IX

 Inca obudziła się w jaskini w której schowała się wczorajszego dnia. Dziewczyna gdy tylko przypomniała sobie dlaczego tu jest od razu poczuła jak łzy napływają jej do oczy, a jej dłonie drżą. Została całkiem sama, jej siostry, jedyna jej rodzina zginęła i to na jej oczach z rąk człowieka, którego kochała.

 Dziewczyna kiedy doszła do siebie powoli wstała i udała się w stronę najbliższego jeziorka, dokładnie tego do którego zabrała Hiszpanie gdy go poznała. Idąc czuła się całkowicie pozbawiona sił i nadal drżała. Najbardziej bolała ją myśl, że jest w pewien sposób odpowiedzialna za ich śmierć. Ostrzegały ją i to nie raz, a ona im nie wierzyła.

 Po dotarciu na miejsce upadła na brzegu i zapatrzyła się w swoje odbicie ukazujące zapłakaną kobietę o złamanym sercu. Nie zauważyła nawet kiedy ponownie po jej twarzy zaczęły spływać łzy. Nagle poczuła czyjąś dłoń na ramionach. Bała się spojrzeć w oczy kogoś komu ufała.

-Wiem, że to co zobaczyłaś musiało cię zranić, ale inaczej się nie dało

-Zabiłeś moje siostry...Zniszczyłeś moją rodzinę...

-Uwierz mi, że nic nie dało się zrobić innego w tej sytuacji.

-Nie wybaczę ci tego...

-Inca...

-Kocham cię, ale to co zrobiłeś zniszczyło wszystko...Proszę odejdź i nie wracaj.

-Nie zostawię cię

-Odejdź! Zepsułeś wszystko! Zostaw mnie!-dziewczyna wpadła w histerię. Hiszpan zachował opanowanie chwycił ją za ramiona i przyciągnął do siebie.

-Nie pozwolę ci odejść.

 Nim dziewczyna doszła do siebie zorientowała się co się dzieje było już za późno na ucieczkę. Hiszpania i jego ludzie zabrali ją prosto na statek. Tu płacz nic już ni dał. Ostatnie co ujrzała nim zawlekli ją pod pokład to była piaszczysta plaża, a za nią rozciągała się dżungla będąca jej dawnym domem.

. . .

 Cela nie była zbyt dużą i w żadnym wypadku nie była przytulna i komfortowa. Inca siedziała skulona pod cienkim kocem, który dostała od żołnierzy i wpatrywała się w ścianę. Nie wiedziała ile już tak płyną i dokąd, co się tam z nią stanie również było tajemnicą, która przerażała ją. Do tego jej brzuch z każdym tygodniem był wyraźnie większy. Dziewczyna niedbała już o to co się z nią stanie, myślała tylko o przyszłości swego dziecka. Czy Hiszpania je oszczędzi? Czy zabije wraz z nią? Nie rozumiała już niczego. Jeszcze do niedawna mówił, że ją kocha, nie odstępował jej na długo, a teraz nawet tu nie zagląda. Jedynie przydzieleni żołnierze do pilnowania dbali o to był przeżyła rejs do Starego Kontynentu.

 Hiszpania na wieść, że są już blisko i ujrzał rozstawione statki swego króla postanowił posłać wiadomość. Nakazał zaprosić inne kraje Europy, aby podziwiały jego sukces i triumf. Gdy tylko dotarli na miejsce nakazał wyciągnąć zakutą w kajdany ciężarną kobietę i wsadzić ją do jego powozu. Gdy tylko weszła do środka ujrzał bladą i zmęczoną twarz, która dawniej tętniła radością. Dziewczyna była cała brudna i wyglądała na zmęczoną kilkunastu tygodniową podróżą w celi.

 Całą podróż do zamku spędzili w milczeniu. Hiszpania nie spuszczał z niej wzroku, a dziewczyna patrzyła w podłogę. Gdy powóz się zatrzymał Hiszpan chwycił ją za podbródek i zmusił aby spojrzała mu w oczy.

-To od teraz będzie twój nowy dom jeśli tylko przyjmiesz naszą religię.

-Dziecko...-powiedziała prawie szeptem- Co z dzieckiem?

-Będzie bezpieczne. Zaufaj mi.

-Nie mogę.

. . .

 Inca nie potrafiła się dostosować do życie na Europejskim dworze w czasie narodzin renesansu. Te wszystkie stroje, etykieta dworska i potrawy budził w niej smutek i pragnienie powrotu. Całe dnie spędzała zamknięta w swojej komnacie pod opieka strażników i tylko jak rodzina królewska chciała popatrzeć na pogańską dzikuskę mogła zjeść przy nich.

