Rozdział 5 II Śmietana
Nikola
Oparłam się plecami o zimną ścianę korytarza, bawiąc się skrawkiem rękawa bluzy. Sebastian stał obok, przygarbiony, z dłońmi w kieszeniach. Tłumaczył, jak usiłował ogarnąć nowy kawałek na perkusji i jak niesprawiedliwe było to, że szkoła bez przerwy marnowała jego czas, który mógłby poświęcić na coś bardziej produktywnego. Czasem nie byłam wstanie go zrozumieć. Narzekał, a miał same paski, w porównaniu do mnie, na świadectwach, a nie kolorystycznie w szafie.
— Serio, wiesz ile kawałków bym zagrał? Ile szkiców bym zrobił? To byłoby piękne, grać i rysować, kiedy moja matka zadręcza swoje koleżanki w pracy, a nie mnie — mruknął, kopiąc lekko w ścianę.
— Daj spokój, Sebastian, zawsze możemy rzucić szkołę i wyjechać do Meksyku — rzuciłam ironicznie.
— Ha. Ha. Ty i Meksyk? Zdala od naszej ulubionej pizzerii, ojca i swojej ukochanej — zażartował, wskazując na Kasie, która była pochłonięta rozmową z koleżanką.
Zastanowiłam się.
— Wzięłabym ją ze sobą.
Sebastian parsknął śmiechem, ale zanim zdążyłam dodać coś jeszcze, nagle obok nas wyrósł Łukasz. Jak zwykle wyglądał, jakby ktoś wstrzyknął mu podwójną dawkę kofeiny – energiczny, nieco rozczochrany, z błyskiem w oku, który zawsze oznaczał jedno, kłopoty.
— Ej, Nikon, Artowski, mam plan. Genialny plan.
Westchnęłam, przewracając oczyma.
— Zawsze masz genialne plany, a kończą się albo w gabinecie dyrektora, albo na sprzątaniu korytarza.
— Tym razem będzie inaczej — zapewnił mnie z szerokim uśmiechem.
— Na pewno — rzucił Sebastian, kompletnie nieprzekonany.
Łukasz zignorował nasze komentarze i podszedł bliżej, jakby miał nam właśnie zdradzić największą tajemnicę wszechświata.
— Żart dla Korkowskiego.
—Co takiego? — Zapytałam lekko zszokowana
— Śmietana, linka, drzwi. Klik, bach, jeb.
Zmierzyłam go spojrzeniem, zastanawiając się, czy przypadkiem nie zarył o któryś z krawężników na przerwie.
— No pięknie to wyjaśniłeś — mruknął Sebastian, unosząc brew.
Chłopak, jak na prawdziwego stratega przystało, nachylił się przed nami i zaczął machać rękami, jakby właśnie prezentował nam plan napadu na bank.
— Dobra, słuchajcie, musimy to zrobić tak, żeby śmietana wystrzeliła mu prosto w twarz.
— Świetnie — mruknął Sebastian, przewracając oczami. — Czyli twierdzisz, że jesteśmy w stanie skonstruować coś na kształt kulinarnej katapulty?
— Dokładnie! — Łukasz, aż klasnął w dłonie.
Oparłam głowę o ścianę, obserwując go podejrzliwie.
— Brzmi jak coś, co rozwali pół klasy.
— Nieee, spokojnie — machnął ręką, jakbym właśnie go obraziła. — Mam to przemyślane.
— No dobra, geniuszu, słucham.
Łukasz z błyskiem w oku wskazał na swoją torbę i zaczął wyciągać różne rzeczy, jakby miał tam całą skrzynię skarbów.
— Bierzemy gumkę od spodni...
— Skąd masz gumkę od spodni? — zapytał Sebastian, marszcząc brwi.
— Wyrwałem ze starej pary dresów, nie pytaj.
— Żałuję, że zapytałem.
— ...Do tego żyłka wędkarska.
— Żyłka?! — powtórzyłam z niedowierzaniem.
— Ukradłem bratu, wędkarz-amator — rzucił nonszalancko.
Sebastian westchnął.
— I nie boisz się, że Cię udusi, jak się dowie?
Łukasz wzruszył ramionami.
