6

Anabell


- Harry, wstawaj - szarpnęłam ramieniem mężczyzny, starając się go dobudzić.

    Po tym, jak wczoraj zasnął, tak spał do tej pory. A dochodziła pierwsza po południu. Dobrze, że miał do pracy na drugą; może zdąży się jeszcze wyrobić.

- Anabell, daj mi spokój. Głowa mi pęka, mów ciszej kochanie - mruknął, uchylając minimalnie jedno oko.

- Harry, jeśli zaraz nie wstaniesz, spóźnisz się do pracy.

- Która godzina? - jęknął, przecierając oczy.

- Trzy po pierwszej, po południu - odpowiedziałam, spoglądając kątem oka w bok, gdzie po mojej prawej stronie, na półce stał biały kwadratowy zegarek, wskazujący aktualną godzinę.

- Ja pierdole - jęknął niewyraźnie.

    Odsunęłam się, by pozwolić mu wstać, ale jak tylko ustał na nogach, zachwiał się, ale w porę złapałam go za ramiona, dlatego się nie przewrócił.

- Dasz radę?

- Jasne, nie z takiego stanu się wychodziło - dodał z lekkim uśmiechem.

    Również się uśmiechnęłam, przypominając sobie, jak tydzień po naszym ślubie, Harry razem z Louisem, Niallem i Liamem chucznie w małym gronie opijali nasze zawarcie związku małżeńskiego. Mało brakowało, a przesadzili by po całości.

    Pomogłam mu dostać się do łazienki, nic się nie odzywając, ale w kuchni już nie wytrzymałam. Musiałam dowiedzieć się czegoś więcej.

- Harry, co miałeś na myśli mówiąc, że twój ojciec żyje? - Postawiłam na stole kubek z mocną kawą.

- Kochanie, dokładnie to, co powiedziałem. Mój ojciec żyje. Zmartwychwstał, ożył, jak wolisz. - Usiadł i upił łyka gorzkiej kawy, lekko się krzywiąc.

- Ale... - nie wiedziałam, co powiedzieć.

- Tak, ja też byłem zaszokowany, ale widziałem dowody... Anabell, on jest tu, w naszym miasteczku - powiedział zdenerwowany z każdą chwilą coraz bardziej. Jakbym włączyła swoim pytaniem jakąś tykającą bombę. - Ty wiesz, co to dla nas oznacza?

- Co oznacza? Harry, czemu masz taką minę? - zapytałam, lekko przerażona tym, jak bardzo jest poważny. Chyba jestem jakaś głupia, bo nic nie rozumiem w tym momencie.

- On... Nie jest tu bez powodu... Ja znam go bardzo dobrze i wiem, że będzie czegoś chciał, jeśli już nie chce. Anabell, musimy się pilnować i mieć oko na Alison.

- Harry, nie przesadzaj. Nie wiemy, o co chodzi...

- Jeszcze się dowiemy. I to szybciej, niż myślisz żono. - Wstał i wyszedł z kuchni, nie tykając nawet obiadu.

    Westchnęłam tylko i stwierdziłam, że dokończę obiad za niego.

    Siedząc w salonie koło godziny piątej, ktoś zadzwonił do drzwi. Bynajmniej nikogo się teraz nie spodziewałam, ale poszłam otworzyć. Może to Nathan wcześniej z Aidenem przyszedł. Mieli przyjechać jednak jutro, nastąpiła mała zmiana planów.

    Jakież było moje zdziwienie, kiedy po otworzeniu drzwi, nie zobaczyłam wspomnianej dwójki, a Willa. Stałam tam i nie wiedziałam, co powiedzieć.

- Mogę... Wejść? - zapytał niepewnie, a ja w końcu się ocknęłam.

- Jasne, zapraszam.

    Odsunęłam się na bok i wpuściłam go do domu, zastanawiając się, skąd wiedział, gdzie mieszkamy. Stanął w korytarzu i zdjął buty, ustawiając je niedaleko przy moich na podłodze. Rozejrzał się chwilę po wąskim przejściu i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.

-  Em... Tutaj na prawo - pokierowałam go. Weszliśmy do kuchni.

    Usiadł na krześle, tyłem do wyjścia. Przez chwilę zastanawiałam się, co zrobić, więc najpierw zaproponowałam mu coś do picia. No przecież tak sobie nie przyszedł.

- Więc... Skąd znasz nasz adres? - zapytałam, gdy już kawa dla mnie i herbata dla niego, stały na blacie stołu. Do tej pory był między nami cisza.

