Rozdział 3 "Cholera, ja się nie nadaje do życia w społeczeństwie."
Integracje z Malfoy'em Rose postanowiła zacząć od małych kroczków.
Jej pierwszym celem było mówienie chłopakowi 'cześć', gdy mijali się na korytarzu lub chociażby powstrzymanie się od posyłania mu morderczego spojrzenia za każdym razem, gdy go widziała.
I mimo, że z pozoru było to bardzo proste, dla Rose, która naprawdę nie znosiła blondyna, był to nie lada wyczyn.
Za każdym razem, kiedy widziała go gdzieś na korytarzu lub w bibliotece, próbowała wziąć się w garść, otworzyć buzię i odmruknąć ciche przywitanie, ale jak do tej pory nigdy jej się to jeszcze nie udało. Było tak, jakby coś wewnętrze ją blokowało. Nie pomogła tu nawet rozmowa z Amy, która próbowała wytłumaczyć jej na spokojnie, że powinna dać Malfoy'owi szansę...
Takim właśnie sposobem minęły dwa tygodnie, podczas których Rose nieudolnie próbowała nawiązać z chłopakiem jakąś rozmowę, która nie skończyłaby się kłótnią. Jak można się było domyślić, na próbach się skończyło.
- Rose, wszystko w porządku? - zapytał któregoś dnia Jasper, trącając ją łokciem. Całą ekipą zmierzali w kierunku Wielkiej Sali, ale chłopak specjalnie zwolnił, chcąc nieco odłączyć się od pozostałych osób, by móc spokojnie porozmawiać ze swoją przyjaciółką. - Ostatnio jesteś jakaś cicha i martwię się trochę o ciebie...
Rudowłosa wyrwała się z zamyślenia i uśmiechnęła się do Finnigana.
- Nic się nie dzieje, spokojnie. - odparła, zamyślając się na chwilę. Nie czuła się na siłach, by wyjawiać komukolwiek swoje problemy, związane z próbą dania Malfoy'owi szansy. - Po prostu... Staram się zrobić coś, czego wszyscy wokół ode mnie wymagają, ale... Dla mnie to dosyć trudne.
- Och, a... Potrzebujesz może pomocy, Rose? - spytał, patrząc na nią uważnie. - Pamiętaj, że zawsze ci pomogę, tak samo, jak Maks, Amy, Megan i Roxanne. Nawet Albus, który jest...dość specyficzny, widzi, że coś cię gryzie.
Te słowa wcale nie pocieszyły dziewczyny. Wszystkie osoby, które wymienił Jasper oczekiwały od niej, że pogodzi się ze Scorpiusem, co sprawiało, że nie mogli spojrzeć na jej problem obiektywnie, a co za tym szło i tak zostawała z tym wszystkim sama.
- Tak, wiem, Jasper. I dzięki, naprawdę, ale... Muszę się z tym uporać sama, okej? - mruknęła, będąc nieco zakłopotaną. Wlepiła swoje spojrzenie w ziemie i przyspieszyła kroku, dołączając się do reszty swoich przyjaciół.
I choć wydawać by się mogło, że dziewczyna jest szczęśliwa, żartując i śmiejąc się wraz z Amy i Maksem, tak naprawdę było jej niesamowicie przykro.
Danie szansy Scorpiusowi było dla niej prawdziwym wyzwaniem, które dużo ją kosztowało, między innymi przez to, że musiała wyjść ze swojej strefy komfortu, by odezwać się do niego choćby słowem. A rozmowa z Jasperem tylko upewniła dziewczynę w tym, że jest sama ze swoim problemem.
🌹
Biblioteka była miejscem wytchnienia dla Rose w ostatnich dniach.
W miejscu tym trzeba było zachować spokój i ciszę, a dodatkowo praktycznie nikt z jej przyjaciół w tamte rejony się nie zapuszczał. Jedynie Amy sporadycznie się tam pojawiała, jednak ona zazwyczaj po prostu wypożyczała daną książkę i zabierała ją ze sobą do dormitorium. Rose za to uwielbiała siedzieć wśród regałów, wyobrażając sobie, że jest wtedy w zupełnie innym, odległym świecie.
Była gotowa siedzieć tam godzinami, przeglądając różne książki, odrabiając zadania, czy po prostu gapiąc się przez okno. Nikt jej tam nie widział, a Rose czasami zastanawiała się, czy pani Pince w ogóle zdawała sobie sprawę, że ktoś znajduje się w bibliotece.