— Powiem, że się sama zgubiła. Słuchajcie, bo to jest genialne. Naciągamy gumkę jak procę i mocujemy ją do framugi drzwi. Na końcu przyczepiamy plastikowy kubek z bitą śmietaną. Żyłkę wiążemy do klamki, więc kiedy Korkowski ją naciska i otwiera drzwi...
— Kubek wystrzeliwuje i bam, śmietana prosto w twarz — dokończyłam, analizując w głowie ten diabelski mechanizm.
— Dokładnie! — chłopak wyglądał na zachwyconego swoją własną pomysłowością.
Sebastian spojrzał na niego z mieszaniną podziwu i przerażenia.
— Ty naprawdę masz za dużo wolnego czasu.
— Nie, po prostu znam podstawy fizyki.
Musiałam przyznać, że to było sprytne, nawet jak na Łukasza.
— No dobra, ale gdzie ja w tym wszystkim? — zapytałam, krzyżując ramiona.
Łukasz uśmiechnął się przebiegle.
— Jesteś wysoka.
Zamrugałam.
— I co z tego?
— To, że ja nie sięgam do górnej framugi drzwi, a Ty tak. Musisz przymocować gumkę i ustawić kubek pod odpowiednim kątem.
Sebastian parsknął śmiechem.
— Czyli generalnie potrzebujesz jej, bo nie dorastasz do framugi.
— Nie rozśmieszaj mnie, Artowski — rzucił Łukasz. — I tak jesteś tylko o jakieś trzy centymetry wyższy ode mnie.
— Dobre dziesięć— poprawił go Sebastian.
Przewróciłam oczami.
— To brzmi jak początek czegoś, co skończy się bardzo źle.
— Ale brzmi też jak coś, co przejdzie do historii — podkreślił Łukasz z entuzjazmem.
Zerknęłam na Sebastiana, który nadal wyglądał na sceptycznego.
— No weź, Artowski. To tylko śmietana.
Chłopak przewrócił oczami.
— Właśnie dlatego, że to tylko śmietana, czuję, że to skończy się katastrofą.
Łukasz machnął ręką i wrócił wzrokiem do mnie.
— Dobra, Nikon, gotowa na misję?
Westchnęłam i wróciłam do pionu.
— Dawaj tę gumkę.
Sebastian spojrzał na mnie, jakby nie dowierzał, że naprawdę rozważam udział w tym idiotycznym przedsięwzięciu.
— Czekaj, serio zamierzasz mu pomóc?
Wzruszyłam ramionami.
— A czemu nie?
— Bo to brzmi jak najgłupszy pomysł w historii.
— Oj tam, co może się stać?
— Na przykład to, że to obróci się przeciwko Tobie? — uniósł brew. — Jak zawsze, gdy dajesz się wciągnąć w jakieś durne akcje.
— Ej, ej! — wtrącił się Łukasz. — Moje pomysły nie zawsze kończą się katastrofą.
— Przypomnieć Ci akcję z żabą w plecaku Kacpra? — Sebastian skrzyżował ręce. — Albo z fajerwerkami w śmietniku na sylwestra?
— Ech, Artowski, czepiasz się szczegółów.
Sebastian jednak nie odpuszczał.
— Nikola, serio, pomyśl. Jak coś pójdzie nie tak, to komu się oberwie?
— No nie wiem...
— Tobie.
Przewróciłam oczami.
— Przesadzasz.
— Naprawdę? — uniósł brew. — To wyobraź sobie, że śmietana nie trafia w Korkowskiego, tylko w kogoś innego. Na przykład w dyrektorkę.
Zatrzymałam się na chwilę.
Okej, to rzeczywiście brzmi jak realny problem.
— No ale... szanse na to są raczej nikłe, co nie?
Sebastian milczał, patrząc na mnie w sposób, który jasno mówił, że nie podziela mojego optymizmu.
— Okej, nie chcę mówić, że Cię ostrzegałem, ale...
— To nie mów.
Z westchnieniem pokręcił głową i rzucił Łukaszowi gniewne spojrzenie.
Szliśmy korytarzem, a brunet prowadził nas pewnym krokiem, jakby właśnie zmierzał dokonać czegoś wielkiego. Sebastian, idący obok mnie, wyglądał na coraz bardziej zirytowanego, ale już nawet nie próbował mnie przekonywać do zmiany zdania. Wiedział, że jeśli raz się na coś zdecyduję, to nie ma odwrotu.
