14

Anabell

    Minęły kolejne dni, a dawcy jak nie było, tak nie było. Will również nie dawał znaku życia, więc stwierdziłam, że nie trafiłam do jego serca. Niestety ani ja, ani Harry nie możemy być dawcami. Wystarczyło, by coś nie zgadzało się w naszych genach i automatycznie odpadaliśmy. Zozostało nam jedynie czekać, albo na dawcę, albo na jakiś cud. 

- Harry, co teraz będzie? Czuję, że on jednak nie przyjdzie - szepnęłam, wydawało mi się, że powiedziałam to tak cicho, iż tego nie usłyszał, jednak miał dobry słuch i wiedział, co przed chwilą powiedziałam.

- Anabell, nie martw się, bo inaczej będę musiał tu przychodzić i do ciebie, a tego oboje nie chcemy. - Objął mnie swoimi ramionami i przyparł lekko do ściany. - Na pewno znajdzie się inny dawca.

- Ekhem - usłyszałam gdzieś przed sobą, jednak nie rozglądałam się i nie wiedziałam, skąd dokładnie dochodził owy dźwięk.

    Harry odwrócił się, obejmując mnie w talii i spojrzał na tego, który nam przeszkodził. 

- William - powiedział, nie pokazując, jak bardzo zdziwiony jest, ale ja wiedziałam - zbyt mocno ściskał moją koszulę  z boku w kolorową kratę, by tego nie okazać.

- Przemyślałeś wszystko? - postanowiłam się odezwać. 

    Pogodziłam się z tym, że może się nie zgodzić, trudno. Przynajmniej nie będę sobie zarzucać tego, że nie zaryzykowałam.

- Tak. Postanowiłem sprawdzić, czy będę mógłbym być tym dawcą, czy jak to tam się mówi... Ale robię to tylko dla niej - zastrzegł, widząc, jak na mojej twarzy formuje się lekki uśmiech. 

- Dobrze.

    Kilka  minut później, William podpisał kilka dokumentów, porozmawiał z lekarzem i mógł iść oddać krew do badania. Wyniki miały być jeszcze dziś, więc siedziałam jak na szpilkach. Harry kilka razy wyganiał mnie do domu, z racji tego, że on przyszedł później i mógł zostać dłużej, jednak ja nie chciałam. Chciałam na własne uszy usłyszeć, że jest zgodność. I że Will to nasze dziecko. Specjalnie, po tym, gdy on wyszedł z zabiegowego, weszłam ja. Poprosiłam jedną z pielęgniarek, by badanie krwi, również skierowali pod kątem pokrewieństwa, tłumacząc ogólnikowo, dlaczego ją o to poprosiłam. Sama też musiałam oddać trochę krwi, jak inaczej mieliby sprawdzić, czy to nasz syn, czy nie. Potem wyszłam z pomieszczenia jak gdyby nic wróciłam do Harrego. W sumie nie pierwszy raz robię coś, o czym on nie wie, ale wyjdzie mu to na zdrowie. 

- Po co tam poszłaś? - zapytał, gdy tylko usiadłam na krzesełku obok niego.

- Eh... Jakby ci to powiedzieć?

- Jesteś w ciąży? - zapytał, a ja o mało nie spadłam z siedzenia.

- Nie! Po prostu..., ugh, powiem ci po wynikach, dobrze? - spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem, na co uległ i kiwnął jedynie głową. 


    Jak się okazało, wyniki wcale nie miały przyjść dziś, a właśnie następnego dnia. Krew nie została poddana badaniom z racji tego, iż w laboratorium mieli awarię systemu i nasz lekarz wolał nie ryzykować, że badanie zostanie źle przeprowadzone, a nasz czas nieubłaganie szybko uciekał nam z rąk. 

    Will jak na złość nie pokazywał się przez te dwa dni nie pokazywał się w szpitalu, a ja czułam, że na siłę nie chce się z nami kontaktować, ale myśl, że robi to pod przymusem dobijała mnie do reszty. 



- Harry, co jeśli wyniki będą negatywne? - zapytałam, gdy lekarz poinformował nas, że wyniki już do nas dotarły. 

