15

   Anabell

Jakimś cudem udało mi się uniknąć odpowiedzi na pytanie Harrego. Wiedziałam, że muszę powiedzieć mu prawdę, jednak nie zamierzałam jeszcze tego robić. Wyniki badania nie stracą ważności, jeśli otworzę je za dwa, albo trzy dni. Po części się bałam, a po części, nie chciałam sobie tym teraz zawracać głowy. Alison była w tamtym momencie najważniejsza.

    Nasz lekarz prowadzący zorganizował zebranie, na którym omawiali przypadek mojej Al i jej leczenie, w tym przeszczep. Siedzieli tam kilka dobrych godzin, zanim czternastu chirurgów opuściło salę konferencyjną w szpitalu. Rozeszli się w swoje strony, omijając nas łukiem, aż w końcu zatrzymał się przy nas nasz lekarz prowadzący. 

- Jaka jest decyzja, panie doktorze?

- Operacja jest zaplanowana na wtorek przyszłego tygodnia. Wcześniej zrobimy zabieg panu Willowi, pobierając od niego fragment szpiku, a następnie zajmiemy się państwa córką. Proszę być w dobrej myśli.

- Czy ta operacja może się nie udać?

- Cóż, mimo, iż dawca jest zgodny, równie dobrze jego komórki mogą się nie przyjąć w jej ciele. Jednak zrobimy wszystko co w naszej mocy, by tak się nie stało. Mamy w szpitalu najnowocześniejsze sprzęty, wszystko będzie dobrze - powiedział i na koniec uśmiechnął się do nas pokrzepiająco. - Proszę być w dobrej myśli.

    Lekarz odszedł, a ja westchnęłam ciężko, nie wiedząc, co do końca myśleć. Mieszał mi w głowie, a ja przez tą całą sytuację z Al, nie byłam na to ani trochę odporna i stałam się swoim cieniem, zaczynając żyć w strachu. Nie wiedziałam, czy moja córka dożyje jutra, czy nie umrze w środku nocy we śnie. 

- Anabell, przestań tak o tym myśleć, teraz wszystko w rękach lekarzy - głos Harrego przywrócił mnie do rzeczywistości. - Chodźmy stąd, nic tu po nas, zaraz koniec odwiedzin i tak nas wyrzucą; jak co dzień - mruknął i złapał mnie za rękę, ciągnąc w stronę wyjścia. Miał rację, on ma zawsze rację, tylko ja nie daję mu dojść do słowa. Nie chcę słuchać.

- Okej - bąknęłam tylko i pozwoliłam się wyprowadzić ze szpitala. 

- Kochanie, co myślisz o kolacji? Jesteś głodna? - zapytał mój mąż, gdy zapinałam pasy bezpieczeństwa, siedząc na miejscu pasażera. Harry odpalał silnik, chcąc wyjechać spod szpitala.

- No jestem trochę głodna - odpowiedziałam.

- To super, podjedziemy pod jakąś restauracyjkę i coś zjemy, bo ja osobiście nie miałem nic w ustach od rana.

- Czemu nic nie mówiłeś? Kupiłabym ci coś! - powiedziałam, będąc trochę zła na niego. No sorry, ale Harry nie może chodzić głodny, o nie nie.

- Oj tam, nic mi nie jest. Po za tym, wolę, gdy ty gotujesz, ale teraz mamy sytuację wyjątkową i jakoś muszę przeżyć. - Jego duża lewa dłoń spoczęła na mojej ręce znajdującej się na kolanie. Była ciepła i delikatnie poruszała się po mojej skórze. - Tutaj jest niedaleko całkiem niedroga szybka obsługa - poinformował mnie, pokazując palcem gdzieś w dal jezdni. Nie wiedziałam dokładnie, o którym miejscu mówi, jednak wiedziałam, że zaraz się dowiem, dlatego kiwnęłam jedynie głową i czekałam, aż dojedziemy na miejsce. 

    Może nie minęła minuta, a staliśmy już na dość małym i wąskim parkingu przed ' Cali's bar '. Kilka minut zajęło nam, zanim będąc w środku, znaleźliśmy coś do jedzenia. Owszem, wszystko było dobre i całkiem niedrogie, jednak nie wiedziałam, na co się zdecydować. 

- Czy mogę przyjąć państwa zamówienie? - kelnerka podeszła do nas już trzeci raz, dlatego chciałam jak najszybciej złożyć zamówienie, żeby już nie pospieszała nas wzrokiem zza lady. Nie żebym tego nie widziała, czy coś.

- Tak. Ja poproszę kurczaka z ryżem w sosie słodko - kwaśnym - powiedziałam w końcu, gdy ta wyciągnęła przed siebie mały czarny notesik, gotowa by pisać.

- Dla mnie to samo - odpowiedział Harry, gdy ta niska brunetka w wieku około trzydziestu lat, spojrzała na mojego męża. Uśmiechnął się do niej, a ona szybko odeszła, mówiąc, iż nasze dania będą w przeciągu dwudziestu minut. 

    Rozejrzałam się po dość dużym pomieszczeniu, jakim była restauracja. Było tu bardzo schludnie i przyjemnie. Ściany pokrywał kolor beżowy, co ładnie komponowało się z stolikami i obiciami krzeseł, które miały podobny odcień.

    W oczekiwaniu na kolację, zabijaliśmy czas, rozmawiając o pracy Harrego. Dopiero dziś i dopiero teraz mogliśmy normalnie porozmawiać, w szpitalu jakoś nas do tego nie ciągnęło. Tam po prostu nie mieliśmy głowy, by o tym myśleć. 