 Ludzie traktowali Incę jak dziwadło, coś na co można popatrzeć i zranić słowami, które krzywdziły ją. Do tego wszystkiego dochodziła zaawansowana ciąża i strach przed tym co czeka ją i jej dziecko jak się urodzi. A Hiszpania przez cały ten czas ani razu nie odwiedził jej, co sprawiało dodatkowy ból.

 Wreszcie nadszedł ten dzień. Inca jak zawsze siedziała przy oknie patrząc w ogród do, którego nie wolno jej było wyjść, a widok krat przypominał jej o tym co straciła. Nagle z zamyślenia wyrwała ją fala bólu. Nie wiedzieć skąd wiedziała, że to właśnie ten moment którego tak bardzo się bała.

 Strażnicy natychmiast wezwali lekarza i Hiszpanię. Mężczyzna siedział w swojej sypialni zastanawiając się co zrobić z Incą i dzieckiem. Miał zamiar ją przekonać do zmiany wiary i poślubić dla dobra jej i dziecka. Nagle do środka wbiegł jeden ze strażników dziewczyny. Wyglądał na mocno zdyszanego, w końcu musiał przebiec cały zamek aby tu dotrzeć.

-Mów czego chcesz, tylko się streszczaj.

-Ta poganka...ona rodzi.

-Rodzi? -Hiszpania zerwał się z miejsca i niczym błyskawica popędził do sypialni ukochanej.

 Gdy dotarł na miejsce było już prawie po wszystkim. Po kilku krzykach Hiszpania usłyszał płacz dziecka. W drzwiach stanęła służąca z maleństwem na rękach. Ojciec dziecka powoli podszedł do niej i spojrzał na maluszka. Na widok swojego pierwszego dziecka uśmiechnął się i wziął je na ręce.

-Moje gratulacje panie-Dołączył do nich lekarz- To śliczna i zdrowa dziewczynka.

-Dziękuję-wyglądał na zauroczonego swoim dzieckiem. Nagle jego radość trochę zmalała-A co z Incą? Co z jej matką?!

-Nic takiego panie. Odpoczywa, ale możesz jej pokazać córkę.-widać było, że mężczyzna jest niechętny wobec świeżo upieczonej matki z powodu tego kim jest.

 Hiszpania wszedł do komnaty z córką i podszedł do Inki leżącej na łóżku. Kobieta była bardzo zmęczona i cała mokra od potu. Na widok człowieka, którego nie potrafiła przestać kochać i dziecka mimowolnie uśmiechnęła się.

-Poznaj naszą córkę.

-Jest śliczna...Mogę ją nakarmić?

-To niemożliwe. Dziewczynką zajmie się niańka.

-Nie możesz oddać mojego dziecka innej kobiecie. Błagam cię.

-Tu na dworze to normalne. Zabierz stąd dziecko-odezwał się do służącej, która posłusznie wzięła dziewczynkę i wyszła. Inca próbowała wstać i iść za nimi lecz była zbyt słaba.

-Nie rób mi tego! Błagam cię!

-Przejdź na moją wiarę, a uczynię cię moją żoną. Chciałaś tego.

-Zabiłeś moje siostry! Wymordowałeś moich ludzi! Porwałeś mnie i zniewoliłeś! A teraz odebrałeś mi córkę! Nienawidzę cię!-odebranie dziecka sprawiło, że jej serce pękło na drobne kawałki.

-Inco posłuchaj...

-Nie! Nienawidzę cię!

-Sama się o to prosiłaś-po tych słowach wyszedł trzaskając drzwiami. Wychodząc postanowił zgodzić się na pomysł króla polegający na przymuszeniu jej siło do zmiany wiary.

. . .

 Inca od samego początku jak tu trafiła była poniżana i wyśmiewana. Lecz dopiero po urodzeniu dziecka nastał prawdziwy koszmar. Dworzanie stali się okrutni, głodzoną ją nie dawano nawet zobaczyć dziecka i bywała bita za odmawianie nauki modlitwy. Dziewczyna była wykończona ale czuła, że najgorsze jeszcze przed nią.

 Tego dnia przewiązano ją do słupa na środku ogrodu w taki sposób, że siedziała na ziemi. Liny wbijały się w jej drobne dłonie, a gorset, który jej założono utrudniał oddychanie. Po całym dniu niejedzenia zobaczyła jak słudzy wnoszą najróżniejsze potrawy na wcześniej przygotowane stoły. Dziewczyna patrzyła na to ze smutkiem, ale wiedziała, że nikt się nad nią nie zlituje.

Po jakiejś godzinie zjawili się goście aby uczcić zwycięstwo Hiszpani nad Portugalią, któremu zatonęły statki. Kraje starego kontynentu bawiły się w najlepsze, aż Anglia nie dostrzegł jeńca. Uśmiechnął się cynicznie i uderzył łyżeczką w kieliszek aby zwrócić uwagę gości.

-No proszę, proszę. Hiszpanio może zechcesz nam przedstawić tę damę?

