35

ANABELL

- Kochanie, przynieś na stół jeszcze sztućce - poprosiłam męża, kiedy sama przyglądałam się temu, co razem w ciągu kilku ostatnich minut stworzyliśmy.

Mówię tu o dekoracji stołu, całej zastawie, jak i daniach, które oboje przygotowaliśmy w ciągu całego dzisiejszego dnia.

- Mam - Harry przyniósł wszystko i zaczął skoncentrowany, układać każdy widelec, łyżkę, nóż i łyżeczkę według kolejności.

Osobiście, to nie widziałam potrzeby, żeby robić to tak wystawnie, kolacja to kolacja, ale Harry chciał uczcić to, że nasz syn ponownie nas odwiedzi. Gdzieś w sobie czułam, że to będzie przełomowy wieczór. Alison od rana chodziła cała w skowronkach, pod nosem nucąc jakieś tam piosenki, a ja tylko zastanawiałam się, o co chodzi. Miałam wrażenie, że ona wie więcej, niż my. No, ale Al miała zdecydowanie lepszy kontakt z Willem, niż ja czy Harry. Wszystko się niedługo okaże.

- Alison, dziecko, uspokój się - usłyszałam w końcu trochę podniesiony głos Harrego. Wyjrzałam z kuchni, ale niewiele zobaczyłam, jedynie szeroko uśmiechającą się naszą córkę. - Co ty taka wesolutka dzisiaj jesteś, co?

- Mam swoje powody, co, nie można?

- Można, tylko bym chciał wiedzieć, o co chodzi.

- Dowiesz się w swoim czasie, Ty i mama - odpowiedziała mu tylko, a Ja jeszcze usłyszałam, jak opuszcza Harrego i idzie zapewne do siebie.

-Jestem święcie przekonany, że oni oboje z Willem coś kombinują, tylko boję się pomyśleć co - mruknął Harry, wchodząc do kuchni z pustą tacą po szklankach, które już dawno stały na stole.

- Wiem, jednak musimy chwilę poczekać i wszystko się wyjaśni, może to nic złego, a może wręcz przeciwnie... Poza tym, skoro ta kolacja jest taka wyjątkowa, to może przebrałbyś te dresy na coś lepszego? - zaproponowałam mu. Nie to, że źle w nich wygląda, jednak skoro robimy wszystko porządnie, to też chociaż, wyglądajmy jak ludzie.

- No dobrze - odpowiedział tylko i wyszedł z kuchni.

Rozejrzałam się tylko po całym pomieszczeniu, czy aby wszystko jest zrobione, zaniesione na stół, pozmywane i przygotowane na później. Tak było, więc zdjęłam z siebie fartuch kuchenny i poszłam do salonu, by poczekać na resztę domowników i gościa. Nie musiałam się przebierać, bo już wcześniej się przygotowałam. Miałam na sobie białe spodnie i równie białą bluzkę w jakieś wymyślne wzory, zawijasy, kółka i kwadraty. Włosy rozpuściłam. Usiadłam sobie na kanapie i czekałam kilka minut, kiedy z powrotem pojawiła się Alison. On założyła czarne spodnie i czerwoną koszulę w czarną kratę z rękawami trzy czwarte. Co chwila zerkała w telefon, który przyniosła ze sobą, na pewno oczekując informacji, że nasz gość już się pojawił.

- Alison, dziecko, zaraz się pojawi, zostaw ten telefon. Jak będzie na miejscu, to usłyszymy dzwonek do drzwi - powiedziałam, gdy po raz kolejny zablokowała i odblokowała telefon. - Jak tak dalej będziesz robić i zepsujesz, to kolejnego telefonu nie dostaniesz - zagroziłam w końcu, co podziałało, bo od razu zostawiła urządzenie w spokoju i schowała go do kieszeni. Zaraz potem pojawił się Harry, w swoich ulubionych czarnych spodniach i czarną koszulą. Nim zdążył powiedzieć, że jest gotowy, zadzwonił dzwonek do drzwi.

- Ja idę otworzyć! - wyrwała się Alison i prawie biegiem wyszła z salonu. Podniosłam się z siedzenia i oboje z Harrym poszliśmy za nią, kompletnie nie przygotowani na widok, który zastaliśmy.

