Rozdział 7 II Niespodziewany gość
Aneta
Oparłam się o drzwi samochodu i odetchnęłam głęboko, czując, jak zmęczenie rozlewa się po całym ciele. Ten dzień był... koszmarny. Długi, chaotyczny i pełen absurdów, które sprawiały, że momentami naprawdę miałam ochotę trzasnąć głową o biurko.
Wciąż nie wierzyłam, że naprawdę dałam się namówić na wyjście ze szkoły przez okno. Ja. Dorosła, odpowiedzialna nauczycielka.
Klucz zgrzytnął w zamku, a ja, opierając czoło o drzwi, czekałam jeszcze chwilę, jakby to miało dodać mi odwagi na kolejne godziny. W końcu nacisnęłam klamkę i weszłam do mieszkania, od razu czując, że coś jest nie tak. Powietrze w przedpokoju miało jakąś inną energię, a może to tylko zmęczenie?
Nie zdążyłam nawet postawić torby, kiedy zza drzwi salonu wybiegł Guzik. Machający ogon, jak zawsze, pełen entuzjazmu. Bieg w jego wykonaniu był czymś na kształt eksplozji radości, która wpadła na mnie, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
– Guzik?! – wyrwało mi się, bardziej zaskoczonym tonem, niż bym chciała.
Patrzyłam na niego, a on na mnie, oczami pełnymi niewinności. Jak gdyby jego obecność była najbardziej naturalną rzeczą pod słońcem. To nie była jednak jego naturalna przestrzeń. Powinien być gdzie indziej, z kimś innym.
– Naprawdę? Co Ty tu robisz? – mruknęłam, a on od razu wskoczył na kanapę, jakby był u siebie.
Zdjęłam płaszcz i powoli zamknęłam drzwi. Cisza była złudna, bo w mieszkaniu wyczuwałam czyjąś obecność. Przeszłam do salonu i wtedy ją zobaczyłam. Siedziała tam, wygodnie rozparta na kanapie, z kubkiem w dłoniach. Jej obecność była tak naturalna, że na chwilę poczułam się obco we własnym domu.
Moja matka.
– Cześć, Anetko – powiedziała, jakbyśmy widziały się wczoraj. Jej ton był zbyt spokojny, jakby wciąż miała nade mną tę subtelną przewagę, którą pielęgnowała latami.
Nie zdążyłam się nawet odezwać, kiedy z kuchni wyszedł Daniel. W jednej ręce trzymał kuchenny ręcznik, którym odruchowo wycierał dłonie, a w drugiej coś, co wyglądało na niedokończony kawałek jabłka. W jego ruchach była ta nieznośna swoboda, jakby obecność mojej matki była czymś, co uzgodnili za moimi plecami.
Podszedł do mnie, objął mnie w pasie i musnął policzek w mechanicznym, niemal bezrefleksyjnym geście.
– Cieszysz się, że Twoja mama wpadła? – zapytał z uśmiechem, który wydawał się nieco przesadny. – Bo ja bardzo.
Patrzyłam na niego przez chwilę, próbując wyłapać w jego głosie ironię. Nic. On naprawdę wyglądał na zadowolonego.
– Jasne – wykrztusiłam w końcu, starając się, by mój ton zabrzmiał bardziej neutralnie niż chłodno. Co ona tu robi? Dlaczego nie uprzedziła mnie, że zamierza się pojawić? I dlaczego Guzik nagle wrócił, jakby to był jakiś rodzinny skarb, który wypożycza się sobie nawzajem?
Tymczasem pies rozgościł się na kanapie obok niej. Wyglądał tak, jakby właśnie znalazł swoje miejsce na ziemi, a jej ręka, delikatnie głaszcząca jego uszy, była w tym momencie spełnieniem jego wszelkich marzeń. Ona też wyglądała, jakby była u siebie - nie na kanapie, ale w całym moim mieszkaniu.