Gdy dotarliśmy pod salę, Łukasz zatrzymał się i z cwanym uśmiechem sięgnął do kieszeni bluzy. Po chwili w jego dłoni zabłyszczał klucz, który bez wahania wsunął do zamka.
Zamrugałam zaskoczona.
— Skąd Ty masz klucz?!
— Mam swoje sposoby, Nikon. — Uśmiechnął się dumnie i przekręcił zamek, jakby to było coś zupełnie normalnego.
Sebastian zmrużył oczy.
— Ukradłeś go?
— Pożyczyłem na chwilę — poprawił go Łukasz. — Leżał sobie na stole w pokoju nauczycielskim, więc go przygarnąłem. Spokojnie, odłożę na miejsce, zanim ktoś zauważy.
— To jest tak głupie, że aż boli.
— Daj spokój, Artowski. Życie jest za krótkie, żeby nie robić rzeczy, które się potem wspomina z uśmiechem.
Czarnowłosy tylko westchnął ciężko i pokręcił głową.
— No dobra, geniuszu, otwieraj te drzwi, zanim ktoś nas tu zobaczy.
Drzwi uchyliły się bez najmniejszego oporu. Łukasz wszedł do sali jak do swojego królestwa i od razu zabrał się do działania. Rozejrzał się szybko, po czym podszedł do drzwi od wewnątrz i spojrzał na mnie wyczekująco.
— Nikon, musisz mi pomóc z tą linką. Jesteś najwyższa, ja nie dosięgnę.
Podeszłam bliżej, a on wyciągnął z plecaka cienką, elastyczną żyłkę i kawałek gumki recepturki.
— Patrz, to jest plan — zaczął, rozkładając przed nami cały sprzęt. — Montujemy linkę tak, żeby łączyła się z klamką. Kiedy ktoś ją naciśnie, pociągnie gumkę, a ta zwolni mechanizm trzymający naszą tajną broń.
— Czyli? — uniosłam brew.
Łukasz uśmiechnął się szeroko i sięgnął do torby. Po chwili wyciągnął plastikowy kubek po brzegi wypełniony bitą śmietaną.
— Tadam!
Sebastian jęknął, a ja parsknęłam śmiechem.
— Ty naprawdę jesteś szalony.
— Dziękuję, staram się — puścił mi oczko.
Zabrał się do roboty, a ja mu pomagałam, przytrzymując linkę, gdy mocował jeden koniec do klamki, a drugi do naprężonej gumki, przymocowanej do półki tuż nad wejściem. Na końcu umieścił plastikowy kubek, balansujący na cienkiej listewce.
— Dobra, gotowe — powiedział z dumą, robiąc krok w tył, żeby podziwiać swoje dzieło. — Jak tylko Korkowski otworzy drzwi... bam! Bita śmietana ląduje na jego twarzy.
Sebastian spojrzał na mnie, jakby liczył, że może w ostatniej chwili zmienię zdanie i powstrzymam to szaleństwo, ale ja tylko wzruszyłam ramionami.
— No co? Przynajmniej nie będziemy się nudzić.
— Jesteście popieprzeni — mruknął.
— A Ty i tak tu jesteś — odparł Łukasz z triumfalnym uśmiechem.
Zgasiliśmy światło i ostrożnie uchyliliśmy drzwi, żeby przecisnąć się przez cienką przestrzeń i wyszliśmy z sali. Łukasz zniknął za rogiem korytarza, a ja stałam przez chwilę, zastanawiając się, czy jego plan rzeczywiście ma szansę się udać. Kiedy wrócił, wyglądał na bardzo rozluźnionego, w porównaniu do mnie.
— Wszystko poszło zgodnie z planem — powiedział z zadowoleniem, a ja lekko się uśmiechnęłam. — Odłożyłem klucz na miejsce, nikt się nie skapnie. Było pusto w pokoju nauczycielskim, nikt nie patrzył.
— Naprawdę? — zapytałam, lekko zdziwiona. — Nikt nie zauważył, że podpieprzyłeś klucz od sali?
Łukasz wzruszył ramionami, jakby cała sprawa była dziecinnie prosta.
