33
Część I
ANABELL
- Alison mówiła mi przez telefon, że was nie ma - zaczął, a ja miałam wrażenie, że wydaje mu się, iż Alison zwabiła go tu specjalnie.
- Tak było. Jednak... Pogoda się zepsuła i musieliśmy wracać. Byliśmy kilka kilometrów za miastem - streścił mu Harry.
- Skoro tak, to nie widzę powodu, dla którego miałbym tu siedzieć. - Odwrócił się na pięcie z zamiarem wyjścia.
- Przestań Will. Spędźmy razem trochę czasu, poznajmy się. Nie widziałeś się z Alison - powiedziałam szybko, zanim zniknął za rogiem. Przystanął w miejscu, przez chwilę zastanawiając się, czy mu opłaca. Wrócił do nas, czyli jednak był trochę zainteresowany spotkaniem z siostrą. - Napijesz się czegoś?
- Może herbaty - powiedział i przysunął sobie krzesełko do stołu, siadając na nim. Zanim woda się zagotowała w kuchni pojawiła się Alison. Cała rodzina w jednym pomieszczeniu. Niczego mi więcej nie potrzeba.
- Co wy tu robicie? - zapytała, będąc zdziwiona naszym widokiem w kuchni. - Nie widziałam żadnego powiadomienia od was, że wracacie wcześniej...
- Wyniknęła mała zmiana planów... Nic szczególnego - powiedziałam, nie chcąc, żeby wnikała dalej.
- No niech będzie. Cześć Will! - przywitała się z chłopakiem uśmiechając się szeroko. - Jak tam Anthony?
- Ma się świetnie - odpowiedział jej również uśmiechem, jednak nie wydawał się zachwycony tym, że wspomniała o tym kimś przy nas. Przez chwilę zastanowiłam się, kim mógłby być ten Anthony, jednak żadna odpowiedź nie przychodziła mi do głowy. Może z czasem wszystko się wyjaśni.
- No to świetnie. Mamuś, zrobisz dla mnie herbatę? - spytała mnie, podchodząc bliżej.
- Pewnie. Idź się ogarnij.
- Lecę. Wracam za kilka minut.
I tyle było ją widać. Mam nadzieję, że chociaż herbata jej za bardzo nie ostygnie, gdy wróci tu z powrotem, bo szkoda byłoby ją wylać.
- Kim jest Anthony? - zapytał mój mąż, patrząc na niego kątem oka znad gazety.
- Mój... Bardzo dobry kolega, Alison ostatnio go poznała, gdy u mnie była - odpowiedział, lekko zdenerwowany. Nie było mu na rękę wspominanie o nim. No i wszystko jasne.
- No dobrze.
Potem rozmawialiśmy na mniej znaczące rzeczy, aż w końcu Alison wróciła do nas i oboje z Willem rozmawiali na jakieś tam swoje tematy. Ja siedziałam i słuchałam tego z szerokim uśmiechem na twarzy. Naprawdę, niczego więcej nie potrzebowałam, jak widywać to codziennie. Mogłabym znieść ich kłótnie, jako rodzeństwo. Jeszcze bym się cieszyła, że mogę to przeżywać.
- Harry, musimy zrobić wszystko, żeby nasz syn nam zaufał i się do nas przekonał - powiedziałam pewnego razu, kilka dni po naszym powrocie po tragicznym wypoczynku.
- To znaczy? Zrobić wszystko to pojęcie dość szerokie - objaśnił mi i spojrzał na mnie wymownie.
Siedzieliśmy w kuchni. Znaczy, Harry miał dziś wolne i postanowił towarzyszyć mi w przygotowaniach do obiadu. Dokładnie to ja się męczyłam nad dobrym przygotowaniem farszu do ziemniaków, a on kroił warzywa. Lepiej dać mu to, niż pozwolić na coś większego. Nie to, że Harry nie umie gotować, umie, ale gdy akurat jest coś na palniku, on na głowie ma ważniejsze rzeczy, niż to, czy coś się ugotuje czy przypali. I ciągle słyszę, że to przeze mnie nie może się skupić! A co ja mam powiedzieć, kiedy muszę robić dwie rzeczy na raz, a on mi w tym samym czasie przeszkadza? Akurat w tej kwestii, nie możemy się dogadać, ale on oczywiście robi wszystko, żeby mnie rozpraszać.
- Anabell?
- Co? - Ocknęłam się, patrząc na niego trochę nieprzytomnie.
- Nad czym tak się zawiesiłaś? Mówię do ciebie, że musimy zaprosić Williama i jego dziewczynę do nas na kolację, tak jak kiedyś i myślę, że to będzie dobry krok, a ty nawet nie reagujesz.
