Rozdział szesnasty

- Tris, poczekaj! - woła Tobias. Zdążyłam oddalić się już kilkaset metrów od bloku, w którym mieszka.

Idę szybko, lecz nie wystarczająco żeby go zgubić. Chłopak chwyta mnie za rękę i delikatnie stara się obrócić moje ciało. Ma już na sobie spodnie, chociaż nadal wygląda tak samo nieziemsko.

- Od początku miałam rację. Szkoda naszego czasu - przełykam głośno ślinę, marząc o tym, żeby wyciąć tą żenującą scenę z mojego życia. Kieruję wzrok na ziemie. Liczę kostki chodnika. Jeden, dwa, trzy...

- O Boże, głuptasie - Tobias próbuje zachować powagę, ale dostrzegam, jak bardzo jest rozbawiony. Odczuwam jeszcze większą złość. Jak on może być taki bezczelny? Ugh, od nowa: jeden, dwa... - Ty myślałaś, że... - nadal nie przestaje chichotać.

- Nawet nie próbuj się wykręcać, Toby - sprowadzam go na ziemię.

- Chodź - chłopak chwyta mnie za rękę i ciągnie w stronę mieszkania. - No chodź - pospiesza mnie. - Pomożesz mi znaleźć tą dziewczynę, która rozbrała mnie do majtek.

Idę w milczeniu, nie mając pojęcia, o czym myśleć. Kazał jej wyjść, a teraz będzie mi ściemniać, że cały czas był sam? A może jestem zbyt impulsywna i zareagowałam zbyt gwałtownie. Może to wcale nie tak, jak mi się wydaje.

-Już jestem! - komunikuje Tobias, wchodząc do kawalerki.

Czyli jednak nie jest sam. Będzie udawać, że są tylko przyjaciółmi?

Oh Tris, nie panikuj. Przecież nawet nie jesteście razem.

Zniechęcona przekroczam próg mieszkania. Po dwóch sekundach jestem już w salono-kuchnio-jadalnio-sypialni.

- Cześć? - witam się z ogromnym zdziwieniem, kiedy moim oczom ukazują się dwa słodkie maluszki. Dziewczynka wygląda na sześć lat, chłopczyk może na osiem.

- Dzień dobry - odpowiadają jednocześnie.

- Yyy - tylko tyle zdołałam z siebie wydusić. Tobias patrzy na mnie szeroko się uśmiechając, po czym z ogromną powagą zapewnia mnie o swoich dobrych intencjach.

- Nie, nie sprowadzam sobie panienek do domu i nie, nie jestem pedofilem - oznajmia.

- Debilka - określam siebie jednym słowem.

- Ale za to jaka piękna. - komplementuje, nadal rozbawiony całą sytuacją. - Sąsiadka, z którą nie spałem, - szepcze - podrzuca mi ich, kiedy musi coś załatwić. To fajne dzieciaki.

- Kto by pomyślał, że lubisz dzieci - próbuję, tłumaczyć swoje bezpodstawne oskarżenie.

- Uwielbiam je, KIEDY NIE WYLEWAJĄ NA MNIE SOKU! - mówi głośno, a dzieci zaczynają śmiać się w niebogłosy.

- Możemy zapomnieć o tej sytuacji? - moje zażenowanie osiąga najwyższy poziom.

- Oto dowody, pani detektyw - Tobias droczy się dalej, pokazując pomarańczowe od soku ubrania.

- Długo będziesz mi to wypominał? - pytam pretensjonalnie. - Każdy może się przecież pomylić. - tłumaczę się, bo jak każda kobieta nienawidzę nie mieć racji.

- Ja gdybym zobaczył cię w samych majtkach, skakał bym z radości pod sufit.

- Już widziałeś i nie pamiętam żebym skakał - przewracam teatralnie oczami.

- Bo chwilę później, to ty skakałaś po mnie - spogląda na mnie uwodzicielskim wzrokiem. Upewnia się, że dzieci sąsiadki są zajęte i obejmuje mnie w talii. Czuję, że się czerwienię, a mój puls na pewno przekracza setkę. Chłopak powoli zsuwa ręce w dół, zbliżając je do mojego tyłka.

- Toby, zwolnij - prostuję go, a on bezproblemowo odsuwa się na dwa kroki.

