30

Alison

    Jak się okazało, nie miałam się czym martwić. Stacey to wspaniała dziewczyna! Miła, sympatyczna i otwarta, co z kolei przełożyło się na to, że nie miałam wrażenia, iż dopiero się poznałyśmy. Nie wiedziałam w sumie, czy ja przypadłam jej do gustu, ale ja ją polubiłam. Pasowała do Williama i miałam zamiar mu to powiedzieć, jak tylko od ich wyjdziemy. No i zapytać, co jest nie tak, bo ewidentnie widać, że czegoś mi o tej swojej dziewczynie nie powiedział. Po wejściu do domu ładnie się ze sobą przywitali, Will pomógł jej przynieść jakieś przekąski, ale gdy już usiedli obok siebie, żebyśmy mogli pogadać, Stacey trzymała od niego dystans.

    Czy widziałam ich synka? No jasne, że tak! Jest taki śliczny, pulchniutki i słodziutki, że chyba z godzinę nad nim stałam i uśmiechałam się jak głupia, wydając różne dziwne dźwięki. On się tylko śmiał, albo trącał mnie rączką i łapał za włosy, gdy wzięłam go na ręce.

- Do zobaczenia niebawem! - pożegnałam się i poczekałam, aż Will będzie gotowy, by mnie odprowadzić. Było już całkiem ciemno, a ja nie chciałam się włóczyć po tych ulicach.

- I jak? - usłyszałam pytanie, kiedy zniknęliśmy za rogiem, kierując się na przystanek autobusowy, żeby wrócić do domu.

- To ja powinnam cię o coś zapytać. Kim wy dla siebie jesteście? Jesteście parą, czy tylko ty tak uważasz? Czy może kiedyś ze sobą byliście? Jak to jest?

- To skomplikowane - westchnął ciężko, a mi przeszło przez myśl, że to będzie długa podróż powrotna.

- Mamy dużo czasu - powiedziałam i byłam przygotowana na wszystko. Dotarliśmy na przystanek.

- Wiesz... Naprawdę ze sobą chodziliśmy. Kochałem ją jak wariat, z resztą, tak jest do tej pory. Po prostu ja gdy nie miałem żadnych perspektyw na to, że dam jej i naszym dzieciom godne życie. Kiedyś... - urwał, widząc nadjeżdżający autobus. Zapłaciliśmy za bilety i usiedliśmy na samym końcu autobusu. - Kiedyś byłem złym chłopcem. Naprawdę. Mam na koncie kilka zarzutów i wyrok w zawieszeniu. - Ponownie przerwał swoją historię, tylko po to, by spojrzeć na mnie i zobaczyć moją zszokowaną minę. Nikt mi nic o tym nie powiedział.

- Oni ci nic nie powiedzieli?

- Ani słowem się nie odezwali na ten temat.

- Nie ważne, i tak byś się w końcu dowiedziała. Wracając, wszystko było dobrze, do czasu, aż Stacey nie zaszła w ciążę...

- Kazałeś jej usunąć dziecko? - przerwałam mu, bo to od razu przyszło mi na myśl.

- Skąd! Broń Boże. Po prostu jej ojciec kazał jej wybrać. Albo ja albo dziecko. Wybrała małego, nie winiłem jej za to. Gdyby wybrała mnie, prawdopodobnie nasze maleństwo było by teraz w jakiś sierocińcu. Nie byłbym w stanie zapewnić mu dachu nad głową. Dlatego, gdy już podjęła decyzję, musiała zerwać ze mną kontakt całkowicie.

    Autobus zatrzymał się na naszym przystanku, więc szybko go opuściliśmy i idąc w stronę mojego domu, William kontynuował swoją opowieść.

- Długo bez niej nie wytrzymałem. Chodziłem do niej, zabierałem ją na potajemne spotkania, tak, że jej ojciec o niczym nie wiedział. W końcu, gdy Anthony się urodził, jej ojciec wyraził zgodę, bym mógł się z nim widywać, a co za tym idzie legalnie widywać moją ukochaną.

- Ile się już znacie?

