28

Harry

- Córeczko, powiedz mi, gdzie ty tak znikasz na całe dnie? - Postanowiłem w końcu odezwać się w tej sprawie.

Bałem się, że pewnego wieczora może do nas po prostu nie wrócić. Co z tego, że mojego ojca już nie ma. Nie tylko on chodził po tej ziemi.

- Masz jakiegoś adoratora?

- Tatku, przestań. Gadasz pierdoły - zaśmiała się słodko, zupełnie jak jej mama. Poza tym miała dziś bardzo dobry humor. - Po prostu robię projekt. Mam jeszcze kilka do zaliczenia.

- No dobrze, ale uważaj na siebie.

Mruknęła coś w odpowiedzi i tyle ją widziałem. Wyszła do szkoły i znowu wróci późnym wieczorem. Jasne, mógłbym jej pilnować, ale już dawno przestałem być tak zaborczy w jej stosunku. Miała szesnaście lat, musiałem trochę przystopować.

- Kochanie, nie idziesz dzisiaj do pracy? - usłyszałem zaspany głos mojej najukochańszej i najcudowniejszej kobiety pod słońcem.

- Wziąłem sobie wolne. Mamy pracowników pod dostatkiem, tak, że ja i Greg możemy brać sobie po dwa dni wolnego - odpowiedziałem, widząc ją wchodzącą do kuchni, odzianą jedynie w biały szlafroczek sięgający jej do połowy ud.

Wyglądała w nim niezwykle pociągająco i mimo swojego wieku, nadal pociągała mnie tak samo bardzo jak kilkanaście lat temu. Uśmiechała się od progu promiennie. Podeszła do mnie, a ja od razu przyciągnąłem ją do siebie w talii. Pochyliła się, by mnie pocałować. Gdy przedłużyłem naszą drobną pieszczotę, uśmiechnęła się, chichocząc wesoło.

- Kocham cię - wyszeptała, nie odsuwając się nawet na centymetr od moich ust.

- Kocham cię - powiedziałem i ponownie złączyłem nasze wargi. - Jak się spało? - zapytałem, gdy już się od siebie odsunęliśmy i Anabell usiadła na krześle przy stole sięgając po kubek i saszetkę z herbatą. Szybko wstałem, nastawiając wodę na kuchnię gazową, by ją zagotować.

- Dobrze, tylko trochę było chłodno - odrzekła, a ja zmarszczyłem brwi.

- To w moich ramionach nie było miejsca? Ogrzałbym cię - powiedziałem, uśmiechając się szeroko. - A tak na serio, muszę sprawdzić, co jest nie tak z tym piecem.

- Wiesz, przez całą noc nikt tam nie zagląda, nie dokłada, więc ogień szybko gaśnie, nie ma się co dziwić. dzień chodzisz tam ze trzy razy, sprawdzając, czy wszystko w porządku...

- Ale jeśli idę tam na sam wieczór i jest wysoka temperatura, powinna się trzymać chociaż do rana. Chyba sprzedali mi jakiś bubel - westchnąłem lekko zirytowany.

- Harry, trochę zimna jeszcze nikomu nie zaszkodziło - uśmiechnęła się lekko i dała mi znak, że woda już się zagotowała. Oprzytomniałem i szybko zalałem saszetkę wrzątkiem. Sam zrobiłem sobie kawę.

- Ale ma być ciepło w ty domu. Nie po to się tak staraliśmy, żeby takie błahostki psuły nasze życie.

Usiadłem na krzesełku na przeciw niej, patrząc, jak smaruje kromkę chleba masłem, kładzie na to ser, pomidora i szynkę i ogórka, od razu ją konsumując.

- Smacznego.

- Dzięki. Jadłeś już? Przepraszam, że wcześniej nie wstałam i nic wam nie przygotowałam...

- Żono, spokojnie. Jak widać, doskonale sobie z Alison poradziliśmy i nawet kuchnia jest cała - pokazałem dłońmi na pomieszczenie, przez co uśmiechnęła się nieznacznie.

Przecież nie zabronię jej spać do późna, skoro nie pracuje, tylko zajmuje się domem. Często wstaje wcześniej ode mnie, by wszystko ogarnąć, ale gdy czasem śpi dłużej, nie mam serca jej budzić. Gdy śpi, wygląda bardzo słodko. Mam w telefonie dużo zdjęć, które zrobiłem jej, gdy spała.

- No dobrze.

- Dobrze, że dzisiaj jestem w domu, to zjemy kolację o normalnej porze. Mam tylko nadzieję, że Alison wróci dzisiaj wcześniej.