- A! No tak, masz rację! Tak. Dokładnie tak musimy zrobić - przytaknęłam mu szybko. Miał rację! To mogło się udać, o ile Will miałby życzenie przyjść do nas z tą dziewczyną.
- Myślisz, że zgodzi się, jak go poprosimy? - zapytałam, zastanawiając się nad tym po chwili.
- Nie wiem. Jest trudny do rozszyfrowania, trzeba po prostu to zrobić i się dowiemy.
W tym momencie wstał i podszedł do mnie, obejmując w talii. Prawie zacięłabym się w palec przez niego, jednak w ostatniej chwili skierowałam ostrze noża troszkę dalej od siebie, przez co pokroiłam cieniej niż powinno być, ale palce chociaż były całe. - Harry! Krzywdę sobie zrobię przez ciebie! - Prawie się wydarłam na niego, ale on tylko pocałował mnie w szyję i powiedział, żebym się uspokoiła. Harry jest najlepszy w uspokajaniu.
- Oj tam, już zostaw to, muszę trochę ci poprzeszkadzać - mruknął, obracając mnie do siebie twarzą.
- Obiad zaraz się spali, a ty będziesz jadł ten węgiel.
- Okej, niech będzie. Daj buzi - powiedział szybko i złożył usta w dziubek. Cmoknęłam go szybko, a on jakby złapał bakcyla i całował kilka chwil. Usłyszałam, jak woda zaczyna kipieć z garnka. W momencie odepchnęłam go od siebie i chwyciłam za gorącą czarną pokrywkę, przez ściereczkę. Na szczęście nic się nie spaliło, ani nic.
- Masz szczęście - mruknęłam do siebie, patrząc na niego z ukosa.
- Też cię kocham żabciu - powiedział słodkim głosem, wracając do stołu i do krojenia marchewki.
- Alison, mamy do ciebie sprawę - odezwał się Harry, kiedy we trójkę usieliśmy do kolacji. Harry miał ją skłonić, albo przynajmniej przekonać do tego, by spróbowała pogadać z Willem o kolacji. Miałam nadzieję, że mu się uda i Alison przystanie na tą propozycję. Bardziej się martwię, że William się nie zgodzi.
- O co chodzi? - zapytała, patrząc na niego uważnie.
- Em... Pomyśleliśmy z mamą, że Ty mogłabyś przekonać Willa, by zgodził się na kolację u nas - powiedział Harry bez ceregieli. Lubiłam to w nim, że czasem się nie patyczkował, tylko od razu przechodził do rzeczy.
- Tatku, myślisz, że uda mi się go jakoś przekonać? Jakbyś nie wiedział, że jest uparty i trudno mu cokolwiek wmówić.
- Wiem, ale Ty masz z nim naprawdę dobry kontakt i myślimy, że tobie by się to udało - mówiąc to posłał mi, jak i jej wspierający uśmiech.
- Dobra, postaram się, ale nie obiecuję, że coś z tego będzie - powiedziała po chwili namysłu. - A teraz zjem i idę spać - zakomunikowała, a po kilku minutach już jej nie było.
- Myślisz, że Will się zgodzi? - zapytałam męża po odczekaniu chwili, aż zatrzasnęły się drzwi od pokoju Alison.
- Tak, nasza córka ma dar przekonywania - odpowiedział pewny siebie.
- Obyś miał rację.
ALISON
- Okej, no to do zobaczenia jutro! - pożegnałam się z koleżankami, które skierowały się w przeciwną stronę od mojej.
Ja zamierzałam wrócić do domu i pójść spać, dziś miałam zły dzień i chciałam zaszyć się gdzieś pod kołdrą, ale oczywiście nie było mi to dane. Najpierw projekt i Xavier, który miałam wrażenie, że chodził za mną, bo widziałam go w kilku miejscach, w których byłam.
- Alison!
Odwróciłam się, bo głos, który mnie wołał, dochodził właśnie spod szkoły. Okazało się, że to mój braciszek. No kto by pomyślał. Jeszcze dwa dni temu rodzice mówili mi, żebym z nim pogadała, a teraz on sam do mnie przyszedł. Chyba nie będzie lepszej okazji.
- Will! - Wróciłam do niego i przytuliłam się szybko. Co prawda, może on nie lubi okazywać uczuć, to jednak ja nie przestanę tego robić.
***
1130*
Przepraszam za tak długą nieobecność!!!! Kiedy praktycznie nie ma się czasu dla siebie, to także nie ma czasu na pisanie 😐😐, ale coś udało mi się napisać i jest😁, od razu mówię, że nie wiem, kiedy znowu coś dodam. Jak napiszę, to od razu przyjdzie wam powiadomienie 😘😘😘😘😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top