– Mamo, co tutaj robisz? – W końcu udało mi się wyrzucić z siebie to pytanie, choć moje własne słowa wydały mi się dziwnie niepewne.
– Przyszłam zobaczyć, jak sobie radzicie – odparła lekko, jakby to było coś, co robi co tydzień. Sięgnęła po kubek stojący na stoliku i upiła łyk kawy. – No i przyprowadzić Guzika.
– Guzika? – powtórzyłam z niedowierzaniem, nie potrafiąc ukryć rosnącego napięcia.
– Tak – potwierdziła, wzruszając ramionami w ten charakterystyczny sposób, który zawsze kojarzył mi się z jej beztroskim podejściem do życia. – Nie mam już czasu, żeby się nim zajmować. Poza tym, on za wami tęskni.
Za nami? Spojrzałam na psa, który właśnie przeciągnął się z rozkoszą na kanapie, jakby cały dzień czekał tylko na ten moment. Wyglądał na dokładnie takiego samego Guzika, jakiego pamiętałam, tylko szczęśliwszego.
Daniel zerknął na mnie z błyskiem w oku, kompletnie ignorując fakt, że właśnie próbowałam przetrawić tę absurdalną sytuację.
– To świetnie, prawda? – rzucił, wskazując na psa.
Jego entuzjazm był jak cios w brzuch. Nie mogłam się zmusić do odpowiedzi, ale on najwyraźniej nawet jej nie potrzebował. Spojrzałam na moją matkę, siedzącą z rozluźnionym wyrazem twarzy.
Świetnie? To był ostatni przymiotnik, który przychodził mi do głowy. Guzik rozłożony na kanapie jak władca tego mieszkania, moja matka rozgoszczona w salonie, a ja, po dniu, który zdawał się nie mieć końca, marząca tylko o chwili samotności. Wszystko wokół mnie zaczynało wyglądać jak scenariusz niekontrolowanego chaosu.
– Może trochę niespodziewanie – wydusiłam, próbując wykrzesać z siebie coś na kształt uśmiechu. Wiedziałam jednak, że bardziej przypomina to wymuszoną grzeczność niż prawdziwą radość.
– Och, Aneta, daj spokój – odezwała się matka, odkładając kubek na stolik z przesadną ostrożnością. – Dom bez psa to nie dom, a wy macie tu przecież tyle miejsca. Guzik będzie tu szczęśliwy, zobaczysz.
Daniel skinął głową z entuzjazmem, który zaczynał mnie coraz bardziej irytować. Jakby zapomniał, że mieszkanie nie jest wyłącznie jego, a decyzje o nagłych „przeprowadzkach" czworonogów mogłyby jednak wymagać mojej aprobaty.
– A skoro już tu jestem – zaczęła matka tonem, który zapowiadał coś dłuższego i bardziej męczącego – chciałam z Tobą porozmawiać. Jak tam przygotowania do ślubu? Załatwiliście już salę?
– Tak, mamo – odparłam znużonym głosem, osuwając się na fotel naprzeciwko niej. – Sala jest, menu ustalone, wszystko w porządku.
– A sukienka? – zapytała z tym swoim typowym uporem, który zawsze sprawiał, że czułam się jak dziecko odpowiadające przed nauczycielką. – Kochanie, muszę Ci coś powiedzieć, wyglądasz na zmęczoną. Może powinnaś trochę zwolnić?
– Dzięki za troskę, mamo – odpowiedziałam, przygryzając wargę, żeby powstrzymać się od bardziej dosadnego komentarza. – Mam wszystko pod kontrolą.
Jej wzrok przesunął się po mieszkaniu, jakby szukała dowodów na to, że kłamię.
– No nie wiem – powiedziała z lekkim westchnieniem. – Macie tutaj okropny bałagan. Aneta, nie możesz dopuścić, żeby takie rzeczy Cię przerastały. Przed weselem pewnie będzie mnóstwo gości, a ludzie zawsze patrzą na takie szczegóły.