— Nie, no spokojnie. Czasami zostawiają je na stole. Nikt się nie dowie — powiedział, wyraźnie pewny siebie.
Spojrzał na mnie z uśmiechem, a ja, mimo że nadal trochę zaskoczona, nie mogłam powstrzymać się od delikatnego uśmiechu. Kręciłam głową, patrząc na niego z lekką rezygnacją.
— Serio? — mruknęłam, ale w moim głosie było więcej rozbawienia niż dezaprobaty.
Łukasz od razu zaczął się prostować, a jego uśmiech stał się jeszcze szerszy. Zdecydowanie poczuł się pewniej niż zwykle w naszym towarzystwie.
— Zgrana z nas drużyna— powiedział, zerkając na mnie w sposób, który ewidentnie sugerował, że mówi coś więcej, niż tylko o psikusie. — Może częściej powinniśmy robić coś razem
Podrapałam się po kąciku ust, starając się nie zaśmiać.
— Jasne, drużyna do robienia kawałów — odpowiedziałam żartobliwie.
Łukasz na to tylko posłał mi pełen uwagi uśmiech.
— No wiesz, jakbyśmy się dogadali jeszcze lepiej, to może byśmy zrobili coś... bardziej ekscytującego? — powiedział, a w jego oczach pojawił się wyraźny błysk.
Sebastian odchrząknął głośno, a jego spojrzenie na Łukasza stało się trochę bardziej chłodne. Zauważyłam, że wcale mu się to nie podobało. Ja za to delikatnie się skrzywiłam, nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć.
— Spokojnie, Łukasz — mruknęłam, choć ton moich słów był trochę bardziej zniechęcony, niż zamierzałam. — Z tymi ekscytującymi pomysłami to chyba lepiej daj sobie spokój.
Chłopak posłał mi figlarny uśmiech, ale wiedziałam, że tym razem nie wyciągnie już nic więcej z tej rozmowy. Sebastian z kolei wyglądał, jakby odetchnął z ulgą.
Patrzyłam na Łukasza, który ciągle starał się przyciągnąć moją uwagę, rzucając mi tymi swoimi pewnymi siebie uśmiechami. Był miły, to trzeba przyznać, ale cała ta jego lekkość, rozrywkowy styl życia... nie moje klimaty. Faceci tacy jak on, w sumie wszyscy faceci, po prostu mnie nie interesowali. Był zabawny, ale to tyle. Żadne przyciągnięcie uwagi w jego wykonaniu nie miało dla mnie głębszego sensu.
Widziałam, jak Sebastian nie krył swojej awersji do niego. Czarnowłosy nigdy nie trawił takich szkolnych głupków, jak Łukasz. Nie raz miałam wrażenie, że tylko udaje, że go nie zauważa, ale wiedziałam, że w środku ma o nim swoje zdanie. Nawet jeśli Sebastian nigdy tego nie wyraził, ja wiedziałam, że ich relacja była delikatnie napięta. Dziwne to było, bo w sumie Łukasz nie miał jakiejś złej woli, ale wystarczył jeden rzut oka na niego, żeby zrozumieć, że nie ma w sobie nic, co by mogło zbliżyć go do czarnowłosego.
Wszystko szło gładko, aż nagle w korytarzu rozległ się wyraźny stukot obcasów. Głośny i szybki, jakby ktoś spieszył się w naszą stronę.Czułam, jak napięcie rośnie w powietrzu. Spojrzałam na Sebastiana, a jego mina mówiła wszystko. Instynktownie zerknęłam na Łukasza, który najpierw wyglądał na zdezorientowanego, a potem zbladł.
— Mamy przerąbane — stwierdził, a jego ton zdradzał, że naprawdę się boi.
Odwróciłam się i zobaczyłam Anetę. Poczułam, jak rośnie we mnie impuls, żeby coś zrobić widząc polonistkę, zmierzającą w kierunku sali. Przez chwilę się zawahałam, żeby zaraz ruszyć w jej stronę. Chciałam ją zatrzymać, wiedząc, że jeśli wejdzie do sali, sytuacja pójdzie w zupełnie niekontrolowanym kierunku.