- Lumos! - szepnęła dziewczyna, rozświetlając sobie wąskie przejście między regałami, gdzie prawie nie dochodziło światło słoneczne.
Rudowłosa była właśnie w trakcie poszukiwania książki na temat rzadkich roślin, której potrzebowała do napisania wypracowania dla profesora Longbottoma. Swoją drogą, było to całkiem zabawne, że w szkole był on jej profesorem, a w domu swobodnie mogła go nazywać wujkiem.
Potrzebną jej lekturę znalazła już po chwili, więc zgasiła różdżkę, wychodząc z ciemnego zaułku, po czym ruszyła do dobrze oświetlonego miejsca, gdzie znajdowało się kilka stolików. Bardzo często tam przesiadywała, patrząc przez okno lub po prostu czytając.
- Cześć. - mruknął nagle ktoś, kogo Rose rozpoznała już po samym głosie. Zdecydowanie nie była zadowolona z jego obecności w tamtym miejscu.
Niechętnie odwróciła głowę w stronę, z której dochodził głos i zobaczyła wyższego od siebie blondyna, trzymającego naręcze książek. Nie uśmiechał się, a jedynie patrzył na nią smutno.
Nie była w stanie wydusić z siebie, choćby głupiego 'hej', więc jedynie kiwnęła mu głową, odpowiadając na jego przywitanie.
Nie usatysfakcjonowało to go.
- Mogłabyś mi choć raz odpowiedzieć, wiesz? To nie jest trudne. - mruknął, cały czas na nią patrząc. Rose poczuła się bardzo nieswojo.
Wiedziała, że chłopak nie miał pojęcia, ile razy próbowała się z nim przywitać, ale i tak zrobiło jej się przykro.
- Nie powiesz nic? - dopytywał, a choć mogłoby się wydawać, że robi to złośliwie, wcale tak nie było.
- Zostaw mnie w spokoju. - oznajmiła, a jej głos wydawał się o wiele mniej groźny niż w jej głowie.
- Serio, Rose? - westchnął chłopak, który liczył na... W sumie sam nie wiedział na co. Podszedł do niej od razu, kiedy ją zobaczył, rzucając szybkie przywitanie. Myślał, że może kiedy byli sami, bez żadnych świadków dziewczyna będzie bardziej skłonna do rozmowy z nim. Nieco się przeliczył. - Myślałem, że...
- Że co? - mruknęła, zaciskając pięści i mrużąc swoje piwne oczy.
- Że porozmawiamy. - westchnął, odwracając od niej wzrok. - Jak normalni ludzie. Ja przecież ci nic nie zrobiłem.
- Malfoy, bądźmy szczerzy... Czy my kiedykolwiek normalnie ze sobą porozmawialiśmy? - spytała, nawet nie czekając na jego odpowiedź. - No właśnie. Nie wiem, więc, dlaczego myślałeś, że tym razem mogłoby być inaczej.
- Nie wiem, co sobie myślałem. - przyznał gorzko, a atmosfera zrobiła się naprawdę napięta. - W sumie, to mogłem się tego po tobie spodziewać.
Na te słowa Rose wciągnęła głośno powietrze, patrząc na niego z niedowierzaniem. Z jednej strony marzyła, by skończyć tę bezsensowną i prowadzącą donikąd dyskusję, a z drugiej nie chciała, by Scorpius miał poczucie przewagi.
- Jesteś w tym momencie po prostu śmieszny, Malfoy. - prychnęła, zakładając ręce na piersiach. Chciała dać mu szansę, a tymczasem jedynie pogarszała całą sytuację, choć w tym momencie i tak było jej wszystko jedno. - Nie gadam z tobą, bo nie mam zamiaru zniżać się do twojego poziomu.
- Och, no tak... Zapomniałem, że ja Scorpius Malfoy nie dorastam ci nawet do pięt, droga Rose Weasley. - sarknął wzburzony chłopak. On też inaczej planował tę rozmowę. - Wiesz co? Może Albus faktycznie się mylił; przyjaźń nie jest dla nas.
I odszedł w tylko sobie znanym kierunku, zostawiając zdenerwowaną Rose.
🌹
Trzask zamykanych przez Rose drzwi od jej dormitorium musieli usłyszeć chyba wszyscy w zamku i jego okolicach.
Wkurzona do granic możliwości dziewczyna wparowała do pokoju, z pośpiechu zapominając nawet o książkach, które miała wypożyczyć z biblioteki.