- Z pięć lat będzie niedługo - zamyślił się na chwilę. - Ona mi po prostu nie ufa na tyle, by być ze mną, zamieszkać kiedyś we trójkę. Sam bym sobie nie ufał, gdybym miał dziecko na głowie, ale gdy wyszedłem ze szpitala, dotarło do mnie, że musiałem coś ze sobą zrobić. Tamta sytuacja jakby sprowadziła mnie na ziemię - dokończył swoją opowieść, a ja już wszystko wiedziałam. Może teraz nie mogłam mu jakoś pomóc, jednak co nieco mogłam mu powiedzieć.

- Wiesz, co mi się wydaje? Może nie znam jej od dawna, jednak widać, że coś do ciebie czuje. A to już dobry znak. Powinieneś rozejrzeć się za stałą pracą, wiem, że ja niewiele wiem o życiu, ale wydaje mi się, że jeśli będziesz w stanie zapewnić sobie dostatnie życie, to i Anthony pojawi się w twoim mieszkaniu razem ze Stacey - powiedziałam. - No i pokażesz jej, że zależy ci na nich. Same słowa czasem nie wystarczą.

- Jesteś strasznie mądra jak na swój wiek - stwierdził i zatrzymał się. Rozejrzałam się i dotarło do mnie, że jesteśmy pod moim domem.

- Mam to po mamie -zaśmiałam się. - Może wejdziesz? Posiedzimy we czwórkę...

- Nie, może innym razem. Ale mam do ciebie małą prośbę. Nie mów im na razie o tym, czego się dziś o mnie dowiedziałaś. Chciałbym zrobić to po swojemu i gdy już Stacey zgodzi się być ze mną na serio.

- No nie ma problemu braciszku, jednak wydaje mi się, że to może trochę potrwać - powiedziałam jakby do siebie, ale on to usłyszał, nic dziwnego, powiedziałam to na głos.

- Nie wydaje mi się. Teraz moim priorytetem będzie dalsze zdobywanie Stacey. Już nie odpuszczę.

- Bardzo dobrze. Trzymam kciuki!

- Do zobaczenia.

- Paaaa.

    Weszłam cicho do domu, od razu zdejmując buty. Zapewne rodzice już spali, bo żadne światło się nie świeciło. Chyba, że czatowali na mnie oboje.

- Alison, chodź do salonu, drogie dziecko - usłyszałam głos rodzica.

    Przymknęłam oczy, wzdychając cicho, ale przeszłam na bosaka do wspomnianego salonu. Od razu zapaliła się mała lampka, przy której stał tata. Jej jasność była tak mocna, że musiałam przymknąć powieki w pierwszej chwili. Nic nie widziałam.

- Gdzie tak długo się szwendałaś? Jest dziesiąta wieczorem, a ty nie odrobiłaś lekcji, nie wspominając już o tym, że jutro też idziesz do szkoły - usłyszałam od niego.

    Mamy nie było z nim. Albo śpi, albo podsłuchuje z kuchni. Ona nie jest tak sztywna, jak tato, jednak wiedziałam,że robi to dla mojego dobra.

- Wiem, tatku. Przepraszam. Ale byłam z Willem. Pokazywał mi kilka ciekawych miejsc i tak jakoś wyszło... - Nie lubiłam go okłamywać, nie zasłużył na to. - No nie gniewaj się. Byłam bezpieczna i już lecę odrabiać lekcje. Zadali mi dziś mało - powiedziałam szybko, podchodząc do niego i całując w prawy policzek. - Kocham cię tatku!

- Nie pozwalaj sobie. Wiesz, że szkoła jest ważna.

- Wiem wiem. To tylko raz. Następnym razem przyjdzie do nas, okej?

- Dobrze. Leć już.

    Będąc już w pokoju odetchnęłam głęboko. Tato był świetnym opiekunem i czułam to, że mnie kochał i o nas dbał. Jednak gdy nawaliłam czasem nie przebierał w słowach. Ta sytuacja nie była wcale zła, bywało gorzej.

    Szybko zajrzałam do książek, kończąc to, co zaczęłam pisać na wolnej lekcji języka francuskiego. Nauczycielka rozchorowała się i będziemy mieli zastępstwo na tej lekcji przez kolejne trzy dni. 