Wszystko było już przygotowane, Gości raczej się żadnych nie spodziewaliśmy, rzadko ktoś przychodzi do nas na kolację, nawet nasi rodzice wychodzili trochę po obiedzie. Gdy ustawiałem talerze, wykonałem telefon do córki, by upewnić się, że nic jej nie jest, i że będzie niedługo w domu. Przez telefon w w jej głosie wyczułem ogromne podekscytowanie, jednak nie chciała powiedzieć, czym było to spowodowane. Powiedziała tylko, że ma dla nas jakąś niespodziankę. Miałem tylko nadzieję, że to nie będzie żaden chłopak, z którym musiałbym poważnie porozmawiać.

Jakieś pół godziny później usłyszałem otwieranie frontowych drzwi, co dało mi znać, że w domu pojawiła się Alison. Mam nadzieję, że sama. Anabell też to usłyszała i powiedziała z kuchni, że kolacja jest gotowa.

- Tak mamo! - usłyszeliśmy odpowiedź. - Mamo, tato, zobaczcie, kogo przyprowadziłam!

Po usłyszeniu tego zdania, lekko się zdenerwowałem. Nie wiedziałem, co ona dla nas przygotowała. A co, jeśli to będzie cios poniżej pasa?

- Tylko nie mów, że przyprowadziłaś tego chłopaczka, z którym cię kiedyś widziałem - odkrzyknąłem, wchodząc do salonu.

- Nie, coś ty tatku. To był tylko kolega z którym robiłam projekt, nie przesadzaj - odpowiedziała i pojawiła się w salonie. Bynajmniej nie sama.

Stanąłem jak wryty, gdy zobaczyłem, że trzyma za rękę Williama i uśmiecha się do tego radośnie. Moja reakcja była niczym, w porównaniu do reakcji mojej ukochanej. Gdy weszła do salonu i zobaczyła to co ja, półmisek, który trzymała w dłoniach znalazł się z hukiem na podłodze.

- William? - zapytała, nie wiedząc w to co widziała.

- Tak, to ja.

- Ale... Jak ty się... Skąd ty się... - Plątała się w swoich słowach, zupełnie nie umiejąc się wysłowić z szoku.

- Alison mnie znalazła - odpowiedział od razu.

Anabell już niczym się nie przejmowała, przeszła przez szczątki półmiska i podeszła do naszego syna przytulając go.

Stałem chwilę w szoku, nie bardzo wiedząc, co zrobić. Stwierdziłem, że szybko pozbieram szkło i ulotnię się na chwilę do kuchni. Stojąc przy kuchence, szok mnie w końcu opuścił i nadeszło niedowierzanie. Niedowierzanie, że on tu jest i będzie zaraz jadł z nami przy jednym stole. Tak jak chciałem. W końcu moje jedno z marzeń się spełni. A nie zostało już ich tak wiele. Mieć całą rodzinę w komplecie przy jednym stole. Sięgnąłem po czystką szklankę z szafki i nalałem do niej trochę soku jabłkowego i upiłem łyk. Przymknąłem oczy i po długim wydechu postanowiłem tam wrócić. Po wejściu do kuchni zobaczyłem naprawdę cudowny widok, łapiący za serce, zwłaszcza, kiedy przeżyłeś to co my. Siedzieli już w trójkę przy stole i czekali tylko na mnie. Gdy usiadłem na pustym miejscu, spojrzałem ukradkiem na Willa. Miał zagubiony wzrok, widać, nie mógł się odnaleźć w tej sytuacji. Mam nadzieję, ze z czasem to minie i będziemy mogli się poznać i spędzać ze sobą mnóstwo czasu, żeby nadrobić chociaż część straconych dni.

Zaczęliśmy rozmawiać na różne tematy, Anabell przepytywała Willa na wszystkie sposoby, oczywiście myślała, że tego nie widać, ale po lekkim uśmiechu chłopaka widać było, że doskonale zdawał sobie sprawę. Jednak odpowiadał na wszystkie jej pytania, a to chyba już coś znaczy?

Dowiedzieliśmy się z ich rozmów na przykład, że pracuje, ma własne mieszkanie. No i ma dziewczynę. Przy tym ostatnim widocznie się zawahał, jakby nie był czegoś pewny, ale stwierdziłem, że jest jeszcze młody, jak nie ta, to będzie inna. To nie ważne, że latałem tylko za Anabell, on może popełniać swoje błędy. Tylko, żeby wiedział, kiedy się zatrzymać.



****

1132*

Nie do końca taki, jakbym chciała mi wyszedł, ale mam nadzieję, że będzie się wam w miarę podobał. Na razie nie przewiduję perspektywy Harrego, być może więcej go będzie w kolejnym rozdziale, by wynagrodzić wam ten dzisiejszy xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top