Rozdział czwarty

Tej nocy nie zmrużyłam oczu ani na sekundę. Pogoda głośno dawała o sobie znać, a do tego miałam wrażenie, że wybuchnie mi głowa. Nos został zatkany przez katar, więc proces oddychania musiałam przeprowadzać za pomocą ust, które dodatkowo obciążone były kaszlem. Czuję się źle.

Kiedy schodzę do kuchni po tabletkę, mama już nie śpi. Stoi oparta o blat w jasno różowej piżamie, całkiem seksownej jak na samotną osobę. Jej włosy przypominają wyciągnięte z kieszeni słuchawki, które zawsze same się plątają. Mama jest piękna. Wcale nie mówię tego, ponieważ jest moją mamą. Jej twarz zawsze jest rozpromieniona i odżywiona. Dona Owens nigdy nie była u fryzjera! Włosy podcina sobie sama, a farba zupełnie nie jest jej potrzebna. Myślę o tym przez chwilę i czuję niesprawiedliwość.

- Kacyk? - pyta, podśmiewując się ze mnie.

- Przestań, wcale tak dużo nie wypiłam.

- Pokaż się. - mama przyciąga mnie do siebie, dotykając ustami mojego czoła. - Jesteś rozpalona - tym razem przykłada dłoń i jest już pewna, że mam podwyższoną temperaturę.

- Zajebiscie. - wyrzucam z siebie pod nosem.

- Idź się połóż, zrobię ci herbatę.

Po kilku minutach termometr wskazuje 38.3°C. Mama panikuje  jakbym conajmniej umierała.

- Zwariowałaś? - pytam, gdy proponuje, że weźmie dzień wolnego w pracy.

Martwi mnie fakt, że to dopiero początek szkoły, a ja już będę miała zaległości oraz to, że będę zmuszona siedzieć w domu kilka kolejnych dni, a póki będzie w nim mama, nie opuszczę go ani na moment. Co prawda nie jest ze mną, aż tak źle, ale ze względu na to, że w ciągu ostatnich dwóch lat, trzy razy zachorowałam na zapalenie płuc, nawet lekki kaszel dawał powody do niepokoju.

Wbrew pozorom choroba przywoływała we mnie jedno z najpiękniejszych wspomnień.

***

Minął dopiero trzeci tydzień szkoły, a ja już leżałam w łóżku prawie niemogąc mówić, z okropnym bólem gardła i głowy. Wrzesień zawsze zaburzał mój system odpornościowy.

Kiedy po kilkunastu godzinach bezsenności wreszcie zmrużyłam oczy, usłyszałam dzwonek do drzwi.

- Hej, wejdź, nie spodziewałam się gości. - powiedziałam dość entuzjastycznie, dostrzegając Mikea.

Już od pierwszego spotkania między nami układało się dobrze, a nawet wspaniale. Od razu złapaliśmy świetny kontakt i ani przez chwilę nie odczułam, że nie widzieliśmy się osiem lat.

- Ciasteczka do kawki i rosołek na przeziębienie. - wyciągnął zza pleców pudełko słodkich przekąsek oraz słoik "lekarstwa" na mój męczący kaszel.

- Nie mów, że ugotowałeś dla mnie rosół. - uśmiech nie schodził mi z twarzy ani na sekundę, a moje samopoczucie znacznie urosło.

Nie wyglądałam atrakcyjnie. Od dwóch dni nie uwolniłam włosów z kucyka. Luźne dresy miały już trzy plamy, ale nie miałam ochoty ich przebierać.

- No dobra przyznaje się. - uniósł ręce w geście poddania się. - Rozpuściłem kostkę rosołową we wrzątku.

- Uroczy jesteś wiesz?

***

Kładę się do łóżka licząc na to, że uda mi się przespać chociażby godzinę. Nie jest to łatwe, ponieważ Charlie zasypuje mnie pytaniami o to, jak się czuję oraz zabawnym opowieściami "z życia szkoły". Cieszę się, gdy mama wyjeżdża do pracy i przestaję mnie męczyć.

