Rozdział dziesiąty
W życiu każdego z nas bywają takie dni, w które jesteśmy źli po prostu na wszystkich i wszystko, a wkurzyć nas potrafi nawet krzywo pomalowana brew lub wiatr, który niszczy starannie ułożoną fryzurę. W taki dzień siedzisz na zajęciach, słuchasz wykładu z którego nic nie rozumiesz i musisz udawać zainteresowaną, ponieważ z powodu spóźnienia przesadzono cię do pierwszej ławki.
Taki właśnie dzień przypadł mi akurat po tym, jak przez kilka minionych dni relacja z Tobym trochę ucierpiała. Ogromne poczucie winy, mieszkało w mojej glowie. Było mi głupio, że jestem zmuszona okłamywać kogoś, na kim w pewnym sensie mi zależy oraz, że nie mogę powiedzieć mu wszystkiego.
Siedząc na zajęciach z psychologi społecznej, znów analizuję swoje życie. Mój umysł jest męczący. Zazdroszczę ludziom, którzy potrafią tak po prostu wyrzucić myśl z głowy. Nieststy do nich nie należę. Kiedy w moim życiu wydarzy się coś niespodziewanego, tak jak noc z Tobym, kolejne kilka dni analizuje wszystkie plusy i minusy. Wracam w myślach do tego dnia, przypominam sobie każde słowo, zastanawiam się, co mogłam zrobić, aby do tego nie doszło. Czy w ogóle chciałam żeby do tego doszło? Cofam się myślami jeszcze dalej i myślę o Mikeu. Myślę o tym jak nam ze sobą było. W oczach już mam łzy, ale nie odpuszczam. Przypominam sobie, jak mówił, że będzie mnie kochał na zawsze. Później przenoszę sie do dnia, w którym poraz pierwszy zastawiałam się, czy mogłabym żyć z kimś innym niż on.
Ktoś puka.
Podnoszę głowę i widzę czarnowłosą sekretarkę z nadwagą, pracującą w naszej szkole.
- Beatrice Owens - wypowiada moje imię i nazwisko, poszukując mnie wzrokiem po sali.
- Tak? - pytam znudzona.
- Spakuj się i chodź . - mówi poprawiając okulary, które nierówno układają się na jej wielkim, szpiczastym nosie.
- Dlaczego? - Serce zaczyna bić mi dużo szybciej. W głowie układam tysiące wersji, które mogły się wydarzyć. Mama miała wypadek? Babcia dostała kolejnego udaru?
Spanikowana wstaję, wrzucając wszystkie rzeczy ze stolika do torby. Wybiegam z sali, nie mówiąc nawet "dowidzenia". W głowie mam tylko jedna myśl. Niech ten dzień wreszcie się skończy.
- Cześć księżniczko. - słyszę znajomy głos, podczas gdy wybiegam z sali.
- Toby? Co ty tu robisz? - pytam rozglądając się po korytarzu. Niestety, nie dostrzegłam ani mamy, ani w ogóle nikogo znajomego.
- Przyjechałem po ciebie. - na jego twarzy maluje się wielki uśmiech, nie adekwatny do sytuacji.
- Co się stało? Coś z mamą? Co ty tu..
- Ej, mała spokojnie. - chwyta mnie za ramiona. - Musiałem im trochę pościemniać, żeby chcieli cię wypuścić.
Nie czuję ulgi.
- Zwariowałeś? - pytam pretensjonalnie, wyrywając się z jego dotyku. Przyśpieszam. Toby idzie za ną, próbując mnie dotknąć.
Wychodzę na zewnątrz. Wiatr powoduje, że włosy zasłaniają mi oczy.
- Nie odzywałaś się od tamtej nocy, chciałem cię zobaczyć. - Toby mówi głosem pewnym skruchy. Wyprzedza mnie i znajduje się tuż przed moją twarzą.