- Mamy dwóch stażystów. Dobrze, że Greg jest z nich zadowolony, bo inaczej byłby na mnie zły do końca życia - zaśmiał się, a mnie zrobiło się cieplej w środku. Tak dawno nie widziałam jego szczerego uśmiechu. - Wracamy? - zapytał po chwili, gdy spojrzał na zegar wiszący za mną i dojrzał dochodzącą godzinę dziesiątą wieczorem.

- Jasne.

    Harry poszedł zapłacić za jedzenie, a ja zebrałam nasze rzeczy i czekałam na niego przy drzwiach. Dołączył do mnie chwilę później, łapiąc w talii i wyszliśmy na zewnątrz.

***

    Rano obudziłam się w dobrym humorze. Naprawdę czułam się dobrze, może nie byłam do końca wypoczęta, jednak było lepiej, niż wcześniej.

- Dzień dobry kocie - usłyszałam mruknięcie Harrego leżącego obok.

    Leżałam w jego objęciach, nie chcąc wstawać, ale wiedziałam, że Alison czekała na nas.

- Dobry - odpowiedziałam i bardziej wtuliłam się w jego ciepłe nagie ramiona.

- Zrobię jakieś śniadanie - zaoferował i podniósł się do siadu i przetarł oczy.

    Nie ruszyłam się ze swojego ciepłego miejsca, ale obserwowałam, jak Harry wstał, założył czarne bokserki, które wyciągnął z szafy. Wrócił do mnie, cmoknął mnie jeszcze w usta o wyszedł z pokoju. Przewróciłam się na drugi bok, leżąc w stronę okna. Słońce wchodziło do pokoju, odblask padał na szafę, a ja lekko się uśmiechnęłam i przymknęłam oczy, ponownie zasypiając.

- Kochanie, wstawaj - skądś dochodził do mnie głos Harrego.

    Otworzyłam oczy, widząc przed sobą swojego męża. Klęczał uśmiechnięty od ucha do ucha, przyglądając mi się uważnie.

- Zrobiłem śniadanie, przyniosłem, a ty mi zasnęłaś - powiedział i sięgnął za siebie i postawił na łóżku tacę z jedzeniem.

    Podniosłam się ostrożnie, by nic nie naruszyć. Usiadłam przed tacą patrząc, jakie smakołyki udało mu się znaleźć w naszej lodówce. Zrobił nam herbatkę i kilka tostów z dżemem truskawkowym.

- Ale smakołyki - westchnęłam, ciesząc się, że cokolwiek w tej naszej lodówce było.

- Resztki, ale i tak całkiem smakowicie wyglądają. 

- Trzeba będzie w końcu zajść do jakiegoś marketu i zrobić porządne zakupy - stwierdziłam i zabrałam się za konsumowanie pierwszego tosta. Harry również wziął jednego i jedliśmy w ciszy. -  Czuję się, jak nastolatka.

- Co skłoniło cię do takich odczuć? - zapytał i  upił łyk herbaty.

- To śniadanie, ciepły poranek i myśl, że wszystko jest dobrze w tej chwili. Taaak beztrosko - westchnęłam cicho.

- Tak, masz faktycznie rację. Ale zaraz musimy wrócić do rzeczywistości i wrócić do szpitala.

- Jaki mamy dziś dzień? - zapytałam, nie wiedząc zupełnie, czy Harry idzie dzisiaj do pracy, czy jednak nie. 

- Sobota, kochanie.

- Rany, straciłam już rachubę czasu i nie wiedziałam, czy masz wolne czy nie - zaśmiałam się lekko, a Harry dołączył do mnie. 

- Okej, zbierajmy się - pogoniłam Harrego, który będąc w salonie zakładał bluzę. Wychodziliśmy do szpitala. W drodze do samochodu zadzwonił mój telefon, okazało się, że to Nathan. - No co tam braciszku?

- Ojciec do mnie wydzwaniał wczoraj i pytał, co się u was dzieje, że nie rozmawiasz z nim. Nic mu nie powiedziałem, jednak ty powinnaś to zrobić - zaczął od razu, a mnie w tym momencie ruszyło sumienie. Wczoraj dzwonił do mnie, jednak go olałam i nawet nie oddzwoniłam. Co ze mnie za wyrodna córka!

- Em, jasne, zaraz to zrobię.

- Swoją drogą, co u niej? Jest jakaś poprawa? Co z dawcą?

- Eh, mamy dawcę, czekamy tylko, aż zrobią przeszczep w następnym tygodniu - streściłam mu trochę, nie chcąc, by coś go ominęło.

- To wspaniale, teraz na pewno będzie już wszystko dobrze.

- Oby. Dobra, kończę, muszę jeszcze do taty zadzwonić.

- Okej, powiedz mi później, jak zareagował.

- Okej.

    Rozłączyłam się z Nathanem i włożyłam telefon do torby. Nie wiedziałam dokładnie, co zrobić - zadzwonić do niego i powiedzieć mu to przez telefon, czy może jednak wybrać się do niego i powiedzieć mu to prosto oczy. 

- Harry, musimy zajechać do rodziców - poinformowałam go, a jego reakcją było tylko spojrzenie na mnie z ukosa.

- Po co?

- Musimy im powiedzieć.

- Annie dostanie zawału - stwierdził tylko i odpalił silnik auta, jak tylko usiadłam na miejscu pasażera. - Przecież wiesz, że to przede wszystkim nie chciałem jej o tym mówić.

- Wiem, ale to nie ma sensu, by ich okłamywać i tak tyle czasu to przed nim zatajaliśmy.

1332*

Takie krótkie te rozdziały, a tak rzadko je dodaję xd
Ostatnio mało piszę w ciągu ostatnich dwóch tygodni napisałam może tylko parę zdań, a to wszystko przez brak czasu :(

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top