Zanim zdążyłam zareagować, Daniel wtrącił się, uśmiechając się lekko, jakby cała sytuacja była tylko drobnym nieporozumieniem.
– Mamo, daj spokój – rzucił, zerkając na leżące na dywanie zabawki Guzika. – Aneta miała dziś ciężki dzień. Zresztą wczoraj sprzątałem.
– Danielu, ja tylko chcę, żeby wszystko było idealne – odparła, unosząc ręce w obronnym geście. – To przecież ślub mojej córki.
Matka spojrzała na niego z delikatnym niedowierzaniem, a potem znów zwróciła się do mnie.
– Aneta, nie myślałaś, żeby poprosić kogoś o pomoc? Może Twoja siostra mogłaby się czymś zająć? Wiesz, ona zawsze była taka zorganizowana.
Nie powstrzymałam westchnienia. Nie miało sensu. Ten odruch był zbyt automatyczny, zbyt naturalny. W jednej chwili przypomniałam sobie, dlaczego tak bardzo unikałam tych rozmów. Dlaczego wizyty mojej matki wywoływały we mnie mieszaninę złości i zmęczenia
– Wszystko jest pod kontrolą, naprawdę – powtórzyłam spokojnie, choć w środku czułam narastające napięcie. Mój wzrok znów powędrował w stronę psa, który z pełnym oddaniem zajmował się swoją gumową kością. W jego świecie nie było krytycznych spojrzeń ani niewygodnych pytań. Chciałabym choć przez chwilę mieć ten spokój.
– Aneta, kochanie, naprawdę, masz taki młody organizm, a wyglądasz, jakbyś spała po dwie godziny dziennie – zaczęła matka, marszcząc brwi, jakby oceniała mnie od stóp do głów. – Powiedz mi szczerze, czy ty w ogóle znajdujesz czas dla siebie? Pamiętaj, zmęczona panna młoda to pierwszy krok do katastrofy. Ludzie na pewno to zauważą.
– Mamo, wszystko jest w porządku – odparłam z naciskiem, starając się, by moja cierpliwość nie wypadła z głosu.
– Tak, tak, ale ja Cię znam. Zawsze twierdzisz, że wszystko gra, a potem, jak coś się zawali, to nagle jesteś w szoku. Na przykład ten bałagan... – Przerwała, omiatając pokój wzrokiem z wyrazem dezaprobaty. – Może powinniście rozważyć zatrudnienie kogoś do sprzątania? To przecież nie wstyd. W waszym przypadku to byłaby inwestycja w zdrowie.
Daniel w tym czasie siedział na podłodze i wyglądał, jakby rozmowa zupełnie go nie dotyczyła, co tylko podsycało moją frustrację.
– Naprawdę nie ma takiej potrzeby – odpowiedziałam szybko, chcąc jak najszybciej zakończyć temat.
– Och, ależ jest! – Matka wzięła łyk kawy, po czym spojrzała na mnie tym swoim przenikliwym wzrokiem, jakby próbowała zdiagnozować każdy aspekt mojego życia. – Jaką suknię wybrałaś? Mam nadzieję, że to coś eleganckiego, a nie takie nowoczesne fanaberie, co teraz młode dziewczyny noszą. Bez rękawów albo, o zgrozo, bez ramiączek!
– Suknia jest klasyczna – odpowiedziałam powoli, z naciskiem na każde słowo, próbując zakończyć temat zanim naprawdę się rozwinie.
– Klasyczna, powiadasz? – Matka uniosła brwi, a w jej tonie dało się wyczuć nutę sceptycyzmu. – Klasyczna jak księżna Kate, czy może raczej jak ta celebrytka, co na swoim ślubie miała różowe pióra?