-Ah racja. Ta kobieta jest ostatnią żywą z nowego kontynentu. Możecie się zabawić panowie.-Wszystkie kraje uśmiechnęły się dwuznacznie poza jednym, który wyróżniał się w całej Europie.

 Kiedy kraje zaczęły wyzywać Incę od brudnych pogan ten jeden kraj stanął w jej obronie. Korona Królestwa Polskiego zwana Nawojom Waleczną, która pokonała niedźwiedzia, była wówczas jedyną kobietą będącą krajem. Widząc inną kobietę która została zniewoloną i wystawioną na pośmiewisko i cierpienie musiała zareagować. Polka wstąpiła naprzeciw i stanęła tak aby osłonić Incę. Mężczyźni na widok niewysokiej kobiety o ciemnych długich lokach i szmaragdowych oczach sprawił, że uśmiechnęli się jeszcze bardziej. Jedynie Zakon Krzyżacki i Wielkie Księstwo Litewskie spoważnieli.

-Coś się stało seniorita?-zapytał przyjaźnie gospodarz

-Jak śmiesz tak ją traktować?!

-Traktuje ją tak, bo na to zasługuje. To tylko poganka.

-To, że wierzy w inną religie nie sprawia, że jest człowiekiem gorszej kategorii. Odwiąż ją i zakończ tę szopkę.

-Moja droga zapewniam, że jej nic nie jest.

-Moje oczy mówią mi co innego. -dziewczyna wyglądała tak jakby miała zaraz uderzyć gospodarza

-Nawoja!-nagle Litwin stanął pomiędzy nimi i chwycił ją mocno za ramię. Jego twardy wzrok chwilowo uciszył dziewczynę.

-Nie musiałeś interweniować. Przecież my się nie kłócimy, a twoja dama ma rację. -Hiszpan wydawał się na lekko przestraszonego. Plotki o sile i brutalności Litwina dotarły nawet do Madrytu.

-Uwolnij ją!-Polka nadal nie odpuszczała.

-Nawoja, dość.-Litwin był całkowicie opanowany tak jakby już nieraz powstrzymywał waleczną Polkę.

-Jeśli panienkę uraziłem to proszę o przebaczenie. I oddaję ją w twoje ręce na ten wieczór- po tych słowach prawie pobiegł do Portugali. Słyszał również plotki o tym, że Litwin i Polka są ze sobą blisko nie tylko w polityce więc wolał go nie prowokować. Do tego Polka mogła łatwo zakończyć koszmar na który król Hiszpanii skazał Incę.

 Polka od razu wyszarpała się Litwinowi i pobiegła do przestraszonej i wygłodzonej dziewczyny. Inca patrząc jak Nawoja rozcinała liny zaczęła dziękować ze Łazami w oczach. Gdy obie podniosły się z ziemi zaczęły kierować się do stołu z jedzeniem. Nagle drogę zastąpił im Litwa.

-Nawojo...

-Tak, tak wiem. Porozmawiam później- Dziewczyna próbowała go wyminąć, ale złapał ją za rękę.

-Chciałem tylko powiedzieć, że dobrze zrobiłaś. Ale nie rób tak więcej bez zemnie, bo mogą cię skrzywdzić.

-Już tamten niedźwiedź był od nich mądrzejszy i groźniejszy.-dziewczyny go minęły i nawet nie zauważyły, że lekko się uśmiechnął

 Gdy kobiety dotarły do stołu Inca natychmiast zaczęła jeść co tylko wpadło jej w ręce. Nagle ich spokój został przerwany przez Zakon Krzyżacki. Wilhelm uśmiechnął się do Nawoi i przyjrzał się Ince. Po krótkiej chwili milczenia wreszcie się odezwał.

-Ponownie udowodniłaś mi, że jesteś aniołem

-Daruj sobie. Czego tu chcesz?-Polka nie wydawała się na szczęśliwą jego obecnością, a sposób w jaki popatrzył na Incę sprawił, że była gotowa do obrony.

-Niczego po za widokiem twoich oczu, ust i...-z każdą chwilą jego oczy zniżały się i zatrzymywały na jej piersiach.

-Nawet nie waz się dokończyć.

-Racz mi wybaczyć moja piękna. A swoją drogą czy zdajesz sobie sprawę aniołku, że dzisiaj jej pomogłaś, a gdy jutro wyjedziesz zostanie tu całkiem sama? Słyszałem, że na nowej ziemi doszło do rzezi jej ludu, byli bez litośni dla pogan, ale co się dziwić jak siedzą u Watykanu jak wierne pieski rozpowszechniające wiarę.

-Co sugerujesz Wilusiu?

-Nic wielkiego, ale...ostrzegam tylko, że jest tu w niebezpieczeństwie. A ja tak się składa mam tu liczne znajomości aniołku.