- Co ty sobie wyobrażasz? Myślisz, że możesz przyjeżdżać do mnie bez zapowiedzi, albo perfidnym kłamstwem, wyciągać mnie z lekcji? Za kogo ty się masz? - przez moje ciało przepłnął właśnie strumień złości.
- Przecież tobie też na mnie zależy. - powiedział z wielkim przekonaniem, czym zdenerwował mnie jeszcze bardziej.
- Czy ty siebie słyszysz? Lubię cię, ale nic więcej. Jesteś zrozumiałym dupkiem, który myśli tylko o sobie. Nigdy, przenigdy z tobą nie będę, rozumiesz? - krzyczę. Czuję kumulację wszystkich złych emocji. Nie wytrzymuję, poddaję się.
- Jak możesz Tris? Przecież było nam tak dobrze. Myślałem... - przerwa. Przez ułamek sekundy robi mi się go żal, ale nie mogę znów mu ulec.
- Masz co chciałeś. Zaliczyłeś mnie, koniec zabawy. - mówię, po czym ruszam przed siebie. Nie mogę powiedzieć nic więcej, żeby nie rozbeczeć się jak małe dziecko.
- Na prawdę uważasz, że chodziło mi tylko o to? - Toby już za mną nie idzie.
- Przepraszam, Toby. Nic z tego nie będzie. - mówię zatrzymując się na chwilę, a następnie zaczynam biec.
Co on sobie w ogóle wyobraża? Za kogo się uważa? Myśli, że może decydować za nas obu?
Jestem wściekła na niego, a jeszcze bardziej na siebie. Jak mogłam dać mu nadzieję, że coś z tego będzie? Po co ja w ogóle się z nim spotykałam?
Najpierw zdradzam Mikego, którego tak bardzo kocham, z kimś kto nic dla mnie nie znaczy, a później oskarżam Tobiasa, że chciał mnie tylko zaliczyć, podczas gdy on wyznał, że mu na mnie zależy.
Świetnie Beatrice. Brawo ty!
Zdołowana, rozkojarzona, z milionem myśli w głowie, nie wiedząc co ze sobą zrobić biegne w najbliższe mi miejsce. Co prawda, o tej godzinie gwiazdy nie są widoczne, ale muszę pogadać sama ze sobą, a właściwie z Mikem. Mimo tego, że na miejscu nie zastaję chłopaka, czuję jego obecność.
- Co ja najlepszego zrobiłam Mike? Proszę wróć do mnie i mi pomóż. Błagam. - mówię, zalewając się łzami.
Kocham go za to, że był i nienawidzę za to, że go nie ma. Było nam razem tak dobrze i miało być już zawsze. Obiecał, że będzie w moim życiu aż do końca i tak po prostu mnie zostawił, a ja nie umiem bez niego żyć.
***
- Jedziesz ze mną na weekend do babci? - zaproponowałam pewnego dnia.
- Nie wiem, czy chcę tam wracać. - powiedział chwytając mnie za rękę. Spacerowaliśmy podziwiając pierwszy listopadowy śnieg, który w tym roku trochę się pośpieszył.
- Za dużo wspomnień o tacie? - upewniłam się. Mike nie często rozmawiał ze mną o tacie, ale wiedziałam jak bardzo mu go brakuje.
- Czasem mam wrażenie, że tylko mi go brakuje.
- Nie mów tak, przecież twoja mama i Lia..
- Jasne. Mama ma już kogoś nowego, a Lia jest tym faktem bardzo ucieszona. - wtrącił się.
- Przecież minęło już tyle czasu, nie możesz być zły na mamę, że ponownie się zakochała.
- Ja nigdy bym ci tego nie zrobił. Nawet jakbyś mnie zdradziła, zostawiła, albo próbowała udusić w nocy. - wymieniał z wielką powagą. - Nigdy, nikogo tak nie pokocham.
- Nie mów tak, nie wiesz co będzie. - próbowałam realistycznie patrzeć na sytuację, chociaż sama nie wyobrażałam sobie życia z innym mężczyzna niż Mike.
