Epilog

*Pół roku później*

- Kochanie, wychodzę - informuję Tobiasa, krzątającącego się po NASZEJ kuchni. Spoglądam na niego i myślę o tym, jaką jestem szczęściarą

Kocham go. Dzień, w którym dowiedziałam się, że Toby kupił dom,uświadomiłam sobie jak bardzo. Tobias wybaczył mi wszystkie kłamstwa. Na początku było ciężko.Widziałam, że nosi w sobie pewnego rodzaju żal,
którego ukrywanie sprawiało mu trudność. Na szczęście przetrwaliśmy ten kryzys i staramy się, jak tylko możemy, aby nie zepsuć tego, co jest między
nami.

- Zdążysz? Może cię podwiozę? - pyta troskliwie.

- Przejdę się. W taką pogodę, spacer jest wskazany. - Toby odruchowo spogląda w okno, a później rusza głową przytakująco.

- Nie dostanę buziaka, na do widzenia? - pyta zalotnie, podchodząc najbliżej mnie, jak się da.

Całuję go namiętnie. Najchętniej zostałabym w domu, jeszcze przez kilka minut, ale nie mogę się spóźnić.

- Naprawdę muszę iść. Powycieraj kurze, jeśli będziesz umierał beze mnie z nudów - śmieję się.

Mama i Frank przyjeżdżają do nas na weekend. Chcę, aby widzieli, że dobrze sobie radzimy, więc porządek jest wskazany. Kiedy dowiedziałam się, że Tobias wykupił nasz dom, za niemało pieniędzy byłam przerażona. Mamie również nie podobało się, że Toby chce zapłacić jej za mieszkanie ze mną. Tym bardziej, że pieniądze ze sprzedaży nieruchomości i tak miały zapewnić mi nowy dach nad głową. Ostatecznie mama zdecydowała się zerwać umowę. Zapłaciła Agentce nieruchomości
za fatygę i długo ją przepraszała.

Rozgrzewana promieniami słońca, idę szybkim krokiem, aby dotrzeć na czas. Jest wieczór, lecz temperatura sprawia, że czuję się jak w porze lunchu. Co chwilę nerwowo spoglądam na zegarek. Kiedy docieram na miejsce, wyciszam telefon, aby nic nie przeszkodziło mi w rozmowie.
Spoglądam na napis widniejący tuż przede mną.

Centrum psychologii i psychiatrii


W dniu, w którym wróciłam do Tobyego bez dłuższego zastanowienia, zapisałam się na terapię. Już dawno powinnam to zrobić. Od razu też, wyrzuciłam środki nasenne, których prawdopodobnie i tak już nie
potrzebowałam. Raz na dwa tygodnie spotykam się z doktor Sandler - wspaniałym psychologiem. Już po pierwszej sesji byłam pewna, że terapia zdziała cuda. Kobieta nauczyła mnie patrzeć na wszystko inaczej i zrozumieć sens śmierci Mikego. Raz na jakiś czas uczęszczam również na spotkania grupy
wsparcia. Kiedyś uważałam to za poroniony pomysł. Kojarzyłam je tylko ze spotkaniami AA, przedstawionych na słabych komediach, jako powód do
śmiechu "-Nazywam się Tris.
- Czeeeść Tris". Zdradzę wam sekret. Te spotkania wyglądają zupełnie inaczej. O wiele
łatwiej wyjść z dołka, kiedy są wśród nas ludzie, którzy doskonale rozumieją nasze uczucia.

***

Mama i Frank rozsiadają się na drewnianych krzesłach w naszym ogródku. Za każdy razem, kiedy spotykam się z mamą, myślę sobie, że nigdy nie widziałam jej szczęśliwszej. Alex, pomaga Tobyemu przy grillu, kiedy Charlie plotkuje z ciocią Theresą. Długo nie wierzyłam, że pośpiech z zaręczynami przyjaciółki wyjdzie im na dobre. Myliłam się. Para zamieszkała ze sobą, krótko po tym, jak wróciłam do Chicago. Jeszcze nigdy nie słyszałam, aby się kłócili. Charlie wcale się na niego nie skarży, a mówi mi praktycznie o wszystkim.

- Wszyscy, których kocham, w jednym miejscu - mówię sama do siebie.

- Zajmijcie miejsca i napełnijcie kieliszki! - prosi głośno Toby.

Wszyscy posłusznie wracają do stołu. Frank odkręca butelkę wódki i dzieli ją między wszystkich. Wychodzę z domu, trzymając w rękach ostatnią z sałatek i odkładam ją na stół. Spoglądam na Tobiasa z niezrozumieniem.

- Chciałbym wznieść toast - ogłasza, wpatrując się głęboko w moje oczy.Goście podnoszą się z miejsc i patrzą na nas z wielką radością. - Tris.. - zaczyna chłopak, chwytając mnie za rękę.

- Tak? - pytam cicho. Czuję się nerwowo, przez liczne spojrzenia rzucane w naszym kierunku.

- Kocham cię i chciałbym spędzić z tobą resztę życia - zaczyna, po czym klęka na jedno kolano.

Otwieram buzię z niedowierzaniem, podczas gdy
Toby wyjmuje z kieszeni małe, czerwone pudełko. Kiedy je otwiera, dostrzegam, jak trzęsą mu się ręce.

- Zostaniesz moją żoną? - pyta ze
łzami wzruszenia.

- Tak! Tak! Tak! - wykrzykuję.

Słyszę brawa i piski radości z każdej strony. Toby zakłada mi pierścionek na palec i podnosi się na nogi. Rzucam mu się na szyję i nie zwracając uwagi na bliskich, całuję go najmocniej, jak
potrafię.

W mojej głowie wciąż mieszka przekonanie, że nic nie dzieje się bez przyczyny. I chociaż nie jesteśmy w stanie zrozumieć celowości wielu zdarzeń, musimy zaufać losowi. Nie zmienimy tego, co jest nam przeznaczone. Czasem mamy wrażenie, że los uwziął się na nas i powoli próbuje odebrać nam szczęście. Nie dajmy mu się. Nieustannie szukajmy
szczęścia w małych rzeczach. Pamiętajmy, że zawsze jest dobry czas, aby zacząć od nowa.
Idźmy do przodu, pokonujmy przeszkody, nie zatrzymujmy się... no chyba, że tylko na moment, aby spojrzeć w niebo.

NASZE NIEBO.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top