31

NOTKA NA DOLE

Alison

    Tak oto tydzień później zostałam przydzielona do trzyosobowej grupy. Pani Danny spojrzała na mnie uspokajająco, gdy podeszła do mnie z kartką, na której były wypisane nazwiska reszty osób.

- Wiem, że sobie poradzicie. Tylko nie pozwól, żebyś robiła wszystko za nich, to na pewno sobie poradzicie. - I poszła dalej, a ja w szoku spojrzałam na białą kartkę papieru, żałując, że w ogóle umiałam czytać.

Amy Finnegan

Xavier Donovan

    Pierwszy raz poczułam, jak dosłownie każda cząsteczka mojego ciała opada. Czy ona zrobiła to specjalnie? Specjalnie dała mi takie osoby, bo wiedziała, że będę musiała zrobić wszystko za nich?

    No okej. Z Amy to może jeszcze bym się dogadała, ale Xavier? Przecież on będzie miał to gdzieś. Nie mogła go przydzielić Patty? Ona go wprost uwielbia! Gada o nim cały czas na przerwach i ciężko wzdycha, gdy przechodzi obok nas, nawet na nią nie spoglądając. Raz nawet stwierdziła, że skoro tak mi dokucza, musi być coś na rzeczy. Skwitowałam to śmiechem, mówiąc, że cały czas mści się za tą nieszczęsną koszulkę. A może to już z przyzwyczajenia. Lubi mnie dręczyć i tyle.

- Teraz proszę dosiąść się do przydzielonych grup i dogadać się co i jak. Nie mam zamiaru was pouczać, jesteście na tyle dorośli, by wiedzieć co macie robić. Macie czas do końca lekcji, a na wyniki waszych dyskusji czekam do następnej lekcji - dodała, spoglądając w swój kalendarz.

    No i zajebiście! Już widzę w wyobraźni, jak sama wszystko przygotowuję, ewentualnie z pomocą Amy. Super!

    Usłyszałam odgłos przysuwanych krzesełek obok siebie i zobaczyłam wspomnianych Amy i Xaviera. Amy siedziała przede mną, a chłopak zaraz obok mnie, jednak w odpowiedniej odległości. Dla mnie mógłby siedzieć pięć metrów dalej.

- No i co Styles? Jakiś pomysł na to gówno? - wypalił od razu z pytaniem.

- A może ty byś rzucił pomysłem? - odgryzłam mu się, bo już go miałam dość, a co dopiero dalej?

- Ty tu jesteś ta mądrzejsza.

- Moglibyśmy... Możemy zrobić coś o Imperium Brytyjskim między XVI a XVIII wiekiem. Jak powstało, w ogóle, trochę o tym czytałam i to jest ciekawy temat - odezwała się Amy.

    Spojrzałam na nią lekko zdziwiona, jednak mam nadzieję, że nic nie zauważyła, nie chciałabym, żeby źle się czuła w naszym towarzystwie.

- To ciekawe, co mówisz. Niech każdy z nas przygotuje jak najwięcej informacji o tym, co znaleźliśmy. Amy z Imperium, ja o I Wojnie Światowej, a ty, Xavier? - skierowałam na niego swój wzrok.

- Nie wiem jeszcze. Myślisz, że w kilka dni da się coś wymyśleć?

- Tak - odpowiedziałam. To było wykonalne, jeśli się chciało.

- Spadaj.

    I na tym nasza konwersacja do końca lekcji się skończyła i nikt nic nie powiedział. I jak my mamy ze sobą pracować i zrobić wszystko w dwa miesiące?!


    No, jestem w szoku, ale jakoś po kilku kłótniach i narzekań, jakoś się dogadujemy. W prawdzie minęła już połowa określonego czasu na przygotowanie całego projektu, jednak coś mamy. Zawsze jest dobrze mieć jakąś podstawę. Amy po dłuższym poznaniu, wydaje mi się dobrą koleżanką, nie ma co mówić o przyjaźni czy coś na razie, nie wiadomo, jak to się rozwinie, być może; po projekcie znowu będzie wszystkich unikać.

    A Xavier? Hm... Dobre pytanie. Mówiąc szczerze, chyba zaczął się przykładać, albo udaje, że mu zależy. W każdym razie, gdy coś od niego potrzebujemy, przynosi na kolejne spotkanie. Czasem sam wyjdzie z jakąś inicjatywą i coś zaproponuje, z czego jestem niezmiernie zadowolona. Musiałam mu przyznać, że jak chce, to jest pracowitym człowiekiem. Ale powtarzam - to wszystko zależy od jego chęci.

- Cześć mądralo - usłyszałam za swoimi plecami i odwróciłam się, by zobaczyć, kto pozwolił sobie nadać mi ksywkę MĄDRALA.

- To ty - westchnęłam, zdając sobie sprawę, że to nie mógłby być ktoś inny, niż Xavier.