Skróciłam dystans, zbliżając się do niej i nagle stanęłam jej na drodze, niemal przypadkowo opierając dłoń na jej ramieniu, jakby to miało zatrzymać całą sytuację. Spojrzała na mnie zaskoczona, a w jej oczach pojawiło się pytanie, jakby nie rozumiała, czemu ją blokuję.
— Gdzie się Pani wybiera? — zapytałam, starając się, by mój głos zabrzmiał naturalnie, choć wewnętrznie czułam napięcie.
Aneta spojrzała na mnie z lekkim zdziwieniem, unosząc brwi, jakby nie rozumiała, dlaczego blokuję drogę.
— Do sali — odpowiedziała, wyraźnie zaskoczona moim zachowaniem. — Coś nie tak?
Aneta ruszyła w stronę sali, ale nie dałam jej łatwego przejścia. Stanęłam tuż przed nią, zdeterminowana, by nie dopuścić do tego, co zamierzała zrobić.
— Czekamy na nauczyciela angielskiego — powiedziałam z naciskiem, choć wiedziałam, że moje słowa brzmią jak wymówka. Coś mi mówiło, że to nie jest dobry moment na wyjaśnianie sytuacji.
Nauczycielka spojrzała na mnie z wyraźnym zdziwieniem, jakby nie rozumiała, dlaczego nie chcę jej puścić. Próbowała mnie minąć, ale ja zablokowałam jej drogę, stojąc pewnie i nieruchomo, nie pozwalając jej zrobić nawet kroku naprzód.
— Mamy zastępstwo, Nikola — odpowiedziała w końcu, a jej głos zabrzmiał nieco bardziej szorstko, jakby nie miała ochoty dłużej dyskutować.
— Nie może pani tam wejść — powiedziałam, głos miałam pewny, chociaż zaczynałam czuć, jak narasta między nami napięcie.
Blondynka spojrzała na mnie, a ja widziałam, jak jej cierpliwość zaczyna się kończyć. Zaczęła ponownie przesuwać się w moją stronę, próbując wyminąć mnie na siłę.
Zatrzymałam ją jednak w miejscu, robiąc kolejny krok i stawiając jej fizyczną barierę.
— Proszę, Nikola... — zaczęła, próbując obejść mnie po raz kolejny.
— Nie.— odpowiedziałam stanowczo, nie ruszając się z miejsca. Moje serce biło szybciej, ale wiedziałam, że nie mogę teraz odpuścić. Wciąż stałam, nie spuszczając z niej wzroku.
Spojrzała na mnie zniecierpliwiona, po czym wywróciła oczami, zirytowana moim uporem. Już od kilku chwil próbowała minąć mnie, ale za każdym razem stanęłam jej na drodze, blokując każdy możliwy ruch.
— Nikola— warknęła, a jej głos brzmiał coraz ostrzej. Gdy zrobiła krok w bok, jakby miała zamiar obejść mnie, ponownie stanęłam jej na drodze, nie dając jej najmniejszej szansy.
— Jeśli nie przestaniesz, dostaniesz uwagę, Nikola — zagroziła, a jej ton stał się bardziej stanowczy.
Nie czułam się zastraszona. Stałam nieruchomo, nie zamierzając ustępować. Aneta w końcu zrobiła kolejny krok w stronę drzwi, ale ja wiedziałam, że mamy, krótko mówiąc, przesrane.
— Proszę, niech Pani tam nie wchodzi — powiedziałam wręcz błagalnym tonem, nie mogąc ukryć w głosie, że naprawdę mi na tym zależy.
Nauczycielka spojrzała na mnie z rosnącą irytacją, a w jej oczach pojawił się wyraźny błysk niezadowolenia. Chciała mnie zignorować, ale wiedziałam, że nie mogę jej odpuścić. Gdy położyła dłoń na klamce, złapałam ją za rękę, blokując jej ruch.
— Co ty robisz?! — zapytała zszokowana, patrząc na mnie jak na kompletną wariatkę.
Nie odpowiedziałam, po prostu trzymałam ją mocno, nie pozwalając jej otworzyć drzwi. Aneta zirytowana zaczęła szarpać ręką, chcąc uwolnić się z mojego uścisku.
— Zwariowałaś do reszty? — warknęła, a jej głos zabrzmiał ostro, gdy wyrwała dłoń.