Zacisnęłam zęby, wiedząc, że w tym momencie jesteśmy na drodze bez wyjścia. Ten temat miał potencjał, by ciągnąć się w nieskończoność. Wzięłam głęboki oddech, powstrzymując chęć rzucenia czegoś zbyt ostrego.
– Mamo... – zaczęłam, próbując przejąć kontrolę nad rozmową, ale ona oczywiście musiała przerwać.
– A co z podróżą poślubną? – rzuciła nagle, z entuzjazmem w głosie. – Daniel coś wspominał? To musi być coś wyjątkowego, kochanie. Może Włochy? Grecja? Wyglądasz, jakbyś potrzebowała słońca i odpoczynku.
– Jeszcze o tym nie myśleliśmy – odparłam, starając się brzmieć neutralnie, choć w środku narastało we mnie napięcie.
Chłopak, który do tej pory grzebał w telefonie, nawet nie podniósł wzroku.
– Daniel? – Mama zwróciła się do niego nagle, z widoczną irytacją w głosie. – Rozmawiałeś z Anetą o podróży poślubnej? To przecież ważne!
Spojrzał na nią z lekkim zaskoczeniem, jakby dopiero zdał sobie sprawę, że rozmowa nie dotyczy psa.
– Podróż? Hmm... Jeszcze nie – odpowiedział, wzruszając ramionami. – Mamy przecież jeszcze mnóstwo czasu, prawda? – dodał.
Mama westchnęła teatralnie, przenosząc wzrok na mnie, jakby to wszystko było moją winą.
– Widzisz, Aneta? On nawet o tym nie myśli! Ty musisz wszystko zaplanować. W przeciwnym razie, kochanie, obudzisz się z ręką w nocniku.
Zacisnęłam dłonie na podłokietnikach fotela, próbując zachować spokój, ale zanim zdążyłam odpowiedzieć, jej spojrzenie przeniosło się na stół, gdzie wciąż stały brudne kubki.
– Jasna cholera, Aneta, kiedy ostatnio naprawdę tu sprzątałaś? – rzuciła, a w jej głosie zabrzmiała nuta wyraźnej dezaprobaty.
Spojrzała na mnie z mieszaniną troski i wyższości, jakby dokładnie wiedziała, co powinnam zrobić ze swoim życiem, a jednocześnie była przekonana, że na pewno tego nie zrobię.
– Kochanie, nie odbieraj tego źle – zaczęła tonem, który sugerował, że na pewno odbiorę to źle. – Ale może po prostu potrzebujesz więcej organizacji?
Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale szybko zmieniłam zdanie. Każda moja odpowiedź tylko pogorszyłaby sytuację.
– Aneta zawsze ma wszystko pod kontrolą, prawda, kochanie? – wtrącił Daniel, posyłając mi jeden ze swoich beztroskich uśmiechów.
Mama spojrzała na niego z pobłażaniem.
– Daniel, Ty zawsze tak mówisz, a to ona wszystko nosi na swoich barkach. Nie widzisz, jak wygląda? Wyglądasz na wyczerpaną, Aneta. Może powinnaś wziąć urlop przed ślubem? Trochę odpocząć, zebrać siły.
– Naprawdę nie potrzebuję urlopu, dopiero zaczęłam nową pracę – odpowiedziałam szybko, próbując zakończyć temat.
– Och, ależ potrzebujesz – upierała się mama. – Albo przynajmniej zorganizuj sobie pomoc.
Daniel w końcu podniósł się z podłogi.
– Mamo, Aneta świetnie sobie radzi. Nie musisz się tak martwić.
Spojrzałam na niego z wdzięcznością, ale zanim zdążyłam poczuć ulgę, znowu się odezwała.
– Świetnie sobie radzi? No nie wiem. Wystarczy spojrzeć na ten stół, a poza tym, wiesz, Daniel, czasem trzeba pomyśleć o kimś więcej niż tylko o sobie.