Cieszę się na myśl o tym, jak mnie rozumie. Właściwie na myśl o tym, jak rozumie moją niepewność i strach przed oddaniem komuś swojego serca (bo jeśli chodzi o rozumienie siebie - nawet ja siebie nie rozumiem). Tobias w żaden sposób nie należy do mnie, ani ja do niego, a jednak zaakceptował fakt, że kilka minut wcześniej odstawiłam scenę chorej zazdrości, jakby łączyło nas coś więcej niż krótka znajomość i dwie chwilę zapomnienia.

Zachowanie dystansu między nami wcale nie pomogło. Toby nie dotyka mnie już, ale nadal czuję na sobie jego głębokie spojrzenie. Dwa kroki, które nas dzielą, dały mu większe pole widzenia, dzięki czemu bezkarnie wlepia we mnie wzrok i po prostu uwodzi spojrzeniem. I nie mówię tu o jego pięknych, dużych oczach, bo istnieje znaczna różnica między atrakcyjnymi oczami, a atrakcyjnym spojrzeniem. To drugie jest znacznie bardziej niebezpieczne. Sprawia, że gdy tylko czuję na sobie jego wzrok, od razu robi mi się gorąco i pragnę, żeby patrzył na mnie jeszcze przez chwilę, a później jeszcze jedną i jeszcze jedną...

- Co się tak patrzysz? - pytam, odsuwając swój mózg od myśli "Dalej Tris, pocałuj go"

- Bo jesteś piękna, mówiłem Ci już - chłopak wyczuwa moje skrępowanie i oddala się na kolejne dwa kroki. - Chodź, zajmijmy ich czymś, żeby nie powiedzieli mamie, że oglądali bajki przez trzy godziny - śmieje się, wskazując ręką na dzieci, które oglądały kreskówkę.

Uśmiechnęłam się słysząc piosenkę z czołówki "Wyspy totalnej porażki".

Uwielbiałam tą bajkę w dzieciństwie, a po kilku rozmowach z Mikiem okazało się, że on także, dlatego pewnego romantycznego wieczoru, zamiast filmu "dla zakochanych", zgodnie włączyliśmy pierwszy odcienek tej bajki, a w przeciągu tygodnia obejrzeliśmy już dwa pełne sezony, ekscytując się tym tak bardzo, jak większość nastolatek, losami uczestników "top model".

- Co powiecie na chowanego? - pyta Tobias z wielkim przejęciem.

- Jestem za, ale... dziewczyny na chłopaków - Alice i Sam (bo tak mają na imię) wydają się zachwyceni tym pomysłem.

- Nie macie z nami szans! - stwiedza dumnie ośmiolatek.

- Jesce zobacymy! - sprzecza się dziewczynka.

Tobias od pierwszych chwil imponuje mi na prawdę fajnym podejściem do dzieci oraz pomysłowymi kryjówkami (które sprawdziły by się bardziej, gdyby nie miał studziewiędziesieciu centymetrów wzrostu). Wieczór mija miło i nawet udaje nam za zapomnieć o naszej "prawie kłótni". Zabawa nie trwa długo, ponieważ po krótkim czasie mama dwóch, cudownych aniołków zakończyła załatwianie swoich spraw (czymkolwiek były) i przywróciła nas z powrotem do rzeczywistości.

Fajnie czasem poczć się dzieckiem.

Ostatecznie, mimo sprzeciwu Alice i Sama, ogłaszamy remis. Toby podchodzi do drzwi, a dzieciaki wtulają się we mnie na pożegnanie. Mama dzieci wchodzi do mieszkania i wita mnie miłym spojrzeniem. W podziękowaniu za pomoc sąsiadka wręcza Tobiasowi butelkę whisky.

- Gdybym wiedziała, że masz dziewczynę, kupiłabym wino - dodaje, wręczając prezent.

- Następnym razem, może być wino - Toby spogląda na mnie i czeka na moją reakcje. Nie miał nawet zamiaru zaprzeczać, naszemu rzekomemu związkowi, co było dość miłe, ale również przerażająco zobowiązujące.

- Skąd w ludziach przekonanie, że dziewczyny muszą pić wino ? - czekam z tym pytanie do wyjścia sąsiadki.

Toby śmieje się i bez pytania wyciąga z szafki dwie strasznie zakurzone szklanki. Nastepnie spogląda na poziom ich brudu, ponownie chichocząc i odkłada je ma miejsce.

- Musimy pić z plastików- podsumowuje, wyszukując w jednej z szuflad jednorazowe kubeczki. Na jego twarzy wciąż gości uśmiech.