W drzwiach, owszem stał William. Ale nie sam. Wraz z nim była również dziewczyna, która towarzyszyła mu w szpitalu, żeby tego było mało, Will trzymał na rękach małe dziecko, które rozglądało się ciekawie dookoła.

- Chodź do mnie, maluszku! - Wyrwała się Alison i wzięła na ręce dziecko, kierując się z nim do salonu. Przystanęła jeszcze w progu i dodała: - Najlepiej teraz sobie wszystko wyjaśnijcie, bo potem nie będziecie mieli okazji. Czekam przy stole.

- Skoro Alison postawiła mnie pod ścianą, muszę wam wszystko powiedzieć - zaczął Will, łapiąc jego towarzyszkę za rękę, oboje weszli do środka.

- Mów. - Zachęcił go Harry, jednak można się było domyślać, iż dziecko jest tych dwoje.

- To jest Stacey, moja dziewczyna - zaczął Will, przedstawiając nam brunetkę. Była trochę niższa od naszego syna, szczupła i ewidentnie nie dało się jej nie polubić, z racji na jej szeroki uśmiech, którym nas od razu obdarowała, gdy podawała mnie i Harremu dłoń. - A ten maluch, którego przed chwilą zabrała Alison, to nasz dwuletni syn, Anthony - dodał, niepewnie na nas patrząc.

Nie dziwiłam mu się, zapewne dziwnie to wyglądało, staliśmy we czwórkę w korytarzu i żadne z nas nie wykonało żadnego gestu w tą, czy tamtą stronę, co na pewno spowodowało zmieszanie u naszych gości.

- Chodź tu do mnie Will - odezwałam się, gdy w końcu dotarło do mnie, co powiedział i zaczęłam się nieprzyzwoicie ogromnie cieszyć z faktu, że mój syn ma własną rodzinę. Wzięłam go w swoje ramiona, co z tego, że był niemal tak wysoki, co Harry, przytuliłam go dłuższą chwilę i uśmiechając się szeroko, tak samo postąpiłam ze Stacey. - Bardzo się z tego cieszę i gratuluję. Cieszę się, że powiedziałeś nam o tym, nie mamy Ci za złe tego, że dopiero teraz.

- Dobrze to ujęłaś kochanie. Chodźmy już do stołu, ciepłe dania wystygną - dodał od siebie Harry. Mniej więcej do drugiego dania był trochę małomówny, więcej obserwował, słuchał. Zastanawiałam się, nad czym tak intensywnie myśli, obserwując to raz Willa, Stacey, czy kierując swój wzrok na małego Tonego, który był tak uroczy, że po zjedzeniu pierwszego dania, jakim była potrawka z kurczaka, siedziałam przy Alison i obie go zabawiałyśmy.

HARRY

Czułem i widziałem na sobie wzrok mojej żony. Nie wiem, o czym myślała, ale na pewno się domyślała, w końcu za mnie tyle lat, że czyta ze mnie, jak z otwartej księgi. Ktoś by pomyślał, że wcale się nie przejąłem tym, że William przedstawił nam swoją rodzinę. Co prawda, było to dla mnie nie małe zdziwienie, ale do wszystkiego człowiek może się przyzwyczaić. Cieszyłem się, jednak nie umiem tego wyrażać tak dosadnie i klarownie, jak Anabell. Miałem zamiar pogadać z Willem na ten temat. Powiedzieć mu, że jestem z niego dumny, zamienić kilka słów, pokazać, że chcę mieć z nim kontakt, utrzymywać go. Myślałem, że taka okazja, by być na chwilę na osobności się nie zdarzy, ale w końcu Anabell, Alison i Stacey, wszystkie trzy poszły do mojej i An sypialni, by przebrać małego, bo ubrudził sobie ubranko sosem.

- Jak się poznaliście ze Stacey? - zadałem pytanie, poprawiając się na krześle. Oparłem się łokciami o stół i patrzyłem, jak wyluzowany Will zamierza się do odpowiedzi.

- Znowu jakieś przesłuchanie? - Padło pytanie, jednak na jego ustach błąkał się cień uśmiechu.

- W żadnym razie. Po protu chcę jakoś zacząć rozmowę.

- Wygląda pan, jakby nie był pan...