- Ja... Chciałem przeprosić za moje zachowanie wtedy na policji. Faktycznie musimy mieć coś ze sobą wspólnego, bo mój dziadek, jak się o tym dowiedział porządnie się wk... Zdenerwował.

- Całe życie mieszkasz ze swoim dziadkiem? Wiesz cokolwiek o swoich rodzicach? - Zalałam go pytaniami. Chęć tego, by cokolwiek się o nim dowiedzieć przejęła nade mną kontrolę.

- Tak. Gdy go zapytałem, nie chciał nic powiedzieć; wykręcał się. Kiedyś, gdy byłem mały, pytałem go o to. Cały czas mówił, że zostawili mnie w koszu na śmieci pod jakimś blokiem. Od tej pory szczerze ich nienawidzę. A teraz okazuje się, że to wy nimi jesteście.
Moimi rodzicami. - Ostatnie zdanie powiedział z tak silnym jadem, że niemal czułam namacalnie jego nienawiść.

- Ale...

- W ogóle, nie wiem po co tutaj przyszedłem. Nie wiem czego się spodziewałem.

    Podniósł się z zamiarem wyjścia, jednak zatrzymały go moje słowa.

- Jednak twój opiekun - inaczej nie mogłam nazwać tego człowieka - okłamał cię. Nasz syn został porwany z naszego podwórka w biały dzień - powiedziałam podniesionym głosem.

- Widać, źle go pilnowaliście - parsknął śmiechem.

- Miał najlepszą opiekę. A i tak nic to nie pomogło. Teraz, po piętnastu latach stoi przede mną chopak, który jest niemal identyczną kopią swojego ojca i odwraca się od nas plecami... - uniosłam się.

- Nie znam was. Nic o was nie wiem, a wy tak z dupy informujecie mnie, że niby mam rodzinę - powiedział sarkastycznie, wyrzucając ręce w powietrze.

- Jeśli nie wierzysz, możemy zrobić testy DNA.

- Mam je gdzieś. I tak nie uwierzę. - Podszedł do stołu, oparł na nim dłonie i wycedził dobitnie patrząc mi w oczy: - Nie mam rodziców i nigdy nie będę miał.

    Po czym wyszedł trzaskając drzwiami, zostawiając mnie w kompletnej ciszy.

    To, jak bardzo negatywnie był nastawiony do mojej osoby, utwierdziło mnie w przekonaniu, że charakter odziedziczył po swoim ojcu i być może w pewnej części po swojej babce. To nie może być pomyłka. Wiem, że Will to mój syn i udowodnię to, choćbym miała szukać pod ziemią.

***

- Żono, wróciłem! - głos Harrego rozniósł się po całym domu.

    Dochodziła jedenasta w nocy, ale czekałam na niego. I tak nie mogłam spać po dzisiejszym dniu.

- W salonie!

    Usłyszałam, jak Harry po omacku dociera do pomieszczenia. Nie wiem, czemu nie zapalił światła. Jedynie ekran telewizora dawał lekki blask.

- Proszę, to dla ciebie.

    Widziałam, jak wyciąga przed siebie bukiet kwiatów. Zapaliłam małą lampkę stojącą przy kanapie, na której leżałam pod kocem.

- Harry, nie musiałeś - powiedziałam, przyjmując kwiaty, pomarańczowe tulipany, które lubię od jakiegoś czasu.

- Byłem dla ciebie chamski, więc przynoszę coś w ramach przeprosin.

    Ukucnął przy kanapie, odnajdując mój wzrok.

- Nie byłeś wcale chamski. No, może trochę zdenerwowany.

- Więc nie chcesz kwiatów? - Widziałam, że się uśmiechnął się przebiegle.

- Jasne, że chcę! - odebrałam od niego bukiet.

    Zaciągnęłam się przyjemnym zapachem tulipanów i szybko wstałam, by włożyć je do wody. Wazon z kwiatami przyniosłam do salonu i postawiłam na stoliku przed kanapą. Harry w tym czasie zdążył rozwalić się na całej długości kanapy.

- A miejsce dla mnie? - zapytałam, patrząc na niego z niewinnym uśmiechem.

- Chodź.

    Wyciągnągnął do mnie lewą dłoń, zachęcając, bym podeszła. Nie potrzebowałam zachęty. Podeszłam dwa kroki i usiadłam bokiem na jego kolanach, na co jego dłonie powędrowały na moją talię, obejmując ją.

- Opowiadaj, co się działo dziś ciekawego w naszym domu? - zapytał, gdy wzięłam do ręki pilot, z zamiarem znalezienia czegoś ciekawego do obejrzenia.