- Jesteś taki wesoły, jakbyś już coś wypił.

- Wyprosiłaś mnie z domu, zarzuciłaś przygodny romans, a ostatecznie tu jesteś i wypijesz ze mną whisky. Czemu miałbym nie być wesoły?

- Te whisky, to prezent dla ciebie i twojej dziewczyny, więc chyba sobie pójdę - od razu żałuję wypowiedzenia tych słów. Spojrzenie chłopaka uświadomia mi, że dałam mu tym stwiedzeniem, wielką szanse na flirt. - Wyciągnij ją wreszcie z szafy, ile można siedzieć w zamknięciu? - śmieję się nerwowo.

- Te whisky to prezent dla nas, niezależnie, kim dla siebie jesteśmy - mówi niesamowicie spokojnie. - A jej nic nie będzie, - wskazuje palcem na szafę - to taka nasza gra wstępna.

- Jeden drink - zgodzam się.

- Ale z filmem - ani trochę, nie brzmi to jak pytanie.

Toby rozlewa alkohol do dwóch, plastikowych kubków, następnie dopełnia je coca-colą. Trzymając je w dłoniach, udaje się na kanapę.

- To może serial? - proponuję, aby skrócić czas - Serio, nie mam zbyt dużo czasu.

- Niech Ci będzie - za pomocą jednego kliknięcia na ekranie niewielkiego telewizora, wyświetla się napis NETFLIX.

- Ja wybieram - wyrywam mu pilota.

- Nie ma mowy, nie zgodzę się na żadne romansidło - Toby odkłada kubeczki na mały stolik i zaczyna mnie łaskotać.

- Ej, to nie fair - śmieję się w niebogłosy.

- Oddaj pilota, to przestanę. - szantażuje mnie.

- Przestań - wyduszam siebie, resztkami sił. - Stop! Poddaję się.

Toby automatycznie zastyga, przygniatając mnie delikatnie własnym ciałem. Znów hipnotyzuje mnie spojrzeniem.

- Wygrałeś - oddję pilota.

- Grzeczna dziewczynka - chłopak usmiecha się triumfalnie.

- Znasz zasadę, że jeśli zacznie się serial razem, trzeba go całego wspólnie obejrzeć? - pyta, przekładając nade mną rękę. Dotyka dłonią mojego ramienia i delikatnie dosuwa do siebie nasze ciała.

- Właśnie ją wymyśliłeś. - zgaduję.

- Nie prawda. To zasada wymyślona przez twórcę neflixa. - mówi niezwykle poważnie, co doprowadza mnie do śmiechu.

- Jasne, a królowa Elżbieta jest moją babcią. - nie daję za wygraną. Jednocześnie coraz mocniej wtapiam głowę w jego klatkę piersiową.

- W takim razie, tym bardziej mogę nazywać cię kopciuszkiem - chłopak  szczerzy swoje białe jak śnieg zęby i podaje mi kubek z napojem.
- Twoje zdrowie Kopciuszku.

- Zdążymy cokolwiek obejrzeć, czy będziesz myśleć do rana? - pytam, widząc jego niezdecydowanie.

- Wybieram to - zatrzymuje kursor na serialu "Skazany na śmierć".

- Przecież to straszny tasiemiec, ma ponad dziewięćdziesiąt odcinków. Nie jestem gotowa na takie zobowiązanie.

- Nie moja wina, że masz takie łaskotki. - Tobi spogląda na mnie z dumą i całuje mnie w czoło.

Ku mojemu zdziwieniu serial okazuje się na prawdę ciekawy. Jeśli można obiektywnie ocenić coś po jednym odcinku. Toby również wydaje się zainteresowany. Na szczęście moja obecność nie zbyt mocno odwraca jego uwagę. Zgodnie z umową kończymy seans po jedym odcinku. Kończę trzeciego drinka, a Toby namawia mnie, żebym została dłużej, ale wiem, że nie powinnam. Tym bardziej czując uderzające do głowy promile. Smsem poproszę przyjaciółkę, żeby przyjechała po mnie, aby Toby nie wpadł na pomysł odprowadzenia mnie pod dom. To jak bardzo mnie kręci plus to ile wypiłam, mogłoby popchnąć mnie do decyzji, których następnego dnia bym żałowała.

***

TOBIAS CLINTON ZMIENIŁ(A) TWÓJ PSEUDONIM NA "KOPCIUSZEK♡".

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top