- Mów mi po imieniu, jak chcesz, byle nie '' pan '' - wszedłem mu w słowo. Wolałbym, gdyby powiedział kiedyś do mnie Tato, jednak nie ma wymagać zbyt wiele.

- Wyglądasz, jakbyś nie był szczególnie zainteresowany tym, że przyszedłem tutaj z Stacey i Tonym.

- To nie tak. Bardzo się cieszę, że postanowiłeś nam zaufać w takim stopniu, by przedstawić nam bliskie Ci osoby. Wszyscy się cieszymy. Widziałeś reakcję mamy, ona cieszy się za nas dwoje - powiedziałem żartobliwym tonem, na co Will się zaśmiał, przyznając mi rację.

- Też mi się tak wydawało. Poznaliśmy się na jakiejś dyskotece.

- Długo jesteście razem?

- Będzie jakieś trzy lata już - odpowiedział skupiony.

Byłem pod wrażeniem, tak młody człowiek, jak mój syn, jest z jedną dziewczyną taki okres czasu. Myślę, że to jest taki typ związku, którego nic nie jest w stanie zniszczyć. Oboje się będą starać, by być dla siebie coraz lepszymi. Mają razem dziecko, a to ich jeszcze bardziej do siebie zbliżyło.

- Gratulacje, oby tak dalej.

Chciałbym mieć z nim taki kontakt, jaki mają niektórzy ojcowie ze swoimi nastoletnimi synami. Jednak to już nie będzie to samo, jesteśmy dla siebie obcymi ludźmi, łączą nas tylko więzy krwi. Minie sporo czasu, zanim zaczniemy ze sobą normalnie, w miarę normalnie rozmawiać.

- Jak praca?

- Będę musiał szukać sobie innej roboty, z racji tego, że moja umowa się niedługo kończy - powiedział, sięgając po widelec, by nałożyć sobie coś do jedzenia.

- Jeśli byś chciał, mógłbym popytać tu i tam...

- Jakby to nie był problem...

- W żadnym wypadku - zapewniłem, posyłając w jego stronę szeroki uśmiech, co odwzajemnił.

- Jesteśmy - powiedziała radośnie Alison, wchodząc do salonu. Za nią szły kolejno Stacey z Tonym na rękach i na końcu moja żona. Już wcześniej było je słychać, jak żywo o czymś opowiadały sobie nawzajem. Miło było słyszeć taki radosny gwar w domu. Dla takich momentów warto żyć.

- To widać - powiedział Will, odbierając od Stacey małego, by dziewczyna mogła w spokoju coś zjeść.

Anabell podeszła do czarnego 46 - calowego telewizora stojącego parę kroków od stołu. Sięgnęła po pilot leżący zaraz obok na szafce na płyty i odtwarzacz DVD i włączyła urządzenie na jakimś kanale muzycznym. Leciał akurat zespół One Step * dawno temu mieli przerwę, ale po dziesięciu latach wrócili z powrotem jako zespół, wcześniej było to pięciu nastolatków, teraz jest to czwórka dojrzałych mężczyzn. Wiem, to, bo często słychać ich utwory, a kiedyś, dawno temu sam się nimi trochę interesowałem.

Moja żona wróciła do stołu, zajmując miejsce obok mnie. Gdy wszyscy zaczynaliśmy ze sobą rozmawiać, czas nieubłaganie szybko uciekał i musieliśmy kończyć spotkanie z racji na późną porę i marudzenie Tonego.

- Bardzo miło było państwa poznać - odezwała się Stacey, gdy cała trójka była gotowa do wyjścia.

- Nam również, zapraszamy was ponownie, nie musicie się zapowiadać, zapraszamy, kiedy tylko będziecie chcieli - powiedziała, szeroko uśmiechnięta Anabell.

- Na pewno jeszcze nie raz tutaj zajrzymy, prawda Will? - Skierowała swoje zdanie w formie pytania do mojego syna.

- Pewnie. Idziemy już, taksówka czeka - powiedział, żegnając się kolejno z An, Alison i ze mną.

- Jestem z ciebie dumny, synu.

- Dzięki, do zobaczenia.