NASTĘPNEGO DNIA


    Wchodząc do budynku szkoły, miałam cichą nadzieję, że nie spotkam do końca przerwy przed pierwszą lekcją Xaviera. Wręcz się o to modliłam. Jednak przyszedł dopiero chwilę przed dzwonkiem, nawet mnie nie zauważając, co było dla mnie dobre. Zawsze przychodziłam do szkoły kilka minut wcześniej, żeby coś się pouczyć, albo pogadać z koleżankami z klasy. Wbrew pozorom niemal dogadywałam się z każdą dziewczyną z klasy. No poza jedną Amy, która z nikim nie rozmawiała i bardzo rzadko cokolwiek mówiła. Nawet, gdy nauczyciel ją pytał, odpowiadała krótkim  '' nie wiem ''. Owszem, próbowałam zacząć rozmowę, choć samej nie za dobrze mi ona wychodzi, jednak za każdym razem mnie olewała, patrząc akurat w okno, albo w ścianę przed sobą, ewentualnie spuszczała wzrok.

    Po dzwonku informującym, że zaczęła się pierwsza lekcja, weszłam z resztą klasy do dużej sali, gdzie miałam mieć historię. Uwielbiałam ten przedmiot. Te wszystkie daty, wydarzenia... A gdy pani Danny włączała nam dokumenty o jakiejś wojnie lub powstaniach, byłam wniebowzięta, serio.

- Dobrze, dzisiaj będzie króciutki film, a po nim zadam wam pracę do domu - powiedziała na wstępie starsza pani. 

    Miała może koło pięćdziesięciu lat, może z metr sześćdziesiąt wzrostu i farbowane włosy na blond. Była bardzo miłą i sympatyczną nauczycielką, do tego była wychowawcą mojej klasy. Lubiłam ją, jej przedmiot i to przekładało się na moje oceny. Owszem, czasem nie było kolorowo, jeśli się czegoś nie nauczyłam, ale zawsze mogłam poprawić i ona to widziała, często chwaląc mnie na spotkaniu z rodzicami mojej mamie. 



    Po skończonym filmie, pani Danny kazała napisać nam streszczenie tego, co oglądaliśmy. Było to proste, bo niemal miałam jeszcze przed oczami każde jedno ujęcie. 

- Dobrze. Ale to nie wszystko. Dobrze wiecie, że do końca trzeciej klasy macie zrobić trzy projekty edukacyjne. Większość z was ma to już za sobą, jednak są jeszcze osoby, które tego nie skończyły.

    Pomyślałam przez chwilę, czy ja miałam zrobione wszystkie trzy. No nie, został mi jeszcze jeden. No i super, akurat zrobię ten ostatni z historii i będę w domu. 

- Na następną lekcję prosiłabym, żeby każdy z was, nawet ci, którzy nie robią projektu, zastanowili się nad tematami, jakie można zawrzeć w projekcie, a przypominam, że jest z czego wybierać. Ja przygotuję listę, kto z kim będzie w grupie.  - Po tym zdaniu po całej klasie rozeszły się pomruki niezadowolenia. Też nie byłam z tego powodu najszczęśliwsza, bo wolałam zrobić to całkiem sama niż za kogoś. - Tak zrobię, będziecie pracować w takich grupach, do jakich was przydzielę. I od razu mówię - zastrzegła. - Nie będę przyjmować waszych zażaleń, ani próśb o zmianę składu. A teraz macie chwilę wolnego do dzwonka.

    Westchnęłam i by zająć czymś myśli, zaczęłam pisać pracę domową.



****

1510*


Rozdział w miarę wcześnie, chociaż miałam nie pisać nic do wolnego dnia z pracy w następnym tygodniu, bo jestem totalnie wykończona tłustym czwartkiem ;) Serio, praca w cukierni to NIE jest najlepszy zawód świata XD Nie ma to jak zrobić 6 tysięcy pączków od A do Z  ;) Komentujcie sobie, czytajcie, a ja lecę dalej odpoczywać i odsypiać xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top