Słowa zawisły w powietrzu jak ciężka chmura. Zacisnęłam usta, czując, że zaraz coś w końcu pęknie. W tym momencie Guzik zaszczekał, jakby chciał przerwać napięcie. Niestety, nie pomógł.
– Mamo, naprawdę nie musisz mnie tak pouczać. Mam prawie trzydzieści lat, wiem, co robię – powiedziałam chłodno, bardziej stanowczo niż zamierzałam.
Mama uniosła brew, a na jej twarzy pojawił się ten wyraz, który pamiętałam z dzieciństwa - połączenie surowości i nieugiętej pewności siebie.
– A czy na pewno wiesz? – zapytała, nachylając się lekko do przodu. – Bo z tego, co widzę, to niewiele się zmieniłaś, Aneta. Nadal myślisz, że możesz wszystko zrobić sama, a potem, kiedy przychodzi co do czego, dzwonisz do mnie z płaczem.
Poczułam, jak wzbiera we mnie fala gniewu.
– To było lata temu, mamo! – odparłam z irytacją. – Myślisz, że ciągle jestem tamtą dziewczyną, która nie potrafiła sobie poradzić?
Mama założyła nogę na nogę i spojrzała na mnie z zimnym spokojem, który natychmiast mnie spacyfikował.
– Myślę, że czasem nadal jesteś tą dziewczyną, która uparcie udaje, że wszystko ma pod kontrolą, a potem wybucha, bo sama już nie wie, jak to wszystko ogarnąć. To nie jest zarzut, Aneta, to po prostu prawda.
Zabrakło mi słów. Daniel spojrzał na mnie z czymś w rodzaju współczucia, ale nie zamierzał się wtrącać.
– Posłuchaj mnie uważnie – kontynuowała. – Ja nie mówię tego, żeby Cię zdenerwować. Mówię to, bo Cię kocham i wiem, że się przeciążasz. Jeśli teraz, przed ślubem, się rozsypiesz, to nie będzie ani pięknego dnia, ani szczęśliwej panny młodej. Więc może czas przestać się tak spinać i posłuchać tych, którzy chcą Ci pomóc.
Spojrzała na mnie wyczekująco, jakby czekała na przeprosiny, które wiedziałam, że muszę wymusić na sobie, nawet jeśli wszystko we mnie krzyczało inaczej.
– W porządku, mamo – odparłam cicho, z trudem ukrywając frustrację. – Doceniam Twoją troskę.
– No właśnie – powiedziała zadowolona, opierając się wygodniej w fotelu. – Wiedziałam, że w końcu dojdziesz do tego samego wniosku.
Siedziałam cicho, słuchając, jak mama bez przerwy wypowiada kolejne uwagi, każda z nich wbijała się w mnie jak igła. Jej głos, pełen nieubłaganego krytycyzmu, mieszał się z szumem w moich uszach, a moje ręce zacisnęły się na kolanach.
– A propos ślubu... – kontynuowała mama, jakby nie zauważała mojej coraz bardziej napiętej postawy. – Może powinnaś trochę bardziej zwrócić uwagę na te detale? Na przykład na dekoracje. Pamiętam, jak w Twoim pokoju zawsze panował taki chaos. Jak możesz myśleć, że wszystko pójdzie gładko, skoro nie potrafisz zapanować nad tymi drobiazgami?
Każde słowo odbijało się echem w mojej głowie. Były chwile, gdy czułam, jak zaraz wybuchnę. Miałam ochotę powiedzieć jej, żeby dała mi spokój, ale wiedziałam, że wtedy zapłacę za to jeszcze większym stresem.
– A Daniel? – Mama nie ustępowała. – Zastanów się, czy naprawdę jesteście na to gotowi. On to wszystko traktuje jak zabawę. A Ty? Próbujesz to ogarnąć, jakbyś była jedyną osobą, która ma na to wpływ.
