5
Anabell
Mężuś: Wrócę dziś trochę później, ale nie idź spać beze mnie! :)
Widząc tą wiadomość od Harrego uśmiechnęłam się lekko i odłożyłam białą ściereczkę w delikatną czarną kratkę na blat stołu. Czyli znowu wróci koło dziesiątej? No trudno, ale nadal wie, jak poprawić mi humor. Nie odpisałam mu, dobrze wiedział, że sms dotarł do mnie.
Usłyszałam, że ziemniaki zaczęły się gotować, więc zmniejszyłam gaz i po odłożeniu telefonu na stół, wróciłam do obierania marchewek. Jakiś czas później, z transu nad obieraniem, wybudziło mnie pukanie do drzwi. Po chwili namysłu, kto był za drzwiami, domyśliłam się, że to może być tylko jedna osoba.
- Nathan!
Tylko on odwiedzał nas bez zapowiedzi i kiedy chciał. I faktycznie, po otworzeniu drzwi, mój braciszek stał w progu, jak zwykle wypoczęty i uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Siostrzyczko moja!
Gdy tylko mnie zobaczył, rzucił się na mnie, mocno przytulając tak, że niemal się przewróciłam. Zaśmiałam się tylko na jego żywe przywitanie i oddałam uścisk. Chwilę potem weszliśmy do domu.
- Opowiadaj, co u was? - Od razu przeszłam do rzeczy, gdy tylko dwie kawy wylądowały na stole.
- Stara bieda. Wiesz, że twoja najdroższa przyjaciółka wymyśliła sobie teraz remont?
- Więc przyszedłeś do mnie w jakiejś konkretnej sprawie? - zapytałam, upijając trochę czarnej cieczy z kubka.
Kawa stała się moim nałogiem po urodzinach Alison. Przy niej nie miałam zbyt dużo chwil do wytchnienia, a kubek kawy pomagał mi przetrwać. Zawsze tu kilka godzin bez snu, by zająć się dzieckiem.
- Chciałbym, żeby na czas tego śmiesznego remontu Aiden nocował u was. O ile to nie problem.
- To żaden problem. Wiesz, że dobrze dogadują się z Alison, nie rozrabia...
- Ale ostatnio Harry coś mruczał, że stłukł wam w salonie wazon...
- Nie. Nie Aiden, a Harry. Szedł, zawadził dłonią i koniec. Musiałeś go źle zrozumieć.
- Być może, ale to nie zmienia faktu, że nie chcieliśmy robić problemu...
- Przecież doskonale wiesz, że to żaden problem. Ile razy będę musiała ci to jeszcze powtarzać, aż zrozumiesz?
- Dobra, dobra. Już nic nie mówię. W takim razie przywiozę Aidena jutro wieczorem, może być? - zapytał tonem, który mówił, że się poddał i więcej nie będzie się kłócił.
Ucieszyłam się, bo rzadko spędzamy tak rodzinnie czas. Co prawda nie będzie mojej przyjaciółki, ani Nathana, ani też mojego taty; ale zawsze gdy któreś z nich nocuje chociażby na jedną noc w naszym domu, moje serce rośnie z radości.
- Mogłeś tak od razu!
Podeszłam do niego i objęłam go za szyję, na co odpowiedział obejmując moje lewe ramię, do którego miał najbliżej.
- Wszystko między wami w porządku? - zapytał po chwili ciszy.
- Tak, ostatnio jest całkiem dobrze.
Pomijając sprawę z naszym domniemanym odnalezionym synem, który nie chce nas znać.
- Wiesz, że zawsze możesz mi wszystko powiedzieć? Mam nadzieję, że o tym nie zapomniałaś?
Przekręcił głowę w moją stronę, patrząc na mnie uważnie, jakby szukał jakiegoś zawahania, znaku, że jednak coś jest nie tak. Udało mi się zachować pozory.
- Okej, skoro tak, będę leciał, muszę jeszcze dzieciaka poinformować o naszych planach. Widzimy się jutro.
Wstał, przytulił mnie jeszcze i wydostał z mojego uścisku. Posłał szeroki uśmiech i po chwili już go nie było. Usłyszałam jeszcze trzask zamykanych drzwi frontowych i zostałam sama.
- Boże, mój obiad!
W jednej chwili dopadłam do garnków. Na szczęście ziemniaki się nie przypaliły, nawet jeszcze dobrze się nie ugotowały, ale jeszcze chwila i będą w sam raz.
- Już jestem! - usłyszałam kilka minut później głośny krzyk Alison, a potem trzask zamykanych drzwi. Usłyszałam, jak zdjęła buty i kurtkę, po czym weszła z plecakiem do kuchni. - Hej mamo. - Podeszła do mnie i przytuliła się.
- Co ci się tak na czułości zebrało? - zapytałam i oddałam uścisk równie mocno, całując ją w czoło.
- Nie wiem. Jakoś tak... Co na obiad?
- Duszona pierś z kurczaka z ziemniakami - wyrecytowałam. Miałam ten przepis dokładnie tak zapisany w zeszycie. W sumie mogłby nazywać się inaczej, ale po co komplikować sobie życie.