- Aiden miał dzisiaj u nas nocować, ale Nathan przełożył to na jutro. Wiesz, Natty robi kolejne przemeblowanie - powiedziałam.

- Ta jej dusza artysty - parsknął jedynie mój mąż, na co tylko się uśmiechnęłam.

    Odkąd Natty polubiła malowanie ścian pewnej wiosny w naszym domu, odtąd często robi takie " remonty " z Nathanem. Jemu by to nie przeszkadzało, gdyby nie to, że zdarza jej się to dosyć często. Jakieś dwa miesiące temu zmieniła meble w ich sypialni, bo podobno zaczęły się sypać. No nie wiem, jak to tam było naprawdę, ale mój brat nieźle się z nią wtedy pokłócił i nie odzywali się dwa dni. A to wszystko przez to, że jakieś pół roku temu pojechaliśmy we czwórkę na targi. Nie pamiętam dokładnie czego one dotyczyły, ale między innymi mebli i urządzenia mieszkania. W sumie tylko tyle zapamiętałam... No i moja Natty tak się nakręciła, że nadal widać efekty.

- Coś jeszcze?

    Przez chwilę się nie odzywałam, zastanawiając się, jak zacząć. Harry pomyślał, że coś jest na rzeczy, bo zaprzestał masowania mojego uda, nawiasem mówiąc, nie zauważyłam kiedy w ogóle zaczął.

- Anabell?

- William tu był.

    Przemknęłam oczy, obawiając się jego reakcji. Wiedziałam, że mnie nie uderzy, ale wiedziałam za to, że się zdenerwuje.

- Co? Skąd on miał w ogóle nasz adres?!

- Harry, nie wiem. Nic nie chciał powiedzieć, ani nawet nie chciał słuchać. Miał mnie totalnie gdzieś. Powiedział, że nigdy nie uzna nas z swoich rodziców. Nawet, gdyby badania DNA wskazywały na pokrewieństwo.

- On jest jakiś podejrzany Anabell. Nie wiem, po co on tu przyszedł, skoro nie życzył sobie, by z tobą porozmawiać... Nie rozmawiaj z nim więcej - spojrzał na mnie badawczo po tych słowach, a ja tylko polowałam głową. Nie byłam tego pewna.

- Dobrze. Zmieńmy temat na przyjemniejszy. Willem i jego zamiarami zajmiemy się przy następnej okazji. Powiedz, jak w pracy - zaproponowałam, siadając przodem do niego. Od razu objął mnie ciaśniej w talii, niemal jego dłonie opierały się na moich pośladkach, ale mi to nie przeszkadzało.

- Dzisiaj był luz. Ale w porozumieniu z Gregiem, postanowiłem zatrudnić ze dwie osoby. Gdyby się takie znalazły, byłbym prawie cały czas w domu - powiedział, przysuwając swoją twarz do mojej.

- Chyba podoba mi się ta opcja - powiedziałam cicho, łącząc zaraz nasze usta w pocałunku.

- Wiem.

- Eh, przestańcie robić to na kanapie. To obrzydliwe, ja tam siadam!

    Tą jakże romantyczną chwilę przerwał nam głos Alison, która weszła do salonu. Nie zmieniliśmy swojej pozycji. Alison była do tego przyzwyczajona, jedynie cieszyła się, gdy może nam zrobić w ten sposób na złość.

- Ty nie powinnaś już do spać drogie dziecko? - zapytał Harry, obserwując dziewczynę.

- Powinnam, ale uczę się do egzaminu tatku. Dopiero skończyłam - poinformowała.

    Uśmiechnęłam się lekko, gdy córka poszła do kuchni, zostawiając nas samych. Wrociłam wzrokiem do swojego męża, który czekał cierpliwe, aż Al wróci do siebie, po czym zapytał:

- Na czym to stanęło, kochana?

    Złączył nasze usta w namiętnym pocałunku i podniósł się ze mną z kanapy. Nie byłam lekka, jak piórko, więc nie wyszło mu to zgrabnie, jadnak, nie przejmowałam się tym zbytnio. Harry postawił mnie dopiero na podłodze w naszej sypialni.

- Może dołączysz do mnie w łazience?

- Chętnie. 

******

1576*

Rany, byłam tak dziś załatana, że w ogóle zapomniałam o rodziale! XD
Ale pojawił się :) Kolejny znów za dwa tygodnie, może będę miała więcej czasu na pisanie, bo teraz jest u mnie istny Sajgon xx:)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top