Dona jest szefową działu kreatywnego w agencji reklamowej. Osiągnęła wszystko sama i mimo szklanego sufity, zarabia nienajgorzej. Po kilkunastu latach pracy była w stanie kupić dla nas niewielki domek. Nigdy nie zobaczyła, ani złotówki alimentów od gościa, który mnie spłodził. Nawet się o to nie dopominała. Feminizm.

Po raz piąty zabieram się za czytanie książki o wielkiej miłości , którą dostałam od mamy na walentynki, lecz literki nachodzą mi jedna na drugą. Głos programów telewizyjnych mnie denerwuje, a jakiekolwiek sztuczne światło sprawia, że na nowo zaczyna boleć mnie głowa. Przyjaciółka zapewniła, że odwiedzi mnie po piętnastej.

Najlepszą opcją wydaje mi się gapienie na zdjęcia zawieszone na lnianym sznurku, zdobiace błękitną ścianę na przeciwko łóżka. Mój pokój jest niewielki, ale dołożyłam wszelkich starań, aby wydawał się przytulny. Dużo zdjęć, poduszek, pamiątek, łapacz snów, który ostatnio najwyraźniej się zepsuł, ponieważ często budzą mnie koszmary.

Spoglądam na zdjęcie wiszące na samym środku, zamykam oczy i wracam do przeszłości.

***

- No dalej uśmiechnij się. - Mike przymierzał się do wspólnego zdjęcia.

- Przestań, spójrz, jak ja wyglądam. - próbowałam wyrwać mu telefon z rąk. Na prawdę nie wyglądałam dobrze. Piłam rosół, siedząc w cieplutkiej piżamce onesie uszytej na wzór kota. W końcu zebrałam się na pozbycie się brudnych dresów.

- Oj, no dalej tylko do Charlie. - pstryknął zdjęcie w najmniej oczekiwanym momencie.

- Wyszłam jak clown, który przyjeżdżał na wieś z okazji dnia dziecka.

- Wyszłaś, przepięknie. Jesteś przepiękna. - przegarnął ręką kosmyk moich włosów i głęboko zatopił wzrok w moim spojrzeniu.

Delikatnie przybliżył się do mnie. Poczułam jego gorący i szybki oddech.
Serce waliło mi jak młot, miałam wrażenie że nawet Mike je słyszy. Czas jakby na chwilę się zatrzymał, a nasze usta zetknęły się zupełnie niespodziewanie. Właśnie tego chciałam. Właśnie o tym marzyłam.

Ja, siedemnastoletnia dziewczyna z Chicago całowałam się nieśmiale z przyjacielem z dzieciństwa. Całkiem przystojnym i niezmiennie słodkim.

- Przepraszam, jeśli zrobiłem coś nie tak... - zaczął, gdy gwałtownie odsumęłam się od niego.

- Zarażę cię. - nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, widząc jego powagę.

- Najwyżej. - szepnął i ponownie zatopił się w moich ustach.

***

Podczas mojej choroby przyjaciółka odwiedzała mnie każdego dnia, dzięki czemu nie umarłam z nudów. Cały tydzień w czterech ścianach. Wymykałam się tylko wieczorami, aby porozmawiać z Mikiem. Na szczęście mama pracowała do późna, więc nie musiałam słuchać jej pretensji, że wychodzę w takim stanie.

W piątkowy wieczór słyszę pukanie do drzwi. Spoglądam przez okno i widzę Charlie trzymającą torbę z rzeczami. Otwieram okno i krzyczę, aby weszła. Przyjaciółka oznajmia mi, że spędzi u mnie noc. Oczywiście nie może się obyć bez malinowej wódki i dużej ilości słodyczy. Uwielbiam noce spędzone nad szczerymi rozmowami, wygłupami oraz przeglądaniem śmiesznych filmików na YouTube.
0,7 litra później, alkohol zaczyna uderzać nam do głowy, rozlega się dźwięk Messengera.