Czułam, jak coś zaczyna ściskać mi gardło. Serce biło szybciej, a ja nie byłam w stanie powstrzymać łez, które groziły, że zaraz zaczną spływać po moich policzkach. Miałam ochotę wstać i wyjść, zamknąć drzwi za sobą, ale byłam zbyt zmęczona, by podjąć tę walkę. Zamiast tego siedziałam nieruchomo, starając się opanować drżenie, które czułam w całym ciele.
– Aneta – mówiła dalej, nie zwracając uwagi na moją ciszę – pamiętaj, że nie jesteś sama.
Łzy zebrały się w moich oczach, ale udało mi się je powstrzymać. Spojrzałam w stronę narzeczonego, licząc na jakiś gest wsparcia, ale on był tak zamknięty w swoim świecie, że nawet tego nie zauważył.
– Mamo, ja wiem, że się o mnie martwisz – powiedziałam cicho, starając się nie zdradzić emocji w głosie. – Ale czasami czuję, jakbyś nie wierzyła, że mogę to zrobić.
Mama zamilkła na chwilę, a ja odetchnęłam, myśląc, że w końcu udało mi się przerwać ten niekończący się potok słów, ale zamiast tego spojrzała na mnie z bardziej łagodnym wyrazem twarzy.
– Aneta, nie jestem w stanie Cię zmienić. Wiem, że jesteś silna i zdolna, ale musisz nauczyć się, kiedy pozwolić sobie na pomoc.
Czułam, jak opada ze mnie napięcie, ale nie byłam w stanie pozbyć się uczucia, że jestem na skraju wytrzymałości.
– Aneta, słuchaj – powiedziała to spokojnym, ale stanowczym tonem, który sprawiał, że z każdą sekundą czułam, jak robi mi się coraz gorzej. – Zawsze byłaś zbyt zapatrzona w swoje racje. Zawsze musiałaś udowodnić wszystkim, że masz rację, że to Ty wiesz najlepiej, a przez to, jak się zachowujesz, zniszczyłaś już niejedną rzecz w swoim życiu.
Czułam, jak jej słowa trafiają prosto w sedno. Miałam ochotę odpowiedzieć, ale bałam się, że zrobię tylko gorzej.
– Nigdy nie byłaś w stanie odpuścić. Teraz, nie pozwolę Ci zniszczyć tego ślubu. Nie pozwolę Ci, żebyś sprawiła, że będę musiała wstydzić się przed całą rodziną, bo Ty postanowiłaś, że wszystko będzie po Twojemu.
Uderzyła mnie jej pewność, jakby była przekonana, że mam już wszystko zrujnowane. Chciałam odpowiedzieć, ale nie pozwalała mi nawet dojść do słowa.
– Spójrz na swoją siostrę – dodała, patrząc na mnie z wyraźnym wyrzutem. – Zawsze byłaś inna, nie umiałaś się podporządkować. Ona zawsze miała głowę na karku. Zawsze potrafiła zrozumieć, co jest ważne, a Ty? Ty nigdy nie nauczyłaś się, jak to wszystko dobrze zaplanować, jak dać sobie pomóc.
Przełknęłam gorycz tych słów. Siostra, ta, która zawsze była „tą najlepszą" w oczach mamy. Porównania zawsze bolały, ale teraz, w tej chwili, bolały bardziej niż kiedykolwiek.
– Posłuchaj mnie – powiedziała, starając się brzmieć jeszcze bardziej stanowczo. – Ja zaplanuję ten ślub i zrobię wszystko tak, jak ja uważam, żeby wszystko wypadło jak najlepiej. Żadnych wymówek, żadnych sprzeciwów. Chciałaś ten ślub, to teraz go masz, ale nie pozwolę Ci zrobić z niego cyrku.
– Nie – powiedziałam cicho, ledwo słyszalnie, jakby nie mogłam zebrać sił, by mówić głośniej.
Mama spojrzała na mnie, zaskoczona, jakby nie mogła uwierzyć, że usłyszała to, co właśnie powiedziałam.