- Merlinie, Rose, ktoś cię napadł, czy co? - spytała Megan, patrząc na nią, jak na uciekiniera z oddziału dla obłąkanych.
- Nieśmieszne, Meg. - warknęła, usadawiając się na swoim łóżku i prychając ostentacyjnie.
- Jeju, a co tobie? - dodała zdziwiona jej zachowaniem Roxanne. Szatynka odrzuciła wszystko, czym do tej pory się zajmowała i przyjrzała się jej uważnie. Już po samej minie kuzynki wiedziała, że szykuje się jakaś grubsza akcja.
- No pomyśl. - syknęła Rose, mrużąc gniewnie oczy.
Dziewczyny wymieniły między sobą zaniepokojone spojrzenia, ale nie odezwały się, czekając na wybuch przyjaciółki.
- Głupi, tleniony blondyn, co myśli... Merlinie, nie! On nie myśli. - wykrzyknęła, sfrustrowana. - Naprawdę, chciałam mu dać szansę, byłam już temu bliska, ale teraz to już sama nie wiem. Jeśli wcześniej irytował mnie bez konkretnego powodu, to obecnie... Ja... Brakuje mi słów, żeby opisać, jak bardzo mnie zdenerwował!
Amy westchnęła, załamana, a następnie podeszła do Weasley'ówny i przytuliła ją mocno.
- Jeju, Rose... Jeśli naprawdę się tak nie znosicie to trudno, Albus będzie musiał to przeżyć. - stwierdziła, wzdychając ponownie. - Może miałaś rację, mówiąc, że ty i Scorpius nigdy się nie zaprzyjaźnicie.
- Ale, Amy, wszyscy wokół chcą, byśmy się dogadywali... - jęknęła rudowłosa. - A ja się starałam, ale... Nie umiałam się z nim nawet przywitać w jakiś cywilizowany sposób. Cholera, ja się nie nadaje do życia w społeczeństwie.
- Rose, pleciesz głupoty. - stwierdziła Roxanne, podchodząc do niej, a Megan po chwili uczyniła to samo. - Może Malfoy i Weasley jakoś genetycznie mają zakodowane, by się nawzajem nie lubić?
Rudowłosa zdziwiła się sama sobie, ale lekko się zaśmiała.
- Może i tak... - mruknęła, uśmiechając się delikatnie. - No nic, macie rację. Albus to przeżyje, a ja nie mam zamiaru użerać się z tym blondynem.
Dziewczyny pokiwały głowami.
- Dobra, zmieńmy temat na coś bardziej...wesołego, w porządku? - zaproponowała ugodowo blondynka, siadając na podłodze, po czym różdżką przywołała do siebie jakiś pakunek, którym okazało się czerwone wino. Roxanne uśmiechnęła się szeroko.
- Oj, pani prefekt naczelna i w dodatku córka profesora i przechowuje takie rzeczy? - spytała z przekąsem. - Czy to nie jest czasem...nielegalne?
- Oj, bo uwierzę, że ty niczego nie chowasz. - mruknęła Amy. - To, że zostałam prefektem, nie oznacza, że zostałam świętą, mam żyć w celibacie i zamieszkać w klasztorze. Mam skończone siedemnaście lat, w świetle czarodziejskiego prawda jestem pełnoletnia.
- No dobra, przekonałaś mnie! - zawołała mulatka, również siadając na dywanie. - Dobra, idziecie do nas, czy mam to wypić na spółę z Amy?
- Idziemy, idziemy. - stwierdziła Rose, dosiadając się do nich. - Szkoda, że macie tylko jedną butelkę.
- Jutro lekcje, imprezowanie zostawmy na weekend. - zadecydowała Amy, zachowując resztki zdrowego rozsądku.
Dwie godziny później cała butelka wina została opróżniona, a dziewczyny powoli zaczęły kłaść się do łóżek.
Leżąc pod ciepłą kołdrą, Rose jeszcze raz zastanowiła się nad rozmową z Malfoy'em... Czy było warto dać mu szansę? Rudowłosa siłą powstrzymała się od automatycznej odpowiedzi, która brzmiałaby 'nie'. Jeśliby się nad tym zastanowić, to blondyn wyglądał, jakby zależało mu na rozmowie z nią, zresztą sam jej to powiedział...
Może mogła spróbować z nim porozmawiać ponownie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top