- Kochanie, nie martw się tym teraz. Zobaczymy, co lekarz nam powie. Jeśli faktycznie nie będzie żadnej zgodności, są też inni, niespokrewnieni dawcy, który będą mogli nam pomóc. 

- Chciałabym być taką optymistką, jak ty, ale zupełnie nie mam mam na to siły.

    Nagle poczułam wibracje z torebki, pospiesznie chwyciłam za suwak, odsuwając go i wyciągając z torby telefon. Dzwonił tato, jednak szybko odrzuciłam połączenie, oddzwonię do niego później.

- No i co panie doktorze? Niech pan nie trzyma nas w niepewności. - Harry usiadł na jednym z dwóch krzesełek, ja zajęłam drugie. Patrzyłam na niego wyczekująco, błagając w myślach o pozytywną odpowiedź. 

- Tak. Mam już wyniki badań tego młodzieńca, jednak jeszcze ich nie otwierałem; postanowiłem zrobić to z państwem.

- Dobrze, w takim razie, niech pan sprawdza - poprosiłam, nie mogąc wytrzymać napięcia, jakie zaczęło zbierać się we mnie, gdy lekarz wypowiadał te słowa. Jestem za słaba.

- Dobrze.

    Wyciągnął z szufladki od swojej strony biurka mały scyzoryk i z precyzją otworzył podłużną kopertę. Wyciągnął z niej złożoną na cztery białą kartkę i rozłożył ją, zaczytując się w jej treść. Jego mina nic nie wyrażała, a moja nadzieja w momencie zniknęła. Czyli przeczytał, że nie.

- Proszę państwa, mamy zgodę - powiedział i uśmiechnął się szeroko, a mnie w momencie stanęło serce.

    Gdy dotarło do mnie, co powiedział, rzuciłam się Harremu na szyję i mocno przytuliłam, płacząc ze szczęścia. Nie wiem, w którym momencie zaczęłam ryczeć, być może wcale nie przestałam tego robić, może wtedy, kiedy usłyszałam, że moja córka będzie żyć.

- Pójdę mu powiedzieć.

    Gdy zdecydowałam się puścić Harrego, ten wyszedł, by na korytarzu powiedzieć chłopakowi nowinę. Otarłam mokre policzki, by choć trochę poprawić swój marny wygląd.

- Mam coś jeszcze - usłyszałam i w momencie spojrzałam na mężczyznę siedzącego przede mną.

- To znaczy?

- Pielęgniarka, która pobierała mu krew, przyniosła mi dziś te wyniki. Powiedziała też, że ta  druga koperta ma dla pani bardzo ważne znaczenie.

- Tak. 

    Moje oczy w momencie otworzyły się szeroko, na informację, że test DNA też dotarł. Przez moment przeszedł mnie dreszcz, czy aby na pewno dobrze postąpiłam, prosząc o nie.

- Chciałaby pani sama to zrobić? - zapytał, wyciągając w moją stronę kopertę.

- Tak, dziękuję. Pójdę do męża. - Wstałam pospiesznie z krzesła i wyszłam z gabinetu lekarskiego, zaraz po tym, jak schowałam białą kopertę do torby. Widząc szczęśliwego Harrego i troszkę mniej Williama, podeszłam do nich, również mając na twarzy uśmiech.

- Harry przekazał ci dobre wieści?

- Tak, prawie mnie udusił - mruknął, obracając się za siebie.

- Harry? - spojrzałam na niego pytająco.

- Po prostu go przytuliłem, zbyt mocno.

   Zaśmiałam się szerzej, że o to tylko chodziło. Usiadłam na najbliższym krześle, ciężko wzdychając. 

- Kochanie, wszystko będzie dobrze. - Harry usiadł obok mnie i objął ramieniem.

- William, mogę cię prosić? Chciałbym zamienić kilka zdań. - Przy nas pojawił się lekarz i zabrał ze sobą do gabinetu, w którym chwilę wcześniej byłam.

- Skoro jesteśmy sami, powiedz mi w końcu, po co poszłaś do zabiegowego.


*****

1052**

Dziś krótko niestety :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top