19

Anabell

    Od rana każdy w szpitalu chodził, jak na szpilkach. A kilkoro nas było. Przyszedł Nathan z Natty, nasi rodzice no i oczywiście ja z Harrym. Will był już w swojej sali i oczekiwał na zabieg. Lekarze musieli zrobić wszystko w czasie, nie zwlekając. Gdy tylko pobiorą szpik od Willa, ten od razu zostanie przekazany mojej małej córeczce, a jego siostrze. Wiedziałam, że wszystko się uda. Czułam to w sobie. Nie mogłam opanować nerwów, za nic w świecie. 



    Zastanawiałam się przez jakiś czas, jak to dalej będzie. W końcu będziemy musieli powiedzieć Willowi o tych testach, które w ukryciu przed nim zrobiłam. Pewnie uzna mnie za wariatkę. No i w pewnym sensie tak się wtedy czułam. Byłam zbyt zdesperowana chęcią dowiedzenia się prawdy. Teraz musiałam się zastanawiać, jak on to przyjmie. Nie chciałam już wymyślać bajeczek i wciskać mu kłamstwa. Powiemy mu, jak było naprawdę i jak zareaguje, to już jego sprawa.

- Mamo, nie płacz, wszystko się ułoży. - Głos Harrego przerwał mój wewnętrzny monolog. 

    Spojrzałam na starszą kobietę skuloną na jednym z niebieskich plastikowych krzesełek, umiejscowionym pod ścianą po mojej lewej stronie.

- Przepraszam was kochani. Zadzwoniła niedawno Daisy, muszę jechać do domu. Anabell, odprowadzisz mnie na przystanek? -  wyprostowała się i oparła policzki.

- Kochanie, ja cię mogę odwieźć... - odezwał się mój  tato, wstając z krzesła.

- Nie, nie. Dzisiaj pojadę autobusem.

    Potaknęłam głową, zgadzając się. Annie chwyciła mnie za łokieć i razem udałyśmy się do schodów na końcu korytarza, by dostać się do wyjścia. Gdy minęłyśmy  kolejne schody, kobieta jakby ożywiła się i puściła mój łokieć. Zatrzymała się na jednym ze stopni i poczułam na swoich plecach jej wzrok.

- Powiedz mi, robicie te testy? Teraz byłaby ku temu świetna okazja - zaczęła, a ja przewróciłam oczami, zanim się do mnie odwróciłam.

- Wiemy o tym mamo. Nie martw się, mamy nad wszystkim kontrolę, damy sobie radę.

- No dobrze. Ale, jak tylko będziecie wiedzieć, to od razu nam powiedzcie, a nie ukrywajcie, jak teraz z Alison! 

    Pokiwałam jedynie głową, że rozumiem, nie chcąc się odzywać, bo mój ton głosu mógłby sprawić, że zaczęłaby coś podejrzewać, a tego nie chciałam. To mogłoby wszystko zepsuć. 

- No i jesteśmy - powiedziałam, gdy zatrzymałyśmy się na małym przystanku autobusowym. 

    Chodnik był wyłożony szarą kostką, za moimi plecami stała przeźroczysta plastikowa budka z dachem, pod którym można było się skryć. Zaraz obok znajdował się kosz. Oprócz nasz stało jeszcze kilkoro ludzi. Poczekałam z nią kilka minut, aż w końcu autobus miejski z numerem 15, zajechał na podjazd i razem z mamą Harrego, wsiadły też trzy osoby. 

    Ruszyłam w drogę powrotną i po kilku minutach ponownie byłam w szpitalu, pod blokiem operacyjnym. Bałam się podwójnie. O Willa i o Alison. Bałam się, że coś pójdzie nie tak, że któreś z nich może... Nie, nie mogłam o tym myśleć, inaczej zaraz sama się przewrócę.

- Kochanie, mówiłem ci, żebyś tyle o tym nie myślała. Wiesz przecież, jak znosisz takie rzeczy.

    Harry stanął przede mną, lekko się uśmiechając. 

- Wszystko będzie dobrze, kochanie - szepnął i przyciągnął mnie do siebie.

    Siedzieliśmy, jak na szpilkach, do momentu, gdy lekarz, który przeprowadzał operację, wyszedł z bloku operacyjnego. W momencie podniosłam się i zatrzymałam go.

- I co panie doktorze? Udało się?

- Tak, operacja przebiegła pomyślnie w obu przypadkach. Teraz oboje zostaną przewiezieni do sal i będziemy monitorować państwa córkę. Musimy mieć pewność, że przeszczep się przyjmie. 

    Gdy mu podziękowałam, odszedł, a Harry w momencie przy mnie był. Objął mnie mocno i powiedział, że to już koniec; i że już wszystko będzie dobrze. Chciałam w to wierzyć i w tamtym momencie niewiele mi do tego brakowało.