- Też cię miło widzieć mała. A gdzie ta mała mysz? - zapytał, mając na myśli Amy. Ugh, denerwuje mnie ta jego arogancja i prostactwo!

- Odwal się co? Nie umiesz normalnie wypowiadać imion, tylko musisz jakiś przezwiskami jechać?! - warknęłam, zatrzymując się.

    Byliśmy na jednym z korytarzy na przerwie i nie ukrywam, kilka osób spojrzało na nas. Nie lubiłam mieć widowni.

- No i na co się tak unosisz? Każdy się na nas gapi i myśli niewiadomo co - odpowiedział mi. - Pójdziesz gdzieś ze mną, po szkole?

- Że co? - zapytałam, nie do końca rozumiejąc, co on do mnie w tamtej chwili powiedział.

- No normalnie. Na przykład do parku, jest ładna pogoda - stwierdził, spoglądając w okna, znajdujące się po przeciwnej stronie, kilka kroków dalej.

- Co ty...

    Czy mam to uznać za randkę, czy to jakiś nieśmieszny żarcik z jego strony?

- No weź...

- Okej, niech będzie - zgodziłam się z rezygnacją w głosie.

    Potem, cały dzień w szkole chodziłam przygaszona, starając się domyśleć, po co on chciał zaciągnąć mnie do tego parku. Nie wiedziałam zupełnie, co chciał tym osiągnąć, nie mogłam tego rozgryźć, ale już niedługo się dowiem.

    W końcu nadeszła przeze mnie tak długo oczekiwana chwila i po skończonych lekcjach, dołączyłam do czekającego na mnie przed szatnią Xaviera. Uśmiechał się serdecznie i jakby przez chwilę miał ulgę wymalowaną na twarzy; jednak to tak szybko zniknęło, że mogło mi się to tylko wydawać. Stwierdziłam, że może nie będzie tak źle.

- Myślałem, że nie przyjdziesz - powiedział, gdy opuściliśmy teren szkoły, kierując się w stronę małego parku, przez który mogłam dotrzeć do domu. Na piechotę zajmowało to zdecydowanie dłużej, niż autobusem, czy autem taty.

- Myślałam o tym, aż do ostatniej chwili - odrzekłam, zakładając za ucho kilka włosów, które mi przeszkadzały.

- Muszę ci coś powiedzieć, a chciałbym, żeby to zostało między nami i obyło się bez świadków.

    A więc dlatego wybrał to miejsce, żeby nikt ze szkoły nasz razem nie przyuważył, anie nie usłyszał, o czym gadamy i ewentualnie go nie wyśmiał. Dupek.

- O co chodzi? - zapytałam, stając w miejscu.

- Chciałbym cię przeprosić - wyznał, a mnie opadła szczęka do samej ziemi.

- Przeprosić? - Upewniłam się, czy aby na pewno dobrze usłyszałam.

- Tak. Ta sprawa z koszulką to już stare dzieje, a ja ciągle ci to wypominam, to bez sensu. Nawet nie wiem, gdzie ona teraz jest i nawet mi już na niej nie zależy... Zachowywałem się trochę dziecinnie. Przepraszam. Postaram się ci więcej nie dokuczać - obiecał z ręką na sercu. Uśmiechnęłam się tylko delikatnie na jego słowa, nie do końca mu w nie wierząc.

- Co się stało, że postanowiłeś się tak radykalnie zmienić? - zapytałam, nie spuszczając z niego wzroku.

- Nic ważnego - powiedział, uciekając spojrzeniem gdzieś obok mnie.

- Hej, coś się stało złego?

    Na moje słowa, jedynie westchnął i ruszył przed siebie. No teraz to już musiałam wiedzieć, o co chodzi, inaczej nie będę mogła spać i normalnie funkcjonować.

- Poczekaj, możemy przecież porozmawiać. - Podbiegłam do niego.

- Wątpię, że chciałabyś mnie wysłuchać po tym wszystkim. Poza tym, nie jestem wylewny.

- Oj, przestań. Każdy czasem potrzebuje się wygadać - powiedziałam pokrzepiająco, mając nadzieję, że to pomoże mi go przekonać. No i miałam rację, bo skinął jedynie głową na zgodę. - To co? Idziemy do mnie i tam sobie pogadamy i coś zjemy? - zaproponowałam.

- Okej.

***

1161*


Okej, mam jedno postanowienie - nic wam nie obiecywać XD A szczególnie, tego, że będę dodawać rozdziały w określonym czasie ;/ Niestety tak wyszło, że przez ostatnie dwa tygodnie nawet nie odpaliłam komputera, by przejrzeć zawartość tego rozdziału. Nocki w pracy są męczące przed świętami, ale o wiele lepsze niż praca w dzień XD Tak więc dzisiaj macie upragniony rozdział, sługo wyczekiwany, jednak nie za dużo się w nim dzieje, z racji tego, że nie chciałam nic dopisywać. Kolejny rozdział prawdopodobnie będzie też z perspektywy Alison :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top