Nastolatka jedynie uśmiechnęła się i powiedziała, że zaraz wraca. Zabrała ze sobą plecak, idąc do swojego pokoju. Ja w tym czasie wyjęłam dwa białe talerze i nałożyłam na nie trochę ziemniaków i po jednej małej porcji mięsa, polewając sosem, który utworzył się podczas gotowania mięsa. Na nas dwie taka porcja jest wystarczająca, jednak Harry potrafi zjeść dwa razy tyle co my. Dlatego, gdy robiłam obiady, musiałam się liczyć z tym, że gotuję dla pięciu, a nie trzech osób.
- Tata jak zwykle wróci późno? - zapytała Al, kończąc swoją porcję.
Podczas jedzenia rozmawiałyśmy trochę o jej szkole i o ocenach. Miała dobre wyniki, jak tak dalej pójdzie, mogłaby dostać się do dobrego liceum, o ile będzie chciała.
- Tak. Niedługo wszystko się uspokoi i tato będzie więcej w domu, zobaczysz.
- Bo wiesz... Mamy wycieczkę ze szkoły i chciałam go zapytać, czy mogę jechać. Wiem, że ty się zgodzisz, ale on...
- Nie martw się. Zacznij na spokojnie, wszystko wytłumacz i powiedz gdzie ta wycieczka, za ile i czego się nauczysz. Wiesz przecież, że to dla niego najważniejsze.
- Tak... Ale boję się podwójnie, bo to wycieczka do Irlandii z okazji dnia świętego Patryka, a to jednak trochę daleko.
Mówiła to wszystko tak sceptycznie, że zaczynałam wierzyć, że to nie wypali. Chciałam, żeby pojechała. Ja w jej wieku nie mogłam sobie pozwolić na wycieczki. Po jednym takim incydencie, matka kategorycznie raz na zawsze zabroniła mi wspominać o jakichkolwiek wycieczkach, chociażby do pobliskiego zoo w piątej klasie, od którego się zaczęło. Stwierdziła wtedy spokojnie, aczkolwiek dobitnie, że to strata czasu i pieniędzy, bo i tak niczego się nie nauczymy. Od tamtego czasu, ani razu nie wspomniałam o wyjazdach przy matce. Tato czasem zapytał i dał mi na tą, która akurat miała się odbyć, ale to było rzadko, ze względu na ich wyjazdy.
- Mamo!
-Co...? Co mówiłaś? - spojrzałam na nią, zupełnie nie wiedząc, co do mnie mówiła. Całkiem odleciałam.
- Dziadek przyszedł.
Skierowałam swój wzrok na wejście do kuchni i faktycznie, tata stał i patrzył na mnie z uśmiechem.
- Anabell córeczko, miło cię widzieć!
Od razu podszedł do mnie i przytulił do siebie, jak tylko wstałam. Alison pomachała mi tylko przed oczami czekoladą mleczną i zniknęła wychodząc z kuchni; co mówiło jednoznacznie, że daje nam spokój.
- Ciebie też, tato.
Mężczyzna, który jeszcze piętnaście lat temu był rześki i gotowy do działania, dziś był starszym panem, mającym już sześćdziesiąt dwa lata. Zaczął chorować na reumatyzm, który momentami był tak silny, że potrafił zwalić go z nóg i to dosłownie. Nie wstawał z łóżka, niemal wegetował. W dni, takie jak dziś, tato był okazem zdrowia i wydawać by się mogło, że nic mu nie dolega. Tak jednak nie było.
- Zostaniesz na obiedzie?
- Nie. Wpadłem tylko na chwilę do was i uciekam do Annie.
No i faktycznie, porozmawialiśmy chwilę i piętnaście minut później znowu zostałam sama.
***
- Em... Harry... Ja czytałam twojego smsa, ale nie wydaje mi sie, że raczej nie ma cię w pracy o drugiej w nocy... Gdzie jesteś? Martwię się.
Westchnęłam i odłożyłam telefon na łóżko. Dochodziła druga trzydzieści w nocy, a mojego męża dalej nie było. Zastanawiałam się, co się stało, dlaczego nadal go nie ma, ale starałam się to jakoś sobie wytłumaczyć. Ale no do cholery dochodzi trzecia nad ranem! Ostatni raz, kiedy tak się zdarzyło, to wtedy, kiedy dzięki wymysłom mojej matki mieliśmy być rodzeństwem. Później już nigdy więcej, nie licząc wspólnych wyjść na jakieś imprezy czy spotkania. Mam tylko nadzieję, że to jakiś nagły wypad na piwo, który po prostu się przedłużył. Oby.
Tak oto minęła godzina czwarta, kiedy drzwi do naszego domu otworzyły się i wrócił Harry. Siedziałam na łóżku, kiedy Harry wszedł cicho do naszej sypialni. Światło się paliło, ale on mnie nie zauważył. Czyżby był aż tak pijany? A może jednak trzeźwy, tylko zmęczony?
- Harry? - odezwałam się cicho, zastanawiając się co odpowie.
Westchnął w odpowiedzi i potargał swoje włosy. Siedział, a prawie pół leżał, nie odzywając się, aż w końcu zabrał głos.
- Wiem, że się martwiłaś... Odsłuchałem twoje wiadomości... Przepraszam, ale nie mogłem oddzwonić...
- Dlaczego?
Jego głos był załamany, a Harry wyglądał, jakby coś go totalnie rozbiło i zmieniło spojrzenie na świat.
- Wyobraź sobie, że dowiedziałem się, iż mój ojciec żyje.
****
1317*
Taki Polsat! XD
Udanej i pogodnej Majóweczki wam życzę! U mnie dziś słoneczko, może się utrzyma przez chociaż dwa dni xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top