Wyszli, a ja odetchnąłem z ulgą. Nie był to mój najlepszy wieczór, nie wiem, czy udało mi się zrobić dobre wrażenie na jego dziewczynie oraz na samym Willu. Stacey jest bardzo miła, sympatyczna. Dużo mówi, w przeciwieństwie do Willa. Ktoś mógłby pomyśleć, że to ona przedstawiła go swoim rodzicom, a nie na odwrót.

- Co za wspaniały wieczór, prawda kochanie? - zagadnęła mnie Anabell.

Staliśmy oboje przy zlewie. Dochodziła północ, ale moja najukochańsza żonka zarządziła, że to wszystko trzeba pozmywać jeszcze dzisiaj, bo do jutra wszystko zaschnie. Może i miała rację, jednak byłem już zmęczony i każdy talerz, widelec, czy łyżka, które musiałem opłukać z płynu, było tak ciężkie, jakby zrobione z ołowiu. Nie dałem jednak tego po sobie poznać, chciałem jej pomagać, w końcu też korzystałem z tych talerzy, sztućców. Jakiś czas później było już po robocie. Wszystko pozmywane, wysuszone, zlew był pusty, więc można było się ogarnąć i iść spać. Chciałem zaoszczędzić czas i wodę, wziąć kąpiel z Anabell, jednak ta szybko zamknęła się w łazience, mówiąc, że zajmie jej to góra dziesięć minut, i że zaraz wychodzi. Zrezygnowany rzuciłem się na łóżko i czekałem, aż łazienka się zwolni. Zasnąłem, nie wiem, ile się zdrzemnąłem, jednak Anabell siedziała już na łóżku. Miałem wrażenie, jakby mnie budziła, bo słyszałem jeszcze jej głos w swojej głowie.

- No już myślałam, że Cię nie dobudzę.

- No już idę się ogarnąć i idziemy spać - powiedziałem jeszcze ospały, z ociąganiem wstając z łóżka. Zdecydowanie, kiedy utnę sobie taką niepotrzebną małą drzemkę, to potem taki rozespany jestem...

Gdy już wróciłem z pod dość szybkiego prysznica, Anabell już spała. Pocałowałem ją delikatnie w policzek i przytuliłem się do niej, uprzednio gasząc światło w pokoju.

Minęło nam tyle lat razem, a ja nadal ją ogromnie kocham. Nie wiem, czy to tak z boku widać, ale zmieniła mnie. Każda nasza porażka, radość, niepowodzenie i szczęście umacniały nas razem. Mimo naszych kłótni, nadal nie wyobrażam soobie, że miałaby mnie teraz zostawić. Najzwyczajniej w świecie nie potrafiłbym sobie bez niej poradzić. I to nie chodzi o to, że nie miałby kto po mnie posprzątać, tylko ona zawsze przy mnie jest, nawet jeśli ona gorzej coś znosi, jest dla mnie tak ogrmną podporą, że to jest coś niesamowitego! Wiem, ze to nie czas na takie nocne zwierzenia, jednak moje myśli po dzisiejszym wieczorze latają mi non stop w głowie. Mam nadzieję, że będę mógł o tym porozmawiać jutro z moją żoną. Opowiedzieć jej swoje wrażenia, tak samo wysłuchać jej zdania.

*One Step - zespół wymyślony na potrzeby rozdziału 

1960 *

HEJ!!!

MATKO BOSKA, TAK DŁUGO MNIE NIE BYŁO?!?!??!

Szok i niedowierzanie XD

Ale już jestem, przynajmniej chwilowo. Nie jestem pewna, czy będę regularnie, to zależy tylko od tego, jak będzie mu szło pisanie  - czyli u mnie standard.
Tyle się w moim życiu dzieje teraz, że człowiek nie ma kiedy pisać. Wydawać by się mogło, że w ciągu tak długiego czasu nieobecności powinnam napisać już wszystkie rozdziały, a ja mam tylko ćwierć kolejnego 😄 dni tak szybko mi uciekają, że to jest coś strasznego, czasem mam wrażenie, że pewnego dnia obudzę się po 50 - tce i nie będę wiedzieć kiedy to minęło 😂😂

Ale już starczy o mnie. Jak tam u was dziubaski? Tęskniliście choć trosecke za mną i za tą książką? A może już całkiem zapomnieliście? Dajcie znać, co u was i czy rozdział się wam podoba 😘😘❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top