– Co powiedziałaś? – zapytała, wyraźnie zdezorientowana.
Powtórzyłam, ale tym razem z większą pewnością siebie, starając się nie dać się zastraszyć jej spojrzeniu.
– Nie – powiedziałam głośniej, czując, jak moje serce bije szybciej.
Mama na chwilę zamilkła, a potem zaśmiała się w sposób, który był tak zimny i oschły, że poczułam dreszcze.
– Ty? Myślisz, że będziesz mi się sprzeciwiać? – zapytała, jakby nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. – I co, zamierzasz rządzić swoim ślubem? Ty? Znowu chcesz wszystko kontrolować, jak zawsze? Całe życie byłaś pyskata – ciągnęła, stając się coraz bardziej złośliwa. – Potem dziwisz się, że wszystko się sypie. Tak, dobrze słyszysz, a teraz chcesz popsuć jeszcze ten dzień? Ślub? Na pewno Ci na to nie pozwolę.
Jej słowa bolały bardziej niż cokolwiek, co mogłaby powiedzieć. Próbowałam zebrać myśli, ale czułam, jak powoli tracę grunt pod nogami.
– Wiesz co? – dodała, zniżając głos, ale wciąż wyraźnie wbijając mi każdy wyraz w serce. – Wiesz, co zrobiłaś przez całe życie? Zawsze myślałaś, że jak podniesiesz głos, to wszyscy będą się Ciebie bać. Chciałaś rządzić, nie liczyć się z nikim, a teraz? Spójrz na siebie. – Jej głos podniósł się, stając się ostry i pełen nienawiści.
Czułam, jak moje ciało zaczyna drżeć, a serce bije coraz szybciej. Te słowa, ta wściekłość w jej oczach.
– Teraz zamierzasz zniszczyć ten ślub, co? Myślisz, że co? Że wszystko zrobisz po swojemu? Błąd, Aneta. Mam już dosyć Twojego marnego życia, żeby jeszcze zobaczyć jak rujnujesz ten dzień! – krzyknęła, a jej głos zabrzmiał jak ostry nóż wbijający się w moje wnętrze.
Zamarłam. Jej słowa były tak pełne wściekłości, tak wstrząsające, że prawie straciłam oddech. Wydawało mi się, że moje serce zaraz przestanie bić.
– Ja wszystko zaplanuje i nie będziesz miała NIC do gadania! – powtórzyła z takim naciskiem, że poczułam, jakby jej słowa dosłownie miażdżyły mi duszę. – W końcu będziesz musiała nauczyć się, co to znaczy mieć porządek w życiu, Aneta! To ja planuję ten ślub, to ja załatwię wszystko, bo Ty znowu zepsujesz wszystko, jak zawsze!
Zaczęłam oddychać coraz płycej, czując, jak zaczynam się pocić. Mama nie przestawała, jakby wcale nie zwracała uwagi na moje uczucia, na to, jak jej słowa mnie krzywdzą.
– Zrozum, wreszcie! – krzyknęła, jej twarz była czerwona ze złości. – To ja wiem, co dla Ciebie najlepsze! Jesteś za głupia, żeby zająć się tak ważną sprawą! Więc teraz, będziesz posłuszna i będziesz robić, co Ci każę!
Jej ostatnie słowa wybuchły jak grom. Poczułam, jak wszystko w środku mnie zamarło, a łzy napływały do oczu. Patrzyłam na nią, z trudem starając się oddychać, ale nie mogłam nic powiedzieć.
Spojrzała na mnie z triumfem, jakby była pewna, że złamała mnie do końca. W jej oczach nie było już żadnej troski, empatii, tylko czysta nienawiść.
– Rozumiemy się? – zapytała, a jej głos był lodowaty i pełen pogardy.
Z trudem przełknęłam ślinę i odpowiedziałam, starając się powstrzymać kolejne łzy spływające po moich policzkach.
– Tak, mamo...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top