-Doprawdy? Ciekawe...-posłała mu porozumiewawcze spojrzenie i niemiecki rycerz odszedł.

 Po balu po Incę która wtulała się w ramię Polki przyszli strażnicy. Dziewczyna posłusznie poszła do swojej celi. Po drodze zastanawiała się o czym rozmawiała ta dziewczyna z tamtym mężczyzną. Noc mijała w spokoju. Strażnicy po dzisiejszym przyjęciu przyznali z nadmiaru alkoholu, a Inca wpatrywała się w ścianę.

 Nagle usłyszała czyjeś kroki, które stawały się coraz głośniejsze. Dziewczyna powoli podeszła do krat i wyczekiwała na nadejście Hiszpanii. Wiedziała, że znowu będzie ją gwałcił. Ku jej zdziwieniu do celi podeszły dwie zakapturzone postacie. Niższa odsłoniła kaptur i okazało się, że to Nawoja, a jej towarzyszem był Wilhelm.

-Wyciągniemy cię stąd.

-Dziękuję...ale...Hiszpania odebrał mi dziecko...

-Wiemy. Niestety nie możemy nic zrobić. Cały dwór uznał ją za jego córkę i nie możemy jej odbić. Przykro mi Inco

-Kiedyś ją odnajdę...Pomszczę moich bliskich...

-Na pewno, a teraz w drogę moje panie. -Polka po otworzeniu celi podała jej męskie ubranie i wymknęli się z lochów.

-Jak to jest, że strażnicy nas nie usłyszeli?

-Podałam im środki nasenne w winie. A teraz posłuchaj mnie uważnie. Nie możesz zostać w Hiszpanii, a do domu cię nie odwieziemy, bo nie mamy takiej możliwości. Więc proponuję ci ukryć się u mnie, ale kiedyś pomogę ci wrócić do córki.

-Zgoda. Nie wiem jak ci dziękować.

-Ej przyciszcie się i w drogę.-Po dotarciu do pałacyku gdzie mieszkała, Nawoja zatrzymała się i spojrzała w szkarłatne oczy Niemca.

-Dziękuję ci za pomoc.

-Wiesz, że nie potrafiłbym cię zostawić samą w momentach jak jesteś zdeterminowana, w tedy nie panujesz nad sobą aniołku

-Bardzo śmieszne. Wiem, że między nami nie działo się za dobrze przez ostatnie lata, ale ja wciąż wierzę, że możemy nadal być przyjaciółmi Wilhelmie.

-Ja też Mein Engel. A teraz idź już, bo Litwinek się kapnie, że zwiałaś.

 Nim jednak odeszła posłała mu uśmiech w którym się zakochał. Każdego dnia żałował, ze doszło do wojny między nimi. Ale słowa Nawoi dodawały mu wiary, że może ją wciąż odzyskać. Z tą myślą udał się do swojego tymczasowego domu przespać się przed powrotem do Malborka.

 Z rana Nawoja zachowywała się podejrzanie miło i Litwin jeszcze zanim mu powiedziała wiedział co zrobiła, ale nie zamierzał nic z tym zrobić. Uważał, że postąpiła słusznie i zamierzał jej pomóc przemycić Incę do Krakowa.

 Przez pierwsze dni w powozie żadne z nich się nie odzywało. Inca wyglądała cały czas przez okno powozu podziwiając zupełnie obcy jej świat. Największe jednak wrażenie wywoływały na niej miasta. Nawoja cały czas zerkała na Gniewomira, który robił to samo. Wreszcie podczas postoju gdy dziewczyna skończyła kąpać się w jeziorze postanowił do niej podejść. Zastał ją w przemokniętej cienkiej, białej sukieneczce co lekko prześwitywała. Jednak nie zamierzał zaczekać.

-Postąpiłaś słusznie.

-Nie jesteś zły?

-Ani trochę. Cieszę się, że jesteś taka. Uwielbiam twój opór i wole walki. A jeśli Hiszpania się dowie i zechcę coś ci zrobić do obedrę go ze skóry.

-Chcę aby była szczęśliwa. Tak wiele wycierpiała

-Więc będzie szczęśliwa.

 Po paru dniach podróży Polka nagle złapała swoją towarzyszkę za rękę i pomogła wejść na dach powozu. Ich oczom ukazał się ogromny zamek na wzgórzu, a pod nim widać było liczne dachy wierzę kościołów i połyskujące słońce odbijające się od szyb. Dziewczyny uśmiechnęły się do siebie.

-Witaj w Krakowie.

________________________________________

I jest przed ostatni rozdział. :)

Jednak skończę tą opowieść, a jeszcze nim opublikowałam dwa ostatnie rozdziały miałam zamiar całkowicie ją usunąć, albo zawiesić na zawsze. Ale na szczęście wena powróciła i o to przedostatni już rozdział.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top