Mimo moich starań, nie ustąpiła. Kobieta stała przed mną, odwrócona plecami. Złapała klamkę w dłoń, gotowa nacisnąć ją. Gdy tylko to zrobiła, nastąpił wybuch. Dźwięk jakby wstrząsnął całym korytarzem, a w jednej chwili poczułam, jak zimna, lepiąca się śmietana oblewa moją twarz. Moje oczy natychmiast zamknęły się w reakcji na gwałtowną falę białej masy, a moja skóra poczuła się obciążona tą tłustą substancją. Czułam, jak śmietana spływa po moich włosach, a mokre krople dotykały mojego ubrania i szyi.
— Nikon! — wrzasnęła, a jej ton był ostry jak nóż, pełen złości i rozczarowania. W okamgnieniu poczułam, jak wszystkie moje mięśnie napięły się w reakcji na jej gniew.
Nie zdążyłam nawet zareagować, gdy Aneta, obróciła się w moją stronę. Jej oczy błysnęły gniewem, płonęły z wściekłości, a jej całe ciało było napięte, jakby zaraz miała wybuchnąć.
Cofnęłam się o dwa kroki. Z trudem starałam się złapać oddech, ale w tym momencie wszystko wydawało się nieistotne, poza tym, jak wielką wpadkę właśnie zaliczyłam.
– Zostajesz po lekcjach – wycedziła przez zęby, a w jej głosie nie było litości, ani przestrzeni na jakiekolwiek tłumaczenia.
Otworzyłam usta, chcąc się odezwać, ale od razu je zamknęłam, gdy kobieta podeszła bliżej.
– Jeszcze jedno słowo! – wrzasnęła.
– Ja tylko... – zaczęłam.
– Zamilcz! – przerwała mi.
Zamarłam. Pokiwałam głową, czując, jak wstyd opanowuje całe moje ciało.
Nauczycielka stanęła w drzwiach, nie spuszczając ze mnie wzroku, jakby chciała, żebym poczuła ciężar tej sytuacji w każdej komórce ciała. Po chwili skinęła głową w stronę sali, rozkazując wszystkim, żeby weszli do środka. Spojrzała na mnie z takim wzrokiem, który zmusił mnie do natychmiastowego posłuszeństwa.
– Ty, ze mną – powiedziała, wskazując ruchem głowy na siebie.
Z trudem przełknęłam ślinę i poszłam za nią, nie śmiejąc zająknąć się ani na chwilę. Kiedy tylko weszłyśmy do łazienki, blondynka od razu podeszła do zlewu.
Stanęła przed lustrem, delikatnie obmywając twarz wodą. Jej ruchy były dokładne, powolne, a twarz blada od irytacji. Kiedy spojrzała na mnie w odbiciu, nasze spojrzenia się spotkały, a w jej oczach dostrzegłam czystą złość, jakby z każdą chwilą była coraz bardziej na mnie wściekła.
– Przepraszam, to nie był mój pomysł. To miał być tylko żart dla Pana Korkowskiego...
Nauczycielka nie spuszczała wzroku z lustra, jej palce wciąż mocno trzymały papierowy ręcznik przy twarzy, jakby próbowała pozbyć się nie tylko śmietany, ale i samego tego momentu.
Aneta odwróciła się gwałtownie, jej spojrzenie natychmiast odnalazło moje. W jej granatowych oczach błyszczało coś ostrego – gniew, niedowierzanie, może jedno i drugie naraz. Zacisnęła usta, a napięcie w jej szczęce zdradzało, jak bardzo się powstrzymuje.
— Czy to Cię bawi? — Jej głos był cichy, ale przeszył mnie na wyrost.
Nie odpowiedziałam. Przygryzłam dolną wargę, czując, jak kącik moich ust unosi się lekko, zupełnie poza moją kontrolą. Zgromiła mnie wzrokiem, jakby samym spojrzeniem chciała mnie ustawić do pionu.
— To wszystko jest nieodpowiedzialne, Nikola — powiedziała chłodno, ale w jej tonie czaiło się coś jeszcze. Może rozczarowanie. Może coś, czego sama nie rozumiała. — Naprawdę myślałam, że masz więcej rozsądku. Nawet po Tobie nie spodziewałam się takiego zachowania.
Aneta wzięła głęboki oddech, jakby próbowała zapanować nad własnym gniewem, a potem wskazała umywalkę.