    Pierwszego wieźli na salę Willa. Był lekko blady i pół przytomny. Pielęgniarka powiedziała, że przed chwilą się obudził. Szłam z nim do jego sali, on w tym czasie jedynie nieprzytomnie jeździł wzrokiem po suficie, nic nie mówiąc. Wróciłam do Harrego i nie minęła minuta, gdy drzwi ponownie się otworzyły, a na łóżku leżała nieprzytomna Alison. Była bardzo blada, identycznie, jak przez cały czas pobytu tutaj. Ciemne sińce pod oczami i wychudzona twarz, drobne ręce. Co się stało z moim dzieckiem? Dotarło do mnie, że minie sporo czasu, zanim dojdzie do siebie. Ta choroba ją niemal pochłonęła. Tym razem też nie mogliśmy wejść do jej sali. Ponownie znalazła się w izolatce. Lekarz wczoraj nam powiedział, że to tylko na pierwsze dwadzieścia cztery godziny od operacji*. Potem, jeśli nie będzie powikłań, przeniosą ją na normalną salę.**

     Niecałe pół godziny później, razem z Harrym, zostaliśmy wezwani przez lekarza prowadzącego leczenie Alison.

    Przedstawił on nam całą sytuację: jakie mogą być powikłania, że przeszczep może się nie przyjąć, że może minąć kilka tygodni, a nawet też miesięcy, zanim moje dziecko wróci do siebie. Tego się właśnie bałam najbardziej. Al na pewno chciałaby jak najszybciej stąd wyjść, a tu zachodzi możliwość, iż spędzi tu kolejny miesiąc, albo i nawet więcej. Powiedział też, że dzisiaj się raczej nie wybudzi z narkozy, że prawdopodobnie nastąpi to jutro. Po czym dodał jeszcze kilka wskazówek i opuściliśmy gabinet. Odetchnęłam głęboko, chyba jak jeszcze nigdy w czasie tych kilku miesięcy. Naprawdę, chciałabym, by Alison była już zdrowa i bezpieczna w naszym domu, a jedynym zmartwieniem byłby William. 

    Przeszliśmy korytarzem, decydując się zajrzeć do chłopaka. Miałam mieszane uczucia, nie wiedziałam, w jakim jest stanie, jak się czuje i czy w ogóle kontaktuje. Jednak los był dla nas łaskawy i wszystko było z nim w porządku. Gdy weszliśmy do sali, w pomieszczeniu, oprócz Willa, była jeszcze jakaś dziewczyna. Nie była to pacjentka, bo Will leżał sam, więc domyśliłam się, że to jego znajoma, bądź dziewczyna. 

- Dzień dobry - powiedziała cicho, lekko się wycofując do tyłu. - Ja już...

- Nie, zostań - odezwał się słabo, protestując. Widziałam, że bardzo chciał, by z nim została.

- To my zaraz pójdziemy. Chcieliśmy się tylko dowiedzieć, jak się czujesz - odezwał się szybko Harry, poprawiając włosy.

- W miarę dobrze, jak po takim czymś. Jestem trochę osłabiony, ale dobrze.

- Okej, to nie będziemy przeszkadzać. Lekarz niedługo do ciebie przyjdzie - dodałam od siebie i odwróciłam się, chwytając za klamkę i przechodząc na korytarz. 

- Nie widziałem, żeby ktoś do niego wchodził - odezwał się wyraźnie rozchmurzony Harry. - Myślisz, że to coś poważnego?

- Kochanie, po pierwsze. Nie widziałeś, bo byliśmy w gabinecie, a po drugie, kto wie?

- Kiedy to zrobimy? Ja się już nie mogę doczekać! Wiem, że jestem niecierpliwy, ale te wszystkie zdarzenia po prostu dały mi takiego kopa, że mam ochotę iść i sam mu teraz zaraz o tym powiedzieć.

- Wow, zwolnij kochanie. Powoli - szepnęłam z uśmiechem na ustach i pociągnęłam go za ramię w stronę sali naszej Al. Gdy już byliśmy wystarczająco blisko niej; odezwałam się: - Nie żebym była pamiętliwa i wypominała ci, ale nie byłeś do niego jakoś dobrze nastawiony.

    Jak na zawołanie, w mojej głowie pojawił się obraz z dnia, kiedy William przyszedł do naszego domu z informacją, że Alison jest w szpitalu, a on naskoczył na niego i zaczął szarpać, jak najgorszego wroga. 

- Wiem, ale to mój syn... Trochę się zmieniło od tamtego czasu.

- Dobrze dobrze. I tak będziesz musiał go przeprosić za swoje zachowanie i to jeszcze zanim dowie się prawdy.

-Wiem o tym doskonale. Jednak ukrywanie przed nim tego i przebywanie w jego obecności nie przychodzi mi łatwo. Już chciałbym zacząć wszystko od nowa, we czwórkę... Musimy mu powiedzieć , jak najszybciej.

- Wiem. Will, on na pewno to zrozumie - powiedziałam pewna siebie.

- Co zrozumiem? - naszą rozmowę przerwał nam jego głos, dochodzący zza moich pleców. Zamarłam na moment, a potem oboje z mężem odwróciliśmy się do niego przodem. Siedział na szpitalnym wózku, który prowadziła te dziewczyna, która go odwiedziła. Spojrzałam z ukosa na Harrego, który miał zdenerwowanie wypisane na twarzy. Również na mnie zerkał, nie wiedząc, co powiedzieć. 

- Że jesteś naszym synem - wypalił Harry, a pode mną ugięły się kolana.

***

1318*

* nie wiem, jak to jest, jak postępują po przeszczepach z chorym, więc tu jest jak napisałam :)

** Miałam na myśli OIOM, bo raczej na zwykłą salę to za wcześnie.

no, także proszę o ładne i zgrabne komentarze :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top