciepło, rozpływające się w moich żyłach.

- Podpiszmy co trzeba i jest pani wolna. Jestem zdecydowany - informuję Toby, uśmiechając się całym sobą. Tak bardzo za nim tęskniłam. Albo to najgorsza zemsta w historii, albo znak, że Toby wcale nie chce się rozstawać.

Głośny głos w mojej głowie liczy każdą sekundę. Tak bardzo chcę z nim porozmawiać. Tak bardzo chcę go przytulić. Tęskniłam za nim, lecz dopiero teraz uświadomiłam sobie jak bardzo.

Wpatruję się mamę, która pełna radości podpisuje umowę,  a potem w Tobiasa, który robi to samo. Agentka gratuluję obu ze stron, a później żegna się z nami. Mama odprowadza ją do drzwi, mrugając do mnie jednym okiem. Staję na przeciwko Tobiasa i nadal nie jestem w stanie wydusić z siebie żadnego słowa.

- Piękny dom - Toby przerywa niezręczną ciszę i oboje zaczynamy chichotać. - Szkoda by było, gdybym mieszkał w nim sam.

Nie odpowiadam. Radość, która się we mnie kłębi, każe mi się uwolnić. Rzucam sie na szyję chłopaka, którego ani przez chwilę nie przestałam kochać. Przytulamy się przez dłuższą chwilę, po czym Toby odsuwa się lekko, aby mnie pocałować. Jestem taka szczęśliwa.

- Wcale nie polubiłam Michigan - śmieję się, a później znów go całuję.

Gdyby ktoś kazał mi namalować szczęście, na kartce umieściłabym właśnie tę chwilę.

Teraz jestem jeszcze bardziej pewna, że chcę zacząć nowe życie. Chcę zacząć je z mężczyzną, którego kocham najbardziej na świecie. Chcę zacząć z czystą kartą, bez kłamstw, bez ściemy, bez przeszłości. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top