- To mój? - pytam retorycznie, sięgając po telefon.

- Kto o tej godzinie? Tajemniczy wielbiciel? - Charlie wybucha śmiechem. - No pokaż. - przysuwa się bliżej mnie i obie wpatrujemy się w telefon.

Tobias Clinton wysyła ci gest machania ręką.

Kliknij, aby odmachać.

- A co to za przystojniak? - przyjaciółka ekscytuje się jakby napisał do mnie conajmniej Brad Pitt.

- Nie wiem i nie obchodzi mnie to. - odpowiadam blokując telefon. Ciekawi mnie kim jest ten cały Tobias i czego chce właśnie ode mnie, ale nie mam zamiaru nawiązywać konwersacji.

- Co ci szkodzi. - czuję na sobie litościwie spojrzenie - Pamiętasz, o co się założyłyśmy?

Ta, zakład o danie szansy wielkiej miłości.

- To, że się założyłam, nie znaczy, że mam interesować się każdym facetem na mojej drodze. Przecież nawet nie wiesz...

- O mój boże! - przerywa mi, głosem pełnym niedowierzania. - Ten koleś z przed baru. - pokazuje mi zdjęcie profilowe nieznajomego. A może jednak znajomego.

Czuję ciepło wypełniające moje podbrzusze. To pewnie przez alkohol. Staram się udawać obojętną, ale w głębi duszy cieszę się, z takiego obrotu sprawy.

- Jak on mnie znalazł? - znając same imię, było to prawie niemożliwe.

- Nie wiem, ale nie zostawisz tak tego.

- Charlie...

- Hej przystojniaku, jak mnie znalazłeś? - mówi, pisząc do niego wiadomość.

- Oddaj mi ten telefon idiotko! - siłuję się z nią, robiąc tym samym wielki bałagan na łóżku i przypadkiem wysyłając "kciuk w górę". - Zabije cię.

- Teraz nie masz wyjścia. - Charlie jest przeszczęśliwa, że wyszło po jej myśli.

- Odpiszę mu rano, obiecuję. - mówię, trzymając rękę na wysokości serca.

Kiedy poraz pierwszy się upiłam i napisałam kompromitującą wiadomość do chłopaka, w którym byłam zauroczona, postanowiłam, że nigdy więcej nie odpiszę nikomu pod wpływem.

Kolejną godzinę spędzamy na stalkowaniu Tobias'a. Dowiaduję się, że jest dwa lata starszy od nas, mieszka całkiem niedaleko, skończył szkołę sportową i grał w baseball, lecz musiał zakończyć karierę przez kontuzję prawego kolana. Ze zdjęć które dodawał na Facebooku, wywnioskowałam, że ma wielu znajomych i uwielbia imprezować. Przeglądam życzenie, które składano mu w dni urodzin, ale nie znajduję tam nic interesującego. Otwieram listę znajomych i znajduję dziewczynę o ty samym nazwisku, może siostra? Wchodzę na profile ludzi, który oznaczają go na zdjęciach. Mają dużo polubień, muszą być popularni.

Chłopak ma gadane, jest przystojny i wysportowany, więc teoretycznie co trzecia laska w Chicago leci właśnie na niego. Jego status mówi mi, że jest wolny, lecz zdecydowanie ma dużo koleżanek.  Prawdopodobnie typ "zabawić się i zostawić". Być może idealny kandydat na jedną noc z moją przyjaciółką, ale nie koniecznie na wielką miłość ze mną, chociaż Charlie i tak planowała już nasze wspólne wakacje oraz kolor bukietu ślubnego.

Wiedziałam, że jeśli mu nie odpiszę, Charlie nie da mi spokoju, dlatego robię to z nadzieją, że szybko okaże się dupkiem i będę miała pełne usprawiedliwienie do tego, aby go olać.

A co jeśli nic nie dzieje się bez przyczyny?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top