Scena VII

Kuchnia w mieszkaniu Barney'a, późny wieczór. Barney siedzi przy stole z laptopem. Z salonu dobiegają odgłosy gry.

Dave: GOL!

Nagle słychać trzask. Po chwili Dave pojawia się w kuchni z pilotem w ręce.

Barney (nie odrywając oczu od ekranu komputera): Tylko mi nie mów, że znowu upuściłeś pilot. Nie wiem, jak piąty raz wytłumaczę to w serwisie.

Dave: Właściwie, wypadły tylko baterie. Już je naprawiłem.

Barney: Więc po co przylazłeś?

Dave podchodzi do lodówki. Otwiera ją i wyjmuje dwie butelki piwa. Jedna z nich wysuwa mu się z ręki i roztrzaskuje na podłodze. Barney patrzy na niego z dezaprobatą.

Dave: Tak, tak... Już wycieram.

Stawia drugie piwo na blacie, po czym odchodząc, strąca je łokciem. Brzęk tłuczonego szkła zatrzymuje go. Patrzy na podłogę, a potem na Barney'a przepraszającym wzrokiem.

Dave: Ja...

Barney (z westchnieniem): Dobrze się stało. Może wreszcie do ciebie dotrze, że piwo nie jest wcale takie dobre.

Dave: Bo co? Bo ty tak mówisz?

Barney: Bo tak jest.

Dave: Barney, odkąd cię znam, tylko raz napiłeś się ze mną czegoś mocniejszego niż kawa.

Barney wywraca oczami.

Barney (ze smutkiem): Daj spokój. Doskonale wiesz, dlaczego nie piję.

Dave podchodzi do niego i klepie go po ramieniu.

Dave: Przepraszam, stary.

Przez chwilę milczą, razem patrzą na ekran komputera.

Dave: Co ty tak namiętnie przeglądasz?

Barney: Muszę załatwić parę spraw przed wyjazdem. Sprawdzić kurs walut, prognozę pogody, i tak dalej.

Dave (zaskoczony): To już?! Myślałem, że lecisz dopiero za tydzień.

Barney: Przecież wczoraj mi obiecałeś, że w piątek rano zawieziesz mnie na lotnisko.

Dave: Kompletnie zapomniałem.

Barney: Typowe.

Dave: Ale kurczę, stary. Meksyk! Nawet nie wiesz, jak ci zazdroszczę. Tequila w każdym barze. Oryginalne tacos i guacamole! Najchętniej pojechałbym z tobą.

Barney: Może gdybyś rzucił pracę w pubie i zajął się czymś pożyteczniejszym...

Dave (z oburzeniem): Nie ma mowy! Za bardzo się przywiązałem. Poza tym, szef ciągle mnie chwali i nie pozwoli mi tak po prostu odejść.

Barney: Tam też masowo tłuczesz kufle z piwem?

Dave (zbity z pantałyku): Co masz na myśli?

Barney: Podłoga, Dave. Podłoga.

Dave podąża za jego wzrokiem, wzdycha i wychodzi z kuchni. Wraca z wiadrem i ścierką, zabiera się do sprzątania.

Barney: Czasami mam wątpliwości, czy powinienem pozwolić ci zostać tu samemu na prawie dwa tygodnie. Kto wie, czy nie puścisz wszystkiego z dymem.

Dave: Dlatego będę się stołował w barze na końcu ulicy. Może wreszcie uda mi się poderwać tę rudą kelnerkę. Ale ma nogi!

Barney: Myślałem, że przerzuciłeś się na tę blond laskę z drogerii.

Dave: Nie moja liga. Zresztą, nie gustuję w rozpieszczonych córkach bogatych prawników.

Barney: Czekaj, nadal mówimy o tej niskiej?

Dave: Nie, o jej przyjaciółce. Tej długonogiej, co wygląda jak anioł, kiedy się uśmiecha.

Barney: Masz rację, nie twoja liga.

Dave kończy wycierać podłogę, wyciska szmatę do wiadra, a potem rzuca nią w Barney'a.

Barney: Hej! Tylko żartowałem!

W odpowiedzi Dave beztrosko wzrusza ramionami.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top