- Mówię serio. - pocałował mnie w policzek. - Gdybym miał wybierać po między życiem z kimś, a życiem w samotności, wybrałbym życie z tobą. Tylko i wyłącznie.
- Kocham cię, wiesz?
- Ja ciebie też. - przystał na moment, aby spojrzeć mi w oczy. - Na zawsze, rozumiesz?
- Na zawsze.
***
Jakiś czas później, postanawiam wrócić do domu. Mama i Charlie czekają tam na mnie, aby podnieść mnie na duchu. Toby powiedział mojej przyjaciółce o całej sytuacji, a ta podobno kazała mu trochę poczekać. Mówiła, że wytłumaczyła mu fakt, iż przechodzę trudny okres w życiu i potrzebuje sobie wszystko poukładać.
Charlie wiele ostatnio dla mnie poświęciła. Coraz rzadziej widywała się z Brandonem, z którym kiedyś spędzała każdą wolną chwilę, aby móc podnosić mnie na duchu, czego w ostatnim czasie bardzo potrzebowałam. Czasem jednak wspominała o tym chłopaku z imprezy. Miałam wrażenie, że między nimi dzieje się coś dobrego, lecz przyjaciółka nie chce mnie dołować swoim szczęściem.
- Charlie, mogę cię o coś spytać? - pytam, wchodząc do pokoju z dwoma kubkami kawy.
- Już to zrobiłaś. - mówi sarkastycznie, piłując paznokcie.
- Zabawne, serio. - odkładam napoje na stolik nocny, przypominając sobie, który jest mój, a który przyjaciółki. Różnią je trzy łyżeczki cukru.
- No dalej, pytaj - mówi, wgapiając się w paznokcie.
- Ostatnio jakoś mało skupiasz się na chłopakach, nie napalasz się na przystojniaków na ulicy i ciągle z kimś smsujesz - recytuję śpiewająco. - Czyżby ten Alex, zawrócił ci w głowie?
- Nieee - stanowczo zaprzecza wytrzeszczając oczy. - On nawet nie jest przystojny. - Chowa pilniczek do kosmetyczki, unikając mojego wzroku.
- Ale za to jest miły, zabawny i wygląda na ułożonego gościa.
- No lubię go, no. - Przyjaciółka przewraca oczami, próbując ukryć emocje.
- Wiedziałam! - wykrzykuję, lekko podskakując. Orientuję się, że prawie rozlałam kawę.
- Już się tak nie nakręcaj. Wątpię, żeby coś z tego wyszło.
- Przeciwieństwa się przyciągają. - mówiąc to myślę o Tobym.
- Nie w tym przypadku. Po za tym, Alex chyba nigdy nie miał dziewczyny. - mówi, sięgając po kawę. - Mmm, pycha - zmienia temat.
Jakiś czas później Charlie idzie już do domu. Siedzę przy oknie, gapiąc się w krople deszczu wpadające do kałuży. Dostaję smsa i niechętnie sięgam po telefon. Uśmiecham się nerwowo, widząc, że to Tobias.
Od Tobias: Przepraszam, jeśli zrobiłem coś nie tak. Wiem, że to wszystko stało się tak szybko, ale nie mogłem się powstrzymać, myślałem, że oboje tego chcemy. Zależy mi na tobie. Proszę daj mi szansę, albo chociaż ostatni raz porozmawiajmy.
Po raz kolejny tysiąc myśli przelatuje przez moją głowę. Muszę po prostu się z tym przespać. Nie mam siły już dłużej o tym myśleć. Nie dziś.
- Tris. - słyszę swoje imię wypowiedziane przez mamę, gdy wygodnie układałam się na łóżku. - Zrób sobie jutro wolne, urządzimy sobie taki babski dzień, zanim przyjedzie Frank. - Odpowiadam uśmiechem, po czym zamykam oczy.
Zamykam siebie w swojej samotności.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top