— Umyj się. Wracamy do sali.
Zacisnęłam szczękę, ale nie powiedziałam nic. Po prostu stałam, czując, jak napięcie osiada na moich barkach. Odetchnęłam głęboko, próbując uspokoić myśli, choć wiedziałam, że to i tak niewiele da.
Blondynka uniosła brew, a jej oczy zwęziły się jeszcze bardziej.
— Masz coś jeszcze do dodania? — syknęła, a w jej głosie było więcej złości, niż chciałaby przyznać.
Patrzyłam na nią kątem oka przez chwilę, rozważając odpowiedź, ale ostatecznie nic nie powiedziałam. Po prostu podeszłam do umywalki i odkręciłam wodę. Zanurzyłam dłonie pod strumieniem, a potem przetarłam twarz, pozwalając, by chłód wody choć trochę mnie otrzeźwił.
Zmyłam resztki śmietany z rąk i próbowałam doprowadzić do porządku ubranie, choć wiedziałam, że i tak nie pozbędę się wszystkich plam. Czułam na sobie jej wzrok, który bacznie obserwował każdy mój ruch.
Kiedy skończyłam, ruszyłam za nią bez słowa. Na korytarzu wyminęłam ją szybkim krokiem i zanim zdążyła mnie powstrzymać, otworzyłam drzwi do sali. Zerknęłam na nią przez ramię.
— Spokojnie, jakby znowu miało coś wystrzelić, osłonię Panią własnym ciałem.
Nie czekałam na jej reakcję, ale kątem oka zauważyłam, jak zacięła usta i spojrzała na mnie. Widać było, że moja uwaga dolała oliwy do ognia.
— Jeszcze słowo — wycedziła przez zęby, a jej ton brzmiał jak ostrzeżenie.
Uniosłam ręce w obronnym geście, ale uśmiech nie zniknął mi z twarzy. Minęła mnie i weszła do sali, a ja ruszyłam za nią.
— Macie szczęście, że posprzątaliście ten burdel — rzuciła w stronę uczniów, którzy najwyraźniej zdążyli doprowadzić klasę do porządku. Wciąż było czuć w powietrzu słodki zapach bitej śmietany, ale poza tym wszystko wyglądało w miarę normalnie.
Ruszyłam w stronę Sebastiana, ale zanim zdążyłam sięgnąć po krzesło obok niego, usłyszałam chłodny, stanowczy głos Anety.
— O nie, nie. Ty idziesz do pierwszej ławki.
Zatrzymałam się i spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
— Serio?
Jej spojrzenie mówiło wszystko. Bez dalszej dyskusji ruszyłam do przodu, czując na sobie spojrzenia całej klasy.
Nauczycielka oparła dłonie na biurku i spojrzała na klasę z chłodnym wyrazem twarzy.
— Przez wasze wybryki straciliśmy pół lekcji — oznajmiła ostrym tonem. — I macie szczęście, że to ja byłam ofiarą, a nie pani Dyrektor. W przeciwnym razie wylądowalibyście u niej na dywaniku szybciej, z naganną
W klasie zapadła cisza, ale po chwili Łukasz, który zwykle grał klasowego błazna, odważył się odezwać.
— Nie chcieliśmy Pani urazić. To miał być tylko głupi żart — zaczął niepewnie. —Nikola próbowała Panią powstrzymać, serio.
Spojrzałam na niego z lekkim zaskoczeniem. Nie spodziewałam się, że ktoś stanie w mojej obronie.
Aneta prychnęła cicho, krzyżując ręce na piersi.
— Powinnam wstawić wam wszystkim uwagi.
Po sali poniósł się cichy jęk niezadowolenia, ale nikt nie odważył się protestować.
— Czyj to był pomysł? — zapytała surowo, omiatając wzrokiem uczniów.
Nikt się nie odezwał. Wszyscy unikali jej spojrzenia, wpatrując się w ławki lub ściany, jakby nagle stali się ekspertami w badaniu struktury farby.
W końcu spojrzała na mnie.
Jej granatowe oczy wwiercały się we mnie, jakby w jednej chwili prześwietlała mnie, próbując znaleźć odpowiedź, której nikt inny nie chciał udzielić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top